sobota, 28 sierpnia 2010
DRYF - nowa produkcja filmowa.
Jest to film oparty o autentyczne zdarzenia z naszego kraju, naszpikowany mega-galaktyką gwiazd filmu i polityki.
środa, 25 sierpnia 2010
"Nowoczesna Polska"
No i Palikot zakłada partię!
Na razie, jak podają media będzie to zespół parlamentarny o dźwięcznej nazwie "Nowoczesna Polska", ale już niedługo....
Tak więc przyrodni brat Bronisława Komorowskiego oraz mecenas Donalda Tuska postanowił usamodzielnić się i osiągnąć osobisty sukces za osobiste, z takim trudem ..... (tu każdy może wstawić w jaki sposób jego zdaniem poseł doszedł do majątku) pieniądze.
"Nowoczesna Polska" to piękna nazwa i chwytliwa.
Dla wielu ludzi młodych, dla których nowoczesność kojarzy się z pederastią, sodomią, olewactwem oraz "róbtacochcetyzmem" i buractwem antyreligijnym, partia Palikota będzie alternatywą wobec zastałej i zdziadziałej Platformy Obywatelskiej a nic nie znaczącego LSD (czy też SLD - jak kto woli).
Nowoczesny Polak tworzy "Nowoczesną Polskę" i już ma chętnych do wstąpienia w jej szeregi.
Najbardziej nowocześni z szeregów nowoczesnej młodzieży parlamentarnej już zdeklarowali swój akces do "palikotki".
Monika Wielichowska i Renata Zaremba z PO oraz Marek Wikiński z SLD staną się pierwszymi (prócz oczywiście Palikota) członkami "Nowoczesnej Polski".
Zastanawiam się jakie kryteria muszą spełniać członkowie, bądź co bądź "nowoczesnej partii" z tak niezwykle ekscentrycznym i "nowoczesnym" przywódcą, by dostąpić zaszczytu członkostwa.
Może potrzebne będą jakieś testy na podłość, kursy niezręcznościowe, zaświadczenie o zafajdanym życiorysie...itp.
A może, po prostu lider sam będzie testował kandydatów na członków partii.
Aż boję się pomyśleć, że może odbywać się to przy użyciu słynnego i nieodłączenegowibratora (posłanki) i pistoletu (posłowie), choć ze względu na "nowoczesny światopogląd nowoczesnej partii" posłów też może dotknąć test wibratorem.
P.S> Jak podały właśnie media, do partii przystąpić może też pani Iwona Guzowska (była mistrzyni w kick-boxingu, posłanka PO).
Fiu, fiu.... To na wypadek, jakby komuś niepokornemu trzeba było przylutować.....
wtorek, 24 sierpnia 2010
Pytania o Mariana Palikota - ciąg dalszy.
Po tygodniach urlopowego wypoczynku, wracamy do poważnych zajęć oraz tematów. Dziś ciąg dalszy pytań do posła Janusza Palikota, zwanego "Prześladowanym Januszem".
Chwila nie jest przypadkowa, gdyż z obozu zbliżonego do "najlepiej poinformowanych" dobiegły kolejne wiadomości "w temacie".
Dlatego też pozwalam sobie przedstawić poniżej kilka pytań, które mam nadzieję, że ułatwią dojście do (tak wielbionej) przez posła P. prawdy.
- Czy to prawda, że europejski oddział Centrum Szymona Wiesenthala (Centre Simon Wiesenthal Europe) mieszczący się w Paryżu przy rue Laugier a zajmujący ściganiem zbrodni nazistowskich na narodzie żydowskim, zainteresował się przeszłością wojenną Mariana Palikota?
- Czy to prawda, że wystosował nawet odpowiednie pismo do jego syna Janusza, z prośbą o wyjaśnienie (w miarę jego skromnej wiedzy) niektórych faktów z życia ojca i jego domniemanej "działalności" w okresie hitlerowskiej okupacji?
- Czy to prawda, że tenże Janusz Palikot na list do dziś nie odpowiedział, a co za tym idzie nie udzielił wyjaśnień?
- Czy to prawda, że niektóre (lokalne?) organizacje żydowskie w porozumieniu z pracownikami Centrum Wiesenthala planują bojkot osoby posła oraz nagłośnienie całej sprawy w mediach?
- Czy to prawda, że w Holandii odnalazło się dwóch świadków, Żydów którzy przeżyli obóz w Biłgoraju i mogą wiele powiedzieć o działalności Mariana Palikota? Właśnie w związku z ich zeznaniami sprawą zainteresowało się Centrum Szymona Wiesenthala.
- Czy to prawda, że pan poseł nigdy na w/w temat się nie wypowiedział a co za tym idzie nie potwierdził ani nie zaprzeczył krążącym na w/w temat informacjom?
Sprawa wydaje się być bardzo poważna, gdyż dotyczy posła na Sejm RP, szefa komisji Przyjazne Państwo oraz jednego z liderów rządzącej partii.
Nikt nie odpowiada za przeszłość swoich rodziców, nikt nie może ponosić za nich odpowiedzialności.
W tym wypadku jednak całość wygląda trochę inaczej.
Jeżeli zarzuty potwierdziły by się, to jasnym by się stało, że cześć majątku Janusza Palikota, za sprawą przejętej po ojcu masy spadkowej, pochodzi z wyłudzonego od Żydów haraczu za życie.
sobota, 21 sierpnia 2010
Dygnitorz-kominiorz
Po co wnikać, świecić oczami i tłumaczyć się z infantylnej polityki rządu, gdy można wymieniać uściski i pieprzyć trzy po trzy poprzez tłumacza z różnej maści Putinami, Sarkozimi itp.
Kolejny raz pan premier staje na wysokości zadania. Tym razem unika „krajowych kłopotów” poprzez ucieczkę w międzynarodową dyplomację.
Jak przystało na byłego czyściciela kominów (w okresie PRL), Donald Tusk cierpi na syndrom przebierańca-kominiarza. Polega to na obojętnym stosunku do wykonywanej pracy oraz na przekonaniu, że i tak budzi sympatię społeczną i przynosi szczęście, toteż może mieć robotę w nosie.
A Premier tam właśnie robotę ma.
Sprytny i śmiały plan Tuska zakłada, że za wszystko w kraju odpowiadać będą szefowie resortów.
Jakby co, to jeden z drugim minister dostanie burę i kopa w zasiedziały tyłek, jeżeli tylko się nie będzie sprawdzał w robocie. A premier zostanie – bo jest cacy!
Panie Tusk, u nas „taki kit to kupuje Mioduch” – jak mawiał charyzmatyczny i dzielny inspektor Ryba w obrazie „Kiler”. Za pracę rządu i za kompetencje oraz decyzje ministrów odpowiedzialność ponosi premier, bo premier ich powołuje. Jeżeli któryś z „ministerialnych nieumiałków” za bardzo narozrabia, to głowę w ogólnym rozrachunku „daje” premier!
Tak jest w cywilizowanym świecie, gdzie na stanowisko przewodniczącego rady ministrów powołuje się raczej niedźwiedzia, a nie zająca (jak u nas).
Cała ta nowa polityka premiera przypomina pewien dowcip o gościu, który pomagał kierowcy samochodu w cofaniu na parkingu.
Otóż, facet ten ulokował się z tyłu za pojazdem i płynnymi gestami wykonywanymi rękoma zachęcał kierowcę do cofania.
„Cofaj, cofaj..., jeszcze.... jeszcze, cofaj...”
Samochód posłusznie i wolno posuwał się do tyłu.
„Cofaj, cofaj....cofaj ... śmiało, jeszcze ...dawaj.....
Ups, ... już nie dawaj.... a niech cię, ...co za kierowca!
A teraz wyjdź i zobacz jak żeś się wpieprzył w ogrodzenie!”
czwartek, 19 sierpnia 2010
Sieroty po Leninie (film z 11.VIII.2009r.)
Dziś archiwalny już film z sierpnia 2009 roku. Wisiał sobie spokojnie na YouTube aż do dziś (19.VIII.2010)... ale już nie wisi! Po ponad roku, ktoś z administratorów uznał, że godzi on... narusza.... i coś tam jeszcze.
Istotnie, godzi niezwykle w środowiska neokomunistyczne, narusza nietykalne interesy postkomuny i ukazuje gnój w jakim od samego początku babrały się kreatury tworzące ten system.
Trudno, łapy żydokomuny, czy jak kto woli „postępowych demokratów” sięgają nawet na YouTube....
Przyszło przywyknąć. :)
środa, 18 sierpnia 2010
Holland, nie Poland
W dzisiejszym Fakcie złóg komunizmu i członkini klubu odrodzonej "żydokomuny" Agnieszka Holland, próbuje uświadamiać i pouczać katolików. Rzecz jasna idzie o krzyż z przed Pałacu.
Dzięki Hollandowej można dowiedzieć się, że to tylko "pogański bałwan" i nic nie znaczący totem.
Dobrą zwyczajem jest zabieranie głosu w temacie przez osoby mające choć cień wiedzy i znajomości poruszanego problemu.
Jaką wiedzę o kościele katolickim, czy w ogóle chrześcijaństwie może córka żydowskiego najemnika z okresu Wojny Hiszpańskiej, zdeklarowana ateistka i lewaczka, kręcąca antypolskie i antykościelne filmy?
Tylko wiedzę pozorną, ukierunkowaną odpowiednio przez rodzinę i towarzyszy.
Mając w pamięci mordy i zbrodnie popełniane na duchowieństwie oraz wierzących przez tzw. "brygady międzynarodowe" w okresie hiszpańskiej wojny domowej, w których to o komunizm walczył też Henryk Holland można zaryzykować stwierdzenie, że tenże odpowiednio wykształcił córkę i ukształtował jej kręgosłup ideologiczny.
Nie ma sensu przytaczać, cytować i komentować wypisywanych przez Agnieszkę Holland idiotyzmów, bo... to obraża inteligencję czytelnika.
Miejsca swojego winna pani reżyser szukać jedynie w środowiskach "Rodziny Agora" bądź "Klubu Wsparcia Magistra Olka" i tam "robić za autorytet". Powinna poruszać kwestię dotyczące już raczej czerwonej gwiazdy, bądź gwiazdy Dawida, o czym posiada z pewnością większe pojęcie poparte rodzinną tradycją kultu tych symboli.
Zapewniam, że w tematach i ideologii bliskiej tym grupom Agnieszka Holland jest mistrzem.
Pani reżyser, już w wolnej Polsce kreowana była przez środowiska bliskie "GW" na opozycjonistkę i antykomunistkę. Była tą, która w imię dobra społecznego odcięła się i dała odpór idei rodzinnej (identycznie jak mamiła czytelników przeważająca większość osób z Rodziny Agora).
Jako powód takiego odejścia od tradycji familijnych przytaczano traumę z dzieciństwa, którą przeszła tracąc w sposób tragiczny ojca.
Przypomnę, że stary Holland (Henryk) - działacz KPP, żołnierz Armii Czerwonej i najemnik z okresu wojny hiszpańskiej, wyskoczył z okna swojego mieszkania podczas rewizji dokonywanej przez UB na zlecenie jego kolegów - komunistów.
Powodem jego decyzji mogły być utracone przywileje na "dworze" Gomułki, a nie zaś wyrzuty sumienia, jak niektórzy utrzymywali oraz nie prześladowania polityczne - jak utrzymywała rodzina.
Ot, miłośnik szybowania z wyższych pięter budynków komunalnych, nie prezentował stałości uczuć w sympatiach politycznych i to go zgubiło.
Holland znany był głównie ze swoich paszkwili politycznych i antyreligijnych oraz z antypolskich, szkalujących Armię Krajową tekstów.
Córka żydokomunistycznego działacza, jak niegdyś jej ojciec walczy z symboliką krzyża, wypisując brednie i głupoty widziane z perspektywy wojującego ateisty-marksisty.
Pochwala gówniarsko-lewackie bojówki rekrutujące się z cudem przepoczwarzonych pegeerowsko-pezetpeerowskich płodów, bezwartościowych substytutów człowieka, których przez przypadek tylko zapomniano wyskrobać, zapewne w pijackim amoku.
Zachwyca się ich działaniami, widząc metody działania podobne do ZMSowskich band z okresu jej młodości (do której to organizacji należała)
Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
wtorek, 17 sierpnia 2010
„Pomnik Bohaterskiego żołnierza Wehrmachtu i Waffen SS”
Niemcy, bo o nich mowa nie mogą pozostać „od macochy”. Bliskie kontakty naszej obecnej władzy z rządem republiki federalnej, winny zaowocować jasnym i wyrazistym gestem z naszej strony, łączącym historię z teraźniejszością.
Nawiązując do wspaniałego pomysłu upamiętnienia radzieckich żołnierzy z 1920 roku, przez wystawienie im okazałego obelisku w Ossowie, proponuję w zbliżającą się rocznicę Bitwy nad Bzurą wznieść pomnik żołnierzom hitlerowskim, którzy tak wspaniale najechali nasz kraj w 1939 roku.
Jak to wyraził obecny Pan Prezydent: „Polak potrafi docenić męstwo wroga”, co winno przejawiać się w należytym uczczeniu miejsc uświęconych krwią Wehramchtu i Waffen SS.
Dlatego proponuję, by w okolicach Kutna, gdzie w dniach 9-22 września 1939 roku poległo około 8 tysięcy niemieckich żołnierzy wystawić okazały pomnik z widoczną symboliką wojsk hitlerowskich.
Ten gest pomoże upamiętnić męstwo wojsk agresora oraz będzie symbolicznym wyciągnięciem ręki do ugrupowania pani Eriki Steinbach, z którą zupełnie niepotrzebnie spieramy się i wadzimy.
By uniknąć gorszących scen, których światkiem byliśmy pod Ossowem, gdzie grupa miejscowej ludności udaremniła uroczystość odsłonięcia pomnika bolszewickich żołnierzy, proponuję w miejscu ustawienia pomnika zaciągnąć wartę honorową wystawioną przez wojsko naszych sąsiadów w mundurach z epoki.
Aby nadać należytą rangę wydarzeniu, proponuję na czas uroczystości upamiętnia poległych Niemców wybrać datę 9. Września czyli rozpoczęcia działań wojennych nad Bzurą.
Całe przedsięwzięcie winno posiadać patronat władzy najwyższej - osoby Pana Prezydenta RP, który z taką sympatią i zrozumieniem wyrażał się o pomyśle pomnika w Ossowie.
Wśród członków Komitetu Honorowego nie może zabraknąć Pana Andrzeja Krzysztofa Kunerta szefa Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wielkiego orędownika pomnika w Ossowie.
Patronat prasowy, zapewne z dużą radością obejmie „Gazeta Wyborcza” zaangażowana jeszcze niedawno bez reszty w pomysł pomnika żołnierzy sowieckich i protestująca przeciw samowoli lokalnej ludności. Pracownicy „GW” też potrafią docenić bohaterstwo wroga...
By nadzwyczaj reagującym z pełną obywatelską troską pracownikom koncernu Agory wynagrodzić ich zaangażowanie i postawę, proponuję by najbardziej aktywni redaktorzy mogli pełnić warty honorowe obok w/w niemieckiej delegacji w strojach z epoki.
Poniżej projekt „Pomnika Bohaterskiego żołnierza Wehrmachtu i Waffen SS” w wykonaniu skromnego autora.
.
W najbliższym czasie ma powstać też komitet honorowy budowy pomnika „Niemieckiego Pacyfikanta Warszawskiego Getta”
piątek, 13 sierpnia 2010
Tusk Forever
czwartek, 12 sierpnia 2010
A teraz z innej beczki....
Skończyły się wakacje, Pan Prezydent rozpoczyna ciężką "harówę".
Przed nim pierwsze trudne decyzje i wybory...

WYBORCZE HASŁO WPROWADZANE W ŻYCIE
No i okazało się, że wyborcze hasło prezydenta, to nie czcze deklaracj i puste słowa...

Zapamiętywanka - letnia akademia gimnastyki rozumu
Prowadzi znany i lubiany prezenter Grzegorz Schetyna.
środa, 11 sierpnia 2010
Patriotyczna demostracja - widziana z innej perspektywy
Piękna inicjatywa upamiętniająca czwartą miesięcznicę tragedii smoleńskiej zgromadziła tłumy warszawiaków. Zarówno ci biorący udział w oficjalnej demonstracji, jak i ci którzy znaleźli się po za barierkami i przyszło im obserwować wiec z odległości, wzięli udział w niezapomnianym wieczorze pełnym patriotycznych haseł, religijnych pieśni i głębokich obywatelskich żądań.
My ulokowaliśmy się vis-a-vis Krzyża za barierką dla widzów.
Oczywiście „sympatycy PO” również byli obecni.
Pozwolę tu sobie poświęcić więcej miejsca napitej hałastrze od Tuska i Palikota.
Przewodnią siłę narodu reprezentowali, jak to bywało dotychczas napici (i napaleni) młodzi , nazwani dla ułatwienia „palikotami”, którzy próbowali zakłócać modlitwy głośną muzyką płynącą z magnetofonu.
Aby poznać nieco tok myślenia zionącej alkoholem hałastry wykonaliśmy rundę w okolicach „palikotów”, bawiących się piłką i wykrzykujących jakieś nieartykułowane wyrazy.
Niestety nasza potrzeba poznania nie została zaspokojona, działania ich wydawały się być „spontanicznie-instynktowne”. Wykonywano coś na wzór Tańca Św. Wita w połączeniu z zawodzeniem jakiegoś monstrum, który kiedyś prawdopodobnie było dziewczyną.
Ponieważ muzyka wydobywająca się z ich magnetofonu stawała się denerwująca i uciążliwa dla ucha, udaliśmy się do stojących przy barierkach policjantów z prośbą o interwencję.
Pan policjant wyższy szarżą (pasek i gwiazdka na nim) nie bardzo mógł zrozumieć, że odtwarzanie muzyki w miejscu publicznym wymaga wniesienia opłaty do ZAIKSU, i że radosne „palikoty” dokonują przestępstwa.
W końcu obiecał zająć się sprawą i skierować tam funkcjonariuszy.
Gdy wróciliśmy do miejsca wśród ludzi normalnych, skupienie w modlitwie próbował zakłócać napity szczupły gość w pasiastej koszulce z telefonem przy uchu. Co chwila bił brawo, wymachiwał łapami i coś wykrzykiwał, rozmawiając przy tym przez „komórkę”.
Przyznam, że po kilu chwilach zaczął działać mi na nerwy i nie tylko mnie. Zachowywał się wyjątkowo prowokująco (może specjalny wysłannik „szabrownika z Biłgoraja”?) wymachiwał rękami tuż przy twarzach wchodzących z nim w dyskusję, głośno wykrzykiwał antykościelne hasła (jednak musiał być od Palikota!).
Na szczęście po chwili oddalił się w stronę radosnej hałastry z plażową piłką.
Pojawił się natomiast inny model.
Gość po pięćdziesiątce (z hakiem) łysiejący z lokowaną fryzurą a la Majcherek próbował wydawać z siebie dźwięki przypominające odgłosy modlitwy arabskiej. Że niby to „Taliban”.
W odróżnieniu o reszty, w końcu dał głos w jakiej sprawie „odstawia cyrk”.
-„To za ten transparent, na którym plujecie na Tuska” – stwierdził (transparent domagający się trybunału stanu dla premiera).
Jakoś nikt nie wdawał się z nim w polemikę, toteż oddalił się szukać szczęścia gdzie indziej.
Aż korciło mnie odpowiedzieć mu, że gdyby tu był „Taliban”, to on byłby krótszy o głowę z racji ewidentnych zachowań w stylu homoseksualnym.
Nie minęło dziesięć minut, a zjawił się powrotnie napity „palikotek” w pasiastej koszulce. Tym razem bardziej pobudzony i agresywny. Ludzie wokoło nie zwracali jednak na niego uwagi, toteż zaczął być bardziej namolny i głośny.
W pewnej chwili stojący za moimi plecami człowiek błysnął w jego kierunku fleszem z aparatu... To rozsierdziło „palikotka”. W jednej chwili wyrwał mu aparat z ręki i rzucił nim w kierunku szpaleru policjantów. Dało się usłyszeć dźwięk rozbijającego się urządzenia.
Właściciel aparatu rzucił się w kierunku łobuza. Ten natomiast rzucił się do ucieczki. Wraz z Marzenką pobiegliśmy za „peowcem”. Goniliśmy go już w cztery osoby, bo dołączył do nas ciemnowłosy człowiek, z którym „palikotek” również miał na pieńku.
Tuż pod dawnym kinem „Kultura” moja Marzena wraz z właścicielem aparatu dopadli gościa. Wraz z ciemnowłosym dobiegliśmy do nich i przyparliśmy faceta do muru. Natychmiast zjawiał się policja.
„Zniszczył mi aparat... wyrzucił” – krzyczał jego właściciel. „Nazwał mnie paskudnym Żydem...” – krzyczał ciemnowłosy – „To antysemita”!
Na wszelki wypadek włączyłem się – „Tak, sam słyszałem, że do tego Pana tak powiedział” –dorzuciłem na wszelki wypadek, gdyby potrzebny był świadek.
Po chwili policja odprowadziła „palikotka” do radiowozu. Świadkowie byli niepotrzebni, więc wróciliśmy do naszego miejsca przy barierkach.
Prowokatorzy peowscy jakoś zmiękli i wyciszyli się. Tylko koło z piłką plażową nadal wznosiło pijackie zawodzenia. Nie przerwało ich nawet w momencie zbiorowego śpiewania Hymnu Narodowego.
Cóż, ludzie od Tuska mogą nawet nie znać melodii ani słów.
Gdyby był to na przykład hymn niemiecki...
Resztę czasu spędziliśmy na głębokiej zadumie i modlitwie.
Demonstracja po woli zbliżała się do końca. Tu za barierkami tłum rzedniał a uwagę moją zwracały postaci przemykające za moimi plecami.
Zadziwiające jak łatwo było rozróżnić uczestników demonstracji od „sympatyków PO”.
Głównie „brałem ich” na węch. Zionie gorzałą – znaczy peowiec.
Jeszcze jedna charakterystyczna rzecz zdradzała „palikotów” - telefon komórkowy przy uchu. Czyżby zdawali relację „na żywo” do KC PO?
W wolnym tempie kierowaliśmy się w stronę domu.
P.S> Proszę nie mieć mi za złe, że tyle uwagi poświęciłem otoczce patriotycznej demonstracji zamiast jej samej, ale zapewne lepiej opisze ją ktoś, kto był tuż pod krzyżem, a takich na pewno wśród naszych blogerów nie brakuje.

1. Widok z „naszego miejsca”

2. „Pasiasty” chuligan – sympatyk Palikota, aresztowany przez policję.

3. „Talib” a la Majcherek – wielbiciel Tuska.

4. Krąg „niedorozwiniętych” bez piłki – słucha co tam grają (hymn grają!).

5. Ten sam krąg już z piłką plażową
wtorek, 10 sierpnia 2010
"Noc długich jęzorów", czyli k..wa w oknie zamiast lidera.
Dwadzieścia lat rządów lewactwa do spółki z "koncesjonowaną opozycja" przynosi rezultaty.
Bezstresowe wychowanie oraz wpajany negatywny stosunek do tradycji Polskiej i kultury mogliśmy oglądać na własne oczy. Pokaz poziomu możliwości intelektualncyh młodzieży dał wczorajszy "spęd głupoty" lub jak kto woli "noc długich jęzorów" na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Niestety głupotą bezdenną w nocy z 9 na 10 kwietnia popisali się nie tylko: nasłane przez peowskich "dygnitorzy" przygłupie młodzieżówki oraz przygłupi młodzieńcy ale również sami ich mocodawcy - "przygłupi dygnitorze'.
Jak bowiem inaczej niż brakiem rozumu u władz miasta, można tłumaczyć zgodę na chuligańską demonstrację i do tego w środku nocy, w dzień powszedni?
Nie wiem, czy na łeb upadł Dyrektor Jóźwiak z Ratusza, czy też sama "bufetowa" twardo lądowała na swoim "czarnym kasku", ale NIKT PRZY ZDROWYCH ZMYSŁACH nie mógł zdobyć się na podobny pomysł!
Niestety przypomina to hitlerowskie demonstracje i nocne wiece z lat 1933-35.
Tam też wznoszono hasła o paleniu na stosie przeciwników z ich ideami i o jedynej słusznej drodze, którą ma podążać młodzież.
Ktoś powie, ale przecież nic się nie stało - nikt nie ucierpiał...
Na razie. Na razie obyło się bez rozruby na skalę przekraczającą możliwości opanowania jej przez pilnujących, młodych policjantów, choć bez agresji w wykonaniu "sympatyków PO" się nie obyło.
Piwko, winko, wódeczka i wulgaryzmy. Jednym słowem na każdym kroku radocha z jakiegoś co chwila rzucanego hasła zrodzonego w móżdżku matoła.
W końcu sześciu przygłupów trafiło do izby wytrzeźwień, a kilku ma postawione zarzuty dokonania czynów karalnych. To tylko dzięki wyjątkowo "dobrze" do protestujących nastawionej policji, było ich tylko tylu.
W każdym demokratycznym kraju, z zebranego wczoraj motłochu peowskiej hałastry siły porządkowe powinny "wyłowić" co najmniej tryzdzieści-pięćdziesiąt razy tyle przestępców, którzy grozili i znieważali modlących się.
Głównie znieważali osoby starsze, bo te w ich "dyscyplinie" są bezbronne.
Kulturę osobistą widać było na każdym kroku.
Pijane powykrzywiane gęby bełkoczące jakieś głupoty, machający łapami nachlani bezzębni "wielbiciele Bronka", tańczące "taniec Św. Wita" napite zdziry i transparenty.... transparenty będące wyrazem pokojowej demonstracji: :"Precz z Krzyżakami - na stos z mocherami", "Dupa", "Precz z krzyżem",...
Wszystko pod ochroną policji za wstawiennictwem najjaśniej panującej władzy.
W końcu nie po to nasyłali naalkoholizowane towarzycho na grupkę modlących się, by policja im teraz przeszkadzała.
Cały spęd sprawiał wrażenie kiepskiej "agitki" z czasów zamierzchłego PRL. Jak i wtedy bywało, większość tak naprawdę nie była świadoma po co tam przyszła. Nie znała tematu, głębi konfliktu... Przyszła bo "szykuje się fajna rozruba", można będzie wypić, pokląć, drzeć gębę w środku nocy i to wszystko całkiem legalnie!
Platforma Obywatelska sięga do sprawdzonych metod epoki Gomułki i wczesnego Gierka.
Problemy kraju oraz własne afery zamiata pod dywan, a w zamian inicjuje sztuczne konflikty, wykorzystując do rozpalania ich tę przygłupią część młodzieży - wyznawców Palikota.
Sam „guru" nie pojawił się na wiecu, ale brak widoku jego osoby zrekompensowała prostytutka z Hotelu Bristol, która na chwilę "oderwała się od klienta" i pokazała w oknie na trzecim piętrze.
Zebrała owacje niczym sam mistrz Palikot z Komorowskim do kupy.
Właściwie to brakowało tylko na czele wiecu Pan i Prezydent Gronkiewicz-Waltz, ale może spała już.
Nie wykluczone, że tego typu "nocne burdy" wejdą na stałe do kalendarza imprez w Stolicy pod rządami HGW. Nowa jakość i pionierska pomysłowość przyciągnie zapewne duże rzesze żądnych nachlania i podarcia gęby w środku nocy.
------------------------------------------------------------------------
Już dziś za wszystko podziękować można edukatorom, którzy od ponad dwudziestu lat prowadzą nierówną walkę z Polskością, plują i zieją jadem na wszelkie przejawy patriotyzmu.
Manipulują i ogłupiają swoich czytelników.
Podziękujmy najbardziej niebezpiecznej sekcie działającej (i to legalnie) w Polsce: Rodzinie Agora.
Sekta ta ma mocne oparcie we władzy, bo funkcjonariusze rządzącej dziś PO, to gorliwi wyznawcy prawd głoszonych przez sektę.
Wielu z nich należało w przeszłości do satelickiego ugrupowania partyjnego stworzonego wokół "Rodziny" nazwanego Unia Demokratyczna a część z nich nawróciła się nieco później.
Teraz (co widać było w nocy) świeżo wyedukowane przez "agorczyków", bojowe skrzydło młodych PO (coś na wzór "hitlerjugend") stanowi silę i stalowe ramię partii w walce z krzyżem.
Jak na ruskim froncie - sztakan spirita i wpieriod!
Wielki zasługi w tworzeniu młodych przygłupów ma też polska lewica, tak pięknie edukująca naszą latorośl w okresach rządów Oleksego, Cimoszewicza, Belki, Millera.
Śmiechem przepełnia zachowanie wobec całej tej "nocy długich jęzorów" głowy (?) Państwa - Pana Prezydenta Komorowskiego.
Pod jego urzędem (chwilowo nie zamieszkanym) dzieją się chuligańskie wybryki, pijackie ekscesy i profanowanie pamięci tragicznie zmarłego poprzednika - Lecha Kaczyńskiego, a "Bronek Normalny" spokojnie i normalnie zjada zupę w mieszkaniu na Śródmieściu lub w Budzie Ruskiej.
Ani me, ani be ani kukuryku. Cisza, jak po śmierci organisty.
A wystarczyła deklaracja, by całego zamieszania uniknąć. Jednak partyjne interesy wzięły górę nad zgodą, która ponoć ma budować.
Złych doradców wybrał sobie Prezydent.
Czego innego jednak można się spodziewać, gdy niczym Rasutin na dworze Mikołaja II, na dworze Bronisława I rządzi niepodzielnie Janusz Palikot - bóg, bożyszcze zapijaczonej młodzieżówki.
I to że Bronisław Komorowski swoją przysięgę prezydencką w Sejmnie zakończył słowami "Tak mi dopomóż Bóg" nie oznacza wcale, że Naszego Boga miał na myśli.
A Palikot zawsze mu pomoże.
poniedziałek, 9 sierpnia 2010
Gangsterzy i filantropi
W Agorze radocha, bo udało się dopiec jednemu z najbardziej nieprzejednanych przeciwników "mazowiecczyzny" i w majestacie prawa pozbawić go luksusowego BMW.
Przypomnę, że poszło o wypowiedź Jacka Kurskiego dotyczącą powiązań "GW" ze spółką J&S, która zajmuje się handlem paliwami. Agora, jak to Agora obraziła się i oddała sprawę do sądu o zniesławienie.
Rzecz jasna wygrała proces i zyskała to, że Kurski zobowiązany został do wpłacenia 10 tys. Złotych na cele społeczne oraz zamieszczenia sprostowania w gazecie.
Kurski odwołał się, a gdy to nic nie dało wystąpił ze skargą na wyrok do Trybunału w Strasburgu.
Agora tymczasem, czym prędzej, bez wiedzy Kurskiego zamieściła w "GW" przeprosiny podpisując je imieniem i nazwiskiem posła!

Miało być to tzw. "wykonanie zastępcze". Trudno zrozumieć co miało by być zastępowane i czym, skoro nikt z pomysłodawców tego ruchu nie nazywa się Jacek Kurski a podpisywanie oświadczeń nazwiskiem osoby drugiej jest po prostu przestępstwem. Jest to w czystej postaci fałszerstwo.
Póki co nie ma w prawie żadnego cywilizowanego kraju metody, by zmusić człowieka do wyrażania oświadczenia na piśmie wbrew własnej woli.
Co najwyżej za niezastosowanie się do postanowień sądu można skazanego dodatkowo ukarać karą grzywny, aresztem...
Nie wolno natomiast fałszować podpisu, bądź podszywać się pod kogokolwiek!
W tej sytuacji działania Agrory noszą wszelkie znamiona przestępstwa.
Wszystko jednak dzieje się w majestacie prawa - bo Agorze wolno wszystko.
Ciekawe co na to prawnicy w Strasburgu.
Gdyby skargę Kurskiego rozpatrzono w jakimś nawet fragmencie w sposób korzystny dla niego i wskazano błędy po stronie polskiego wymiaru sprawiedliwości, to mogło by okazać się, że Agora ze swoimi pieniaczami działała bezprawnie.
Tylko kto wtedy odkupi Kurskiemu samochód?
------------------------P.S. Natomiast, działając zupełnie w majestacie prawa i nie naruszając niczyjego wizerunku, nie fałszując i nie podszywając się pod nikogo zgłaszam propozycję.
Zamieśćmy w "Gazecie Wyborczej" następujące przeprosiny:

Szok?
Nie, wystarczy tylko porozumieć się z jakimś obywatelem o imieniu Adam oraz nazwisku Michnik i w jego imieniu zamieścić w gazecie ogłoszenie (oczywiście płatne).
Agora nie może odmówić. Bo niby z jakich przyczyn? :)
A tak naprędce już znalazłem w netcie dwóch Adamów Michników....
niedziela, 8 sierpnia 2010
Pieniądze Pana P. (wytnij - wetknij)
Na czym zarobił swoje miliony ojciec Pana P. i co jest największą tajemnicą rodziny Państwa P.?
Czy to ładnie jest i honorowo milczeć, gdy w Internecie pojawiają się informacje o haniebnych czynach przodków Pana P. w trudnych latach okupacji i pierwszych latach tzw. „demokracji ludowej”.
Czy to może być prawda?
Mieszkańcy Lublina i Biłgoraja, pomóżcie pewnemu Panu P. w przypomnieniu sobie skąd wziął się rodzinny majątek....
Poniżej w formacie JPG strona A-4 z grafiką, która być może wróci pamięć Panu P.
Pobierzcie, wydrukujcie i potnijcie na cztery części.
Połóżcie w biurze Pana P., w firmie, u znajomych i kolegów jego w firmach...
Czy tak, jak a obrazkach, w rzeczywistości też banknoty przesłoniły straszną historię ich pochodzenia?

Brońmy się! Wskazówki dot. sposobów obezwładniania.
Wszystko dzieje się w majestacie prawa, a jest to chyba pierwsza legalna demonstracja (na świecie?!) odbywająca się w godzinach nocnych.
Sytuacja przypomina trochę „noc długich noży” w 1934 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------------
W walce średniego zasięgu, dwóch przeciwników są już w dystansie dotknięcia.
piątek, 6 sierpnia 2010
„Nonscientia babolus alcoholicus” posłanki Śledzińskiej-Katarasińskiej
Jak walić, to po całości i skutecznie.
Pani Śledzińska-Katarasińska, dbająca tak bardzo o etykę posła Giżyńskiego zanotowała jeszcze w swojej bogatej karierze epizod ciekawy i z etyką poselską mało związany.
Lat temu pięć pani poseł miała okoliczność przyłomotać swoim oplem corsą w ciężarówkę na jednej z Łódzkich ulic. Ot, nie zauważyła przy zmianie pasa ruchu dużo większego pojazdu i bum!
Każdemu się zdarza, jak to mówią.
Przyjechała policja i jak zwykle w takich sytuacjach dała pani poseł do dmuchania balonik. Okazało się, że Pani „Etyczna” miała 0,24 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, czyli mówiąc wpost drinkowała przed podróżą.
Sąd I instancji skazał miłośniczkę lekkiego rauszu na 3000 zł grzywny oraz zakazał jej prowadzenia pojazdów na okres pół roku.
Ponieważ z prawa do odwołania Katarasińska rzecz jasna skorzystała, a że władza PiSu słabła, toteż posłanka w październiku 2007 z pewnością i poczuciem luzu weszła na salę sądową by wysłuchać wyroku sądu II instancji.
„Spowodowała wypadek, ale nie była pijana - stwierdził sąd i oczyścił posłankę PO Iwonę Śledzińską-Katarasińską z zarzutu prowadzenia auta pod wpływem alkoholu. Według sądu, posłanka nie wiedziała, że lek, który zażyła, zawiera alkohol. Dlatego wyrok jest łagodny: tylko 300 zł grzywny”
Sąd apelacyjny uwierzył, że Śledzińska nie piła alkoholu świadomie, a zawierał go ziołowy lek, który wypiła przed wejściem do samochodu. Biegli uznali też, że skoro badanie wykazało zawartość alkoholu w organizmie na granicy dopuszczalności, mogło dojść do błędu" – pisała prasa.
Ponoć Katarasińska piła syrop i to ten syrop tak ją sponiewierał.
Oczywiście gdyby taka sytuacja zdarzyła się przysłowiowemu Kowalskiemu albo Pani Irence z supermarketu nie mogło by być mowy o nieświadomym piciu alkoholu w syropie, bo cała ta historia i ten syrop z daleka już pachnie lipą.
Ale gdy sprawa dotyczy Hrabini od Agory i do tego z PO....
Dziwnym trafem sądy posiadają wielką słabość do niektórych przedstawicieli świata polityki, szczególnie określonej opcji. I tak jak niegdyś wymyślono „pomroczność jasną” (dziedziczną?) w przypadku młodego Wałęsy, tak teraz na potrzeby Katarasińskiej stworzono dajmy na to „nonscientia babolus alcoholicus” i wszystko gra!
Cała historia jak widać zakończyła się szczęśliwie i pani posłanka może drinkować lekarstwa legalnie i po całości.
No, to po syropie Panie i Panowie. Za zdrowie „Etykiety”!
(Etykieta – pochodzi od słowa etyka i określa osobę o wybitnej etyce)

czwartek, 5 sierpnia 2010
Czkawka po „pogardzie do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida”
Trzeba mieć niezły tupet oraz całkowity brak poczucia honoru i godności by odstawiać przed zgromadzeniem parlamentarnym komedię i cyrk jaki zrobiła dziś Iwona Śledzińska-Katarasińska.
Ta zasłużona towarzyszka, była członkini nieboszczki PZPR oraz redaktorka gadzinówki - Głosu Robotniczego, autorka kilku piętnujących w imię gomułkowskiej nagonki antysemickiej artykułów poczuła się dotknięta, że Zbigniew Giżyński przypomniał jej właśnie te fakty z życiorysu.
Nie dość, że poczuła się dotknięta, to jeszcze zareagowała żywo i udając prawdziwe oburzenie zażądała skierowania sprawy do Komisji Etyki Poselskiej.
Dlaczego?
Zapewne dlatego, że Śledzińskiej-Katarasińskiej nie podoba się to, że ktoś śmie przypominać jej przeszłość, gdy jako młoda, prężna aktywistka piętnowała wrogów władzy socjalistycznej gdy syjonistyczna klika czyli piąta kolumna podważała i sypała piach w tryby machiny postępu.
„Przejawy żywotności – budowa dróg i cmentarza, koncerty, rewie, konferencje z władzami niemieckimi. A wszystko to w myśl generalnej zasady przywódców syjonistycznych – bądźcie bierni (...). Można w ten sposób nabrać pogardy do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida” – pisała niegdyś o żydowskich przywódcach w getcie.
Dziś Katarasińska (urlopowany pracownik Agory) ma zupełnie programowo inne poglądy. W ramach pokuty za grzechy, zadanej przez wszechmocnego „ojca nadredaktora” odbębniła swoje w jego „Gazecie Wyborczej” i teraz jest cacy.
Cacy i już, bo prawo i wyłączność o decydowaniu, kto jest antysemitą a kto nie, ma właśnie tenże nadredaktor i jego funkcjonariusze. Giżyński takiego prawa nie ma!
Powinno wystarczyć, że sama Iwona Śledzińska-Katarasińska, primo voto „Głos Robotniczy”, osobiście oznajmiła niegdyś (zapewne po konsultacji z rodziną Agora), że te antyżydowskie paszkwile nie pisała ona, a tylko jej nazwisko zostało pod nimi zamieszczone. Kropka. :))
Muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa linia obrony, która obecnie może cieszyć się dużym powodzeniem. Już wyobrażam sobie występ Jaruzelskiego i oświadczenie, że to nie on wprowadził Stan Wojenny, a tylko tak to zostało bez jego wiedzy zmanipulowane...
W każdym razie rola obrażonej „hrabini” wyszła Katarasińskiej wspaniale. Ciekawe jest, że ludzie PO posiadają takie talenty aktorskie (Boni, Katarasińska, Niesiołowski).
Szkoleni są przez Wajdę, czy co...?
A tak całkiem serio. Nie uda się Katarasińskiej wymazać tych „dokonań” z własnego życiorysu. Częściej lub rzadziej, ten smród będzie wracał do niej i dodatkowo unosił się również nad jej partyjnym środowiskiem, bo jak powiedział Pan Prezydent Elekt: „Pokaż mi swoich przyjaciół a powiem Ci kim jesteś...”
Raz już Katarasińskiej ten smród zaszkodził. W 1997 roku miała zostać ministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka. Wtedy to w „Życiu” ukazał się materiał przypominający jej przeszłość.
Ministrem nie została.
Mam nadzieję, że zaszkodzi jej to jeszcze nie raz i bezczelny oraz butny babon zniknie raz na zawsze z życia politycznego.
poniedziałek, 2 sierpnia 2010
Telepatia pokoleniowa?
Były już aktor, specjalista od ról zdegenerowanych policjantów, wielbiciel winka i innych szlachetnych alkoholi łaskaw był na "Owsiakospędzie" stwierdzić: "Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska".
Tak uważa pokaźniej wielkości, lecz niskiego wzrostu autorytet organizatorów spędu, specjalnie zaproszony by rzekł do tłumu coś mądrego i nieskomplikowanego.
Długo musiał myśleć Kondrat, czym zaszokować publikę i wymyślił. I głębokie to i "antykaczyńskie" w swojej wymowie - słowem dwa w jednym, a cel osiągnięty.
Bycie autorytetem zobowiązuje. Szczególnie autorytetem otrzymanym w spadku po Unii Wolności. To zobowiązuje podwójnie.
Były gwiazdor najwyraźniej gardzi już tanimi chwytami jak choćby przyjście do studia telewizyjnego "na bani" (program z udziałem najmłodszych "Duże Dzieci") - tym razem zamiast alkoholowo, postanowił szokować pseudointelektualnie.
Zabawne to nawet, gdy "stary pryk" próbuje stać się hippisem i objawia narąbanemu i napalonemu „trawką” tłumowi małolatów, odkryte przez siebie naprędce prawdy.
Nie wykluczone, że z takimi mądrościami na ustach, czterdzieści lat temu z hakiem Kondrat porwał by tłumy zebrane na farmie Yasgura w Bethel i stał się ich guru. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że zebranych tam Polska, jako taka mało obchodziła, a brednie potraktowano by jako efekt odjazdu po LSD.
Niestety, blisko pół wieku później w rodzimym Kostrzyniu Marek Kondrat ośmieszył się i wyszedł na "głupa". Pokazał, że jest małym i niezręcznym człowiekiem, który zamiast korzystać ze wspaniałego przywileju siedzenia cicho, gdy nie ma nic mądrego do powiedzenia, sili się na odkrywcze i rewolucyjne przemówienia.
Zamiast np. wypić sobie winko z innym "szokerem" Palikotem i iść spać do wyrka, Kondrat w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przekonuje zebraną w Kostrzyniu młodzież, że Polska nie jest najważniejsza - najważniejsze jest nasze życie, bo ono jest jedno.
Zaiste „pięknie to i wymownie” brzmi w okresie rocznicowej zadumy nad ofiarą powstańczą, złożoną dla Naszej Ojczyzny.
Aż strach pomyśleć, jak mogło by wyglądać pokolenie "Kolumbów" gdyby posiadało podobne do Kondrata autorytety.
Być może wielu z taplających się w kostrzyńskim błocie humanoidów jest wszystko jedno i czym głupsza gadka, tym większa radość i atawistyczny odjazd.
Być może. Szczególnie, że jak zauważył to (również goszczący tam w roli autorytetu) Jerzy Buzek - te taplające się postaci, to przyszłość Unii Europejskiej, która preferuje przecież podobne do prezentowanych przez Kondrata postawy.
-------------------------------------------
Jako podsumowanie wpisu, nasuwa mi się taki oto epizod z rodzinnej historii Kondratów.
Stryj byłego już aktora, Józef Kondrat (też aktor) łaskaw był w 1941 roku wystąpić w propagandowym hitlerowskim filmie "Heimkehr". Nie będę opisywał historii i scenariusza tego najohydniejszego antypolskiego obrazu, dodam tylko, że film miał przekonać obywateli III Rzeszy do rzekomego okrucieństwa i bestialstwa Polaków wobec Niemców.
W takim to obrazie zaistniał w okresie okupacji Józef Kondrat.
Czy też uznawał prawdę o tym, że "Polska nie jest najważniejsza, najważniejsze jest nasze życie..."?
Jakaś telepatia pokoleniowa?
W każdym razie już po wyzwoleniu, talent aktorski Józefa Kondrata odpowiednio doceniono i za udział w hitlerowskim obrazie skazano go na karę infamii. ...