poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Telepatia pokoleniowa?

Temat wprawdzie był wczoraj opisany przez Nietoperza, lecz i ja chcę dołożyć swoje "trzy grosze", jako komentarz do wypowiedzi Pana Marka Kondrata na Przystanku Woodstock.

Były już aktor, specjalista od ról zdegenerowanych policjantów, wielbiciel winka i innych szlachetnych alkoholi łaskaw był na "Owsiakospędzie" stwierdzić: "Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska".

Tak uważa pokaźniej wielkości, lecz niskiego wzrostu autorytet organizatorów spędu, specjalnie zaproszony by rzekł do tłumu coś mądrego i nieskomplikowanego.

Długo musiał myśleć Kondrat, czym zaszokować publikę i wymyślił. I głębokie to i "antykaczyńskie" w swojej wymowie - słowem dwa w jednym, a cel osiągnięty.

Bycie autorytetem zobowiązuje. Szczególnie autorytetem otrzymanym w spadku po Unii Wolności. To zobowiązuje podwójnie.
Były gwiazdor najwyraźniej gardzi już tanimi chwytami jak choćby przyjście do studia telewizyjnego "na bani" (program z udziałem najmłodszych "Duże Dzieci") - tym razem zamiast alkoholowo, postanowił szokować pseudointelektualnie.

Zabawne to nawet, gdy "stary pryk" próbuje stać się hippisem i objawia narąbanemu i napalonemu „trawką” tłumowi małolatów, odkryte przez siebie naprędce prawdy.
Nie wykluczone, że z takimi mądrościami na ustach, czterdzieści lat temu z hakiem Kondrat porwał by tłumy zebrane na farmie Yasgura w Bethel i stał się ich guru. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że zebranych tam Polska, jako taka mało obchodziła, a brednie potraktowano by jako efekt odjazdu po LSD.

Niestety, blisko pół wieku później w rodzimym Kostrzyniu Marek Kondrat ośmieszył się i wyszedł na "głupa". Pokazał, że jest małym i niezręcznym człowiekiem, który zamiast korzystać ze wspaniałego przywileju siedzenia cicho, gdy nie ma nic mądrego do powiedzenia, sili się na odkrywcze i rewolucyjne przemówienia.

Zamiast np. wypić sobie winko z innym "szokerem" Palikotem i iść spać do wyrka, Kondrat w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przekonuje zebraną w Kostrzyniu młodzież, że Polska nie jest najważniejsza - najważniejsze jest nasze życie, bo ono jest jedno.

Zaiste „pięknie to i wymownie” brzmi w okresie rocznicowej zadumy nad ofiarą powstańczą, złożoną dla Naszej Ojczyzny.
Aż strach pomyśleć, jak mogło by wyglądać pokolenie "Kolumbów" gdyby posiadało podobne do Kondrata autorytety.

Być może wielu z taplających się w kostrzyńskim błocie humanoidów jest wszystko jedno i czym głupsza gadka, tym większa radość i atawistyczny odjazd.
Być może. Szczególnie, że jak zauważył to (również goszczący tam w roli autorytetu) Jerzy Buzek - te taplające się postaci, to przyszłość Unii Europejskiej, która preferuje przecież podobne do prezentowanych przez Kondrata postawy.

-------------------------------------------
Jako podsumowanie wpisu, nasuwa mi się taki oto epizod z rodzinnej historii Kondratów.
Stryj byłego już aktora, Józef Kondrat (też aktor) łaskaw był w 1941 roku wystąpić w propagandowym hitlerowskim filmie "Heimkehr". Nie będę opisywał historii i scenariusza tego najohydniejszego antypolskiego obrazu, dodam tylko, że film miał przekonać obywateli III Rzeszy do rzekomego okrucieństwa i bestialstwa Polaków wobec Niemców.
W takim to obrazie zaistniał w okresie okupacji Józef Kondrat.

Czy też uznawał prawdę o tym, że "Polska nie jest najważniejsza, najważniejsze jest nasze życie..."?
Jakaś telepatia pokoleniowa?
W każdym razie już po wyzwoleniu, talent aktorski Józefa Kondrata odpowiednio doceniono i za udział w hitlerowskim obrazie skazano go na karę infamii. ...