wtorek, 2 sierpnia 2011

Jeden, dwa, trzy – sprintem po njusach (4)

...
No i już po urlopie...
...

Jest raport – znaleźli się też jego entuzjaści

Wydarzeniem sezonu – raport Millera.
Już sam fakt postawienia na czele „niezwykle ważnej komisji” osoby zamieszanej w katastrofę i wymienianej jako jedna z odpowiedzialnych za wypadek, skłania do porównań z postawieniem, dajmy na to Mikołaja Jeżowa na czele „komisji badającej zbrodnie stalinizmu”.
Bardzo trudno przebrnąć przez zawierające parteset stron dzieło pod ideowym i sprawczym przywództwem ministra Jerzego Millera.
A namordował się Miller z kolegami niemiłosiernie, no bo napisać tak, by nic niepoprawnego nie napisać to trudne zadanie.
Sztuka nie powiodła się.
Zgodnie z przewidywaniami, zarówno opozycja jak i rosyjscy przyjaciele nie docenili talentu literackiej grupy i „zjechali” raport niemiłosiernie.
Nie da się mieć cukierka i zjeść cukierka.
Nie da się napełnić brzuszka wilkowi i ocalić owieczkę...
Miller nawet w oczach niezależnych fachowców „przepadł” ze swoim dziełem.
Na osłodę pozostali mu niezawodni michnik i Hypki, którzy to stanęli murem za raportem niczym Tusk za „Panem autostradą” - Grabarczykiem.
Poparcie, ze strony takiej postaci jak michnik jest dla Millera szczególnie cenne, gdyż wyrażone „na wiarę” bez wnikania w fakty.
Michnik do fachowców w dziedzinie katastrof lotniczych raczej nie należy.
Na jego poziomie wiedzy, jedyną katastrofą lotniczą, którą mógłby oceniać z pozycji eksperta jest to, że kiedyś w czasie lotu porzygał się.
Ale zapewne głównie dla takich „fachowców” jest ów raport przeznaczony.

Tragedia narodowa zamiast bohaterskiego zrywu

Jeden dureń, zatrudniony w aparacie państwowym na prominentnym stanowisku, dzień przed rocznicą Powstania Warszawskiego, uznał że biorący udział w patriotycznym zrywie 67 lat temu, to bezmyślne stado baranów dające się prowadzić na rzeź.
Na wielbionym przez tuskowych ministrów Twitterze opublikował głupkowaty wpis o „tragedii narodowej” i zamieścił link do strony jakiegoś stetryczałego historyka-amatora specjalizującego się w opluwaniu dowódców AK i negującego sens oraz poświęcenie powstańców.
Przez wzgląd na (mam nadzieję) czytającą te słowa młodzież pomijam imię i nazwisko tegoż aparatczyka, które to bez stosownych wulgaryzmów nie powinno w obiegu społecznym funkcjonować.
W mediach gotuje się, bohaterowie powstania są wzburzeni, a ów aparatczyk wojażuje po świecie i ma wszystko w ... poważaniu.
Klasę człowieka poznaje się po stosunku do historii własnego Państwa i Narodu.
Po takcie i kindersztubie.
Cóż zatem wymagać po prowincjonalnym chłoptasiu, który mimo że po świecie poobijał się, to najwyraźniej poobijał nie tę częścią ciała, którą powinien.
Nawet fakt posiadania brytyjskiego obywatelstwa w żaden sposób nie gwarantuje londyńskich manier.
Wątpliwości budzi środowisko, którym na wyspach zafascynowany był ów osobnik. Chyba bardziej Wolińska, Brus i Baumann niż Kaczorowski, Urbański i Sabbat...

TVNele morele....

Rocznica Powstania Warszawskiego a w TVNie gość specjalny: Władysław Bartoszewski.
Że niby ekspert i kombatant oraz autorytet.
Na Boga, a co on o Powstaniu może wiedzieć....?
To w kraju brakuje ludzi walczących z bronią w ręku od pierwszego do sześćdziesiątego trzeciego dnia warszawskiego zrywu?
Choć tak naprawdę trudno się dziwić.
Jaka władza – takie autorytety a jakie autorytety taka stacja.