Jak donosi prasa, szczególnie mocno słowa o. Tadeusza Rydzyka poruszyły grupę niedolansowanych i odtrąconych polityków, którzy wystosowali list potępiający przeciw zakonnikowi.
Taki list, choć mało kto go przeczyta i w ogóle nad nim zastanowi, to zawsze jakiś ślad po przekwitniętym polityku, którego już za chwilę wyrwą i wyrzucą do kompostownika, a za rok mało kto będzie pamiętał o nim.
Wychodząc z takiego założenia Frasyniuk, Olechowski, Piskorski i Rosati zebrali się w kupę, bo w kupie siła, i z potrzeby serca oraz instynktu samolanserskiego potępili oraz napiętnowali.
A pies ich drapał, niech sobie piszą, niech krytykują, niech potępiają. Tonący brzytwy się chwyta. Ale niech się mądrze chwyta...
Otóż, czterech tych lanserów wzbudzającym tylko śmiech wyznaniem, że: „(...)
Tadeusz Rydzyk swą rasistowską wypowiedzią obraził Polskę” oraz, że „(...) wypowiedziami Tadeusz Rydzyk hańbi także polski Kościół” mimo woli większą uwagę skupili na swoich nieskromnych osobach w kontekście wypowiedzianych uwag, niż na potępianym duchownym.
Kim zacz są kryształowi moralizatorzy, którym na sercu leżało zawsze i jak mniemam leży do dziś „dobro Polski” oraz w szczególności „dobro zhańbionego Kościoła” ?
Nie ma sensu wyliczać wszystkich zasług i oddania dla Rzeczpospolitej wesołej tej ferajny.
Wystarczy tylko podać, że Frasyniuk, to wywodzący się z „koncesjonowanej opozycji PRL” polityczny trup, o zachwianej samokontroli i okresowych zaburzeniach stanu poczytalności (słynna wypowiedź o polskich chłopach dobijających żołnierzy AK).
Olechowski i Rosati to PRLowscy – komunistyczni aparatczycy.
Olechowski, jako kontakt operacyjny „Must” współpracował oddanie z Departamentem I MSW, do którego zadań należało m.in. „Ujawnianie planów Watykanu i innych ośrodków religijnych zmierzających do prowadzenia działalności antypaństwowej w kraju”. To może tłumaczyć jego szczególną dbałość o dobro Kościoła i wrażliwość na hańbę.
Rosati, to dla odmiany oddany tajny współpracownik peerelowskiego MSW (kryptonim „Kajtek”) oraz kontakt operacyjny (kryptonim „Buyer”).
Niejako odmieńcem w tym doborowym „pezetpeerowsko-koncesyjno-opozycyjnym” towarzystwie jest Paweł Piskorski.
Ten dla odmiany to życiowy farciarz. Uczciwy i praworządny, były szef młodzieżówki UW (czyli też „czerwonoskóry”) oraz Prezydent M. St. Warszawy.
Zasłynął tym, że udało mu się w kasynie wygrać z rzędu 138 gier, czym powiększył swój majątek o 500 tys. złotych (to przy założeniu, że za każdym razem obstawia się maksymalną stawkę i za każdym razem "rozbija bank").
Niby nic takiego, każdy tak może.
Zresztą najwyraźniej jest to normalka, gdyż właściciel kasyna, którego majątek stały wynosił około 1 mln. złotych, nie zapamiętał ani szczęśliwca, ani wygranej.
W kontekście tak wielkich „dokonań” czwórki muszkieterów i ich nieposzlakowanych życiorysów, nowego wymiaru nabierają słowa „o obrażaniu Polski” i „hańbie”.
Chyba lepiej było siedzieć cicho.
Na marginesie już tylko jeszcze niewielka uwaga.
Przedmiotem listu protestacyjnego oraz wielkiego oburzenia stały się słowa skierowane przez jednego rozmówcę, do drugiego.
Wszelkie próby wtrącania się w ich wzajemne relacje są daleko po za dobrym tonem.Jednym słowem, szanowni Panowie lanserzy, jak to dawnej mówiła młodzież: „Kibic z dala, niech się nie wpi...ala!”

------------------------------------------------
Mili Państwo,
z uwagi na urlop nie będę mógł odpowiedzieć na na gorąco, na ew. Państwa komentarze.
Z przyjemnością dokonam tego zaraz po powrocie.
Pozdrawiam.