niedziela, 17 maja 2009

Pederaści, Premier ... czy nie za wiele nieszczęść?

Wczoraj pederaści i ich sympatycy paradowali przez Kraków. Wyszli z Kazimierza i udali się Krakowską, Stradom i Grodzką na Rynek Główny. Nazywało się to Marszem Tolerancji.

To jest nawet dobra nazwa na opisanie całego przedsięwzięcia, bo trzeba było nie lada tolerancji w społeczeństwie aby znieść widok grupki chorych na homoseksualizm, manifestujących radość z bycia dotkniętymi chorobą (inaczej mówiąc nienormalnymi).

Przetoczył się zatem przez Kraków kilkudziesięcioosobowy tłum wyposażony w baloniki, tęczowe flagi itp. W ich stronę poleciało kilka jajek, kamieni oraz słów prawdy ze strony uczestników konkurencyjnego Marszu Tradycji i Kultury zorganizowanego przez Młodzież Wszechpolską i NOP oraz zwykłych postronnych obywateli.

Na homoseksualistach wielkiego to wrażenia zapewne nie zrobiło, gdyż wydaje się, że wielu z nich czerpie podniecenie i radość w skutek poniżania i doznawanego nieszczęścia. To też jest taka choroba, czy też inaczej mówiąc zboczenie.

Reasumując, pederaści pokrzyczeli, poklepali się po tyłkach, opatrzyli sobie guzy i wrócili do domów. Radości z udanej imprezy nie było końca.

Myślę sobie, że biedne to miasto Kraków. W przeciągu jednego miesiąca aż dwie imprezy, niczym zaraza przekraczają jego gościnne progi.
Najpierw spacerujący pederaści, a 4. czerwca najazd na Wawel szykuje ekipa Tuska uciekająca przez stoczniowcami z Gdańska.

Tragiczny ten zbieg wydarzeń można przyrównać jedynie do tragedii z XIII wieku, gdy najpierw Kraków najechali i spalili Tatarzy a później po odbudowaniu, zarządzono by zasiedlali go głównie Niemcy i Ślązacy.



P.S. Wprawdzie, jest już po paradzie w Krakowie, ale poniższy plakat przyda się w innych miastach polskich, gdzie światopoglądowo otwarci włodarze miejscy planują organizację podobnych parad.