środa, 29 czerwca 2011

Gdzie jest nota w sprawie Laudera?

Przy całym rządowym cyrku związanym z wypowiedzią o. Rydzyka, ujawniły się tabuny klakierów, którym dziecinada w wykonaniu Sikorskigo niezmiernie się podobała.
Cała sfera rządowa oraz kierownicza Platformy Obywatelskiej biła gorące brawo pajacującemu ministrowi spraw zagranicznych, niczym klaunowi Cebulce w cyrku Zalewski.
Nawet czarny (od niedawna) Polak, nie rozeznający się w temacie ani trochę, niejaki Godson zabierał głos i wyrażał opinie.

Niestety obok wypowiedzi mieszkańców naszego, polskiego podwórka, pojawiły się też głosy z zagranicy, wypowiadane przez osobników, którzy na siłę próbują wcisnąć swój wścibski nos w nasze sprawy.

Wczoraj niejaki Ronald S. Lauder, szef światowego kongresu Żydów, nie pytany o nic oświadczył: „Ks. Rydzyk jest notorycznym antysemitą. To nie Żydzi są wrogami Polski, lecz ludzie tacy jak on, którzy sieją niezgodę swymi ohydnymi wypowiedziami.”
Prywatne zdanie pana Laudera, to jego sprawa, tak jak jego odczucia. Może je sobie posiadać.
Nie upoważnia go to jednak do wypowiadania głupot na forum publicznym oraz mieszania się do spraw Polskich i Polaków dotyczących.
Swoje akcje propagandowe Lauder buduje w oparciu o to, co ktoś mu powiedział i co gdzieś zasłyszał, dlatego słowa dotyczące o. Rydzyka są niczym słynne „a u was murzynów biją”.
Kompletny brak związku z tematem wypowiedzi Rydzyka, co świadczy dobitnie o żydowsko-amerykańskim propagandyście.
Stawianie się dziś (w okresie XX-XXI wieku), w pozycji ofiary jakiejś bliżej nie określonej nagonki, to domena wielu rodaków Laudera.
Wystarczy poczytać wypowiedzi Wiesela czy Grossa, aby dojść do wniosku, że bez oskarżeń o antysemityzm ludzie ci żyć nie mogą, a przynajmniej tracą poczucie własnej wartości.

Mieszanie się Żydów amerykańskich do spraw Polski i cenzurowanie wypowiedzi naszych obywateli, nie jest w dobrym tonie, tak jak nie jest też w dobrym tonie mieszanie się do spraw żydowskich przez Polaków.
Skoro jednak Lauder, nie wyczuwa tego cywilizowanego zwyczaju, warto przypomnieć mu, że to wielu jego rodaków jest antypolonistami.
Wielu jego rodaków przyczyniło się w latach 1939-1955 do śmierci najwybitniejszych Polaków.
Oczywiście nie dotyczy to samego Laudera, który urodził się i mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Ronald S. Lauder, podobnie jak jego ojciec i brat zawsze zajmował się biznesem i polityka go nie dotyczyła.
Odbijając piłeczkę nienawiści, serwowaną w kierunku Polski, warto przypomnieć szefowi kongresu Żydów o jednym bardzo istotnym, historycznym fakcie.
„To nie Polacy są wrogami Żydów, tylko ludzie tacy jak on - amerykańscy Żydzi, którzy przymykali oko na zbrodnie Hitlera i wygodnie im było nie słuchać o holokauście. Wygniatanie ciepłych i komfortowych foteli przekładali nad potrzebę, a nawet obowiązek pomocy mordowanym rodakom w Europie.”

O ile mój wpis jest zdaniem osoby prywatnej, wygłoszonym na forum prywatnym, o tyle wypowiedź Laudra, jako szefa potężnej organizacji, jest wypowiedzią oficjalną, prominentnej osoby.
W tej sytuacji zasadne jest zadanie pytania ministrowi Radosławowi Sikorskiemu: „Panie ministrze, czy będzie nota protestacyjna, w związku z mieszaniem się do spraw Polskich i oczernianiu naszych obywateli na forum międzynarodowym?”

wtorek, 28 czerwca 2011

"Nota dyplomatyczna" - temat wyczerpany

... i koniec psychiatryka.
Watykan pokazał, gdzie ma notę Sikorskiego.
Sikorski pokazał gdzie ma Polskę a Polska niebawem pokaże gdzie ma Sikorskiego.
Wszystko na najlepszej drodze.

Jeszcze tylko w tym temacie, wczorajszy krótki bełkot idioty w „Kropce nad i” i władza będzie chciała jak najszybciej o całej sprawie zapomnieć.

Zapewne potrwają jeszcze rozważania o tym co było bardziej obraźliwe dla POlski wersji Beta.
Czy to, że o. Rydzyk powiedział, że w mamy w kraju totalitaryzm, czy to że powiedział to za granicą.
Tu zapewne zdania będą podzielone.

Według idioty, którego u Moniki Olejnik wczoraj oglądałem, chyba jednak ważniejsze jest to, że powiedział o totalitaryzmie, choć np. Szejnfeld twierdzi, że gorsze jest mówienie o tych sprawach za granicą.

Jednakowoż Platforma musi ustalić za co Rydzyka ma nienawidzieć.

W tej kwestii najlepiej zwrócić się do fachowców.
Zastępy ekspertów znajdują się w „GW” , która to swojego czasu aż kilka „jedynek” poświęciła wystąpieniom Bronisława Geremka w rożnych instytucjach w Brukseli i Paryżu.
Poszło o to, że Geremek, tak poczuł się urażony tym, iż kazano mu się zlustrować, że jeździł i opowiadał o stalinizmie w Polsce oraz nasyłał innych lewackich propagandzistów na władze Rzeczpospolitej.

Nie przypominam sobie tylko, czy wtedy PO postulowała o jakąś notę dyplomatyczną w sprawie „haniebnej wypowiedzi” i wywlekania spraw polskich na forum międzynarodowe...

niedziela, 26 czerwca 2011

Czy jest na sali lekarz?

..i nadal będzie o psychiatryku.
Zamieszczając swój ostatni wpis dotyczący reakcji „ichniego” ministra Sikorskiego na wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka, nawet przez myśl nie przeszło mi, że reakcja „brylantynowego oksfordczyka” jest na serio.
Traktowałem ją jako osobliwy platformerski humor czy też dowcip o nadymaniu się w stylu typowo tuskim.
Niestety oksfordzki geniusz potraktował sprawę poważnie. Oczywiście serio według swoich norm i „widzimisię”.
Cóż zatem zrobił?
Wysłał do Watykanu notę dyplomatyczną, którą do Sekretariatu Stolicy Apostolskiej zaniosła ambasador Hanna Suchocka, ostatnia czynna posłanka ostatniego peerelowskiego sejmu.
W nocie tej (...) rząd polski protestuje przeciwko tego typu osłabianiu i szkodzeniu wizerunkowi Polski za granicą i prosi Stolicę Apostolską, której podlegają zakony w Kościele Katolickim, o podjęcie działań, które zapobiegną tego typu wypowiedziom w przyszłości"(...)

Czy ja piszę całkiem serio?!
Niestety, tym razem tak.
Sprawa jest poważna i całkiem serio, a właściwie dopiero teraz zrobiła się bardzo serio, gdyż podobnej głupoty czy gafy na arenie międzynarodowej nikt do tej pory nie widział.
Nawet komuniści, którzy ze swoją siermiężną polityką popełniali totalne głupoty, nie zabrnęli tak daleko w bezmyślności swoich dygnitarzy.
Cóż zatem oznacza wystosowanie noty dyplomatycznej do Stolicy Apostolskiej?
Oznacza wymuszenie reakcji władz kościelnych, czyli rychłą odpowiedź Watykanu w zadowalającej formie, oczywiście zadawalającej Sikorskiego z jego stadem.

Jaka może być to odpowiedź, jakie działania zapowiadająca?
Może:
- Napomnienie o. Rydzyka i dobitne ukaranie.
- Zamkniecie w celi zakonnej na okres minimum 3 lat
- Wyrzucenie Rydzyka z zakonu Redemptorystów.
- Kara biczowania publicznego z napiętnowaniem
- Obcięcie języka
Takie rozwiązania na pewno satysfakcjonowały Sikorskiego.
Szczególnie te dwa ostatnie warianty przypadły by mu do gustu.
Człowiek nie tak dawno pałający chęcią „dożynania watah” krwiożerczość przecież ma w genach...
Dobrze, ale co będzie gdy Watykan nie zrobi nic?!
Wojna, chyba pozostanie nam wojna ze Stolicą Piotrową.
Bohaterski Sikorski wraz z bohaterskim ministrem Klichem poprowadzą naszą armię na Watykan!
Wodzu prowadź....

Pisząc całkiem serio, Watykan nie zrobi nic. Nie zrobi nic, bo zrobić nie może ani nie powinien. Nie wyobrażam sobie, by generał zakonu o. Michael Brehl wraz z Papieżem Benedyktem XVI potraktowali poważnie pismo od tuskowych siermiężników.
Ich działania to właśnie potwierdzenie słów o. Rydzyka, a do takich praktyk ludzie wychowani w kulturze demokratycznej nie są przyzwyczajeni.
Może gdyby dotyczyło to kazań... ale wypowiedź całkiem prywatna, na gruncie neutralnym...

Sikorski swoim pismem ośmieszył polskie państwo, ale dzięki bogu ośmieszył także siebie i zasłużoną dla PRL Suchocką.
Na szczęście już niebawem (po wyborach) cholera go weźmie wraz z jego mocodawcą, wyjedzie gdzieś do Afganistanu, gdzie najlepiej się spełnia i słuch o nim zaginie.
Wstyd jednak dla Polski pozostanie. I to nie wstyd z powodu wypowiedzi redemptorysty, tylko wstyd za nierozgarniętą władzę strzelającą z armaty do komara.
Próbując cenzurować wypowiedzi obywateli swojego kraju stanął Sikorski w jednym szeregu z Łukaszenką i Putinem.
Rzecz jasna „zasługami w krzewieniu demokracji” będzie musiał podzielić się ze swoim szefem, bo przecież to premier bierze na siebie odpowiedzialność za działania całego gabinetu.
Chyba, że szef rządu.... jak to Donald Tusk, zdziwi się wielce i oświadczy, że o żadnej nocie nic nie wiedział.
Premier ostatnio wprawił się w udawaniu Gierka (nie Greka, tylko właśnie Gierka) i generalnie o niczym nie wie. Przynajmniej oficjalnie.
Nic nie wiedział np. o akcji na „antykomor.pl”, nie widział o Bondaryku, teraz może i nic nie wiedział o nocie do Watykanu?
Pan Tusk pokazuje się, gdy trzeba zebrać laury i gdy chwalą. Wpadki i kichy władzy obywają się bez osoby premiera.

Co będzie dalej?
Nic nie będzie.
Będzie jak było dotychczas.
Ważne, by do podobnych sytuacji nigdy już nie doszło.
Nie może być miejsca w polskim życiu publicznym dla cenzorów-donosicieli i ośmieszających Polskę pieniaczy, trafnie nazwanych przez „dziadzia z PO” Bartoszewskiego - dyplomatołkami.

Od czuwania nad nieprzekraczalnością granic wolności wypowiedzi są tylko i wyłącznie sądy, które jako jedyne mają prawo do wydawania wyroków.
Jeżeli jakiś minister czuje się obrażony przez obywatela – do sądu go skarży i czeka na wyrok.
Działania za pomocą not dyplomatycznych wobec księdza-zakonnika, to czysta krystalicznie głupota i efekt zbyt dużej ilości wody sodowej w górnych partiach postaci.
Najgorsze w tym wszystkim, że działania ministra ze zrozumieniem przyjęły kręgi kierownicze partii rządzącej.
Na wszelki wypadek warto, by na najbliższym posiedzeniu Klubu Parlamentarnego PO, ktoś zadał retoryczne pytanie: „czy jest na sali lekarz?”
Następnym razem taka okazja zebrania wszystkich potencjalnych pacjentów może się już nie zdarzyć.
Widomo, po wakacjach wybory.
A jak ktoś się w młodości przebada, to na starość.... jak znalazł.

sobota, 25 czerwca 2011

The Voice Of Fans - DONALD MaTOLE

Nowy wakacyjny hit, nowej supergrupy. To może być przebój stadionów...!

piątek, 24 czerwca 2011

Psychiatryczne badania (ciąg dalszy): Ochotnik Radosław Sikorski

Ledwo co Pan sędzia Jabłoński zainicjował modę na badania psychiatryczne wśród osób znanych z politycznych salonów, a tu już pierwszy ochotnik pcha się na konsylium lekarskie.
Otóż minister tuskowej władzy Sikorski Radosław stwierdził dziś: „Ojciec Dyrektor przekracza granice. Polska zareaguje. Kościół ma zasługi dla Polski, ale Ojciec Dyrektor przekracza granice. Zakony podlegają bezpośrednio Rzymowi. Państwo polskie zareaguje (...)” – tak pisze na twitterze szef ichniej dyplomacji.

Ma to być odpowiedź na słowa o. Tadeusza Rydzyka, który na spotkaniu w Brukseli stwierdził m.in.: „Nie wiem, gdzie ja żyję, bo w czasach komunizmu nie mieliśmy takich problemów jak teraz. To jest totalitaryzm, ja nie żartuję".
Wypowiedź duchownego to reakcja na działania polskich sądów oraz władz wobec opozycji, również tej z kościoła katolickiego.

Co chce zrobić Sikorski?
Będzie w sprawie wypowiedzi o. Rydzyka, obywatela RP interweniował w Rzymie!

Kiwał człowiek z dezaprobatą głową, gdy Sikorski wylatywał z rządu PiSu i lał krokodyle łzy przed kamerami niczym pospolita ciućma.
Śmiał się człowiek, gdy Sikorski szpiegował i straszył sądami niepoprawnych blogerów, którzy sugerowali mu żydowskie pochodzenie.
Przecierał człowiek uszy ze zdumienia gdy tenże tuskowy minister, niczym akwizytor arabskich biur podróży namawiał do wycieczek na afrykański kontynent...

Teraz prowincjonalny inteligent po Oksfordzie będzie starał się ośmieszyć nie kolejny raz siebie, ale już cały tuskowy rząd, gdyż swoimi działaniami potwierdzi to, co o. Tadeusz Rydzyk wypowiedział.
Właśnie tak.

Prawo do posiadania własnego zdania nt. władzy i wypowiadanie go otwarcie jest dobrodziejstwem demokracji.
Blokowanie, wpływanie naciskiem na oponenta, kneblowanie mu ust, to przejaw totalitaryzmu.
Sikorski chce w Rzymie poskarżyć się u przełożonego zakonu Redemptorystów i „z wysokości urzędu” wpłynąć na ukaranie „niedobrego zakonnika”, który ma czelność mówić to, co myślą miliony Polaków.
Tylko absurd!?
Przynajmniej dla ludzi myślących i inteligentnych nie.
To model totalitaryzmu i zamordyzmu.
Na wszelki wypadek zacznijcie bać się już teraz, wy wszyscy nie wspierający PJN (Platforma Jedności Narodu). Bójcie się krytykujący władzę, bo Sikorski pojedzie do waszych przełożonych i naskarży na was. Z roboty wylecicie z wilczym biletem.
Wprawdzie w Rzymie jego skargi ojcom przełożonym zakonu latają niczym rój pszczół wokoło sztucznej chryzantemy, to jednak nieprzychylni w kraju mogą liczyć się z represjami.

Każdy, kto w XXI wieku i do tego w zjednoczonej europie posuwa się do takich sposobów walki z opozycją kwalifikuje się do natychmiastowego usunięcia z ministerialnego stanowiska. Nawet za sam taki pomysł.
Nie wyobrażam sobie, by innym kraju europejskim minister po zapowiedzi odwetu na opozycjoniście, dokonywanego w sposób iście „stalinowski” pozostał choć kilka minut dłużej na ministerialnym stołku.
Tusku wykop człowieka ośmieszającego Twoją władzę.

Może w podjęciu decyzji, pomogą szefowi rządu te badania specjalistyczne ministra...

czwartek, 23 czerwca 2011

Z kulturą "na Ty"

Reklamówka nowego programu "Z kulturą na Ty" Minister Sikorski prosi ładnie - Premier ładnie odpowiada....

środa, 22 czerwca 2011

Przebadać psychiatrycznie sędziego Macieja Jabłońskiego

Jako pośredni pracodawca oraz fundator poborów Pana sędziego Macieja Jabłońskiego, stwierdzam że, tym samym uprawniony jestem w związku z powyższym do wyrażenia opinii o konieczności przeprowadzenia badań psychiatrycznych na osobie w/w.
Pan Jabłoński, jako pracownik urzędu państwowego wynagradzany jest z budżetu państwa, a co za tym idzie z podatków dostarczanych corocznie też przez moją skromną osobę. Wynika z tego, że za wszelkie działania sędziego Jabłońskiego, jego „widzimisie” i polityczne sympatie płacę także ja.
Tak jak pracodawca karci i napomina bumelanta czy osobę nie spełniającą jego oczekiwań oraz działającą wbrew interesowi pracodawcy, tak prawo do krytyki i wyrażenia swojej opinii ma obywatel płacący sędziemu, który swoimi decyzjami ośmiesza wymiar sprawiedliwości.
Konieczne jest, by Pan Maciej Jabłoński poddał się badaniu psychiatrycznemu. A to przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze: okresowe badania lekarskie pracowników sądownictwa, nie dopuszczają konieczności badań psychiatrycznych. Co za tym idzie, na ich podstawie można jedynie określić stan wzroku, słuchu, pracy organów podtrzymujących funkcje życiowe badanego. Nie można natomiast stwierdzić stanu psychicznego. Kto bez stosownych fachowych badań jest w stanie stwierdzić aktualną kondycję psychiczną sędziego?
Chyba nam wszystkim zależy na tym, aby sądy po raz kolejny w historii Polski nie kompromitowały się. Dopuszczenie do sprawowania swojego zawodu przez sędziego, którego stan psychiczny jest nieznany, stwarza zagrożenie dla praworządności Rzeczpospolitej.
Po drugie: decyzja o badaniu stanu zdrowia psychicznego przez podsądnego, w procesie, nazwijmy to politycznym (Kaczyński vs. Kaczmarek) jest powrotem do praktyk sądownictwa sowieckiego lub chińskiego. Jest ustawieniem się po jednej stronie w celu dezauowania strony drugiej. Tylko osoba będąca w stanie „niepewnym psychicznie” owe wzorce do prawa polskiego stosuje.
Dlaczego więc sędzia Maciej Jabłoński, któremu płacę za jego (nie najlepszą zresztą) pracę, ma wzbudzać społeczną niepewność, co do jego stanu psychicznego?
Niech się przebada – wszystko będzie wtedy jasne.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Biedroń poprze Platformę?



Nowy bajer Premiera

Dzisiaj coś dla najmłodszych.
Wielce pouczająca bajka pochodząca z bajkowej klasyki.
Aż szkoda, ze niektórzy dorośli jej nie znają...

środa, 15 czerwca 2011

Jeden-dwa-trzy – sprintem po njusach (3)

...
Libicki Wallenrod.

Zajmujący się doraźnie jeżdżeniem wózkiem inwalidzkim po europarlamencie poseł Filip Libicki odkrył nowy talent. Po szeregu przeciekawych wpisów na swoim blogu oraz Salonie24 dotyczących morderczo-zamordystycznego PiSu, którego szeregi poseł przez kilka lat zasilał, teraz dokonuje próby zaistnienia w niezwykle ciekawym gatunku literackim.
Poseł rzucił się w nurt PIS-politiical-fiction. Stworzył postać „Ponurego Radykała” , „Pewnego Polityka” i jeszcze tak kogoś by szokować oraz straszyć publikę już nie tak bezpośrednio lecz zza woalki. W opowiadaniu „Bolesne dojrzewanie Pewnego Polityka” ujawnia swój dość marny talent pisarski ale też niezwykłą megalomanię. Otóż Libickiemu wydaje się, że był postacią znaczną, mającą wpływy na większość partyjnych decyzji i zakuluarowych rozgrywek.
Martwi rosnąca niczym nie podyktowana wysoka samoocena i mniemanie o własnej osobie.
Filip Libicki był i pozostanie niskiej klasy politykierem, bez charyzmy, talentu i politycznej przyzwoitości (choć o to bardzo trudno w tym środowisku), toteż ani ruchu partyjnego, ani nawet koła politycznego nie stworzy (myślę że nawet dawno już wymyślonego zwykłego koła też nie jest w stanie wymyśleć...) .
Skończy zapewne gdzieś w PO lub PSLu jako członek trzeciej kategorii. Oznaczać to może jedno – polityczne samobójstwo.

Gliwicka prowokacja i PJN

Joanna Kluzik-Rostkowska zasila PO. Była już szefowa Polska Jest Najważniejsza zmieniła nieco zdanie i zapewne po dogłębnych przemyśleniach doszła do wniosku, że to bycie posłem jest najważniejsze.
Wobec marnych wyników PJN sejmowy fotel stawał się co raz bardziej nierealny, toteż oferta wuja Tuska spadła jak z nieba.
Niezbyt cenna to dla platformersów zdobyć, bo kompletnie pozbawiona charyzmy i osobowości a najważniejsze, że i zaplecza. Mimo to w nagrodę za słuszną decyzję, ma dostać od Tuska „jedynkę” na liście PO w okręgu gliwickim.
Nieszczęśliwe te Gliwice. Zamiast człowieka sprawdzonego otrzymują „spadochroniarza”, co już gliwiczanie zdążyli podsumować słowem „prowokacja”.
Ostatnie transfery z lewa i prawa do PO, pozwalają stwierdzić, że właściwszą nazwą dla Platformy Obywatelskiej było by Platforma Jedności Narodu (wzorem niegdysiejszego Frontu Jedności Narodu).
Wobec tego Kluzik-Rostkowska zamieniła jeden PJN na drugi.


Sherlock Kalisz

Przewodniczący Komisji Śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy - Ryszard Kalisz odkrył, że była posłanka nie chciała się zastrzelić.
Wobec faktu posiadania przez nią broni palnej w łazience oraz obciążających ją zeznań „Śląskiej Aleksis” brzmi to jak niezła bajka lub tani rumuński kryminał.
Cóż, jaki kryminał, taki śledczy detektyw. Zdecydowanie na Sherlocka Holmesa to o wiele za mało, ale na Sherlocka Kalisza w zupełności wystarczy.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Znaleziony zeszyt - Alfabet znanej osoby,






Kolega znalazł zeszyt. Zwykły szkolny zeszyt z pogiętą i poplamioną okładką.
Mimo, że nie wyglądał ów zeszyt estetycznie kolega podniósł go. Jak mówi pomyślał, że może jakiś uczeń będzie się martwił, szukał go, może nawet dostanie lanie od rodziców za brak zeszytu... Niestety na okładce brakowało i nazwiska i imienia a nawet adresu szkoły. Był tylko zygzak mogący być odręcznym podpisem właściciela a poniżej tytuł, zapisany drukowanymi literami:
MÓJ ALFABET
Dalej znajdowały się notatki oznaczone literami alfabetu.
Może ktoś będzie mógł, na podstawie informacji zawartych w tych notatkach wskazać właściciela zeszytu. Przecież trzeba mu go zwrócić Należy on niewątpliwie do znanej osoby.





A jak AWANTURNICY – Wszyscy ludzie krytykujący PO. Uważam, że awanturnikami są też ci, którzy atakują mnie personalnie. Ja posiadam patent na wiedzę i prawdę, wobec tego wszelkie ataki to awanturnictwo i łgarstwo. Plugawe i obrzydliwe! To zbydlęcenie jakieś.

B jak BAŁWAN – stawiam bałwana z wnukami. Lubię to robić, bo to jakby cząstka mnie
powstaje… Bardzo ubolewaliśmy, że można to robić tylko w zimie, lecz od zeszłego roku też w lecie mamy zabawę w “bałwana”! Przebieram się w kożuch żony i staję w ogrodzie z garnkiem na głowie oraz marszałkowską laską. Wnuki mają mnóstwo radości. Biegają w około I krzyczą “bałwn, bałwan… dziadzio bałwan…”

C jak CZUMA ANDRZEJ – kumpel, którego zakapowałem na pierwszym przesłuchaniu. Andrzej nie jest zbyt bystry, to już tego nie pamięta i nie ma żalu. Lubimy się teraz i kumplujemy a nawet wieczorami spotykamy się i bluźnimy sobie na wszystkich, których nie lubimy.
Andrzeja kiedyś Tusk zrobił ministrem, ale później go odwołał, bo mówił, że Czuma raczej do fachowców nie należy. Trochę się dziwiłem, bo np., Grabarczyk, Klich czy też Pitera też nie są fachowcami, a nawet w ogóle nie znają się na swojej robocie i ich Tusk zostawił...

D jak DUKACZEWSKI MAREK – mój przyjaciel! Taki fajny rubaszny generał, stylem mówienia przypominający Leszka Millera. Wspólnie z Bronkiem Bul-Komorowskim ratowaliśmy mu tyłek gdy „pisiory” likwidowały WSI. Obiecał odwdzięczyć się. Faktycznie dużo papierów zniszczył, spalił…

F jak FAJFUS – kiedyś w młodości tak mówili na mnie. Potem ten termin wielokrotnie użyła w stosunku (hehehe…..) do mojej osoby Anastazja Potocka (Marzena Domaros). To były dobre czasy. Jeszcze człowiek mógł … ech, dziś to już tylko podnieca mnie władza i laska. Marszałkowska rzecz jasna. A “fajfusa” mam… na pamiątkę.

G jak GOŁODUPIEC – byłem takim, póki mnie Donald z kolegami za uszy nie wyciągnęli z biedy. Kaczyński, ten łgarz I karzeł moralny nie chciał mnie u siebie w partii. Już myślałem, że będę biedę klepał na jakiej uczelni w “Zadupiu Górnym” a tu Donald dzwoni i każe ubierać się, uperfumować. Limuzynę podstawiają, instrukcje dają, pluć na Kaczyńskiego każą I złote góry obiecują.

H jak HIENA – moje ulubione zwierze. Chciałem nawet dogadać się z Jurkiem Urbanem, który finansuje a właściwie sponsoruje hieny w warszawskim ZOO, żeby tak po połowie....
Chyba jednak Jurek nie zgodziłby się, on taki samolubny. Pozostał mi takim razie osioł do sponsorowania. Też bliski mojemu sercu.

I jak ICEK – tak pieszczotliwie mówię do Radka. On się tak uroczo denerwuje i zawsze próbuje udowodnić, że nie jest. Aż trzeba go powstrzymywać, bo spuszcza portki nawet na salonach...

J jak JULKA – oczywiście Pitera. Dobry fachowiec. W tym co robi – jest perfekcyjna. Jak tak nie potrafię, ale to może dlatego, że mamy inne charaktery. Julka potrafi cały dzień przeleżeć w gabinecie z palcem w nosie i nawet na sekundę nie zmienić pozycji. Po prostu perfekcja.
Zarozumiała, gnuśna i Malo inteligentna. Na dodatek ma muchy w nosie – to mnie w niej najbardziej interesuje.

K jak KOMUNIŚCI – nie lubiłem ich. W miarę jak poznawałem jednak tych ludzi, to zrodziła się sympatia i jedność celów. Polubiłem. Nawet “pornogrubasa” i “pornoprezydenta”… Z “pornomillerkiem” chodzimy teraz łapać muchy na łąki pod Łodzią.

L jak LENIN – facet, którego pomnik chciałem wysadzić w powietrze, ale jak wszystko w życiu i to spieprzyłem. Może i dobrze, bo dziś mam wielu przyjaciół w SLD, a im było by przykro gdybym zniszczył symbol i obiekt ich kultu. To dzięki Leninowi, a właściwie pomnikowi Lenina mogłem zapoznać się z kilkoma sympatycznymi ludźmi, którzy mnie przesłuchiwali. W końcu też dzięki Leninowi mogłem już na pierwszym przesłuchaniu wsypać moje koleżanki i kolegów z organizacji.

Ł jak ŁAPKA NA MUCHY – narzędzie eksterminacyjne. Jako naukowiec od much jestem przeciwny zabijaniu tych pożytecznych stworzeń. W moim domu od kiedy ukończyłem studia, nie ma ani jednej łapki. Są zatem muchy. W sejmie mamy też jedną muchę - Joannę.
Ale ją mam w nosie, podobnie jak te moje domowe muchy.

M jak MICHNIK - typowy fanatyk nienawiści i agresji. Karzeł moralny, zepsuty i zły człowiek… dlatego go lubię i wspieram!

N jak NIEUDACZNIK – to ci psychopaci i karły moralne, paranoicy i degeneraci tak na mnie mówią. Jaki tam ze mnie nieudacznik? Ja jednym ruchem ręki trzy muchy łapię! No kto takie coś potrafi, kto...?
W ciągu 10 sekund potrafię nabluzgać trzem różnym osobom i to tak dobitnie, że nawet najbardziej prosty szewc chowa się przy tym ze wstydu.

O jak OKRĄGŁY STÓŁ – taki mebel, który spowodował wielkie zmiany w moim szarym życiu. Dzięki właśnie „okrągłemu stołowi” ze zwykłego muchojada stałem się jadoplujem. Gdzie ja miałem oczy, że tak plułem kiedyś na tych kolegów z PZPRu . No gdzie...?
To przecież dobre chłopy, taki fajny mebel wystrugali i taki fajny układ nam wyrzeźbili.

P jak PLATFORMA OBYWATELSKA – kiedyś twierdziłem, że to elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowe wydanie Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, w której kilku liderów tych partii znakomicie się odnalazło. Szczęście, że mnie kupili i dali wysokie stanowisko, bo inaczej to musiał bym dalej na nich pluć.
Teraz już uważam, że PO nie jest wcale ładnie opakowaną recydywą tymińszczyzny a na dodatek nie jest w żadnym calu nowym wydaniem PPP. Ja całe życie chciałem należeć do takiej partii, gdzie mnie docenią i będą bić brawo, kiedy nawet najgorsze bzdury plotę.

Q jak QUASHQUAI – Nissan, mój samochód. Taki mi kupili Donek z Palikotem. Ja tak właściwie to jeździć nie umiem, toteż żona mnie wozi, albo sąsiad. Teraz Palikot chce zwrotu swojej części kasy włożonej w prezent I straszy mnie Tymochowiczem. Ale ja się nie boję, bo kto daje i odbiera... na tego naślemy prokuratora.

R jak RYNSZTOK – takie ulubione miejsce. Odsyłam tam wszystkich, których nie lubię, podczas gdy, jak mówią sam tam siedzę. Oczywiście ten rynsztok do którego odsyłam, to tylko taki mój wyimaginowany rynsztok. Do swojego, rodzimego rynsztoka bym przecież nikogo obcego nie wpuścił.

S jak SYPANIE – lubię i zawsze lubiłem sypać. Niestety okazji nie miałem zbyt dużo. Żałuję bardzo, że dziś już nie można sobie na nikogo podonosić i nikogo wsypać.
Wtedy w UB tak mi się dobrze sypało już na pierwszym przesłuchaniu, że nawet gdy zarządzono przerwę, to prosiłem ubeków – „dawajcie dalej, jeszcze mam kilka osób do wsypania...” Mówili na mnie „Sypki Stefek”. Ach... gdzie te czasy?

Ś jak ŚWIR – tak za plecami nazywają mnie koledzy w sejmie. Nawet ci z koalicji. Co ja na to poradzę, że mam taki zwariowany sposób bycia. Sami wiecie, że za pieniądze ludzie nawet małpę będą udawać.

T jak TUSK – fajny facet. To on wyciągnął mnie ze śmieci, odkurzył i zrobił Wicemarszałkiem Sejmu. Gdyby nie to, pewnie opluwałbym go do dziś. Donald to historyk z wykształcenia ale matematyk z zamiłowania. Jak on wtedy 3. Czerwca 1992 roku ładnie policzył te głosy u Wałęsy… majstersztyk!

U jak ULUBIONE WYRAZY – tak jak każdy mam też swoje ulubione określenia, które używam często w stosunku do różnych osób. W moim przypadku jest to ciąg wyrazów wypowiadanych jednym tchem z taką gnuśną miną i zaciśniętymi ustami.
Pochylam głowę i mówię: „szaleńcy, paranoicy, kanalie, durnie, hołota, szkodnicy, karły moralne, ćwoki i prostaki”. Ćwiczę to dwa-trzy razy dziennie. Nawet w domu do żony, córki i zięcia mówię rano tak: „szaleńcy, paranoicy, kanalie, durnie, hołota, szkodnicy, karły moralne, ćwoki i prostaki - podajcie mi kawę”... Dzięki temu nie wychodzę z wprawy.

W jak WAŁĘSA – nie lubię go. Poziomem intelektualnym przerasta mnie. Nie wiem jak to robi, ale potrafi jeszcze większe bzdury niż ja opowiadać z pełnym przekonaniem co do tego co mówi. Kiedyś postąpił bardzo brzydko w stosunku do mnie. W nocy 4 czerwca 1992 roku nie zaproponował mi nic. Nawet wicepremiera.... A ja tak w niego wpatrzony wtedy byłem. Nawet sobie plakietkę z Wałęsą w klapę marynarki wpinałem. Od tamtej pory nie lubię go.

V jak VIAGRA – nie używałem nigdy. Kiedyś mi Halicki przyniósł jedną tabletkę, ale nie wiedziałem gdzie to się wkłada więc nie użyłem. Jeżeli dobrze pamiętam, to taki preparat na przyrost inteligencji... Wtedy nie włożyłem, to i mi nie przyrosło do tej pory...

Z jak ZAKŁAD PSYCHIATRYCZNY – czasami wstydzę się, że tam byłem. Niezbyt długo, bo kilka miesięcy, ale byłem. Dzięki koneksjom partyjnym udało się jakoś to wyczyścić w papierach i tak naprawdę mogłem zostać wysokim urzędnikiem państwowym po leczeniu psychiatrycznym, a nie tylko zwykłym “psychicznym”, ciągle leczonym profesorem. Niestety miewam nawroty… Nie martwi mnie to jednak, bo a tle moich kolegów z klubu parlamentarnego nawet w momencie nawrotu choroby niczym się nie wyróżniam. Kumple śmieją się, że mamy w PO dwóch szaleńców: jednego tytularnego (senator Zbigniew Szaleniec) oraz jednego faktycznego J

Ż jak ŻYGOLAK – Kiedyś miałem taką marynarkę zieloną, która mieniła się na różne sposoby, gdy padało świetlówkowe światło. Trochę przypominałem w niej muchę robacznicę. Kumple pokładali się ze śmiechu gdy stawałem w niej pod latarnią i zacierałem ręce. Mówili, że będę składał jaja... Nazywali mnie „Robacznic”. Ale od czasu, gdy dostałem torsji po spirytusie z przemytu, który przyniósł zięć Goryszewskiego, przemianowali mnie na „Żygolaka”.
I diabli wiedzą czemu? Czy ze względu na elegancką marynarkę, na którą „leciały” kobiety czy ze względu na co innego...?

sobota, 11 czerwca 2011

Na bok śledzie – idą pedzie!

Uwaga normalni, jutro w Warszawie grasować będą pederaści oraz red. Pacewicz z „Gazety Wyborczej”.
Będzie to nazywało się „Parada Równości” i ma polegać na tym, że grupa degeneratów płci męskiej, będzie udawała baby i epatowała wątpliwym seksizmem, a wataha nawiedzonych bab kompletnie aseksualnych będzie udawała facetów.
Taki cyrk za darmo w imię głupoty wywołanej chorobą homoseksualną.
Właściwie to nie ma o czym pisać.
Znów „Gazeta Wyborcza” zapieje z zachwytu nad wspaniałością organizacji imprezy oraz pochwali wielką idee dłubania sobie wzajemnie przy odbycie.
Wystąpią zapewne Pacewicz, Blumsztajn oraz żona Żakowskiego – ponoć specjalistka od lesbijek.
Będzie wzniośle, sodomitsko i rozpustnie.
Będzie tak uroczo, że nazajutrz większość uczestników nie będzie mogło usiąść na tyłku.

Dostaną się też plusy honorowej królowej krajowej pederastii - Hannie od Walców.
To wszak ona jako pierwsza wypuściła stado pederastów na miasto.
Jeździć będą „pedałobusy” , które przewozić będą chorych na pederastię z imprezy na imprezę i to za przysłowiowe „w naturze zapłać”.
Pojawią się zapewne też politycy. Będzie i Senyszyn i Kalisz i może Napieralski z żoną (co za nietakt?).
Lewica nie zawiedzie oczekiwań.
....

W wielu krajach arabskich za kontakty homoseksualne grozi kara śmierci.
W wielu innych długoletnie więzienie.
Może to zbyt drastyczne, bo zamiast karać powinno się leczyć.
Zwarzywszy jednak na daleko posunięte stadium rozwoju schorzenia, które zaliczyć można do chorób psychicznych po prostu nic to nie da.

Przykro to mówić, ale na tle zdegenerowanej obyczajowo i zezwierzęconej Europy, uważani za dzikich Arabowie wychodzą na jedynych z zasadami i moralnym kręgosłupem.
Mimo wszystko lubię Arabów.

czwartek, 9 czerwca 2011

Jeden-dwa-trzy – sprintem po njusach (2)

Świadkowie... Tuska

Platforma chce w połowie czerwca ruszyć z akcją odwiedzin minimum pół miliona mieszkań w całej Polsce – wynika z wewnętrznej instrukcji, do której dotarła "Rzeczpospolita"

Ta informacja obiegła dziś internetowe portale.

Działacze Platformy Obywatelskiej niczym Świadkowie Jehowy mają grzecznie, acz stanowczo przekonywać do swoich racji i poszerzać grono własnych zwolenników.

Zaskakujący pomysł, zaskakujący termin. Połowa czerwca, to dla większości Polaków okres urlopowy i wypoczynkowy. Po co zatem ludzie Tuska zamierzają domokrążyć po pustych osiedlach?

Na wszelki wypadek zabezpieczmy dobrze mieszkania przed wyjazdem na urlopy i poprośmy sąsiadów o lekki dozór. Czort nie śpi. Czort będzie łaził po mieszkaniach.

Optymista

Radosław Sikorski, pracujący obecnie u Donalda Tuska na etacie ministra odkrył, że na PiS głosują ponuracy, a optymiści wspierają PO. Tako rzekł w TOK FM.

Faktycznie powodów do optymizmu mamy co nie miara.

Autostrady budowane przez Chińczyków, stadiony na Euro, kolej państwowa, zadłużenie państwa, rosnące bezrobocie....

A wszystko to dzięki PO wspieranej przez optymistów.

Każdy, nawet urzędnik państwowy ma prawo mieć w tej kwestii własne zdanie.

Ważne jednak, aby mówił „do rzeczy” i „na temat”.

Być może Sikorski z kolegami prezentuje platformianą odmianę tegoż optymizmu, według której optymista to też pesymista, tyle że po seansie u Premiera.

Wałęsa leży

Lech Wałęsa trafił do szpitala. Podobno uskarżał się na „dolegliwości żołądkowe, które powodowały dyskomfort w pracy” (cytat za Gulczyńskim).

Można sobie tylko wyobrazić, że przysłowiowa sr...ka nie daje po prostu siedzieć przed komputerem, a zmusza do siedzenia gdzie indziej.

Fakt, nie ma to jak praca w komforcie, więc Wałęsa położył się w szpitalu i leży.

Czy mamy do czynienia z tajemniczym wirusem, nie wiadomo.

Dolegliwości żołądkowe to paskudna sprawa. Męcząca, śmierdząca i trzeba się sporo nabiegać.

Jako jeden z pierwszych, w szpitalu odwiedził Wielkiego Elektryka przyjaciel Jerzy Borowczak, który zaraz po wyjściu oświadczył: „Lech Wałęsa nawet jak jest chory to pracuje, dokumentuje swój dzień, robi zdjęcia i umieszcza na swojej stronie internetowej (...)”

Panie Prezydencie – więcej taktu .... i smaku.

sobota, 4 czerwca 2011

Dragan Mihajlo Sotirović (1913-1987)

Piątego czerwca (według innych źródeł 6.VI) mijają 24 lata od śmierci człowieka wyjątkowego. Wyjątkowego i niepowtarzalnego, jak jego życie i historia.
Człowieka bohaterskiego i niezłomnego, odważnego i prawego.

Dragan Mihajlo Sotirović
Ps. Draża, X, Michał (ur. 5 maja 1913) – serbski czetnik, kapitan armii jugosłowiańskiej, Serb wyznania prawosławnego, dowódca polskiego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy.
Od 1934 służył w armii jugosłowiańskiej. W 1940 studiował na Wyższej Szkole Wojennej. W stopniu kapitana w 1940 walczył z Niemcami.
Do 1942 był drugim szefem sztabu oraz adiutantem gen. Dragoljuba Mihajlowicia. Został wzięty do niewoli w Jugosławii, przebywał wraz z innymi oficerami jugosłowiańskimi w obozie jenieckim nr 325 w Rawie Ruskiej, a później w Stryju.
Symulując chorobę (zapalenie wyrostka robaczkowego), został przeniesiony do szpitala, z którego uciekł 13 stycznia 1944. Skontaktował się z polskim ruchem oporu, który tymczasowo skierował go na przechowanie do Zubrzy pod Lwowem.
Po sprawdzeniu tożsamości (jego brat był pracownikiem ambasady jugosłowiańskiej w Londynie), został skierowany pod koniec marca do tworzonych właśnie oddziałów leśnych Okręgu Lwów AK. Został zastępcą dowódcy 14 pułku ułanów – por. Andrzeja Chołoniewskiego ("Korczak", "Ładyga").

Brał udział w pacyfikacji ukraińskiej wsi oraz likwidacji kwatery UPA we wsi Szołomyja. Dowodził oddziałami 14 pułku podczas wyzwalania Lwowa w czasie akcji Burza – atakując główną linię obrony niemieckiej na wschód od miasta. Za zasługi w czasie akcji został odznaczony 27 lipca 1944 przez gen. Władysława Filipkowskiego orderem Virtuti Militari.

31 lipca 1944 został aresztowany przez NKWD, zbiegł wraz z innymi oficerami Okręgu Lwów AK. Dowodzone przez niego oddziały w sierpniu 1944 wycofały się na lewy brzeg Sanu, wchodząc w skład Zgrupowania Warta, w którym "Draża" objął dowództwo kompanii D-14 w batalionie D. Jedna z jego kwater mieściła się w Lalinie. 5 marca 1945 został przypadkowo aresztowany przez NKWD pod Dynowem.
W czasie próby ucieczki wyskoczył z drugiego piętra łamiąc kości stopy. Nierozpoznany (podawał się za oficera francuskiego nazwiskiem Jacques Roman, powracającego z obozu w Odessie), został odwieziony do szpitala w Rzeszowie, skąd został uwolniony przez organizację "NIE".

Na przełomie kwietnia i maja 1945 dołączył ponownie do oddziału.
Jego oddział współdziałał z SOO NSZ, której dowódcą był Antoni Żubryd oraz lokalną Samoobroną antyukraińską z Grabówki, której dowódcą był Mieczysław Bielec ps. "Bystry".
Jego oddział brał udział w walkach z UPA, a on sam doprowadził 29 maja 1945 do podpisania w Siedliskach zawieszenia broni pomiędzy UPA i polskimi oddziałami partyzanckimi, uznającego Sowietów za wspólnego wroga. Do zawarcia formalnego, trwałego porozumienia jednak nie doszło, ale zmniejszyło ono cierpienia polskiej i ukraińskiej ludności cywilnej.

W czasie służby w AK został awansowany do stopnia majora.
Ostatnią akcją jego oddziału był atak 25 czerwca na tabory sowieckie koło Domaradza.
Ukrywał się na Dolnym Śląsku, zastał nawet prezydentem miasta Marklissa ob. Leśna. W jego biurze pracowały łączniczki natomiast Józef Szajda "Belabes" był komendantem milicji w tym mieście. W czasie transportów UNRRA i przesiedlania Niemców, wykorzystując okazję, załadował swoich ludzi do pociągu i wyjechał na Zachód do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech, a następnie do Francji. Zamieszkał w Monaco, gdzie żył na emigracji pod zmienionym nazwiskiem Jacques Roman. Zmarł nagle podczas corocznej pielgrzymki na górę Athos.

(życiorys Dragana Mihajlo Sotirovica – za Wikipedią)

Warto wspomnieć, że kilka dni później – 8. Czerwca mija rocznica 64 śmierci innego Czetnika - Jezdimira Dangica, zamordowanego przez komunistycznych partyzantów Tito.
Jezdimir Dangić był bośniackim Serbem, dowódcą czetnickim w Bośni. Dosłużył się stopnia majora. Brał udział w walkach z hitlerowcami, komunistami oraz chorwackimi Ustaszami. Schwytany przez Niemców 11. Kwietnia 1942 roku we wsi Rogatnica, został przetransportowany do obozu w Generalnej Guberni. W połowie 1944 roku, udało mu się zbiec z niewoli i dołączyć do polskiego ruchu oporu.
Dangić wziął udział w Powstaniu Warszawskim, podczas którego wsławił się wielką odwagą i poświęceniem.
Z powstania wyszedł wraz z resztą niedobitków, lecz niestety został schwytany przez wojska sowieckie. W więzieniu w Moskwie przesiedział dwa lata, aż w 1947 roku przekazano go władzom komunistycznym w Jugosławii. W tym samym roku odbył się w Sarajewie sfingowany proces Dangica, podczas którego skazano go na karę śmierci.
Wyrok wykonano 8. Czerwca 1947 roku.

czwartek, 2 czerwca 2011

Figurski, czyli marzenia małego zera, by stać się dużym zerem.

Jak najlepiej zaistnieć w mediach?
Czasy się zmieniają, a więc i sposoby oraz metody kreowania celebrytów też.
W czasach, gdy inteligencja i mądrość naznaczały osobę popularną i lubianą, nie było z tym problemów.
Dziś również problemów właściwie nie ma, choć sposobem by zaistnieć w mediach dla wielu pozostaje zwykła głupota.
Trudno się dziwić, skoro za autorytety moralne służą kombinatorzy, nawróceni alkoholicy czy też zwykli kapusie.
Kogo zatem są w stanie zafascynować swoją postawą?
Rzecz jasna tylko idiotę.

I o tym dzisiejszy wpis traktować będzie.
Michał Figurski, syn komunistycznych oberżyświatów, rzucanych na placówki w bratnich socjalistycznych krajach, urodził się w Moskwie, choć właściwie mógł np. mógł w Sofii, Hanoi, Bukareszcie...
Rodzice mimo natłoku zajęć propagandowo-ideologicznych i niezliczonych wojaży, zadbali, by syn przyszedł jednak na świat w centrum światowego imperium myśli Włodzimierza Lenina.
Państwo, w właściwie towarzyszowstwo Figurscy, jako młodzi stażem Polacy, starali się z syna ulepić coś na wzór Lechity, stąd zapewne staropolskie imię Michał, które mu nadano. Nie żaden Hersz, Icchaak, Jakub....

Rósł sobie Michaś zdrowo i niczym botwinka przeradzał się w dorodnego buraka.
W okresie jego dorastanie, los zwany komitetem centralnym PZPR rzucił rodzinę Figurskich do Libanu. Tam Michał mógł poznać zwyczaje i naturę swoich rodaków, którzy w tym okresie nadzwyczaj często i skutecznie podsyłali do Libanu rakiety i różnego rodzaju bomby likwidując w ten sposób zagrożenie dla własnego państwa w postaci zabijanych libańskich dzieci i kobiet.

Niestety sielanka skończyła się wraz z powrotem rodziny Figurów (czy jak kto woli Figurskich) do kraju. Michaś wraz z rodzicami wpadł w zwykłe, szare życie peerelowskie usłane „niemazmem” (czyli tego nie ma, tego nie ma...).
Przekonywany przez otoczenie, że wiedzę, mądrość i pozycje zdobędzie wraz ze stosownym wykształceniem, Michałek począł studiować dziennikarstwo.
Na wybór kierunku studiów wpłynęła zapewne wizja wygodnego życia zaczerpnięta z historii żywota rodziców.

Nie ukończył jednak Michałek studiów, gdyż zafascynowało go radio i pochłonęło bez reszty.
Od tej pory jako niewykształcony dziennikarski substytut z różnym powodzeniem udziela się w stacjach radiowych i robi za tzw. „małpę”.
Praca polega na szokowaniu i wymyślaniu prymitywnych grepsów w oparciu o chamstwo i wulgaryzmy. W tym dziele dzielnie wspiera go inny jego „rodak” Jakub Wojewódzki, z którym się Figurski mentalnie i intelektualnie zwąchał.

W związku tym Figurski „robi” za tak zwanego „Maternę” (ten od Manna, mniej rozgarnięty).
Intelektualny i wyrafinowany dowcip prezentowany przez duet FiW sprowadza się do bezczelnych, durnych ataków na wszystko co Polskie i nie pedalsko-europejskie.
Nie rzadko zahacza też o niewybredne nabijanie się z osób zmarłych i ich rodzin.

Nie sądzę, aby wszystko to było spowodowane przemyślanym działaniem, gdyż akurat nic co posiada związek z myśleniem, w odniesieniu do osoby Figurskiego nie ma zastosowania.
Prymitywizm dziennikarski Figurskiego ma swoje podłoże w intelektualnym narcyzmie i chęci szokowania.
Zachowania takie znane były do tej pory głównie wśród małp człekokształtnych, na których choćby w warszawskim ZOO przeprowadzano stosowne badania.
Nabijał się już małpi-intelektualista z klubu Widzew Łódź nazywając go „Żydzewem”, obrażał prezydenta kraju, obdarzał wulgaryzmami słuchaczy...

Niedawno Michał Figurski znów popisał się szydząc z Marty Kaczyńskiej w sposób urągający podstawowym zasadom znanym ludziom cywilizowanym. Nic dodać, nic ująć.
Zastanawiam się co jeszcze wymyśli Figurski, aby znów zaszokować słuchaczy i wiernych fanów?
Teraz, gdy podniósł tak wysoko poprzeczkę, musi to być coś ekstra.
Biorąc pod uwagę całkowity brak zasad i hamulców, czy nie może być to np:
1. Publiczny gwałt na własnej córce, małoletniej Sonii
2. Wystawienie własnej żony na trasie Warszawa-Białystok w celach zarobkowych
3. Wzajemnie onanizowanie się z KW w trakcie audycji radiowej
4. Seksualne obcowanie z własnym ojcem

To tylko propozycje z gatunku tych, zwanych w jego środowisku „soft”.
Przekonany jestem, że Michał Figurski, jak to on i tak wymyśli coś bardziej „hard”

środa, 1 czerwca 2011

MrTusk - Dopalacz

Drugi odcinek lubianego serialu Mr Tusk.
Dziś wesoły fajtłapa Donald próbuje wypić dopalacz, który udało mu się podebrać młodemu człowiekowi.

Jeden-dwa-trzy – sprintem po njusach

Za naciski na „zbity pysk”.

Jak podaje Wprost, a za nim Onet.pl, Donald Tusk „zrugał” ministra Millera za to, że policja w Białymstoku ukarała kibiców Jagiellonii za użycie słowa „matoł” w stosunku do jego nieskromnej, premierowskiej osoby.
Musiał zdenerwować się Donald Tusk niemiłosiernie, bo to znany obrońca swobód obywatelskich i wolności słowa.
Sprawa jak wydaje się, jest rozwojowa i traktowana z najwyższą powagą, o czym świadczyć mogą zdecydowane działania premiera w celu ustalenia, kto i w jaki sposób wpływał na funkcjonariuszy policji. Miller dostał polecenie: ustalić, zlokalizować, zatrzymać i doprowadzić przed oblicze premiera. Finał będzie okrutny - Tusk wyrzuci tegoż samowolcę na zbity pysk.
Przy odrobinie zaangażowania i uczciwości ministra Millera, możemy w najbliższym czasie osiągnąć cel, który przyświeca Solidarnym 2010 przed pałacem namiestnikowskim.
Za jednym zamachem, bez walki pozbędziemy się Tuska i Arabskiego. Oczywiście o ile premier dotrzyma słowa.

Z lisiej nory

U Tomasza Lisa zrobiło się plebejsko. Zasada zapraszania ludzi mądrych i wykształconych do poważnych programów publicystycznych legła w gruzach. Wczoraj w programie o dumnie brzmiącej nazwie „Co z tą Polską” wystąpili Materna i Wojewódzki. W przypadku pierwszego zaproszonego można zastosować stwierdzenie, że dziennikarstwo Lisa zeszło do poziomu knajpy, a tego drugiego, że do poziomu latryny.
Obaj panowie bawili się świetnie. Gospodarz również. Mniej dobrze bawił się poseł Girzyński, którego celowo zaproszono jako jedynego oponenta, by opozycyjny głos nie zakłócił wielkiego show Materny i Wojewódzkiego.
Jak wiadomo, już niebawem, za nasze pieniądze tuskowa władza zorganizuje ogromną imprezę w celu pokazania się, w przeddzień polskiej prezydencji w UE. Taki bal na Titaniku, kilka miesięcy przed bankructwem naszego państwa.
Jubel wyreżyserują oraz grube miliony skasują właśnie Materna i Wojewódzki.
Zasada, że „wykształcenie nie gra roli” staje się główną zasadą obecnej władzy. Po licealiście Bartoszewskim, któremu tylko dla zaspokojenia jego kompleksów, władza „profesoruje” i nadaje zaszczyty, teraz dwóch kolejnych zdolnych absolwentów szkoły średniej otrzymuje pracę wymagającą wykształcenia kierunkowego i wiedzy.
Czy nudne już jak flaki z olejem, ponad trzydziestoletnie „dogadywanie” Wojciechowi Mannowi wystarcza aby zostać reżyserem ogromnego show?
Czy wtykanie polskiej flagi w psie odchody i wyśpiewywanie o „Żydzewie” to jedyny pomysł Wojewódzkiego na dobrą zabawę?
Co z tą Polską?
Po ostatnim programie Lisa śmiało można powiedzieć – niestety g...no!


Dawny „pożyteczny idiota” już nie jest pożyteczny

Ulubieniec “GW”, wielki demokrata z zafajdaną przeszłością Leszek Miller broni własnej skóry oraz więzień CIA w Polsce. Stwierdził, że pisanie o przetrzymywaniu w Polsce bandytów z al-Kaidy to zapraszanie do naszego kraju terrorystów.
Może to racja, jednak jakoś nie mogę wyobrazić sobie współdziałania piszącej o tym “GW” z Al-kaidą, bo to jakoś jest ideologiczne sprzeczne i nacjonalnie mało poprawne.
Chyba, że redakcja „GW” w sposób bezmyślny, spontaniczny i nieświadomy nawiązała współpracę z Al-Kaidą. Jeżeli bezmyślnie to do „GW” podobne.

Polityk Miller użył, jako podsumowanie swojego wywodu bardzo właściwego w wymowie porównania relacji między Al-Kaidą a „GW” oraz relacji Lenina i „pożytecznych idiotów”.
(chodzi o różnych pisarzy, dziennikarzy, intelektualistów, którzy pisali ciepło o rewolucji bolszewickiej, w interesie tej rewolucji).
Co jak co, ale na Leninie to się Miller zna, jak mało kto.
Nie sięgając daleko w pamięć, śmiało można powiedzieć, że takim to pożytecznym idiotą był też niegdyś towarzysz Leszek Miller, członek zbudowanej na fundamencie leninowsko-marksistowskim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Członek Komitetu Centralnego tejże.
Lata lecą, czasy i ustroje się zmieniają, toteż ranga Millera w polityce dziś zmalała.
Niestety już nie jest pożytecznym, ale coś z w/w określenia mu jeszcze pozostało.