poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Czy Europenfuehrer oszukiwał I wyłudzał?


W dobie rozprzestrzeniającej się  “Choroby Roentgena” czyli ogólnokrajowego prześwietlania wszytskich I wszystkiego, nie może umknąć problem wart szczególnej uwagi.
Otóż, były już premier, a obecnie Europenfuehrer Tusk Donald, w czasie swojego  panowania w Polsce mógł dopuścić się przestępstwa I to wielokrotnie.
Jak podaje SE, od 16 listopada 2007 roku do 22 października 2012 roku były już premier odbył na trasie Warszawa - Gdańsk i Gdańsk - Warszawa aż 275 podróży samolotami Tu-154 M, Embraer, Jak-40 oraz śmigłowcami  (fakt ten potwierdziło w rozmowie z dziennikarzami SE, Centrum Informacyjne Rządu)
Jak przystało na panisko I artstokratę politycznego, pan Tusk na obiady do domu latał rządowymi samolotami i nimi do pracy również wracał. Luksus kosztuje, ważne że nie obciąża własnej  kieszeni. Widomo też, że niejednokrotnie w darmowych wycieczkach towarzyszyli mu: małżonka oraz córka Katarzyna I jej konkubent czy jak kto woli narzeczony.  Za fanaberie “Cudotwórcy z Kaszub” podatnicy zapłacili blisko 6.000.000 złotych.
Skąd taka kwota? Godzina lotu Tu-154 kosztuje ok. 40 tys. zł, embraerem ok. 20 tys. zł, samolotem Jak-40 ok. 16 tys. zł, a helikopterem 14 tys. zł .  ”Oblatany Donald” fundował sobie niezłą frajdę a innym koszty.  Jak obliczono, średnio co 6 dni Tusk latał do domu, bo bardzo tęsknił za rodziną.
Ach te tęsknoty… Skoro już zbliżyliśmy się do cierpień psychicznych byłego premiera, to rzecz jasna owe sześciomilionowe koszty zapobiegły popadnięciu w depresję tak znamienitego męża stanu, co wydaje się mimo wszystko bezcenne.
Jest w tym tylko jedno “ale”. Czy przypadkiem Donald Tusk nie pobierał dodatku do pensji, tzw. “rozłąkowego” (jak kilku innych premierów)?  Jeżli tak, to jak mają się do tego prywatne wyjazdy do domu (na koszt państwa) I spowrotem, co najmniej raz w tygodniu?
Policzmy, Tusk wylatywał do Gdańska w piątki wieczorem a wracał w poniedziałek po południu, bądź we wtorki rano (potwierdzono to w rozmowie z SE). Bawił w domowych pieleszach 3 dni. W Warszawie (czyli w pracy) przebywał 4 dni. Rozłąkowe pobierał (o ile rzecz jasna pobierał) comiesięcnie, za okres pełnego wymiaru czasu pracy I ustwowo czasu wolnego, rozumianego jako rozłąką.
Faktycznie brał kasę (o ile brał) za 18 dni rozłąki - 12 dni był w domu. Czy w takim przypadku rozłąkowe się należy? Jeżeli do tego dodamy darmowe kursy samolotem do miejsca zamieszkania – raz w tygodniu, może nasunąć sie podejrzenie iż obecny Europenfuehrer pobierając zasiałek rozłąkowy I fundując sobie luksusy awiacyjne, dopuścił się oszustwa I wyłudzenia.
Ponieważ prawnikiem ani dziennikarzem śledczym nie jestem, zachęcam innych – profesjonalistów w tych dziedzinach do zainteresowania się problemem.