środa, 10 sierpnia 2011

Krótka baśń o opowiadaniu pierdół

Już dawno, dawno temu opowiadanie pierdół stało się znakiem rozpoznawczym Platformy Obywatelskiej.
A zaczęło się tak niepozornie.
Jeden cudak zapowiedział, że będziemy mięli drugą Irlandię.
Zaraz szum się wielki zrobił.
Młodzi wykształceni uwierzyli mu, a cudak wygrał wybory.
Faktycznie Polska w niedługim czasie stała się drugą Irlandią.
Ale nie na skutek działań cudaka.
Ot, niemiłosierny kryzys światowy dopadł zieloną wyspę, tak że bezrobocie, bieda socjalna oraz degeneracja polityczna doprowadziła biednych Irlandczyków do poziomu bytowego Polaków z peowskiej Polski.
Taki oto miły zbieg okoliczności się zdarzył.
Cudak jednak uwierzył w swój geniusz, a krąg ministerialnych klakierów nie wyprowadzał go z błędu, przekonując o niezrównanych umiejętnościach.
Blisko cztery lata upłynęły cudakowi wraz z cudaczętami na opowiadaniu coraz to nowych pierdół i markowaniu działań.
Cudak do bajania i pierdołolejstwa talent niepośredni posiadał, toteż zastępy młodych wykształconych a także starych ubabranych uwielbiały jego przemówienia.
Mimo, że państwo po równi pochyłej w przepaść się staczało, cudak koncentrował wysiłki na wymyślaniu coraz bardziej rewolucyjnych bajań, a brawa dostawał od klakierów ogromne.
Część obywateli wprawdzie dostrzegała ogólną bryndzę i kiszkę z grochem fundowaną nam przez panującą trupę, ale cudak stosował sprytny wybieg.
Mianowicie, gdy trzeba było obiecywać lub opowiadać o pozorowanych sukcesach własnych, cudak pokazywał się i promieniał w telewizorze. O porażkach i aferach z udziałem jego cudacząt mówili inni, przeważnie tacy do rozwałki lub odstrzału.
Tak płynęły cudakowi dni, między boiskiem, gdzie cudak za futbolistę się udzielał a telewizorem, gdzie pierdoły niestworzone opowiadał.
Problemem jego stało się niebawem to, że poczęło braknąć mu pomysłów na nowe bajery i pierdoły. Klimat wokół zrobił się nieprzyjemny, toteż cudak aby ratować swój wizerunek zaczął pożerać własne dzieci z własnej kolebki.
Nie szło inaczej.
Na początek zeżarł jednego ciućmę od wojowania, ale niewiele to dało, bo tenże był tylko zakąską i do tego niskokaloryczną. Postanowił zatem cudak pożreć cały „36” zastęp wojowników.
Struł się nimi paskudnie, ale mimo to zabłysnął w towarzystwie, bo pokazał, że tak naprawdę to sam może wszystkim kręcić i żaden ciućma od wojowania nie jest mu w ogóle potrzebny.
Brawa dostał wielkie od dyżurnych klakierów, którzy na poprawę humoru opowiadać poczęli mu o gospodarczych sukcesach, pięknych traktach i imponujących budowlach.
Prym wiódł zwłaszcza jeden cudak na dorobku, który zasłynął z nabożnego przecinania po kilka razy jednej wstęgi na jednym kilometrowym odcinku oddawanej do użytku autostrady.
Cudak polubił tegoż cudaka na dorobku i począł wierzyć mu bez reszty.
Nieco w odstawkę poszedł dotychczasowy dyżurny bajowymyślacz „baśni z tysiąca i jednej murawy” o arabskim pochodzeniu.
Cudak na dorobku kreślił przed cudakiem wizje pałaców, dróg, supersamów, autostrad i osiedli tak długo, aż ten nie padł na kolana i nie obwołał go nietykalnym i cudownym.
Cudaka do tego stopnia zafascynowało tworzenie zrębów nowej architektury platformianej oraz tych kilku kilometrów autostrad, że przed zbliżającą się kampanią wyborczą całą parę skierował w gwizdek i odgwizdał, że hasłem jej będzie: „Polska w budowie”.
Zatem po wybudowaniu drugiej Irlandii, przyszła pora na budowanie pierwszej Polski.
Cudak znów uwierzył w swój geniusz, a krąg ministerialnych klakierów odklepał gromkie brawa.

----

Natenczas w stolicy, partyjna utercudaczka, wierząca w cudaka jak w głosy o swojej mądrości i urodzie, zapragnęła wspomóc kampanię z pozycji prezydentowej miejskiej i do kampanijnej akcji „Polska w budowie” postanowiła włączyć własne sukcesy.
A nie było to łatwo.
Gdzież znaleźć sukcesy, gdy tylko rozbójnicze praktyki ściągania daniny z wszystkiego i byle czego jako działania przedstawić by można.
Cóż zatem się tam ma się znaleźć?
Po tajnych naradach w gronie hersztów i mocarzy platformerskich, wytypowano takie oto dzieła stołecznej herszterii: dokończenie I linii metra, Centrum Nauki Kopernik, stadion Legii, modernizacja Traktu Królewskiego i Placu Grzybowskiego, orliki oraz park fontann na Podzamczu.
Niewtajemniczeni poczęli bić brawo, młodzi wykształceni wykrzykiwali gromkie „hurra” a starzy ubabrani nawet zaintonowali „międzynarodówkę” by dodać powagi sytuacji.
Nieufni i normalni zauważyli jednak, że: do pierwszej linii metra untercudaczka wybudowała tylko trzy ostatnie stacje, w CN Kopernik już 1/3 eksponatów jest popsuta bądź nie działa, stadion Legii jest nie dla kibiców, lecz dla koncernu ITI, Trakt Królewski wyremontowano w podejrzanych okolicznościach, bez przetargu, Plac Grzybowski rok po oddaniu do użytku wygląda jak po działaniach wojennych, orliki zamyka się zaraz po otwarciu, by przeprowadzić remonty a z parku fontann na Pozdamczu odpadają niczym łuski z oczu wyborców kafelki i glazura.

Miejmy nadzieje, że tym razem ani cudak ani untercudaczka ani nawet cudak na dorobku nie będą żyli długo i szczęśliwie.
Przynajmniej nie za nasze i wasze milusińscy pieniążki.

Dla wszystkich bajkoczytaczy - nowy plakat wyborczy cudaka i jego herszterii cudacząt.