Aż miło popatrzeć było na uroczystość
pogrzebową Tow. Wojciecha Jaruzelskiego na warszawskich powązkach.
Tyle zacnych i pięknych postaci z epoki PRL
już chyba nigdy nie uda się zgromadzić razem.
Bo i większej “osobistości” epoki minionej
już nie przyjdzie nam nigdy grzebać.
Własnie wymarła ostatna.
Został wprawdzie jeszcze Kiszczak, ale to już
mniejszy kaliber.
Zlecieli się zatem towarzysze (broni?,
konfidencji?) jak przysłowiowe muchy do ekskrementu.
Zielono było i podniośle, niczym na
dawniejszych wiecach, ku czci armii sowieckiej, brakło tylko gromkiego
“urraaaaa…”
Siwizna, łysość i sztandarowa czerwień gąb
dominowała.
Barwy nie dziwiły, przecie, to sami ci co od Lenina do Berlinga…
albo jakoś inaczej.
Nawet na wózku inwalidzkim dojechał kombatant
Jerzy Urbach, Urbanem zwany.
Zleciał się też Pan Prezydent Komorowski w
trzech osobach, który mowę nawet stosowną “palnął”. Zagaiał także magister
Kwasniewski, który do swojego przemówienia wplótł niespodziewanie element
humorystyczny (nie wiem do końca, czy w takich okolicznościach wypadało).
Nazwał on już spopielonego denata “Patriotą najwyższej próby…” (mi jakoś
bardziej pasowało “k…wa pierwszej wody”, ale to rzecz gustu).
Było to na tyle szokujące, że pewnie sam adresat tych słów, gdyby nie był uprzednio już spalony, to spalił by się ze wstydu niechybnie.
Poza tym wszystko było tak piękne i dostojne,
że aż łza się w oku kręciła zanim wypadła.
Udany pogrzeb był.
Choć, jak dla mnie, brakowało tylko
jakiegoś występu artystycznego.
Ja pomyślałem sobie o Emilianie Kamińskim i
jego słynnej pieśni o generale.
Ale cóż organizatorzy nie zadballi…
Na dobrą sprawę, zawiódł tylko… sam
Jaruzelski.
Ostatnie namaszczenie, msza w Katedrze
Polowej, ksiądz na uroczystości….
A to numer “czerwonym gębom” wykręcił
spawacz!
“Takiego wała towarzysze…” – własnie taki był
ostatni gest Jaruzelskiego!
I takiego go zapamiętamy!