piątek, 30 października 2009

Wpis bardzo osobisty

To jest bardzo osobisty wpis.
W życiu każdego jest moment, gdy traci się Przyjaciela.

Nieuchronność przemian, natura, „życie”, zły los...
Dziś straciłem Przyjaciela.

Odszedł Miziołek – kot kundel.

Czarno-biały z długimi, wspaniałymi wąsami, ułaskawiony dobry zwierzak, wielbiący swój dom, zpsiały kocur, który był z nami trzynaście lat.

Niestety choroba nowotworowa przerwała pasmo wspólnych radości, Jego kocich i naszych ludzkich.
Uśpiliśmy kota.
Uśpiliśmy, bo jedynie to mogło oszczędzić mu bólu umierania z głodu i cierpienia.
Teraz jest pustka.

Zwierzęta co prawda nie idą do nieba, ale ufam, że Miziołek jakoś się tam znajdzie (może za sprawą kociej przebiegłości?) i będzie swoim sposobem pięknie miział się o tron Stwórcy.
Tak pięknie, jak miział się tu u nas w domu ...

środa, 28 października 2009

Pociąg do odbytu – najnowszy odcinek

Udało się nam dotrzeć do najnowszego programu niezastąpionego humorysty i kabareciarza Piotra Pacewicza z Gazety Wyborczej”.
Jak wszystkim wiadomo Pan Pacewicz jest gospodarzem cyklicznego programu, produkowanego przez kolegów z Agory, w którym przeprowadza wywiady z ciekawymi ludźmi na antyhomofobiczne tematy...

poniedziałek, 26 października 2009

D.... jak dureń, D.... jak Durczok.

Niedawno najbardziej nadęty z wszystkich polskich dziennikarzy telewizyjnych, Kamil Durczok skończył prowadzenie tefauenowskich Faktów.

Jak przystało na hiperbufona, nie ustrzegł się prywaty i żałosnych zabiegów stania się co najmniej Tomaszem Lisem.

Być Tomaszem Lisem, to znaczy uwierzyć, że posiada się dar kreowania faktów a także patent na jedyną i słuszną prawdę, objawianą wszem i wobec wśród gromkiego aplauzu gawiedzi zgromadzonej przed szklanym ekranem.

We własnym uwielbieniu, nadętej osobowości Durczok zapomniał, że ferować wyroki w dodatku na antenie i to wobec licznej widowni, wypada po ogłoszeniu ich przez upoważnione do tego sądy. Na dodatek te prywatne wyroki, najlepiej gdyby pokrywały się z orzeczeniem sądów, bo inaczej kicha...

Dziś „balon z Durczoka” raczył nazwać Radovna Karadzića, „najkrwawszym rzeźnikiem z Bałkanów” zapominając, że proces przywódcy Serbów bośniackich rozpoczyna się dopiero jutro.
Nic to, Durczok już wydał wyrok i szczęście tylko, że wszyscy nie jesteśmy Durczokami – jak zapewne marzy sobie „balon”.

Po co było by kształcić się na sędziego, czy w ogóle prawnika.
Lepiej zostać Durczokiem – prościej i lżej.
Nawet myśleć nie trzeba o tym co znaczy pomówienie i domniemanie niewinności.

Ech, jakie nazwisko... taki poziom.

poniedziałek, 19 października 2009

Julia Pi - Where Have All The Flowers Gone

Nasz rząd, jak mówił tak czyni.
Po oszałamiającym hicie Don Ald Tusk Band – I’m A Leader Of The Gang (I am), który wdarł się z miejsca na szczyty list przebojów, kolejna gwiazda ze „stajni” Sławku Nowaku częstuje nas wspaniałym przebojem.

Tym razem znana artystka z kręgu muzyki balladowej i folk Julia Pi, przypomina stary przebój Boba Seegera, Where Have All The Flowers Gone pod zmienionym, lecz wiele mówiącym tytułem: Gdzie poparcie z tamtych lat.
To będzie strzał w przysłowiową „dziesiątkę”!

Już niebawem Julia Pi wraz z akompaniującym jej zespołem The Transparency Idlers rusza w Polskę. O terminach występów i trasie koncertowej powiadomimy osobnym wpisem.

niedziela, 18 października 2009

Don Ald Tusk Band - I’m A Leader Of The Gang (I’m)

Targana najróżniejszymi kłopotami, przewodnia siła narodu – Obywatelska Platforma, wychodzi do społeczeństwa z nową ofertą.
Mimo dość makabrycznych dotychczasowych projektów, polegających na lansowaniu jednorękich monstrum czy też spotkań na cmentarzu okazało się, że Pan Premier i jego najbliżsi współpracownicy są w gruncie rzeczy osobami o wielkim poczuciu humoru oraz gołębim i radosnym sercu.
Na dodatek sercu rock’n rollowym i roztańczonej duszy.

Powstał właśnie, z inicjatywy Premiera ciekawy i mogący trafić w gusta obywateli zespół rockowy pod nazwą Don Ald Tusk Band.
W skład grupy weszli ci, którzy potrafią cieszyć się życiem i jego przyjemnościami – najlepsi z najlepszych.

Dziś mam przyjemność przedstawić pierwszy szlagier supergrupy: I’m A Leader Of The Gang (I’m) niegdyś z powodzeniem wykonywany przez Gary Glittera.

Tytuł utworu jest większości znajomy i zrozumiały, ale na potrzeby nie posiadających umiejętności rozumienia języka angielskiego, Pan Sławomir Nowak – menedżer zespołu przetłumaczył go jako: „Jestem Przewodnicącym Platformy Obywatelskiej”.
Życzę miłego odbioru.

wtorek, 13 października 2009

Czkawka po Żabotyńskim

Beniamin Netanjahu – premier Izraela, poinformował opinię publiczną, że Państwo Izrael nie będzie wydawało swoich obywateli – zbrodniarzy wojennych Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze.

Jak przystało na wzorowego „Likudnika”, Netanjahu próbuje w ten sposób lansować wizję bezkarnego żyda – pępka świata.
Zważywszy iż jego poprzednicy na fotelu szefa partii, wywodzący się z nurtu rewizjonistycznego syjonizmu – Begin, Szamir i Szaron (także premierzy) byli przestępcami i zbrodniarzami odpowiedzialnymi za terroryzm i mordy graniczące z ludobójstwem, można śmiało stwierdzić, że coś ciekawego i masowego w kwestii wyżynania ludności arabskiej sam Netanjahu też szykuje.

Zabawnym przy tym wydaje się być fakt, iż po całym świecie agenci z instytutu obłąkanego Wiesenthala zajmują się wyszukiwaniem zbrodniarzy hitlerowskich, mając na swoim terenie rodzimych zbrodniarzy w bród.

Czy szokuje porównanie „Likudników” i wyznawców rewizjonizmu syjonistycznego do hitlerowców?
Nie, nie może to szokować, gdyż już wiele lat temu wielki ideolo żydowskiego nazizmu Zeev (Władimir) Żabotyński, który dla dzisiejszych „likudników” jest niczym przewodnik stada, nazwany został (wraz ze swoimi współtowarzyszami) przez pierwszego prezydenta Izraela - Weizmanna „dzieckiem igrającym z żydowską swastyką”, a twórca Państwa Izrael Ben Gurion mówił o nim „Władimir Hitler”.

Bez przesady stwierdzić można, że obaj mięli rację a Żabotyńskiego z Hitlerem łączył choćby stosunek do własnej nacji oraz poczucia należności do „rasy panów”.
"Zachowanie integralności naszego narodu jest możliwe tylko poprzez utrzymanie czystości rasy”- twierdził zarówno Hitler jak i Żabotyński.

Jak podaje Wikipedia:
„Faszystowski mainstream nie ominął również Żydów: z syjonistycznego pnia wyrosła w okresie międzywojennym, działająca w Polsce i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, jak również w Palestynie, rozłamowa Nowa Organizacja Syjonistyczna, zwana potocznie Syjonistami-Rewizjonistami, na której czele stał Włodzimierz Ze'ev Żabotyński (1880-1940); umundurowani w koszule koloru piaskowego członkowie jej oddziałów szturmowych Bejtar, witali swego wodza "rzymskim pozdrowieniem", tzn. salutując mu wyciągniętą przed siebie ręką; "syjoniści-rewizjoniści" mieli doskonałe stosunki z faszystami włoskimi, a nawet, pomimo antysemityzmu hitlerowców, z nazistami, i byli przez nich szkoleni w niemieckich obozach treningowych.”

Dobre wzorce i z punktu widzenia sympatyków Likud, właściwa polityka premiera izraelskiego daje ogromne możliwości i nadzieję, na rychłe rozwiązanie kwestii arabskiej na terenach Palestyny.
A kto uważa inaczej niech uważa, może zostać nazwanym antysemitą.

poniedziałek, 12 października 2009

sobota, 10 października 2009

A to Polska właśnie

A to Polska właśnie.
Jeden „gamoń” odsuwa kilku następnych „gamoni” od ważnych funkcji, w związku z ujawnioną aferą, deklarując przy tym potrzebę czystości szeregów rządowych.

Jednocześnie tych samych „gamoni” przesuwa na odcinek inny, po to aby wzmocnić szeregi partyjne. Jak mniemam poprzez ich autorytety.

Nonsens?
Nie, Polska właśnie.
Polska Donalda Tuska.

Pozostaję w nadziei, że niedługo prasowe informacje dotyczące prac rządu będą wyglądały w ten sposób:

czwartek, 8 października 2009

Będzie komisja śledcza! Komisja fachowców.

Hurra!
Platforma Obywatelska zgodziła się na powołanie Specjalnej Sejmowej Komisji Śledczej d/s Afery Hazardowej. Przedstawiła nawet propozycję obsady miejsc w tejże komisji.














------------------------------------------------------------------------------

I mały bonus - fotka z ostatniego występu Pana Wicemarszałka Sejmu. "Cham-let ze WSI" w interpretacji Stefana Niesiołowskiego.

środa, 7 października 2009

Przetasowania na szczytach władzy


PODWÓRKO STEFANKA (I)

Na naszym podwórku Stefanek jest najbardziej znanym ze wszystkich chłopaków.
Stefanek umie robić takie rzeczy, że wszystkie chłopaki z otwartymi gębami patrzą i podziwiają.
„Ty to jesteś, oj Stefanek.....”
„Ty to umiesz, oj Stefanek...” – mówią wszyscy, gdy na przykład Stefanek pluje na odległość, a jego ślina wypala dziurę w chodniku.
Wzbudza to podziw jednych, ale też obrzydzenie drugich.
„Jejku, ale fajnie” – zachwycają się chłopaki i klepią z uznaniem Stefanka po ramieniu.
„O Boże” - mówią przec, „Cóż to za paskudny chłopak?!” – i dziwią się.
„Kto go tak wychował?” – dodają inni.

Właściwie to Stefka nikt nie wychował.
Stefanek mieszka z Tatatuskiem.
Zapracowany Tatatusk nie ma czasu na zajmowanie się Stefankiem i pozwala mu na wiele. Wolno mu na przykład mówić brzydko i stroić miny w towarzystwie.
Kiedyś mieszkała z nimi Mamahania, ale jak mówi Stefanek, dostała dobrą fuchę i nie ma już czasu na pierdoły toteż teraz mieszka osobno.
Stefanek uwielbia książki z biblioteki Tatatuska.

Kiedyś wymyślił sobie, że każdego dnia będzie wyjmował przypadkową książkę i z niej uczył się jednego słowa. To będzie jego „słowo dnia”.

Przez pierwsze kilka dni Stefanek uczył się słów z kolejnych książek.
Wychodził wtedy do nas na podwórko i mówił: „Dzisiejszy występ sponsoruje słowo – niegodziwość!” i jak nakręcony w kółko powtarzał zdania ze sponsorującym słowem.
Ubaw był co nie miara.
Chłopaki słuchali, a Stefanek przemawiał stojąc na kuble od śmieci.

Zebrał już nawet spory arsenał słów, ale wtedy Tatatusk zabronił mu wchodzić do biblioteki.
Zamknął przed nim pokój na klucz i zakazał wyjmowani książek, bo Stefanek aż nadto wydatnie ślinił palce przy przekładaniu stron i nieświadomie wypalał tym dziury w papierze.
Tak więc Stefanek został z dotychczas nauczonymi wyrazami, bez możliwości pogłębiania wiedzy i zasobu słów.

Wszystko czego do tej pory nauczył się Stefanek pochodziło z ksiąg stojących na pierwszych rzędach bibliotecznych półek. Tam tylko sięgał.
Umiał więc Stefanek słowa takie jak „niegodziwość”, „kłamstwo”, wstrętny karzeł”, „łgarz”, „paskudny”, „moralność alfonsa”... gdyż akurat w bibliotece Tatatuska na niższych półkach stały książki z działami takiego jednego starego polityka z zamierzchłych czasów.

Stefanek posiadał jedną wielką traumę z dzieciństwa. Zanim przeprowadził się na nasze podwórko, mieszkał kiedyś w sąsiedztwie starego, pokrytego kocimi łbami placu z trzepakiem pośrodku. Stary dozorca gonił chłopaków i nie pozwalał bawić się oraz wywijać gimnastycznych figur na metalowej konstrukcji, skądinąd przeznaczonym do trzepania wytartych i szarych dywanów okolicznych lokatorów.
Okrutny był to i niesympatyczny typ, więc Stefanek wraz z koleżeństwem postanowili zrobić dozorcy na złość.

Któregoś dnia zakradli się do piwnicy i przez dziurkę od klucza zamierzali wrzucić „kopcia” do pomieszczenia gospodarczego zaanektowanego przez dozorcę.
Na nieszczęście właśnie w tym czasie tenże dozorca - pan Wiesław, zszedł tam po buraki i na gorącym uczynku załapał Stefanka, któremu nijak nie udawało się podpalić pakunku ze „smrodem”
Niestety złapał tylko Stefanka, bo reszta koleżeństwa uciekła, a nieszczęsny Stefanek został sam jak palec z kopciem w ręku i paczką zamokniętych zapałek.

Skończyło się to aresztem piwnicznym, to znaczy, że do wyjaśnienia całej sprawy pan Wiesław zamknął Stefanka w pomieszczeniu gospodarczym na klucz i zapowiedział rychłe przesłuchanie.
Biedny Stefanek z całego tego zamieszania i ze strachu dostał czkawki oraz bolesnego ścisku pęcherza.

Gdy dozorca zszedł na przesłuchanie, blady i wystraszony Stefanek pospiesznie „wyśpiewał” wszystkie imiona, nazwiska oraz adresy kolegów piromanów-konspiratorów.
Skończyło się to „wielką wsypą” całego towarzystwa, a Stefanek na długi czas zamknął się w sobie i przez jakiś okres leczył ścisk pęcherza oraz napady czkawki.

Ukojenie, jak każdy przykładny chłopiec znalazł dopiero w hobby, którym stała się hodowla ulubionego stworzenia.

Jego koledzy mięli psy, koty, chomiki, świnki morskie i rybki.
Stefanek miał muchę.
Mucha nazywała się Donuś, była robacznicą i mieszkała w słoiku.
Rozpieszczał Stefanek Donusia jak tylko umiał. Znosił mu smakołyki odchodowe czyli kupę... różnych atrakcyjnych pokarmów.
Donuś polubił również Stefanka. Siadał mu na palcu i ruszał zalotnie skrzydełkiem aby otrzymać kawałek czegoś z tej kupy.

Cała sielanka trwała niestety bardzo krótko.
Pewnego dnia Donuś lecąc lotem koszącym do swojego słoika nieopatrznie zawadził o lep na muchy przymocowany do lampy i po kilku minutach skonał.
Stefanek przeżył rozstanie z Donusiem bardzo.
Przyrzekł zemstę na producentach lepów oraz oddał się pracy społecznej czyli łobuzowaniu wraz z nowymi chłopakami na nowym podwórku, gdyż właśnie w tym czasie wraz z Tatatuskiem zamieszkał w naszej okolicy.

Wtedy to właśnie trafił Stefanek na nasze podwórko.
Stosunkowo szybko zapomniał o tragedii Donusia i ochoczo włączył się w życie towarzyskie okolicy.
Z miejsca polubili go wszyscy chłopacy.
Bo i nabluzgać potrafił i strzelić ze ślin na odległość i zakrzyczeć oponenta a ponadto zakręcony z niego był koleś i tyle.
„Idziemy ze Stefankiem, - będzie wesoło” - mówi Giesio.
„Tam gdzie jest Stefanek, tam jest zawsze jakiś sajgon” – wtórował mu Palikokotek .
„Chodźta chłopaki Stefanek będzie ubliżał jakiemuś dziadowi...będzie cyrk” – zachęcał Żelorybka.

Tak, chłopaki lubili przebywać ze Stefankiem – radości i dobrej rozrywki nie było końca .
Cieszył się też Tatatusk, że Stefanek znalazł odpowiednie towarzystwo i nie trwonił czasu na głupoty i pierdoły.
Stefanek tymczasem obrastał w piórka, a jego pozycja wśród ferajny rosła.
Teraz już dwa razy dziennie organizował wystąpienia za śmietnikiem, gdzie stojąc na wiadrze sypał obelgami i „słówkami” które sponsorowały kolejne wystąpienia.
Machał przy tym rękoma, tak że wydawało się iż unosi się ponad pozostałych chłopaków.

Dumny z pociechy Tatatusk, na kolejne urodziny ofiarował mu buławę zrobioną z tłuczka do ziemniaków pomalowanego na srebrno i uroczyście mianował małym marszałkiem.
Od tej chwili Stefanek paradował po podwórku już zawsze z nieodłącznym tłuczkiem i epoletami z marszałkowskimi emblematami.

W następnym odcinku: KOLEDZY STEFANKA (II)

sobota, 3 października 2009

„Tęczowa Hanna”

Wygląda na to, że w przyszłym roku Warszawa zyska kolejną dużą imprezę o charakterze masowym. Na lipiec zaplanowano paradę „środowisk lesbijek, gejów, biseksualistów oraz osób transgenderowych”.

Mówiąc prosto, w lipcu skazani będziemy na oglądanie wszelkich dewiacji w postaci zwartej i masowej. Pederaści nie tylko przedrepczą sobie w radosnym pochodzie ale też zorganizują nam kilkunastodniowy festiwal. Będzie wesoło i radośnie, jednym słowem - szał odbytów!

Jak podają portale organizacji homoseksualnych, w ramach wielkiej fety odbędą się konferencje polityczne i kulturalne. Wiadomo, każdy pederasta musi byś politycznie i kulturalnie uświadomiony.

To wielkie wyróżnienie spotkało naszą stolicę, między innymi dzięki nieocenionej Pani Gronkiewicz-Waltz, która wyraziła zgodę na organizację Euro Pride 2010.
Wdzięczni europederaści i nasi krajowi homoseksualiści oddali już hołd Pani Prezydent chwaląc ją w internecie za decyzję, przy okazji przypominając „paskudnego” Lecha Kaczyńskiego, który lat temu pięć zabronił organizacji w Warszawie festynu stowarzyszeń dewianckich.

Pani Gronkiewicz prawdopodobnie mylnie pojęła przesłanie Ruchu Odnowy w Duchu Świętym, którego jest członkiem, a dotyczącego ewangelizacji (co jest podstawowym celem działania Ruchu).
Wprawdzie osobom chorym należy się pomoc duchowa, ale także (przede wszystkim) leczenie, zamiast propagandy i promocji choroby.
Tak więc festyn – tak, a szpitali (leczących homoseksualizm) – brak.
Trochę droga Pani Hania poszła na łatwiznę.

Mimo to, dzielna Pani Prezydent w ramach wdzięczności za zrozumienie i wspaniałe propagowanie idei „bratnich odbytów” może liczyć na miejsce w pierwszym szeregu pochodu. Oczywiście dzierżąc w dłoniach tęczową flagę z hasłem Wolność-Równość-Pederastia.

W ramach obrony przed skomplikowanym i wstydliwym schorzeniem jakim jest homoseksualizm, idąc za przykładem fachowców od prewencji i zdrowia, zaproponuję sprawdzony już sposób na wywołanie chwili refleksji i pochylenia się nad nieszczęsną ułomnością.
Podobnie jak producenci papierosów, zobowiążmy się do zamieszczania stosownego ostrzeżenia pod wpisami traktującymi o pederastii.
















(Poniżej do pobrania trzy dodatkowe wersje bannerka).














P.S.
A propos tęczowej flagi. Zawsze zastanawiałem się dlaczego? Dlaczego akurat taka pstrokacizna jest symbolem homoseksualistów?
Na wyjaśnienie zagadki naprowadził mnie przypomniany niedawno dowcip.
Papuga!
Wszystko ma się kojarzyć z papugą. Pstrokata, kolorowa papuga, to ptak bliski pederastom. A dlaczego?
Wyjaśnia to odpowiedź na pytanie: Czym różni się pederasta od papugi?
Niczym! I jedno i drugie ma obsr..y drążek.

piątek, 2 października 2009

Bandyci

Wzięli sprawy w swoje ręce.
Tym co wzięli, po bratersku dzielili się z najbardziej potrzebującymi.
Najbardziej potrzebował Rysiek i Jasiek – bez mrugnięcia okiem „The One-Armed Bandit Twins” pomogli.
Pamiętali wszak, że Rysiek i Janek wspomogli ich niegdyś finansowo.

Dziś za dobroć i pomoc bliźnim obaj są napiętnowani.

„The One-Armed Bandit Twins” to dzisiejsza, ulepszona wersja Robin Hooda, Jessie Jamesa i Janosika.
Pozstaną już na zawsze w naszych sercach i pamięc jako ci, którzy odbierali biednym, by wspomóc bogatych.