wtorek, 24 lutego 2009

Bezczelność ludzka nie zna granic - trzy przypadki.

Przypadek 1.
Zdarzenie
Pięćdziesięciosześcioletni Józef B. dokonał kradzieży dwóch butelek wódki i sześciu paczek papierosów marki „Fajrant” ze sklepu GS „Samopomoc Chłopska” we wsi Chorążówka. Miało to miejsce w czasie gdy sklepowa, prywatnie znajoma Józefa B. zajęta była na zapleczu przyjmowaniem dostawy towaru. Wykorzystawszy jej nieuwagę, złodziej przeskoczył przez ladę, schował do siatki skradzione przedmioty i wyszedł ze sklepu.
Sklepowa Janina Z., gdy tylko zorientowała się w brakach towaru, powiadomiła o tym Józefa B. i zażądała zwrotu wyniesionego ze sklepu mienia.
Oskarżony nie przyznał się do winy i mętnie tłumaczył, że nikt nie policzył przy nim stojących na półce butelek wódki i paczek papierosów. Choć kilka godzin wcześniej, przed wizytą Józefa B. sklepowa Janina Z. przeliczyła towar i zaraz po jego wyjściu (tchnięta przeczuciem) również – bezczelny znajomek szedł „w zaparte” i jawnie kpił z poszkodowanej.

Epilog
Józef B. niedługo po zdarzeniu, ponownie odwiedził GS „Samopomoc Chłopska” we wsi Chorążówka i zażądał od Janiny Z. wydania mu na tzw. „zeszyt” dwóch butelek wódki oraz sześciu paczek papierosów „Fajrant”. Gdy sklepowa odmówiła, zrobił karczemną awanturę i biegał po wsi głośno krzycząc o dyskryminacji i nazywając Janinę Z. słowami uznawanymi za obelżywe.
Grupa mieszkańców, z wójtem na czele (który jest prywatnie dobrym znajomym „od kielicha” Józefa B.) potępiła decyzję o nie przyznaniu „kredytu” potrzebującemu i zapowiedziała rozważenie odebrania koncesji na prowadzenie sklepu Janinie Z.


Przypadek 2.
Zdarzenie

Dwudziestoośmioletni Jacek K. zniszczył mienie Biblioteki Publicznej w Komorach koło Wątłoboków. Stało się to 16 lipca ubiegłego roku. W godzinach porannych Jacek K. posiadający kartę biblioteczną, wypożyczył na okres jednego tygodnia czterotomową „Historię Polski”. Księgozbiór został zwrócony bo biblioteki w terminie. W czasie odbioru, podczas rutynowego sprawdzania stanu zwróconego mienia biblioteki, przerażona pracownica stwierdziła ubytki w postaci wyrwanych wielu kartek z ksiąg. Wskazywał na to brak ciągu numeracyjnego stron. Na zwróconą uwagę Jacek K. roześmiał się i stwierdził, że nic nie brał i nie wyrywał. „To tak od nowości, tych kartek nigdy nie było” - stwierdził z szerokim uśmiechem i wyszedł z biblioteki.

Epilog
12 stycznie br Jacek K. ponownie odwiedził Bibliotekę Publiczną w Komorach koło Wątłoboków. Zażądał wypożyczenia my ponownie czterotomowej „Historii Polski” na okres jednego tygodnia. Nauczeni przykrym doświadczeniem pracownicy biblioteki odmówili. Rozwścieczony Jacek K. wybiegł z biblioteki, lżąc niemiłosiernie bibliotekarzy i zapowiadając srogą zemstę. Dwa dni później Przewodniczący Rady Miasta Komory Ronald U. (który jest prywatnie wspólnikiem w interesach Jacka K.) potępił decyzję pracowników biblioteki i zapowiedział sankcje karne w stosunku do tych, którzy „bronią dostępu do wiedzy mieszkańcom miasta”.


Przypadek 3.
Zdarzenie
Czterdziestodziewięcioletni Lech W. pełniący wówczas (1992 rok) obowiązki Prezydenta RP zażądał od ówczesnego szefa MSW Andrzeja M. dostarczenia mu do miejsca urzędowania tajnych akt SB dotyczących swojej osoby. Oryginały akt przekazano bez pośrednictwa tajnych kancelarii. Wróciły one po jakimś czasie do UOP zdekompletowane. Wszczęto śledztwo w tej sprawie, a kolejne ekipy UOP bezskutecznie żądały od Lecha W. zwrotu akt.
Lech W. zaprzecza jednak, by miał coś z nich usunąć i jako osobę, która mogłaby dać odpowiedź wskazuje nieżyjącego już od wielu lat Andrzeja Z.- ministra w swojej kancelarii (chodzi prawdopodobnie o to, że Andrzej Z. nocami zakradał się do biurka Lecha W., wyjmował i niszczył jego akta). W każdym razie nie ulega wątpliwości, że akta Lecha W. są zdekompletowane i że dokonano tego w czasie wypożyczenia do Pałacu Prezydenckiego.

Epilog
20. stycznia br emerytowany elektryk i były Prezydent Lech W. zażądał udostępnienia akt SB z lat 1970-76, czyli z okresu gdy był zarejestrowany jako TW o pseudonimie „Bolek”.
Po otrzymaniu odpowiedzi odmownej*), Lech W. rozpętał burzę. Zaangażował w nią nawet Donalda T. pełniącego czasowo obowiązki Premiera oraz innych prominentnych działaczy obecnego rządu. Wnioskowano nawet o rozwiązanie IPN, lub w najlepszym wypadku o zmianę statusu instytutu.

Podsumowanie:
Twardy opór uczciwej części społeczeństwa może tylko pomóc zrozumieć swój błąd, tym którzy zeszli na złą drogę, a tym samym nie dopuścić do wystąpienia wśród nich zjawiska zwanego recydywą.
Jednym słowem – nie należy dawać możliwości popełnienia ponownego przestępstwa tym, którzy mają „lepkie łapki”, ponieważ gdy się raz sparzymy, wolimy dmuchać na zimne.
A szanowni obrońcy niedoszłych recydywistów, dziś głaszczący ich po głowach i domagający się specjalnych przywilejów dla nich, niech lepiej udostępniają swoim podopiecznym wyłącznie własne, prywatne mienie. Może oduczy ich to naiwności, ewentualnie cwaniactwa.

*) Oficjalnie gdański Oddział IPN odmówił Lechowi Wałęsie dostępu do jego akt z lat 1970-76, powołując się zapis który zabrania udostępnienia niektórych dokumentów byłym agentom. Nie chodzi o wszystkie dokumenty z tego okresu, lecz tylko o te, które osobiście napisał Wałęsa, lub takie, które powstały w wyniku jego donosów ustnych.