niedziela, 9 stycznia 2011

Król i jego królestwo (kur..two?)

Był kiedyś w polskiej polityce taki facet.
Wysoki, szczupły z dużym orlim nosem na którym zainstalowane były kwadratowe (też duże) rogowe okulary.
Od później młodości działał w KPNie, czyli roznosił „antypaństwowe” ulotki po mieście.
Później w nagrodę za owe zasługi, już za „demokracji” przez dwie kadencje był posłem z ramienia tej partii i nawet szefem czegośtam w jakiejśtam komisji sejmowej.
Jednym słowem stał się politykiem pełną gębą.
Facet ten nazywa się Krzysztof Jakub Król.

Prywatnie był (i chyba nadal jest) zięciem Leszka Moczulskiego wodza naczelnego KPN, co dawało mu silną pozycję w partii oraz bliższej i dalszej rodzinie Moczulskich.
W owym czasie w parlamencie Król i Moczulski stanowili świetny przykład papużek-nierozłączek.
Działali razem, występowali razem, knuli razem, doradzali sobie wzajemnie.
Przede wszystkim wspierali się.
Zięć wspierał teścia, choć trzeba przyznać, ze nie zawsze najlepszymi pomysłami.
Wtajemniczeni twierdzą, że swojego czasu, to właśnie Król doradził Moczulskiemu aby ten z trybuny sejmowej rozszyfrował skrót PZPR jako „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”.
Rumor i hałas zrobił się wtedy co nie miara.
Sejm aż wrzał, a tzw. lewica gotowała się ze wściekłości.
Przy całym tym zabiegu Król do spółki z Moczulskim zapomnieli, że teść swojego zięcia raczył niegdyś do PZPR należeć.
Jedyną metodą obrony mogło być tylko przejście do ofensywy i natychmiastowe uzupełnienie wypowiedzi twierdzeniem, że „wprawdzie teść do PZPR należał, ale działał bezpłatnie...”, lecz Król tego nie wymyślił.

Na domiar złego już jakiś czas później okazało się, że faktycznie teść nie dość, że do PZPR należał to jeszcze donosił SB jako tajny współpracownik i to nie za darmo.
Chyba głupio musiało się zrobić zięciowi teścia, lecz nie dawał po sobie tego poznać. Bronił wodza-ojca do upadłego, co już niebawem nastąpiło.
KPN upadła, bo się podzieliło i frakcja (za przeproszeniem) Słomki stanęła w oku wodzowi Moczulskiemu.
Cały KPN diabli wzięli, a na dodatek niektórzy (jeszcze) posłowie nieboszczki Konfederacji, mimo zajęć sejmowych postanowili „pójść w biznesy”.
Na przykład interes życia chciał zrobić poseł KPN np. niejaki Andrzej Andrzejczak, którego policja celna przyłapała na przemycie papierosów do Szwecji.

Ale do rzeczy... to jest do Króla.
Zasłużył się Król teściowi oraz nieco mniej odrodzonej III RP, a profitów politycznych już raczej nie mógł się spodziewać. Pozostało pójść w biznesy.
Jako, że zawsze nad wyraz cenił wodza-teścia i jak tylko mógł starał się go naśladować, postanowił Król też zadać się z komunistami, czy jak kto woli już postkomuną. Poszedł zatem na służbę do Ryszarda Krauzego szefa Prokomu i zaufanego człowieka małżeństwa Kwaśniewskich.
Pod czerwonym sztandarem Król odrodził się. Wszedł w wyborowe towarzystwo i obrósł w piórka.
Nie taki ten komunista straszny a i daje dobrze zarobić – myślał Król.
Nie było by to aż tak straszne, gdyby Król zniknął z życia publicznego i prywatnie pieścił się z czerwonymi.
Niestety zięć swego teścia (agenta) doszedł do wniosku, że nie powiedział jeszcze wszystkiego w polityce i zaraz po tragedii smoleńskiej ruszył wraz z innymi palikotami, millerami oraz komorowskimi do wściekłych ataków na osobę Śp. Prezydenta.
Łajał Król wszystkich i wszystko, co tylko mogło mieć związek z polską racją stanu. Wszystko, co zagrażało interesom jego mocodawcy oraz ekipie rządzącej.

W tym miejscu warto zatrzymać się dłużej nad metodami tej walki.
Na specjalnym profilu na Facebooku, Król starał się zgromadzić różnej maści przygłupów i degeneratów, wypisując brednie i głupoty.
Ubarwiając wszystko sporą dawką wulgaryzmów i epitetów, starał się Król dorównać w chamstwie Palikotowi . Mimo wszystko, szczątków inteligencji, którą posiada jeszcze „Szambiarz z ruchu poparcia” – Król nie posiada, toteż wpisy jego i komentarze trudno było odróżnić od bełkotu żulii czy też wypocin narkomana-degenerata wąchającego butapren.
Mała próbka jego sztuki słowa tu.
(bardzo dziękuję blogerowi GEOJA, za wybór i możliwość powołania się na jego wpis)

Zupełnie poważnie i całkiem serio muszę napisać, ze Krzysztof Jakub Król wykazał się całkowitym zbydlęceniem i sku...syństwem na skalę dotąd mało spotykaną.
Od ludzi dawnej opozycji winno wymagać się więcej, winno wymagać się zachowania rozwagi i wyważonych, choć niekiedy mocnych słów.
Ale nie wulgaryzmów i godnych buszmena bluzgów.

Dziś Krzysztof Jakub Król, kolega komuchów i zięć agenta esbeckiego zostaje, na wniosek prezydenckiego ministra, członkiem „Zespołu do opiniowania odznaczeń za działalność opozycyjną”.
Sen?
Nie rzeczywistość rodem z Belwederu!
Prezydent Polski mianuje na zaszczytne stanowisko chama i durnia.
Nie zdziwię się wcale, gdy jedno, wakujące miejsce w zespole zajmie jeszcze np. Grzegorz Piotrowski.
Prezydent lubi zaskakiwać.
Nie wątpię też, że jednym z pierwszych odznaczonych przez Komorowskiego, będzie pozytywnie zaopiniowany przez zespół – Leszek Moczulski, kapuś SBecki oraz teść Króla.