piątek, 15 lipca 2011

Kto gra w „karty” ten ma łeb obdarty

Wczorajsza informacja o znalezieniu kilkuset sfałszowanych kart wyborczych nikogo zbytnio nie poruszyła. W Stolicy, Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz łaskawa była wygrać prezydenckie wybory „w cuglach”, toteż kilkaset, czy nawet kilka tysięcy sfałszowanych głosów nie robi na nikim wrażenia.

Dosłownie – „nie robi wrażenia”, bo prócz krótkiej informacji „ze wczoraj” dziś w prasie cisza, jak po śmierci organisty.
Najwięksi orędownicy obywatelskich demokracji, tacy jak TVN, GW, Polsat... zamilkli i kontemplują w zaciszach atelier.
Jak to śpiewają kibice „...nic się nie stało, Platformo, nic się nie stało...”.

Faktycznie, nie stało się nic, bowiem ten u którego znaleziono paczkę z „lewymi” kartami do głosowania i tak już siedzi po uszy w bagnie i to z innego powodu. Ratusz rzecz jasna o niczym nie wie, więc nie należy go pytać. Jednym słowem temat jest nudny i nie wart zachodu.
Mimo wszystko, wymiar sprawiedliwości poinformował, wbrew panującym trendom, że „istnieje możliwość unieważnienia wyborów”. Jest to mało prawdopodobne, bo kto chciałby pozbywać się tak pożytecznej Pani Prezydent? Kto by nam kopał dziury w Warszawie i zatrudniał nowe hordy urzędników? Kto by dopuszczał do prac miejskich firmy bez przetargów? Wreszcie, kto by „dawał zarobić” partyjnym kolegom?

Realnie oceniając, orzeczenie może być jedno: „fałszowanie kart nie miało wpływu na wynik wyborów!”.
Czy jednak na pewno?
Tylko teoretycznie. Praktycznie miało, i to duży wpływ.

Nie wyobrażam sobie, by człowiek uczciwy, będąc świadom tego w jaki sposób zapewnia się wygraną jego kandydata, na tegoż osobnika oddał swój głos.
Daję głowę, że dziś, w powtórzonych wyborach, Gronkiewicz-Waltz miała by duże trudności ze zwycięstwem. Nawet, gdyby faktycznie nie wiedziała o całym oszustwie nic.
Może i cała jej kampania prowadzona była „na Gierka”, czyli w myśl zasady – „rób ta co chceta, ja tam o niczym nie chcę wiedzieć”, lecz kuriozalnie, to jeszcze bardziej ją obciąża.
Większość obywateli, ta praworządna, dziś wybrała by innego kandydata, bądź nie poszła na wybory. Część w myśl zasady „ukradł, czy okradziono go – wszystko jedno. Brał udział w kradzieży” – postawiła by też na HGW dozgonnego „Bana”.

Nie należy liczyć na radykalne reakcje komisji wyborczej ani wymiaru sprawiedliwości. Tym bardziej, że któratamś władza, czyli prasa (ta jedyna słuszna) nie jest zainteresowana rozdmuchiwaniem tej sprawy. Budzi to, rzecz jasna duże podejrzenia, co do osób i kręgów zamieszanych w proceder.

Co innego gdyby dotyczyło to kandydata PiS lub innej opozycyjnej wobec PO partii...

A tak trzymajmy się razem. PO z mediami. Media z PO.
Jak śpiewali Starsi Panowie: (...) Dla samotnego to cios - aż zadudni, dla dwóch zaś, to prztyczek. (...)
Na szczęście w odczuciu społecznym „smród” wokoło Hanny Gronkiewicz-Waltz pozostanie.
Gra w „karty”, to bardzo „śmierdząca” gra.

P.S. Przekręty wyborcze stały się już znakiem rozpoznawczym Platformy Obywatelskiej.
A w Wałbrzychu – recydywa!