czwartek, 2 sierpnia 2012

Metoda L(u)istracji czyli co tylko do głowy przyjdzie


Rodzina, ach rodzina.... wiadomo z rodziną raźniej i bezpieczniej.
Niektórzy też twierdzą, że rodzina, to rzecz święta... i zapewne mają rację.
Dlatego najłatwiej urazić kogoś bijąc w rodzinę i opowiadając kłamstwa (nie mogące być zweryfikowane) o jego rodzicach.
Taki oto model kreatywnego dziennikarstwa opracował Tomasz Lis i konsekwentnie lansuje go w prowadzonym przez siebie tygodniku Newsweek.
Oczywiście, że piszę o materiale poświęconym Rajmundowi Kaczyńskiemu, zamieszczonym w jednym z ostatnich numerów schodzącego na psy periodyku.
W nim to niejaki Cezary Łazarewicz (czołowy funkcjonariusz „lisowej propagandy“) – absolwent Zespołu Szkół Morskich w Darłowie, opisuje w formie rewelacji tajemnice rodzinne Kaczyńskich, ich wypowiedzi, dyskusje oczywiście z naciskiem na słowa wypowiadane przez ojca braci Kaczyńskich.
Skąd to Łazarewicz wszystko wie?
A, od anonimowych osób!
Jednym słowem pojechał „goebbelsik“ po bandzie, bo tyle ma to z wiarygodnością wspólnego, co historia Królewny Śnieżki i historia władców Polski.
Napracował się „popychel“ sporo, co trzeba mu przyznać. Pewnie po nocach wymyślał historie i podpisywał „znajony rodziny“... „kolega z lat młodości“.... „członek rodziny“... itp.
Fane nawet takie dziennkarstwo, bo nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, ślęczenia nad dokumentmi, szukania świadków.
Ot, po prostu siadasz i piszesz! I to w dodatku, tylko to, co jest ci na rękę.
Nawet mi się to spodobało, toteż z nadzieją publikacji w Newsweeku zaprezentuję taki oto tekst:


Najuczciwszy z Polaków. Ojciec geniusza

Dlaczego o ojcu Tomasza Lisa publicznie nic nie wiadomo?
Sam redaktor naczelny Newsweeka ogranicza się do ogólnego określenia swojego ojca jako „najuczciwszego z Polaków“ nie podając żadnych szczegółów.
Czym wielkim i istotnym w pamięci syna oraz rodziny zapisał się ów „najuczciwszy z Polaków‘? Czym zasłużył na taki tytuł?
Dlaczego nie dane było nam czytelnikom poznać zasług Lisa-seniora?
Niestety,  nie zadbali o to ani syn ani najbliższa rodzina, bo i zapewne nie chcieli zadbać.
Może mający odmienne od większości uczciwych ludzi mniemanie o uczciwości redaktor Tomasz Lis , po prostu przesadził i najzwyklej w świecie fantazjował?
Trochę światła na osobę „najuczciwszego z Polaków“ rzuciły rozmowy z ludźmi, którzy z rodziną Lisów znali się od dawna.
Spytaliśmy jaki był ów „nzP“ (najuczciwszy z Polaków)
- Matka Tomka sugerowała nam, że nie był to ten wymarzony książe z bajki, na którego czekała całe życie, ale raczej przypadkowe małżeństwo – wspomina jedna z przyjaciółek.
O ojcu Tomasza Lisa, koleżanki żony wiedziały wtedy bardzo niewiele. Że był wojskowym, że służył w Śląskim Okręgu Wojskowym i że nie zrobił wielkiej kariery.
- Czuć było, że matka Tomka nie przepada za nim, więc tego drażliwego tematu się raczej nie poruszało – mówi przyjaciółka. 

Mieszkający od wielu lat w RPA Tadeusz Odchodek, pamięta „nzP“ jeszcze z czasów początków służby w LWP.
- To był sumienny i oddany idei socjalizmu oficer. Pamiętam, że w 1968 roku, gdy do jednostki przyszedł rozkaz udania się do Czechosłowacji, zgłosił się na ochotnika, zostawiając dwuletniego Tomka z samą tylko matką. Został dowócą czołgu i zasłynał z bohetrskiego forsowania barykad na ulicach Pragi – mówi pan Tadeusz.
Nie jest to chyba zgodne z prawdą, bo faktycznie „nzP“ nie zostawił samej tylko żony z małym dzieciem. Byli blisko niej też dziadkowie Tomasza czyli rodzice ojca.
- Mieliśmy niezły ubaw – wspomina szkolny kolega Tomasza Lisa. Ten jego dziadek, to był śmieszny człowiek. Mówiło się wtedy w Zielonej Górze, że służył w Armii Czerwonej i że wlaczył z „polskimi faszystami z AK“. Gdy Tomek miał 8 lat, dziadek zupełnie zwariował. Zamówił u krawca przy rynku mały mundurek  żołnierza radzieckiego i przy różnych uroczystościach kazał chłopakowi się w niego przebierać oraz maszerować. Sam zaś na stołku odbierał te defilady.
Właściwie to Tomek zbytnio nie protestował, podobało mu się to a i ojciec był zadowolony, bo gdy do Zielonej Góry przyjeżdżali rewizorzy z Moskwy, to prowadzał Tomka w tym uniformie do jednostki i kazał  śpiewać „wstawaj strana narodnaja...“ – dodaje.
Dziś Tomasz Lis nie wraca do tamtej sytuacji, ba nawet milczy na ten temat. 

Nie ulega watpliwości, że wychowywany był w wojskowym rygorze i według wojskowego modelu kedeckiego. Za dobre uczynki nagroda, za złe – kara.
Co było nagrodą nie wiadomo, natomiast kary serwowane przez ojca bywały bardzo wymyślne.
Jeden z jego dawnych kolegów dziennikarzy opowiedział kiedyś taką historię.
- W czasie gdy odbywaliśmy słynny „protest klatkowy“ (zamkanie się w klatce w geście solidarności z dziennikarzem Andrzejem Markiem – skazanym za pomówienia) Tomek panicznie bał się wejść do środka. Zwierzył mi się, że to wspomnienie z dzieciństwa nie daje mu tego zrobić. Że widzi ciągle ojca zamykającego go w komórce za drobne wykroczenia. Gdy wreszcie udało nam się go wepchnąć do środka, smiał się panicznie i trząsł...
„NzP“ do konca życia nie miał najlepszego zdania o synu i jego dziennkarskim talencie.
Jak mówi sąsiad Lisów, mieszkający na tym samym osiedlu w Zielonej Górze, gdy Lis-senior widział Tomasza w telewizji mawiał – „Co dzisiaj ten matołek znów spieprzy?! O, tak unosi się na krześle, bo pewnie bąki puszcza... i nie umie skupić się na prowadzeniu programu“.

Na ślubie Tomasza i Kingi, stary Lis nie krył swojego niezadowolenia – wspomina jeden z gości weselnych.
- Zamiast wziąć sobie jakąś dorodną blondynę, to takie coś... taką małpiatkę bez życiorysu przygruchał... – burczał pod nosem. Nie akceptował tego związku, bo żona Tomasza nie posiadała stosownego lewicowego rodowodu.
Jak mówi jeden z członków rodziny żony, senior-Lis z ulgą przyjął rozstanie Tomasza i Kingi a wręcz zachwycony był nową kochanką (a później żoną syna) – Hanną.
- To jest odpowiednia partia dla Cibie! – mówił.
Dobra, duża blondyna i z dobrej komunistycznej rodziny, towarzyszy Kedajów! – chwalił syna.
Już począwszy od lat osiemdziesiątych Lis-senior począł niedomagać. Wpadał w dziwne stany i okresowo w nich trwał. 

Jak podaje jego były towarzysz broni, pułkownik R. – wpadał na absurdalne pomysły i starał się je ralizować.
- Pamiętam, że w czerwcu 1989 roku zgłosił się do konkursu na Festiwalu Piosenki Radzieckiej! Chciał śpiewać „Katiuszę“ i nawet opracował układ choreograficzny.
Na szczęście, po interwencji burmistrza miasta, został wycofany z konkursu. Podobno jego taniec zawierał elementy obsceniczne. 

Na koniec pytamy o to w jakim stopniu senior-Lis pomógł synowi w karierze.
Pułkownik R. lekko się usmiecha i po chwili odpowiada – Proszę pamiętać, że w czasie gdy Tomek startował w konkursie na prezentera TVP, szefem ŚOW był gen. Szumski. Panowie wiedzą, kto to był... On dobrze znał starego Lisa, jeszcze z 1968 roku. A wtedy wystarczył jeden jego telefon do Drawicza, który był na naszym garnuszku (Andrzej Drawicz – ówczesny prezes Komitetu d/s Radia i Telewizji – rejestrowany w SB jako TW Kowalski i TW Zbigniew). Teraz sami sobie odpowiedzcie....

Tyle na razie o „najuczciwszym z Polaków“. Może wreszcie i redaktor Lis zabierze głos na temat własnego ojca.
Niech skrzętnie ukrywana reszta faktów z życiorysu ojca wielkiego „rodzinnego lustratora Kaczyńskich“ zamknięta w wielkim sejfie, oklejonym bandrolą z napisem „Uwaga! Nie otwierać – najuczciwszy z Polaków“ ujrzy światło dzienne.
To wręcz obowiązek syna wobec wielkiego ojca!