niedziela, 30 listopada 2014

101,8%!


Nie ważne kto i jak głosuje. Ważne kto liczy głosy.
Wprawdzie oficjalnych wyników jeszcze nie mamy, lecz już na wszelki wypadek odtrąbiono sukces „platformy“. W ten to sposób media naprawiły swój błąd sprzed dwóch tygodni, kiedy to już pięć minut po zakmnięciu lokali wyborczych ogłosiły prawie pięcioprocentową przewagę PiS nad PO, a później aby to odkręcić, trzeba było wyczyniać cyrk z liczeniem głosów i dopisywać PSLowi. Teraz już jest wszytsko O.K.
Kalkulatorzy i moderatorzy wyborczy nawet jeżeli mają problemy z dodawaniem, to działają szybko i w dobrej wierze. Dlatego wybaczamy im drobne uchybienia, jak choćby taki drobiazg, jak ponizej.


 Najwyraźniej w Gdański miało miejsce wyjatkowe zangażowanie obywatelskie, gdyż ogólnie w drugiej turze, na kandydatów oddano aż 101,8% głosów!
Maładcy!

Kolekcjoner Platini


wtorek, 18 listopada 2014

Towarzysz Ejdelsztein


Mówią, że od czasów caratu, aż do dziś, to właściwie u ruskich nic się prawie nie zmieniło. A dla zwykłego, szarego obywatela, to już z pewnością nic.
Cały ten proces zmiany ustroju z feudalnego na komunistyczny i powrotnie na (komunistyczno)feudalny z pewnością pozostałby całkowicie niezauważony, gdyby nie Gorbaczow, który doprowadził społeczeństwo do stanu trzeźwości.
Wybryk ten spowodował, iż naród przetrzeźwiał i zauważył, że nie ma już cara! Doprowadziło to do pewnych nieporozumień i zamieszania w kraju, nie notowanego od sławetnego – 1917 roku.
Wtedy to (w ciągu kilku lat pozornej demokracji) wielu rosjanom pozwolono nawet uderzyć pięścią w stół. Ale własny i to tylko raz.
Właśnie wtedy pozwolono też zaistnieć różnego rodzaju egzotycznym „wybrykom natury“ takim jak Władimir Wolfowicz Żyrinowski.
Urodzony 25 kwietnia 1946 rou w Ałma-Acie (Kazachstan) jako Władimir Wolfowicz Ejdelsztejn. Ojciec jego - Wolf Isaakowicz Eidelstein, był polskim Żydem, a matka, Aleksandra Makarowna Pawłowa - rosjanką.
Dziadek jego, ze strony ojca Isaak Ejdelsztein był bogatym przemysłowcem z Kostopola (Województwo Wołyńskie). Posiadał największą fabrykę drewna w regionie i był przewodniczącym Wspólnoty Żydowskiej.
Po rozpoczęciu działań wojennych i wejściu Armii Sowieckiej na Ukrainę, rodzina Ejdelszteinów zesłana została do Kazachstanu. Mniej szczęścia miało czterech innych członków rodziny, którzy pozostali w Kostopolu i po wejściu hitlerowców wysłani zostali do obozu koncentracyjnego, gdzie zginęli.
Prawdopodobnie w latach 1943-44, w Ałma-Acie zmarł senior rodu Ejdelsteinów. Już po śmierci ojca  - Wolf Isaakowicz poślubił rosjankę Aleksandrę Makarowną Pawłową a w 1946 roku urodził się ich syn Władimir Wolfowicz.  Niedługo po urodzeniu syna rodzina zmieniła nazwisko na Żyrinowski.
Sielanka rodzinna nie trwała długo.
Tatuś Władimira szybko pojął, że  życie z gojami nie przystoi przwdziwemu Żydowi i jeszcze w 1946 roku rozwiódł się żona, pozostawiając ją z niemowlęciem na ręku.
Więcej już nigdy syna nie widział.
W 1949 roku Wolf Isaakowicz Eidelsztein/Żyrinowski wraz z nową żoną Bellą oraz bratem wyemigrował do Izraela, gdzie aż do śmierci pracował  jako agronom w Tel-Awiwie.
Zginał w 1983 roku w  wypadku autobusowym.

W lipcu 1964 roku Władimir Wolfowicz wraz z matką przeniósł sie z Ałma-Aty do Moskwy, gdzie rozpoczął naukę w Instytucie Studiów Azji i Afryki na Uniwersytecie Moskiewskim (MSU), którą ukończył w 1969 roku. Wtedy to zapisał się do Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego.
Po ukończeniu studiów, odbył służbę wojskową w Tbilisi.
Zdobywszy dyplom uczelni wyższej przeszedł przez łańcuch stanowisk partyjno – państwowych i związkowych.
I tak, aż do kapitulacji sowietu. Okres trzeźwości epoki Gorbaczowa pozwlił mu zaistnieć w życiu politycznym i wyrobić sobie markę awanturnika i łobuza politycznego, co niezmiernie spodobało się wielu chwilowo trzeźwym opojom z sojuza.
Żyrinowski wyrobił sobie markę łobuza, ale łobuza z zasadą. Owa zasada, aż do dziś brzmi: „Nie stawiaj się silniejszemu”. Dzięki temu Żyrinowski-Ejdelsztein plecie głupoty i dyrdymały o wszystkich, wielbiąc jedynie Władimira Putina i jego hołotę.
W nagrodę Putin pozwala mu pełnić rolę nadwornego durnia i pajaca.

Tak faktycznie, polityczne orientacje Żyrinowskiego i Putina różnią się zasadniczo. Wprawdzie Putin deklaruje chęć odbudowy wielkiej rosji, ale na kształt związku sowieckiego z jego bohaterami na sztandarach.
Żyrinowski również posiada wizję wielkiej rosji, ale pod zółto-czarno-białą imperialną flagą cesarską.
Właśnie z taka banderą paraduje Żyrinowski na wiecach. Często tym barwom towarzyszą tam czerwone flagi z białym kołem i wpisaną w nią swastyką.
A to, jako braterstwo międzynarodowe.
Być może biedny psychopata nie zdaje sobie sprawy z tego, że w czasach gdy zarówno cesarska jak i hitlerowska flaga powiewały oficjalnie, on nie miałby najmniejszej szansy gdziekolwiek paradować.
Chyba, że wprost z placu apelowego w Auschwitz do komory gazowej, bądź nocami po bezdrożach podmoskiewskich po regularnym kozackim pogromie żydowskim.

Dziś Żyrinowski znów publicznie dzielił tereny Ukraińskie między Polską a rosję, straszył III Wojną Światową.
Niestety, nie pierwszy to przypadek gdy bolszewicki jewrej dyktuje rosjanom model działania. Przed nim byli już: Lenin, Trocki, Jagoda, Kamieniew, Swierdłow ....
A wszystko to przez abstynencję Gorbaczowa.



czwartek, 13 listopada 2014

Roman Giertych o winie Kaczyńskiego, w dniu Święta Indonezji

 Mecenas Giertych z okazji Święta Indonezji zawitał w studiu TV w Dżakarcie. A wszystkiemu winien Kaczyński...


piątek, 7 listopada 2014

Pałuj Stefan, pałuj...


Wydarzenie dnia, jakim było opublikowanie przez Fakt filmu z pobicia posła Wiplera, odbiło się szerokim echem w komentarzach internetowych.
Przeważały głosy oburzenia, bo ludzie na ogół zawsze biorą stronę tych katowanych przez aparat władzy. Ot, ofiary bezprawia budzą sympatię.
Ale niestety zawsze znajdą się jakieś zdegenerowane indywidua, które idą pod prąd.
Pierwszym okazł się już z samego rana „świerzb waltera“ czyli Jarosław Kuźniar pisząc o „Wiplerze otulającym się w bulwarówki...“
Nie trzeba było też długo czekać na skowyt innego degenerata dyżurnego.
Stefan Niesiołowski zaproponował, że za pałowanie Wiplera policja powinna dostać nagrodę, bo „(...)Zakuła w kajdanki awanturnika, zaprowadziła na izbę wytrzeźwień. (...) O czwartej rano prawdopodobnie pijany leżał pod nocnym klubem, czy spał - awanturował się z policją(...). Ja sobie nie przypominam, żeby poseł Mazowiecki leżał o czwartej rano pod nocnym klubem, ani poseł Geremek, ani poseł Chrzanowski machał nogami, szarpał się z policją“ - stwierdził Niesiołowski.
Co można napisać po zaponaniu się z powyższymi głupotami?
Może to, co już zostało wielokrotnie napisane, że niektórych parlamentarzystów powinno się zaraz po zaprzysiężniu przebadać psychiatrycznie.
Może to, że Niesiołowski powinien zmienić leki, bądź ich dawki zwiększyć.
A może to, że wielką szkodą jest, iż „muchołap“ nie dostał jeszcze nigdy porządnego łomotu! Bo kiedy i od kogo?
W zamieszchłych czasach działalności w „Ruchu“, milicja nie miała potrzeby pałować Niesiołowskiego, bo sam z siebie kapował (ze strachu?) już na pierwszym przesłuchaniu całe opozycyjne koleżeństwo.
Dziś dziadygę nie warto pałować, bo się rozsypie...
Co innego Kuźniar – ten jeszcze na  płaowanie ma szanse, czego mu serdecznie życzę.

Pomijając stosunek obu inteligentnych inaczej do Wiplera oraz ich interpretację zadań policji państwowej, myślę że warto jeszcze dodać kilka słów komentarza na temat przedstawionych w wypowiedzi Niesiołowskiego „kryształowych autorytetów“.
Jetem przekonany, iż o niebo lepiej jest nawet upić się w sztok raz w życiu, naubliżać policji, wdać sie z nimi w bójkę, - niż podpisywać listy z poparciem wyroku śmierci dla kapłana - patrioty czy należeć dwadzieścia pięć lat do komunistycznej partii, a tam pełniąc funkcję sekretarza POP wyrzucać „nieprawomyślnych“ (według komunistów) ludzi z uczelni.
To już z pewnością lepiej o czwartej rano leżeć pod nocnym klubem i spać... niż być świnią i komunistycznym popychlem.

A na marginesie, to Wipler nie leżał pod klubem i nie spał – widać to na filmie. Kolejny raz Niesiołowski widział coś, co nie miało miejsca.
Omamy, złe leki, trawa, krótka ścieżka białego proszku, złe okulary...?

środa, 5 listopada 2014

Dzień Powrotu do Ciemnoty Narodowej

-->
Potomkowie turańskich osadników, czyli rosyjska masa od Putina dziś świętuje. Świętuje Dzień Jedności Narodowej, nowy państwowy jubel, który zastapić ma rocznicę rewolucji październikowej jako najważniejszą celebrę w roku.
Putinowcy wymyślili sobie, że właśnie to 4. Listopada czyli dzień „wypędzenie Polaków z Kremla w 1612 roku“ będzie teraz najważniejszym dniem w roku, co ma ich podnieść na duchu a nam, Polakom dokuczyć.
Istotnie, w dziejach mongołopochodnej nacji moskiewskiej mało jest momentów spektakularnych triumfów, jak owe „wypędzenie Polaków z Kremla w 1612 roku“. Większość wywołanych wojen, dzicz tauryńska sromotnie przeżynała, chyba że poddawała się dowództwu obcych, iteligentniejszych od nich.
Samo pozbycie się Polaków z Kremla, jako propagandowy pijar trafiło do bezmózgowej masy chłopskiej oraz niewiele mądrzejszej bojarskiej sitwy jako sukces i oznaka siły Wielkiej Rusi!
Czy tak było istotnie?
Raczej nie. Pożarski i Minin (plebejsko-bojarscy bohaterowie wydarzenia) przepędzając garstkę Polskiej załogi Kremla, pozbyli się zaledwie symbolu panowania nad rosją.
W rzeczywistości Rzeczpospolita na sporze z rosją zyskała Ziemię Czernihowską, Ziemię Siewierską i Ziemię Smoleńską. Istotnym był wiernopoddańczo-upokażający hołd złożony przez cara moskiewskiego Wasyla IV Szujskiego (wraz z jego dworem i patriarchą Filaretem) polskiemu królowi Zygmuntowi III. A już bezcennym był zwłaszcza widok prowadzonego pieszo i na sznurze rosyjskiego monarchy przez Warszawę.

Co zatem zyskała rosja, a co straciła 4. Listopada 1612 roku?
Zyskała jedynie pozorną wolność. Wolność od Polskiego Pana, którego zastąpił pochodzenia turańsko-skandynawskiego bezmózgi bojar.
Straciła możliwość ucywilizowania się, wejścia do świata narodów inteligentnych, wykształconych.  Cofnęła się w (i tak już)  śladowym rozwoju.
Czy zatem warto świętować  jubileusz zwrotu ku ciemnocie?
Jak widać, aż do dziś magicznego progu cywilizacyjnego rosyjskie społeczeństwo nie było w stanie przekroczyć.

sobota, 1 listopada 2014

Panslawizm a ruskie urojenia


Jak wiemy panslawizm wymyślili Czesi. Jeszcze na poczatku XIX wieku niejaki František Palacký, spożywszy więcej niż zwykle jelinkowej zapalanki wpadł na pomysł by wsyscy słowianie zjednoczyli się przeciw germańskiemu zalewowi słowiańskich społeczności.
Zorganizował przeto Palacký w 1848 roku w Pradze, Wielki Kongres Panslawistyczny i był z niego bardzo dumny. Dobrego humoru nie popsuł mu nawet fakt, że na owy kongres przybyli głównie Czesi, co nie nadało zlotowi międzynardowego wymiaru.
Czesi są narodem małym ale praktycznym i bardzo rodzinnym.
Dlatego też ze swoją ideą kisili się we własnym sosie jeszcze na dwóch zjazdach, po czym, gdy podłączyły się do owej idei panslawistycznej inne narody, to całość szlag trafił.
Stało się tak, gdyż  założono błędnie, iż to rosjanie bedą stać na czele, a jedyną słuszną religią będzie prawosławie i to moskiewskie.
Dlatego też Czesi wymyślili sobie Neoslawizm by mieć w nosie ruskich!
Wprawdzie nowa idea zakładała bratanie się z rosjanami, ale teoretycznie na partnerskich warunkach i bez ruskiej dominacji.
Owa idea równeż nie przetrwała próbu czasu.
Osobnym rozdziałem w historii panslawizmu czy też neoslawizmu, jest jego stosunek do Polaków oraz stosunek samych Polaków do niego.
Ruchy te nigdy nie miały w Polsce popracia i nigdy nie były traktowane poważnie.
Wprawdzie w 1908 roku Roman Dmowski uczestniczył w kongresie neoslawiańskim w Pradze, ale tylko po to by pokazać światu problem Polaków pod zaborami.
Później odbyły się jeszcze dwa kongresy (Petersburg - 1909, Sofia - 1910), które znów pokazały, że nie ma równości wśród „słowian“ a rosjanie traktują przedniotowo m.in. Polaków. Co ważne, w kongresie w Sofii Polacy już nie uczestniczyli.
Agonia idei nastąpiła w 1910 roku a ruscy z muchami w nosie wymyslili sobie tzw. rosyjski neoslawizm.
Samo już powstanie takiego mononacjonalistycznego tworu jest przykładem na wielkie oszustwo, które w dzisiejszej Europie się (niestety) odradza.
Mianowicie,  działający w połowie XIX wieku, wybitny polski etnograf Franciszek Henryk Duchiński, dowiódł, iż rosjanie wcale nie należą do grupy Słowian!
Ze Słowianami nie mają nic wspólnego, gdyż należą do grupy o pochodzeniu turańskim –mongolskim.
Skąd więc rosyjski noeoslawizm?!  
Z urojeń!
Nie pierwsza to próba rosyjskiego oszustwa.
Jak pisał Duchiński: „prawdziwymi Słowianami są jedynie Polacy i Rusini, Rosjanie zaś nie są nawet ludem aryjskim...“ a „..kolebką Słowiańszczyzny są tereny pomiędzy Wisłą a Dnieprem...“
Pewnie dla gromadki dzisiejszych usłużnych idiotów proruskich, będzie to szokiem, że bratają sie z dziczą stepową a nie z prawdziwymi Słowianami.
Ale może ich pochodzenie też nie jest pewne...
W każdym razie dzwnie to wygląda... coś jakby hitlerowskie Niemcy w germańskiej ideologii próbowały udowodnić braterkę krwi ze słowackimi cyganami...
Fizjonomicznym przykładem prawdziwego, wzorcowego „słowianina z rosji“ niech  będzie Władimir Putin.
Temu, który dopatrzy się w jego twarzy rysów słowiańskich – laur z saksaułu. Prosto z Gobi – skąd właśnie przybyli do rosji „słowianie“!