sobota, 21 sierpnia 2010

Dygnitorz-kominiorz

Jak podaje Onet.pl (za „Rzeczpospolitą”) Donald Tusk ma dość problemów krajowych. Bardziej wygodne jest zająć się polityką zagraniczną czyli klepać się po plecach z różnym międzynarodowym towarzystwem.
Po co wnikać, świecić oczami i tłumaczyć się z infantylnej polityki rządu, gdy można wymieniać uściski i pieprzyć trzy po trzy poprzez tłumacza z różnej maści Putinami, Sarkozimi itp.

Kolejny raz pan premier staje na wysokości zadania. Tym razem unika „krajowych kłopotów” poprzez ucieczkę w międzynarodową dyplomację.

Jak przystało na byłego czyściciela kominów (w okresie PRL), Donald Tusk cierpi na syndrom przebierańca-kominiarza. Polega to na obojętnym stosunku do wykonywanej pracy oraz na przekonaniu, że i tak budzi sympatię społeczną i przynosi szczęście, toteż może mieć robotę w nosie.
A Premier tam właśnie robotę ma.

Sprytny i śmiały plan Tuska zakłada, że za wszystko w kraju odpowiadać będą szefowie resortów.
Jakby co, to jeden z drugim minister dostanie burę i kopa w zasiedziały tyłek, jeżeli tylko się nie będzie sprawdzał w robocie. A premier zostanie – bo jest cacy!

Panie Tusk, u nas „taki kit to kupuje Mioduch” – jak mawiał charyzmatyczny i dzielny inspektor Ryba w obrazie „Kiler”. Za pracę rządu i za kompetencje oraz decyzje ministrów odpowiedzialność ponosi premier, bo premier ich powołuje. Jeżeli któryś z „ministerialnych nieumiałków” za bardzo narozrabia, to głowę w ogólnym rozrachunku „daje” premier!
Tak jest w cywilizowanym świecie, gdzie na stanowisko przewodniczącego rady ministrów powołuje się raczej niedźwiedzia, a nie zająca (jak u nas).

Cała ta nowa polityka premiera przypomina pewien dowcip o gościu, który pomagał kierowcy samochodu w cofaniu na parkingu.
Otóż, facet ten ulokował się z tyłu za pojazdem i płynnymi gestami wykonywanymi rękoma zachęcał kierowcę do cofania.
„Cofaj, cofaj..., jeszcze.... jeszcze, cofaj...”
Samochód posłusznie i wolno posuwał się do tyłu.
„Cofaj, cofaj....cofaj ... śmiało, jeszcze ...dawaj.....
Ups, ... już nie dawaj.... a niech cię, ...co za kierowca!
A teraz wyjdź i zobacz jak żeś się wpieprzył w ogrodzenie!”