piątek, 5 grudnia 2008

Rozmowa z parlamentarzystą

(Wywiad którego jeżeli nie było (?), to odbyć się koniecznie powinien.)

Wyobraźmy sobie, że...
... zostałem umówiony ze Starszym Szeregowym Sejmu, Panem Emanuelem POlikarpem Takwiejskim. O wyznaczonej godzinie, ustalonego dnia zjawiłem się w biurze polityka Plandeki Osobowej.

Przyjęła mnie miła pani Sekretarz (Pierwsza Osobista Sekretarz) poprosiła usiąść oraz zaproponowała zwyczajowo: - „kawa, herbata, melisa?”
„Pan Starszy Szeregowy zawsze pije meliskę z kawą, to Go uspakaja oraz jednocześnie pobudza” – delikatnie zasugerował mi wybór napoju. Poprosiłem skromnie o wodę. Pierwsza Sekretarz wypaliła natychmiast –„Aaaaa, wodę to pije Pan Starszy Szeregowy Takwiejski na drugi dzień po odwiedzinach Pana Posła Strumyka z WSR (Wiejskie Stronnictwo Rodzinne), miga wtedy oczkami na czerwono i pije wodę, aż mu się uszy i ręce trzęsą...” – tu urwała, bo w drzwiach sekretariatu ukazał się sam wielki Starszy Szeregowy Sejmu Pan Emanuel POlikarp Takwiejski z siatką na owady.
„Tu Pan czeka, na Pana Starszego Szeregowego. Proponowałam różne napoje, ale jakoś nie ustaliliśmy... zakończyła Sekretarz.

Przywitaliśmy się sucho. Polityk nawet przez chwilę nie zawiesił wzroku na mojej osobie. Cały czas rzucał spojrzeniami to w prawo, to w lewo. –„ To nawyki z konspiry” wyrzucił z siebie. „Wie Pan, trzeba było uważać, Lenin czaił się wszędzie. W ogóle wszystko się wszędzie czaiło – a dziś, widzi Pan, cholera, Kaczyńscy czają się wszędzie...” - podsumował.

„Zapraszam do gabinetu” – Takwiejski wyprostowaną ręką wskazał pokój za kotarą.
Idąc za mną, starał się stąpać delikatnie, wręcz na palcach. Jeszcze zajrzał za uchylone skrzydło drzwi wejściowych do gabinetu oraz kucnął zaglądając pod biurko „Kaczyńscy czają się wszędzie...” wymamrotał.

„A więc chce Pan przeprowadzić ze mną wywiad? A o czym będziemy rozmawiali, co Pan chce wiedzieć?" – nie krył ciekawości Starszy Szeregowy Sejmu.
„Ludzie chcą Pana bliżej poznać. Pańskie życie, dokonania...”
„... no dobrze, to już zacznijmy”
– przerwał Takwiejski i znienacka zajrzał do szuflady i otarł pot z czoła - „Kaczyńscy czają się wszędzie...”

Włączyłem dyktafon i postawiłem na biurku.

Yarrok: Panie Starszy Szeregowy Sejmu, zwracam się do Pana Emanuela POlikarpa Takwiejskiego, czy łatwo jest denuncjować przyjaciół?

E. P. Takwiejski: Muszę przyznać, że nie jest to łatwe. Ale kto mówił, że życie składa się z łatwych zadań? Trzeba znaleźć w sobie taką siłę, która pomoże uwierzyć w siebie, podrapać się po głowie, podłubać w nosie i wyobrazić bezmiar cierpień, które mogą Ci zadać, jeżeli nie zadenuncjujesz kolegów.

Yarrok: Z Pańskich słów wynika, że ważna jest też pomoc innych. Nie wyobrażam sobie, że wspomniane cierpienia, mogące być zadane, nie znajdują oparcia w rzeczywistości, czyli nie mogą mieć miejsca. Ktoś to jednak mógł zrobić.

E. P. Takwiejski: Jasne! Bez pomocy tych uczynnych ludzi, oddanych sprawie, nie wygadałbym się! Choć od dawna odczuwałem w sobie taką siłę, która podświadomie mówiła do mnie: „Emanuelu POlikarpie, zadenoncjuj!” ale nie miałem tej odwagi. Gdyby nie grupa zaangażowanych i miłych pracowników Urzędu Bezpieczeństwa i ich zabiegi, może do dziś nie miałbym na sumieniu kolegów i byłbym zwykłym uczciwym (tfu) człowiekiem.

Yarrok: Jak to było naprawdę? Tak w skrócie i w kilku zdaniach, Pan wie o co mi chodzi...

E. P. Takwiejski: Ach oczywiście, wiem... wiem... Planowaliśmy, to co planowaliśmy. Wiadomo co. Ktoś jednak nie zachował czujności i wypaplał przy ubekach nasze zamiary. Taka już gaduła jestem. Szczery chłop ze mnie – co na sercu to na języku – wtrącił.
Zanim znaleźliśmy winnego przecieku, organa bezpieczeństwa już o wszystkim wiedziały i nas aresztowano. Ciężkie dni szykowały się. Wtedy to pierwszy raz pomyślałem „Emanuelu – zadenoncjuj, co ci zależy – zakapuj!” Na drugi dzień, podczas przesłuchania odważyłem się i powiedziałem do kapitana bezpieki „A co by Pan powiedział na to, jakbym zakapował kolegów?”
Kapitan UB był mocno zdziwiony. „Jak to, już na pierwszym przesłuchaniu? Nawet cholera, wam pałą nie przyłożyłem? Co tam nie przyłożyłem, ja nawet pały z szuflady nie wyjąłem” dziwił się. W końcu ustaliliśmy, że kapitan trochę mnie postraszy - wyjmie pałkę i pomacha nią nad biurkiem, a ja mu powiem wszystko a moich kolegach i całej organizacji. Tak też zrobiliśmy i dalej wszystko poszło jak z płatka.

Yarrok: Czy zadenuncjował Pan wszystkich kolegów od razu?

E. P. Takwiejski: Nie, denuncjowanie to ciężka i mozolna praca. Do tego należy stopniować doznania. Pierwszego dnia „podkablowałem’ tylko trzy osoby oraz wyparłem się przynależności do organizacji...

Yarrok: ...oznacza to, że już następnego dnia...

E. P. Takwiejski: ... tak, następnego dnia, wypoczęty dokończyłem. „Dokablowałem” jeszcze jednego kolega oraz koleżankę i wycofałem poprzednie zeznania, to znaczy przyznałem się do uczestnictwa w organizacji. Nie obyło się, co prawda, bez zgrzytów. Przed przyznaniem się do członkostwa w nieformalnej grupie, jakoś się zaparłem i nie mogłem odblokować. Poprosiłem wtedy kapitana, by nieco mnie postraszył, to pomoże mi się odblokować. To był bardzo miły i uczynny człowiek, więc wyjął pałkę z szuflady i pomachał nią nad biurkiem. Od razu pomogło!

Yarrok: Czy te wydarzenia pomogły Panu stać się kimś wyjątkowym?

E. P. Takwiejski: Oczywiście, nie każdy umie donosić już podczas pierwszego przesłuchania. Do tego tyle osób na raz! Zaczęto mnie doceniać i szanować, a po zmianach politycznych w naszym kraju wybierano mnie często do sejmu.

Yarrok: Ale za każdym razem z list innego ugrupowania...

E. P. Takwiejski: ... tak, lecz nie przeszkodziło mi to „robić swoje” w szeregach różnych partii: opluwać, lżyć, pajacować i jątrzyć.

Yarrok: Panie Starszy Szeregowy Sejmu, która z partii, w której Pan działał, jest z perspektywy czasu, dziś Panu najbliższa?

E. P. Takwiejski: Nie będę oryginalny - powiem szczerze Plandeka Osobowa to ta wymarzona partia. Spotkałem tu wiele osób o podobnym charakterze do mojego, lubiących opluwać, znieważać a i zadenuncjować sobie też od czasu do czasu. Wraz z moim przełożonym Kapralem Sejmu Komórkowiczem tworzymy zgrany duet i nikt nam w Sejmie nie podskoczy.

Yarrok: Podczas Pańskiego wejścia do sekretariatu zauważyłem siatkę na owady u Pana dłoni. Czyżby powrót do zawodu?

E. P. Takwiejski: Trochę, no nie ... nie do końca. Obecnie fascynują mnie trutnie i larwy. Wraz z Panem Komórkowiczem nawet przebieramy się w wolnych chwilach w pasiaste kombinezony i machamy skrzydełkami z jedwabiu, wykonanymi przez ZPO Millermniejszy w Żyrardowie. Plujemy przy tym i sączymy jad na portret Kaczyńskich. Robimy to niejednokrotnie w towarzystwie larw, racząc się obficie Kwaśnią Nerkówką z zakładów spirytusowych kolegi Posła Topipsa . Trzeba mieć przecież jakieś hobby. Inaczej człowiek by oszalał.

Yarrok: Bardzo dziękuję Panu Starszemu Szeregowemu Sejmu za rozmowę.

E. P. Takwiejski: Uhmmm...

Po uściśnięciu jego dłoni, wychodząc, kątem oka zobaczyłem jeszcze, jak Takwiejski na palcach, po cichu podążył za mną i raz jeszcze zajrzał za skrzydło uchylonych drzwi i powąchał klamkę. Usłyszałem ciche „Kaczyńscy czają się wszędzie...”