wtorek, 31 marca 2009

Farfał – dobroczyńca „wyborczy”?

Nie ma nic piękniejszego i radującego serce jak piana na gębach półinteligencji z Agory.
Za sprawą publicznej telewizji, już od dłuższego czasu pieni się ze wściekłości cała Czerska i okolice.
Dziś w „wyborczej” zapienili się mocno (z gniewu i bólu) niejaka Kublikowa i „Tow. Grucha” czyli Chuchnowski. Wojciech.

Boli ich Farłał.
Ja jestem zdrowy i mnie Fafał aż tak nie boli, mimo że mam jego osobę głęboko w ... poważaniu, podobnie zresztą jak jego przeszłość. Fajnie, że „wyborczą” coś boli, bo znaczy to że żyje (jak mawiają schorowani emeryci). I tu wielka zasługa właśnie Farfała.
O czym by biedna redakcja miała pisać, gdyby nie Farfał i jemu podobni?
Co by mogli piętnować, kogo potępiać?

A tak Farfał i reszta z Woronicza wyczerpują roczną (a może i nawet dwuletnią) dawkę faszyzmu, antysemityzmu, ksenofobii i czegoś tam jeszcze, potrzebne „GW” do prawidłowego funkcjonowania. Coś jak z misiem koala. Zemrze jak nie dostanie określonego pożywienia (przepraszam misia za porównanie z Michnikiem)

Na pierwszy rzut oka „wzorzec dziennikarskiej rzetelności” (czyli „GW”) próbuje zniszczyć swojego dobroczyńcę. Nie dajmy się jednak zwieźć pozorom, to tylko taka gra.
Nie rżnie się przecież gałęzi, na której się wraz z całym biurem politycznym „Agory” siedzi.
Domagając się ustąpienia Farfała, „gazeta” tak naprawdę chce aby Farfał został.
Świadczyć o tym mogą jakieś kompletnie bzdurnie argumenty oraz zaangażowanie do całej „operacji piana” instytucji tak skrajnie durnej jak „Otwarta Rzeczpospolita” .
Jak bowiem inaczej można nazwać kompletny brak logiki w działaniu i brak konsekwencji myślowej, jak nie durnotą?

Tak więc „Otwarta Rzeczpospolita” wystosowała list otwarty do wszystkich świętych (marszałka sejmu, senatu, premiera, ministra skarbu, posłów, senatorów,... brakuje tylko rabinów, prezydenta stolicy oraz Joli Rutowicz) przeciw Farfałowi, a „GW” go z namaszczeniem zamieściła i podpięła pod tekst Kublik i Czuchnowskiego.

List podpisali niejaka Sawicka Paula jako prezes i Jedlicki Jerzy jako dodatek do Sawickiej.
Zwłaszcza Jedlicki, profesor Instytutu Historii PAN jest osobą o wielkim autorytecie wśród „gazetkowej” braci. Były stalinista, komunista i demagog. Wielki obrońca czci Jaruzelskiego i mały tchórz ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości (sprawa z powództwa NOP) – lepszego życiorysu nie można sobie w środowisku „GW” wymarzyć.

Sam list jest bełkotem nawiedzonego, strumieniem żałosnych łez i iście leninowskich pomysłów w stosowaniu prawa. Dlatego też całą sprawę należy traktować humorystycznie i jako infantylny nie najlepszy dowcip. Myślę, że pomysłodawcy tej epistoły sami zdają sobie sprawę z własnej śmieszności i tego, że list ów z racji tego, że elektroniczny nawet na gwóźdź w „sławojce” się nie nadaje.
Dlatego jest nawet wysoce prawdopodobne, że jeżeli coś się w sprawie nie zmieni (a się na 100% w najbliższym czasie nie zmieni), to Sawicka z Jedlickim wyjdą w proteście na ulice i będą sami zatrzymywać wypełzający z gmachu TVP faszyzm.

„Zwracamy się do Państwa w poczuciu obywatelskiej bezradności wobec sytuacji związanej z powołaniem na p.o. prezesa TVP byłego neofaszysty Piotra Farfała....”
I słusznie prawi „wyborcza” poprzez Sawicką & Co.
Zastanawiam się tylko co wstrzymywało ich przez napisaniem niegdyś podobnego protestu rozpoczynającego się od słów: „Zwracamy się do Państwa w poczuciu obywatelskiej bezradności wobec sytuacji związanej z powołaniem na urząd Ministra Spraw Zagranicznych byłego komunisty z dwudziestoletnim stażem Bronisława Geremka....” lub coś w tym stylu.
Czyżby kesenofobia twórców „Otwartej Rzeczpospolitej” i „wyborczej”?

Oj, brzydko się bawicie Farfałem, nawet jeżeli to tylko taka gra.
A kto Wam przywrócił postkomunę – kwiatkowszczyznę w telewizji?
Szybko, rączki na kołdrę!

-------------------------------------------------------------------
Słodki sen Czuchnowskiego i Kublikowej

niedziela, 29 marca 2009

Różne różności: ZAJĄCZEK i GADKI-WŁADKI

Adam Michnik pokazuje „zajączka” Czesławowi Kiszczakowi i recytuje wierszyk pt. „Zajączek”.



















Pewien mały zajączek
Odchodził z bagnistych łączek
Pożegnał dobrego ojca
I brata szaraka-czerwońca
„Kochani powiem szczerze
już chyba Wam nie wierzę
(i znaczek z „rebionkiem” schował)
Od teraz będę wojował
Na przykład będę odważny
Taki groźny i ważny
Zamieszkam na pięknej łące
Gdzie żyją inne zające
I będę wstawiał bajery
Że jestem dobry i szczery
Zakrzyknął: „Uwolnić szaraka
- To nowa dewiza taka”
I odszedł z bagnistych łączek
Wyzwolony zajączek
A później został VIPem
Oczywiście „na lipę”
Na nowej pięknej łące
Gdzie rosły kwiaty pachnące
Lecz tak rył i lał wodę
Że zniszczył całą przyrodę
I zrobił to czego pragnął
Z kwiecistej łąki - bagno

---------------------------------------------------------

Adam Michnik znów po latach pokazuje „zajączka”.
















Już nie ma kwiecistych łączek
Dobrze się sprawił zajączek!


---------- a teraz z innej beczki ---------------
GADKI-WŁADKI

poniedziałek, 23 marca 2009

Kolejny eurowyborczy hit Platformy!

Jak podają źródła zbliżone do elit rządowych. Platforma Obywatelska ma dla swoich sympatyków kolejną „bombę”.

Powszechnie wiadomo, że kompletowana jest lista kandydatów z ramienia PO do Europejskiego Parlamentu. Kierownictwo Partii namawia wszystkich, którym bliska jest idea liberalizmu i wolności gospodarczej do zasilenia szeregów grupy kandydackiej.

W ten sposób z list Platformy Obywatelskiej o mandat europosła ubiegać się będą szczególnie ideowo związani z Partią eurofachowcy, tacy jak: Paweł Zalewski, Danuta Huebner, Marian Krzaklewski i wielu, wielu innych.

Do tej pory największym hitem, czy jak kto woli przebojem było umiejętne „podkupienie” eseldowcom sympatycznej Pani Danusi oraz namówienie na start w eurowyborach „pięknego Maryjana”. Niczym to jednak jest przy kolejnej szykowanej bombie!

Podobno, po osobistym spotkaniu i nocnej dyskusji z Donaldem Tuskiem na start w eurowyborach z ramienia PO zgodził się słynny Krzysztof Kononowicz (hasłem przewodnim spotkania Tusk-Kononowicz było „Ja prawie Prezydent – Ty prawie Prezydent”).
















Do szczególnych zabiegów o osobę byłego kandydata na Prezydenta RP, włodarzy Platformy skłoniły jasne i czyste intencje Kononowicza oraz bliskie sercom liberałów hasło „Żeby nie było niczego”.

W końcu tego pragnie zarówno Platforma Obywatelska jak i wszyscy popierani przez nią kandydaci.

(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)


P.S. Z ostatniej chwili!

Przybył nowy kandydat (a właściwie kandydatka). Wielka miłośniczka Pana Premiera i całej Platformy Obywatelskiej Jolanta Rutowicz zgodziła się oddać swoją sympatyczną osobę do dyspozycji partii i kandydować w wyborach do europarlamentu.


Na szczęście w kraju pozostaje Zbigniew Chlebowski, nie będzie więc żalu pozbywać się z kraju osoby o tak wielkim intelekcie.

niedziela, 22 marca 2009

Konkurs na warszawskie ciastko – „Bufetka”



















Urząd Miasta Stołecznego Warszawy wpadł na niecodzienny pomysł. Zorganizował konkurs na warszawskie ciastko. No, bo też Warszawa, Stolica odstaje wyraźnie od innych miast w temacie wypieków czy innych cukierniczo-piekakarniczych wykwintów.

Ma Kraków swoją mieszankę, Poznań swoją bułkę czy też Krym swoje krymówki. Nawet żadnego półproduktu Warszawa nie posiada jak choćby Wrocław, który na ten przykład ma swoją mąkę.
Szybko na to uchybienie zareagował Urząd M.St. Warszawy a przede wszystkim Pani Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Pani Hania, znana wielbicielka wszelkich rodzajów słodkości, a przede wszystkim naszego słodkiego Pana Tuska postanowiła podzielić się słodyczą z mieszkańcami Stolicy.
Ciastka są (zaraz po Panu Premierze) szczególnie wielbione przez Panią Prezydent, toteż właśnie one wyłonią spośród siebie, ten jedyny i najbardziej warszawski łakoć.

I ja postanowiłem wziąć udział w konkursie na ciastko-symbol Stolicy.
Moja propozycja to wysokokaloryczny produkt naturalny, na bazie zakupionych uprzednio produktów cukierniczych (czyli bajadera) o brzmiącej nazwie „BUFETKA”.
Chciałem tym samym, aby nazwa była prosta i symbolizowała łatwość wytwarzania ciastka z wyniosłą osobą dumnej Pani Prezydent Stolicy.

Prosty przepis na Bufetkę:

Składniki:
3 ciastka różne,
½ kg cukru
szklanka wody
barwniki spożywcze – różowy, czerwony, pomarańczowy
dziewięć ziaren pieprzu
mąka ziemniaczana
10 dkg czekolady
mały wafel
5 dkg cukierków-kulek „biała perła”
bita śmietana
fotografia Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz


Kupujemy trzy ciastka.

Miażdżymy wszystkie, a następnie zagniatamy dolewając syrop z wody i cukru oraz dodajemy łyżkę mąki ziemniaczanej.

Gdy produkt jest już doprowadzony do konsystencji jednolitej masy, dosypujemy dziewięć ziaren pieprzu. Ma to na celu zapobiec przesadnemu zasłodzeniu konsumenta jak też być delikatną aluzją do wystąpień Pani Prezydent. Sypiemy trzy ziarna pieprzu, a następnie po kilku sekundach kolejne trzy i znów kolejne trzy – w myśl powiedzenie „pieprzyć trzy po trzy”

Gdy masa jest już gotowa dzielimy ją na dwie równe części. Z jednej z nich formujemy dwa krótkie wałki oraz kulkę. Z pozostałej części dużą kulę.

Lepimy postać na wzór osoby ze zdjęcia i wstawiamy do lodówki na około 20 minut.

Uprzednio przygotowany wafel w kształcie owalu zamaczamy w rozpuszczanej czekoladzie.

Naklejamy na niego przygotowane, pomalowane barwnikiem spożywczym cukrowe logo Platformy Obywatelskiej. Kleimy na syrop z cukru i wody. Odstawiamy do ostygnięcia.

Przygotowujemy lukier cukrowy i barwimy go na różowo (barwnikiem spożywczym)

Wyjętą z lodówki bajaderę zanurzamy z lukrze. Wyjmujemy po chwili i wstawiamy ponownie do lodówki na 5-10 minut.

Po wyjęciu pozostaje tylko najprzyjemniejszy moment dekoracji (jak na zdjęciu). Włosy wykonujemy z masy czekoladowej, podobnie jak zarys dziurek w nosie, ust oraz oczu. „Biała perełka” posłuży jako uzębienie.

Przytwierdzamy do postaci (syropem z cukru) wafel z logiem PO. Jeszcze tylko mały „zawijasek” z lukru w tylniej dolnej części i Bufetka gotowa!

Można dodatkowo ozdobić ją pianą z bitej śmietany – teraz możemy cieszyć oczy naszym dziełem!

Smacznego!


piątek, 20 marca 2009

Mędrzec z Odbytu Niewiedzy

Odradzająca się lewica, wybudza z letargu kolejnych uśpionych intelektualistów. W bólach budzi się myśliciel na miarę ugrupowania, które reprezentuje. Wiadomo, że przedstawiciel klasycznej lewicy nie może być zbyt mądry, ani zbyt inteligentny, bo to zaprzeczało by jego lumpen-proletariackim korzeniom oraz prostym i siermiężnym poglądom, ale ten o którym piszę jest wypisz-wymaluj modelowy.

To Waldemar Zboralski.
Lewicowy pederasta, emigrant, posiadacz męża i dyplomowany pielęgniarz oraz były kandydat do sejmu RP z ramienia (?) lewicy.

Zboralski dał się poznać jako pierwszy pederasta, który pojechał do Anglii aby wziąć państwowe pozwolenie na posiadanie kochanka, czy inaczej na legalne wkładanie sobie wzajemnie przyrodzenia w odbyt w majestacie prawa.
Oni (pederaści) mówią na to ślub i są strasznie przy tym poważni.
Taki się mądry od tego wkładania Zboralski zrobił, że jako pełny europejczyk całą gębą i odbytem, rady raczy dawać i autorytatywnie się wypowiadać w wielu kwestiach.

Dziś Onet.pl raczy internautów materiałem z lewicowego „Przeglądu” pt. „Nie poleciałam z Rokitą”. Są to spisane wynurzenia jakiejś Pani doktor, która strasznie przejęła się tym, że Jan Maria Rokita zażądał od Lufthansy odszkodowania w wysokości 300 tys. euro i postanowiła jak na spowiedzi „Przeglądowi” wszystko opowiedzieć.
Może kobicina liczyła na jakieś „ochłapy” od Lufthansy z w/w sumy, za przedstawienie wygodnej dla nich prawdy? Nie wiem. Nie byłem, nie widziałem.

Nie to jednak jest ciekawe.
Ciekawe jest to, że ni stąd, ni zowąd na końcu materiału, oddzielony trzema gwiazdkami jest komentarz Zboralskiego (jako integralna część przedruku z „Przeglądu”).
Co cholerę? Najwyraźniej autor artykułu (nawiasem mówiąc strasznego bełkotu) Leszek Konarski zapragnął swój materiał poprzeć jakimś autorytetem. Nie wiem tylko, czy językowym (sprawa dotyczy słów wypowiedzianych w języku angielskim przez Rokitę do stewardesy) czy może moralnym (naganność w ogóle odzywania się do stewardesy).

W każdym razie Zboralski jako wykształcony europejczyk pełnym odbytem, niemiłosiernie ruga Rokitę za używanie złych zwrotów anglojęzycznych i naśmiewa się z jego nieznajomości języków obcych. Ładnie to i naukowo gdy osoba ze wszech miar wykształcona piętnuje nieuctwo. Lecz gdy nieuk zarzuca komuś braki w wykształceniu, staje się sam pośmiewiskiem.

„Pan Rokita po angielsku powiedział "what do you do?" - co nie znaczy ABSOLUTNIE nic innego, jak tylko - co ty robisz zawodowo?...." instruuje nas znawca języka angielskiego Zboralski, gdy tymczasem sam o sobie (strona kandydata do sejmu) pisze: „Znajomość języków obcych: - biegła w mowie i piśmie: j. niemiecki (egzamin państwowy), - dobra w mowie i piśmie: j. angielski, - słaba: j. rosyjski.” Oznacza to, że kwestia sporna dotycząca powyższego zwrotu, który nie jest do końca jasny (zważywszy na kontekst wypowiedzi) pozostaje otwarta, bo Zboralski angielski zna na poziomie „ja mieć, ty móc...” (to oznacza w CV okreslenie- dobry), a sprawę rozpatrują zatrudnieni przez prokuraturę językoznawcy .

Na cymbała, w oczach internautów wychodzi oczywiście Waldemar Zboralski, który na dodatek nie jest w stanie skreślić nawet kilku słów w języku polskim. Błędy stylistyczne, myślowe. Brakuje tylko ortografów i lewicowiec całą gębą (odbytem).

Na super-bałwana w oczach internautów również wychodzi Zboralski, gdyż nie zauważył, że Polska już od jakiegoś czasu należy do UE i pisze: „(...) na niekorzyść pana Rokity: bo mało, że nie zna żadnego języka europejskiego poprawnie...” itd. itp.

Otóż Rokita zna europejski język. Zna język polski, w odróżnieniu od przeglądowego jurora, któremu prawdopodobnie na skutek zmęczenia odbytu w głowie się nieco pomieszało.

czwartek, 19 marca 2009

„MISiak” już niebawem na naszych ekranach!

Nowa polska komedia już niebawem w kinach oraz na DVD.

Zaniepokojony spadającym zaufaniem do władz, zarząd Obywatelskiej Platformy Filmowej - Platfilm postanowił osławioną już wpadkę z senatorem Misiakiem przekuć w żart i dobrą zabawę.
Scenariusz nowej polskiej komedii pt. „MISiak” własnoręcznie skreślił znany scenarzysta i humanista Cezary Chlebowski.
Film wyreżyserował ceniony i lubiany mistrz kina humoru Donald Tusk, a w tytułowe role wcielili się popularni artyści : Stefan Niesiołwoski, Grzegorz Schetyna oraz Jansz Palikot.

Życzymy dobrej zabawy.

Miło nam poinformować, że trwają już zdjęcia do remake’u słynnego dzieła Jamesa Whale’a „Narzeczona Frankensteina”. Nasz sztandarowy reżyser Donald Tusk przeniósł akcję filmu do Kataru i Arabii Saudyjskiej a w tytułowej roli obsadził debiutującą na ekranie Ewę Mandzioł (spolszczona wersja nazwiska Mandziou).
Film nosi tytuł „Narzeczona Misiaka” i wejdzie na nasze ekrany już niebawem.

(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)


środa, 18 marca 2009

Władza wychodzi na miasto z dobrym plakatem.

Z ostatniej chwili...

W celu poprawy swojego nieco nadszarpniętego wizerunku, rząd nasz wypuścił na rynek serię plakatów mających na celu podniesienie ducha w narodzie oraz przybliżenie co bardziej prominentnych ministrów i działaczy partyjnych.

Z uwagi na brak doraźnych pomysłów ze strony specjalistów od PR-u w PO (niestety dzielni ci ludzie pracują dniami i nocami już od prawie półtora roku i „robią bokami”) do celów propagandowych wykorzystano stare, dobre i sprawdzone plakaty z miłego dla władzy okresu PRL. Dostosowano tylko postaci prominentnych polityków do istniejących już rysunków.

Pierwsza seria pojawi się na ulicach polskich miast już w przyszłym miesiącu.


(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)



















































































































wtorek, 17 marca 2009

W Unii rodzi się nowa, świecka tradycja

Głupota sięgnęła zenitu, choć w przypadku włodarzy UE nic nie jest skończone i ostateczne. Po prostowaniu bananów, czy też innych spektakularnych działaniach mających na celu zidiocenia obyczajów i ośmieszenia instytucji unijnych, grupa czołowych przygłupów europejskich wymyśliła zakaz stosowania zwrotów „Pani” i „Pan”.

Zapewne jakiś europederasta poczuł niepewność płciowej tożsamości i targany wątpliwościami namówił pozostałych europederastów do uchwalenia takiego przepisu.
Ów osobnik poszedł teraz krok dalej i po skutecznej próbie zatarcia różnic między macicą a odbytem, jest na dobrej drodze do zatarcia kolejnych różnic.
Dla mnie prywatnie niech nawet współżyje z własną pralką i mówi do niej czule, nie używając seksistowskich terminów. Niech mają nawet małe praleczki i niech im się wiedzie na wszystkich programach, i eko, i bio....
Niech.... tylko z dala od ludzi normalnych!

Jak podają media zwroty „Pani” i „Pan” są zbyt seksistowskie.
A jakie mają być? Skoro normalni ludzie dzielą się na kobiety oraz mężczyzn (pomijam grupę europrzygłupów, która nie dzieli się w ogóle) w skutek odmienności płci są rozróżniani.
Przez wszystkie lata historii naszej części europy, zwroty „Pani”, „Panna”. „Panienka”, „Pan”’ „Kawaler” - funkcjonowały w najlepsze a zwracanie się w ten sposób do kogoś stanowiło wyraz szacunku i dobrego wychowania. Oczywiście nastąpiło niegdyś odstępstwo od tej reguły. Towarzysz Lenin i reszta postanowili zlikwidować „Państwo” i sobie wzajemnie „towarzyszyć”.

Komuniści widzieli się podwójni, toteż mówili do siebie per „Wy” i likwidowali różnice miedzy płciami poprzez wsadzanie kobiet na traktory. Na szczęście nie wsadzano mężczyzn do sal porodowych, ale to tylko zasługa Pana Boga (w którego na przekór nie wierzyli), że przywileju rodzenia dzieci mężczyznom nie dał. Tak więc z radzieckim związku, mimo rewolucyjnych obyczajowych zapędów dalej mężczyźni płodzili dzieci, a kobiety je rodziły.
Stąd też byli „towarzysze” oraz „towarzyszki” dla odróżnienia ról w społeczeństwie.

Inaczej ma się sprawa z sowiecką Europą. Zapewne już niebawem nauka pozwoli na rodzenie dzieci przez zmutowanych „bezpłciowców” – dawniej mężczyzn i płodzących je „bezpłciowców” zwanych dawniej kobietami. Co to zmieni? Nic. I tak ktoś musi płodzić, i tak ktoś rodzić.

Znając jednak pomysłowość europrzygłupów nie jest to efekt finalny. Likwidowanie przejawów seksistości (jak mawiają) doprowadzi do wygenerowania „komunoida przyszlości”, osobnika obupłciowego i jednocześnie bezpłciowego.
Taki self-service. Sam sobie zapłodni, sam urodzi.
Do siebie zwracać się będą owe wybryki natury, per „Ono”.
Niech Ono mi poda... czy Ono zechce mi pokazać....a list zaczynać się będzie od słów „Szanowne Ono...”.
A może już dziś nazywać niektórych „rewolucjonistów europejskich” „Ono”.
Na przykład: Ono-Shulz, Ono-Cohn-Bendit czy Ono-Siwiec.

Śmieszne to wszystko ale i straszne. Nie przypuszczam, że inicjatorzy akcji zakazu stosowania „seksistowskich” zwrotów, w czasie swoich obrad uczynili użytek z mózgu. Nikt normalny nawet nie wpadł by na taki pomysł. Co ma to na celu?
Czy również kobietom zakaże się noszenia spódnic, odkrywania kolan, zakładania staników, czy malowania się, a mężczyznom dbania o wysportowaną sylwetkę, używania wody po goleniu i odkrywania owłosionej klatki piersiowej? To może też wydać się seksistowskie.

Z europrzygłupami jest trochę tak jak z erotomanami. Wszystko im się z seksem kojarzy.

P.S.
Od razu przychodzi mi na myśl taki stary dowcip.
Przychodzi facet do doktora.
„Panie doktorze, ja chyba jestem zboczony. Wszystko mi się z seksem kojarzy”
„Eeee tam – mówi doktor i rysuje na kartce kółko – „Co to jest?”
„ Cycki” – odpowiada pacjent.
„A teraz...?.” – mówi doktor i rysuje kwadrat.
„Pupa” – wali pacjent.
„A teraz...” – nie poddaje się doktor i rysuje trójkąt.
„Cipka” – odpowiada dalej pacjent.
„Oooo Panie, to Pan musi być naprawdę zboczony... – zaczyna doktor
„Ja? Ja zboczony? A kto mi narysował te wszystkie świństwa? – przerywa pacjent.

O kurczątko pieczone, czy to nie Shulz, Bendit albo Siwiec byli u tego doktora?



















... albo tak:

sobota, 14 marca 2009

Z cyklu: „Odgrzewane kotlety”...(2)

.
Na wzór i podobieństwo Twoje.

Sojusz sił postępowych, sukcesywnie się zaciska.
Po obyczajowym i politycznym porozumieniu, przyszedł czas na drobne ale bijące sympatią przejawy demonstracji wzajemnej miłości czołowych polityków sympatyzujących partii.






















czwartek, 12 marca 2009

„Opór2” lub „Opór Stasińskiego wobec władzy PRL”, czyli skutki picia wódki (powinno być wina, ale się nie rymuje)

Łzy zalewają oczy a ludzka tragedia, niczym czkawka powraca i ściska gardło w żałosnym bólu. Tylko usiąść w kącie i płakać. Co ja piszę płakać... szlochać jak bóbr nad nieszczęsną dolą Macieja Stasińskiego.
Dzielny i odważny ów były młodzian, na stronach „Gazety Wyborczej” (niczym mankiecie Adama Michnika) wypłakuje swoje żale i podsumowuje bohaterskie, opozycyjne życie.

Oj, bohater ze Stasińskiego i patriota. Tak wynika przynajmniej z jego fabularyzowanej historii. Całe opowiadanie, może nawet posłużyć za scenariusz dobrego hollywoodzkiego filmu, pod warunkiem, że nakręci go ktoś na miarę Edwarda Zwicka i nazwie „Opór2” lub „Opór Stasińskiego wobec władzy PRL”.

W skrócie. Maciej Stasiński w maju 1977 roku na terenie Starego Miasta w Warszawie zniszczył własność państwową, flagę czerwoną (sztuk jedna) i na skutek tego został doprowadzony przez funkcjonariusza milicji na komendę MO. Po złożeniu zeznań, zwolniono go do domu. Później wezwano na przesłuchanie do Pałacu Mostowskich, gdzie za sprawą tortur psychicznych i emocjonalnych zmuszono do podpisania deklaracji współpracy z SB. Bohaterski Stasiński powiadomił wkrótce o wszystkim kolegów z „opozycji” i w ten sposób zakpił sobie ze służby bezpieczeństwa. Taka jego wersja.

Płacze teraz, że nikt mu wierzyć nie chce w jego opowieść i „pałkarze z IPN” czepiają się jego – bohatera, który zniszczył na cyku czerwoną flagę. Kropka.
Piękny i skłaniający do zadumy scenariusz, brakuje tylko wielkiej miłości do ubeczki lub elementu wspólnej walki, ramię w ramie z osobą kochaną (np. wspólne niszczenie czerwonych flag na Starym Mieście, po uprzednim wypiciu kilku win)
Niestety scenariusz posiada kilka niedociągnięć lub jak kto woli niejasności w toku myślowym. Są też błędy ideowo-poprawno-polityczne.

Pisze Stasiński, że aktu patriotycznego, czyli zniszczenia czerwonej flagi dokonał będąc pod wpływem działania alkoholu lekkiego tzw. wina, w ilościach większych.
Trudno dziś zostać Rambo, lub jak kto woli przynajmniej Tewje Bielskim działając „na gazie”. To nie polityczne. Może, skoro autor będzie się mocno upierał zaznaczyć, że spożywany alkohol był winem krajowym (np. wino marki „Wino”, „Okęcie”, „Poświst”, „Zawrat” lub w ostateczności „Kwiat Jabłoni”) to podkreśli patriotyczny element przyczynowy.

Warto również zmienić nieco ideologiczną genezę czynu autora, która pchnęły go do tak wielkiego dzieła lub w ostateczności obiekt wyładowania gniewu.
Stasiński pisze: „Będąc przekonań rewolucyjno-lewicowych, dla których PRL był oburzającą zniewagą, uniosłem się ideowo-etylowym gniewem, zerwałem flagę z muru, połamałem drzewce i podeptałem”.
Ej, ech Panie bohaterze, to jak się amerykanin obrazi na Amerykę to zniszczy flagę narodową? Z mojej wiedzy czerwona flaga jest symbolem lewicowego ruchu na całym świecie, a nie flagą PRL. To tak być nie może. Pan, przekonany rewolucjonista-lewicowiec...zdeptać, zniszczyć, jak faszysta jakiś?
Tym razem towarzysze wybaczą zwarzywszy na szczery (jak Pan pisze) „ideowo-etylowy” gniew. (Czyli jednak było pite polskie wino! Tylko one „chrzczone” było spirytusem)
Zastąpmy może flagę, stojącym popiersiem Gierka lub Breżniewa, tak będzie lepiej dla scenariusza.

Trochę też cierpienia. Cierpienia trzeba dołożyć. W komisariacie na ul. Jezuickiej bito i katowano ludzi za najmniejsze wybryki „antysocjalistyczne”, niektórych nawet tam pozbawiono życia. A Panu nie przyłożyli „lolą” nawet...?

Również wizyta w Pałacu Mostowskich do luftu. Albo zmieni się okoliczności albo odtwórca Pańskiej roli w filmie musi posiadać wielką głowę. Już tłumaczę dlaczego. Otóż pisze Pan: ” O ile pamiętam, ostatkiem przytomności umysłu wymogłem na funkcjonariuszach zapis, że zgadzam się na współpracę w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej za wyżej wymieniony czyn(...)Kiedy w lipcowe południe wyszedłem z Pałacu Mostowskich, nogi się pode mną ugięły. Pojąłem pułapkę, w którą wpadłem.”.
Tylko wielka głowa, a co za tym idzie ogromna odległość od ucha do mózgu, może tłumaczyć tak późne pojęcie istoty deklaracji Pańskiej współpracy. A może to też zmienić?

Np. wielomiesięczne katowanie i czytanie po nocach „Kapitału” Marxa w ramach znęcania się nad więźniem będzie odpowiednie.
Co do dalszych dziejów, trudności paszportowych i bojów z esbecją, które Pan Stasiński tak zgrabnie, w sposób licealny opisał, po ubarwieniu mogą posłużyć jako istotne tło filmowej epopei.

Wszystko do tej pory było fajne i wesołe. Żartował Stasiński, żartowałem ja. Było rzadko uroczo, ale... się skończyło.

Maciej Stasiński wszystko popsuł, bo w dalszej części swojego wywodu wskoczył na barykadę i dawaj z dyrdymałów strzelać i szabelką wywijać.
Że wszyscy przyjaciele o deklaracji współpracy z SB wiedzieli. Że przełożeni Maciej Pieczyński i Adam Michnik wiedzieli, bo sprawa była szeroko znana i że esbecy kłamią... itd. itp.

Pomijając fakt, że Pieczyński akurat mógł to wiedzieć, może nawet z innych źródeł (sic!), a Michnik w ogóle wie wszystko to nic konkretnego i oczywistego Stasiński nie napisał.

Zamieszczone poniżej jego „daremnych żali”, oświadczenia Zofii Romaszewskiej i Jana Olszewskiego dowodzą tylko, że Maciej Stasiński zgłosił się do nich i opowiedział swoją historię. Tylko to.

Z drugiej strony niejaki Grzegorz Dzikiewicz esbek, twierdzi, że nieszczęsny TW MEGA (Stasiński) informatorem był i basta.
Na zdrowy rozum jedno nie wyklucza drugiego.

Dziwnie się tak plecie, że to już trzecia osoba z zespołu „Gazety Wyborczej”, która ubabrała się w esbeckie szwindle.
Po Maleszce, Skalskim teraz Stasiński. Nie liczę już Ks. Czajkowskiego – zwolennika powołania rabinatu w kościele katolickim, ale on był tylko współpracownikiem.
Aż strach pomyśleć co będzie dalej...

Wracając do genezy całej smutnej historii Macieja Stasińskiego, aż ciśnie się na usta moralizatorski komentarz:
Ludzie nie pijcie taniego wina. Nie pijcie alkoholu w ogóle. Zobaczcie do jakich tragedii prowadzi opilstwo. Gdyby Stasiński zdrowo nie pociągnął wtedy z flaszki – do tragedii by nie doszło. Nie doszło by do zbeszczeszczenia symbolu lewicowego, czego jak mniemam Stasiński do dziś się wstydzi i żałuje – jako zdeklarowany rewolucyjno-lewicowiec.Nie pijcie ludzie, popatrzcie na Stasińskiego, co alkohol robi z ludzi!


poniedziałek, 9 marca 2009

Odszedł Profesor Zbigniew Religa

W wieku 71 lat zmarł Profesor Zbigniew Religa.
Wybitny kardiochirurg i były minister zdrowia przegrał długotrwałą walkę z rakiem płuc.


Smutno i źle zrobiło się wokoło, gdy informacja dotarła do polskich domów.
Profesor był osobą bardzo lubianą i niezwykle cenioną przez wszystkich uczciwych i porządnych ludzi, niezależnie od politycznych sympatii i preferencji.
Nie dziwi dlatego, ogromna ilość wypisanych kondolencji, żalu i wspomnień zamieszczonych w prasie i na forach internetowych.
Wiele ciepłych słów o Profesorze wypowiedzieli do mediów przedstawiciele najwyższych władz Państwowych oraz ludzie związani z branżą medyczną, Ci którzy znali i cenili profesora (poniżej niektóre tytuły z internetowych portali):

Prezydent: odszedł od nas wybitny lekarz
Komorowski: zostawił po sobie masę dobrych myśli
Tusk: na długo pozostanie po nim puste miejsce
J. Kaczyński: to był silny, twardy człowiek
Żelichowski: odszedł autorytet
Abp Głódź: Religa był człowiekiem szlachetnym i otwartym na dialog
Piecha: szanował i słuchał współpracowników
Radziwiłł: odszedł człowiek wielkiej klasy
Balicki: śmierć prof. Religi to wielka strata
Prof. Bochenek: odszedł człowiek, zostawił wielkie dzieło
Gardias: prof. Religa był człowiekiem wielkiego serca i dialogu
Kopacz: to wielka strata
Bukiel: Religa upominał się o sprawy lekarzy ...

Spoczywaj Profesorze w spokoju.

--------------------------------------------------------------------------------

P.S. Trudno, mimo chwili zadumy na ludzką śmiercią, nie skomentować braku klasy i poziomu jednego z najwyższych urzędników w Państwie.

Mowa o Marszałku Senatu Bogdanie Borusewiczu.

Już drugi raz w stosunku do Zbigniewa Religi zachował się jak pospolity .... łachudra.
Pierwszy raz gdy w październiku ubiegłego roku nie pozwolił schorowanemu, ale jeszcze „na chodzie” Profesorowi na wystąpienie w Senacie podczas debaty na temat wniosku prezydenta o referendum w sprawie kierunku reformy służby zdrowia.
W imię obaw o poletko, uprawiane nieudolnie przez „własną minister” Panią Ewę Kopacz uniemożliwił wystąpienie (było by to ostatnie w życiu na forum parlamentarnym) człowiekowi, który całe swój los poświęcił służbie zdrowia i potrzebującym.
Czy to na skutek strachu przed argumentami Profesora, czy z własnej bezinteresownej niechęci - dziś już nie jest ważne.

Drugi raz teraz, po śmierci Zbigniewa Religi, Borusewiczowi znów posypała się słoma z butów.
Ani jednego słowa o zmarłym, ani komentarza...
Wszystkich możnych polskiej polityki, piastujących władzę, stać było na kilka ciepłych słów. Mimo, że części z nich, politycznie nie było z Religą po drodze.
Gdyby Pan Bogdan Borusewicz był urzędnikiem stemplującym znaczki na listach w Urzędzie Pocztowym (co dla polskiej polityki było by dużo lepsze) a nie Marszałkiem Senatu zapewne nikt by nie zwrócił na to uwagi.
Wyraźnie nikt nie poistruował Borusewicza co ma robić. Niestety, niektórych rzeczy nie da się wyuczyć. Dobre zasady, maniery i wychowanie ma się we krwi.
Ale czy Pan, Panie Borusewicz wie w ogóle o czym ja tu piszę...?






















Tak właśnie powinien wyglądać dziś Pan Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, gdyby posiadał choć elementarne jednostki wstydu.

piątek, 6 marca 2009

„Bombowiec” Tusk

Boleściwie panujący nam rząd Donalda Tuska odkrył karty. Dziś obiegła całą Polskę informacja o poparciu jakiego udzieliła władza Włodzimierzowi Cimoszewiczowi w jego staraniach o objęcie funkcji Sekretarza Rady Europy. Decyzja ta została nazwana w prasie „bombą” Pana Premiera.


Ten ze wszech miar słuszny gest ma na celu zbliżenie dwóch bratnich ugrupowań - PO i Lewicy nie tylko symbolicznie ale i „roboczo”, oraz wyeliminowanie potencjalnego kontrkandydata Pana Premiera ze zbliżających się wyborów prezydenckich.


Tym razem Platforma Obywatelska zachowała się wyjątkowo „po rycersku” i mając na względzie wiek Cimoszewicza, podstawiła mu wygodny fotel Sekretarza RE, a nie niewygodną Jarucką.

Najwyraźniej Premier Tusk montuje ponadpartyjną koalicję narodowego pojednania składającą się z wszystkich którzy mają na to ochotę. Jak dowiedzieliśmy się z nieoficjalnych źródeł, specjalny wysłannik Pana Premiera ds. „Wspólnego Frontu Walki o Lepsze Jutro i Jeszcze Lepsze Pojutrze” ma się dziś spotkać z przedstawicielami Lewicy Bez Cenzury oraz Związku Komunistów Polskich w celu uzgodnienia wspólnej linii programowej.


Kandydatura Cimoszewicza na Sekretarza PE nie jest jedyną „bombą Tuska” .

Dotarliśmy do tajnych dokumentów, znajdujących się w szafie pancernej, w gabinecie Premiera, z których wynika, że takich „wybuchowych” decyzji jest więcej!

I tak np. Rząd zamierza poprzeć (czytamy w dokumentach):


- Pana Wojciecha Jaruzelskiego w zabiegach o objęcie stanowiska szefa NATO,

- Pana Czesława Kiszczaka w zabiegach o objęcie stanowiska Przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa ONZ,

- Pana Stefana Michnika w zabiegach o objęcie stanowiska Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej

- Pana Leszka Bubla w zabiegach o objęcie stanowiska Dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego,

- Panią Beatę Sawicką w zabiegach o objęcie stanowiska Prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej,

- Pana Stefana Niesiołowskiego w zabiegach o objęcie stanowiska Prymasa Polski,

- Pana Lecha Wałęsę w zabiegach o objęcie stanowiska Przewodniczącego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBOWiD)


Jak poinformował nas Szef Gabinetu Politycznego Premiera - „jeszcze nie raz Pan Premier zadziwi nas swoimi decyzjami kadrowymi, bo wszyscy Polacy to jedna rodzina...”


czwartek, 5 marca 2009

„Bractwo Załganej Szmaty”

W wielkim triumfie wraca z wygnania „Bractwo Załganej Szmaty”. Ten sektowy ruch został powołany do życia 20 lat temu w przeddzień wyborów parlamentarnych 1989 roku i miał na celu przygotowanie gruntu do powrotu, dla różnej maści uwłaszczonych „czerwonych towarzyszy”. Oczywiście nie wszystkich, ale tylko tej części zaprzyjaźnionej z „Wielkim Bratem” – liderem i założycielem.

Organizacja powstała na wzór niegdysiejszych bractw rycerskich, jednak trudno w ich przypadku mówić o prezentowaniu jakichkolwiek zasad rycerskich. Z racji notorycznego posługiwania się kłamstwem i oszustwem oraz historycznym fałszem co najwyżej można ją nazwać „bractwem renegackim”, „bractwem łgarskim”, „bractwem ojców lajerów” (z angielskiego lie – kłamać) albo „bractwem giermkowskim lub geremkowskim”.

Bracia Załganej Szmaty swoją siedzibę (klasztor-zamek) posiadają w Warszawie na ulicy Czerskiej i stamtąd wyruszają na boje o własne lepsze jutro oraz w celach indoktrynacyjnych. Po kilku latach normalności, znów wracają płonące stosy, na których pali się niepoprawnych politycznie oraz wszelkie druki z nieprawomyślnym według Braci słowem.

W ramach wypełniania przedwyborczych obietnic, boleściwie nam panujący Premier Tusk, (niczym niegdyś Konrad Mazowiecki - „krzyżaków”) zaprosił „Bractwo Załganej Szmaty” do prowadzenia krucjaty przeciw „niewiernym antyliberałom i antyżydokomunistom oraz zwykłej ludności patriotycznej.

Wracają bracia do życia publicznego, do radia i telewizji. Za pośrednictwem swoich wpływów sterują z tylniego siedzenia doborem kadr w publicznych mediach i spółkach skarbu państwa. Szczególnie dotkliwie odczuli to słuchacze popularnej „trójki” (pr. III Polskiego Radia), gdzie Bractwo zwolniło ludzi fachowych ale nie sprzyjających „załganej szmacie”, a wstawiło swoich ludzi, z mocno sfatygowaną „podstarzałą Barbie” w roli dyrektora.

Nawet opętana przez ducha „Wielkiego Brata” prezydent Stolicy - Hanna Gronkiewicz-Waltz zarządziła totalną indoktrynację w warszawskim metrze, gdzie na monitorach w wagonach można obserwować tylko i wyłącznie wieści z Czerskiej, komentowane przez „bractwo”.

„Bractwo Załganej Szmaty” nie jest grupą całkowicie zamkniętą i hermetyczną. Posiada liczną rzeszę sympatyków, których dokarmia obietnicami oraz przychylnymi materiałami dziennikarskimi. Niektórym pozwala nawet zbliżyć się do najwyższej herszterii i brać udział w żmudnej pracy nad knuciem i zakłamywaniem. Nadawany jest wtedy takiemu osobnikowi tytuł „stowarzyszonego”. Obecnie jak nigdy, jest przy władzy bardzo wielu „stowarzyszonych” i to osadzonych na najwyższych urzędach.
Najchętniej geremkowie „Bractwa Załganej Szmaty” stowarzyszają się z byłymi katolikami, czy w ogóle chrześcijanami. Wzorem Józefa Wissarionowicza Stalina idąc za jego mądrością, słusznie zauważyli, że łatwo manipuluje się odbiorcami przedstawiając im „nawróconych z wiary” i demaskujących błędy i wypaczenia kościoła.

Stąd w szeregach „stowarzyszeńców” tak „wybitne postaci” jak byli katolicy: Niesiołowski i Palikot.

Należy liczyć się, że niebawem (za przyzwoleniem władzy Donalda Tuska) „Bractwo Załganej Szmaty” opanuje całkowicie rynek medialny, a w szczególności publiczną telewizję, w czym zapewne pomogą mu nowo przyjęci do stowarzyszenia kierujący nią tymczasowo brat komunista i brat eks-faszysta.
Już, ku uciesze „Bractwa” znikł z ramówki lubiany program „Misja Specjalna”.
Wiadomo, Brat Albin szczególnie go nie lubił!

wtorek, 3 marca 2009

List otwarty w sprawie „Afery z CBA”

Jest kolejna afera z udziałem PiS. Ostatni bastion, czyli CBA dopuszczało się haniebnych czynów umieszczając na Tablicy Poglądowej fotografie prominentnych polityków w celu okazywania ich podejrzanym w sprawie.


Wśród zdjęć znalazły się portrety Mariana Filara, Grzegorza Napieralskiego a także tak kryształowo czystych osobistości jak: Marek Biernacki i Zbigniew Chlebowski.

Właściwie z „najwyższej próby kryształów” zabrakło tylko Waldi Dzikowskiego, Jacka Karnowskiego, Beaty Sawickiej czy też Marka Sawickiego (który kręci własne lody z żoną - uwaga, nie Beatą).


W głowie nie mieści się jak można naszych parlamentarzystów umieścić na liście, gdzie znaleźć powinni się pospolici przestępcy i dla równowagi „zwykli” obywatele.

Rzecz jasna, że nie obyło się bez protestów, a jako pierwsi wystosowali zdecydowany w swoim tonie list otwarty, najbardziej zainteresowani.


„Stanowczo protestujemy przeciw stosowaniu podobnych praktyk, mających na celu wyrobieniu w społeczeństwie błędnego zdania na temat naszej grupy społeczno – (można nazwać) zawodowej.

Nasza wieloletnia praca oraz tworzenie właściwego wizerunku, postaci związanych z trudną i niezwykle czasochłonną i ciężką profesją wali się w gruzy, gdy CBA pozwala sobie na podobne praktyki.

Zamieszczając w/w fotografie w dokumentach śledczych, pracownicy Centralnego Biura Antykorupcyjnego najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy jaką krzywdę czynią wszystkim obywatelom, spędzającym całe długie dni, miesiące i lata w murach Szacownego Państwowego Przybytku

Stanowczo protestujemy przeciw łączeniu zdjęć podobnych osobników z naszym środowiskiem, gdyż psuje to naszą reputację „pod celą” oraz „na wolności”

Z poważaniem

Krajowy Związek Osadzonych i Skazanych



Nic dodać, nic ująć. Dalsze protesty zapowiedziały też: Krajowy Związek Doliniarzy i Pajęczarzy, Liga Osadzonych Palaczy Marihuany „Machu-Pichu”, Stowarzyszenie Płatnych Zabójców „Gerlach” oraz Tymczasowo Osadzony Związek Krętaczy „Kręcilód” im. Beaty Sawickiej .


Z OSTATNIEJ CHWILI!

Mamy kolejne przecieki z CBA! Jak poinformował niezawodny TWn, dziennikarze tej prężnej stacji weszli w posiadanie kolejnych materiałów – Tablic Poglądowych z zamieszczonymi tam postaciami ważnych i prominentnych postaci. Dzięki uprzejmości Biura Śledczego TWn, a także znajomościom, udało nam się zdobyć fotokopię jednego dokumentu wraz z opisem.

Teraz to już CBA przesadziło!



P.S. Z uwagi na mogące wystąpić błędne opisy do zamieszczonych zdjęć, Biuro Śledcze TWn zobowiązało się do naprawienia, czyli skorygowania uchybień. W stosunku do winnych zaniedbań zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje służbowe.

Ma na nich nakrzyczeć Kamil Durczok.