środa, 31 sierpnia 2011

Sławni i znani w anegdocie (wersja A.D. 2011): FRANCISZEK FISZER

Wyobraźmy sobie...
Wyobraźmy sobie, że największym, najsławniejszym czy najpopularniejszym postaciom historycznym przyszło żyć w dzisiejszej Polsce.
Choć jest to trudne do wyobrażenia, to spróbujmy.
Jak poradzili by sobie w walącym się kraju Tuska i Komorowskiego?
Jak wyglądały by anegdoty o nich, przekazywane z ust do ust podania?
Wyobraźmy sobie...

Franciszek Fiszer, znany powszechnie jako Franc Fiszer (ur. 25 marca 1860 w Ławach, zm. 9 kwietnia 1937) – polski filozof, erudyta, postać ze środowiska kabaretu oraz kręgów artystyczno-literackich. Przyjaźnił się z wieloma znanymi literatami i filozofami. Został zapamiętany dzięki licznym anegdotom, powiedzeniom i żartom stworzonym przez niego i o nim.

--------------------------------------------------------------------

Pewnego dnia Franc Fiszer przybył, jak co dzień do ulubionej „Ziemiańskiej”.
Humor już w drodze popsuła mu trzynasta z kolei awaria węzła wodno-kanalizacyjnego w okolicach placu Grzybowskiego, przez którą to taksówka musiała wieźć go drogą okrężną.
Do tego ta cena, 11 zł za kilometr.
Absurd.
Wprawdzie benzyna podrożała na 12,90 za litr, ale 11 zł za trzaśniecie drzwiami w taksówce...?!
To przecież tyle, co paczka zapałek potrzebna do rozpalania ulubionej fajki.

Franc rozsiadł się wygodnie w stylowym krześle, przy stoliku w rogu sali.
Tu czuł się dobrze i bezpiecznie.
Natychmiast zjawił się kelner, który mimo, że doskonale znał preferencje kulinarne gościa, tak pro forma tylko spytał:
- Co dla Szanownego Pana.
- Dobry człowieku, kawę macie
– wypalił tubalnym głosem Fisze, pomimo że przecież tu w „Ziemiańskiej” wypił tej kawy hektolitry.
- Rzecz jasna, Panie Prezesie – skłonił się kelner.
- A w..... cenie jakiej – niby od niechcenia rzucił Fiszer, tocząc ręką po obrusie kostkę sacharozy, pozostawioną tu zapewne nieopatrznie przez poprzedniego gościa.
- Dziś kawa po 67, 50.
- Oooo, a czemuż to tak drogo? Czyżby właściciel jeździł po nią osobiście do Brazylii?
- Podziwiam dowcip Pana Szanownego, lecz niestety sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana – kelner zniżył głos – wie Pan Prezes, trochę to nie miejsce na mówienie o takich sprawach, bo wie Pan.... podsłuchy... pluskwy zakładają.... Od 2007 roku aż dwukrotnie zwiększyła się liczba podsłuchów. „Bondaryki” szaleją, inwigilują wszystkich...
- Mnie tam inwigiluje tylko komornik...
– przerwał Fiszer – Ale wracaj Pan do kawy.... czemu taka droga?
- Kończą się zapasy, przywiezione niegdyś z Peru i rzucone na rynek przez Jaśnie nam panującego premiera Tuska. A handel zagraniczny... – tu kelner nachylił się nad uchem gościa – ...podatki od luksusu wprowadzili i akcyzę na towary kolonialne Rostowski wymyślił...
- Znaczy gnębią was, ludzi Polskiej Gastronomii ?
– Fiszer szybkim ruchem schował sacharozę do kieszeni.
- Niestety, Panie prezesie, niestety... Czy podać tę kawę?
- Podaj Pan, a niech tam
– machnął ręką Franc.
- Czy również podać Panu Prezesowi sacharozę do kawy i zabielacz? To będzie... 24 za sacharozę i 18,50 zabielacz... razem....
- Daj Pan spokój
– przerwał Fiszer – bez tego dobrobytu i luksusu Pan podaj. Sacharozę mam własną.
- Jak sobie Pan Prezes życzy
– kelner oddalił się płynnym krokiem.

Ceny obowiązujące tego dnia zrobiły na Fiszerze widać duże wrażenie, bo nie omieszkał podzielić się uwagami na temat sytuacji gospodarczej w Polsce z gościem siedzącym przy sąsiednim stoliku.
- A Pan szanowny też konsumuje peruwiańską kawę za prawie 70 zł?
Niski i szary jegomość siedzący bokiem do Fiszera tylko zwrócił wzrok w jego stronę i kiwnął głową na potwierdzenie.
- A wie Szanowny Pan, że nie będzie porządku i dobrobytu w Polsce, jeśli się nie rozstrzela się 30 000 szubrawców z Platformy Obywatelskiej – wypalił Fiszer
- A co, myśli Pan, że jest aż 30 000 szubrawców w PO? – zainteresował się sąsiad.
- Nic nie szkodzi, Szanowny Panie. W razie czego dobierzemy z uczciwych...

Tylko mecenas Rawicz podjął się prowadzenia sprawy Franciszka Fiszera, który już po 15 minutach został wyprowadzony z „Ziemiańskiej” i przewieziony do aresztu śledczego na Rakowiecką. Nawet kawy nie pozwolono mu się napić.
„Obraza przewodniej siły narodu” – nie każdy mecenas podejmuje się takiego wyzwania.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Telewizja cwaniaków dla ciemniaków

To będzie o TVN.
Obserwuje polityczne programy tej stacji można dojść do wniosku, że brak bannerów na ulicach platforma odbiła sobie w postaci wykupienia stacji TVN na całodobową propagandę własną.

Może i odbyło się bez pieniędzy, z czystej sympatii lub wewnątrzorganizacyjnego porozumienia firm. Może nawet z miłości...

Patrzę sobie na tuzów-cwaniaków tuskowej propagandy z „walterówki” i wracają mi przez oczami lata młodości.
Patrzę na Kuźniara i widzę Grzegorza Woźniaka. Patrzę na Pochankę i widzę Barbarę Kedaj, patrzę na Miecugowa i widzę Stefanowicza, patrzę na Olejnik a widzę Irenę Dziedzic...
Gdzie ci ludzie są jeszcze w stanie tak się propagandowo wyszkolić?
Wydział dziennikarstwa Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KCPZPR już dawno zlikwidowano. Starzy towarzysze, wykładowcy mają już watę z mózgu a młodsi stali się socjaldemokratami...

Aż podziw budzą, zaczerpnięte żywcem z DTV oraz Trybuny Ludu sposoby dyspozycyjnego dziennikarstwa oraz manipulowania faktami.
Ciemny lud z postsowiecką mentalnością to kupuje.
Z sentymentu, tęsknoty....?

Wczoraj np. jakiś małomózgowy propagandzista-cwaniak z TVN zmontował program dotyczący wypowiedzi Adama Hoffman o niby–chłopach z PSL. Przyznam, że takiej dawki bzdur i głupoty nie słyszałem od czasu wystąpienia telewizyjnego Krzysztofa Materny, w sprawie podsłuchów czy Kazimierza Kuca w sprawie Blidy.
Jakieś nawiązania do wcześniejszych ostrych wypowiedzi Hoffmana o Kwaśniewskim, o Niesiołowskim. Totalna krytyka, poparta manipulacją i jednostronnym widzeniem zagadnienia.
Gdzieś małomózgowmu autorowi-cwaniakowi umknęły lejące się jak ścieki z rynsztoka obelgi w wykonaniu byłego pensjonariusza Poradni Zdrowia Psychicznego – Nieiołowskiego czy totalne idiotyzmy małomiasteczkowego, podbydgoskiego mędrka Sikorskiego.
Istniej prawdopodobieństwo, że to właśnie na polityce tych postaci ów małomózg uczył się propagandy.
Jak mawia przysłowie „uczył Marcin, Marcina...”
Słowa Hoffmana to śpiew ptaka w porównaniu z ryczącym głosem komitetu propagandy PO w składzie: Niesiołowski, Sikorski, Graś, Kierbel (obecne nazwisko Olszewski).
Co takiego niestosownego powiedział Hoffman?
Który z polityków ZSL (upsss... PSL) to obecnie chłop (rolnik)?
Mieszkaniec apartamentowca w Żyradowie Pawlak?
Chojniczanin z urodzenia (to nie wieś) i Bydgoszczanin z zamieszkania Kłopotek?
Zawodowy poseł Żelichowski (partyjny beton w PSL – odwieczny poseł zarówno za komuny jak i po komunie)?
Wyszkowianin, członek ZMW, zawodowy politykier i euro deputowany Jarosław Kalinowski?


Dziś od rana temat dnia: „Kaczyńskiego pęd do władzy...”. Sensacja, bo samochód z premierem Kaczyńskim jechał 140 km/h. Skąd wiemy? Bo jakiś osobnik jechał a nim też 140 km/h i zakręcił całe zdarzenie.
W TVN sensacja!
Kiedy Bronisław Komorowski, Donald Tusk (wycieczka do Gdańska) czy Gronkiewicz-Waltz (trasa Toruńska) rajdowali w najlepsze mając na liczniku grubo ponad 100 km/h w terenie zabudowanym, TVN milczał.
Teraz prowadzący Kuźniar, młody ambitny propagandzista oraz absolwent szkoły prezenterów dziecięcej stacji 5-10-15, pozostający na poziomie 15-latka do dziś (medycyna jest bezradna?) zaprasza do studia rzecznika policji i każe mu potępiać Kaczyńskiego.
Jakaś dziwna panika zapanowała w TVN.
Jeden przez drugiego pragnie wykazać się i zasłużyć. Może ma to związek z planowaną sprzedażą telewizji zagranicznemu inwestorowi?
Tefauenowe baby z chłopami aż tak powariowały?
A jak nowy właściciel nie doceni całkowitego oddania się władzy?
A jak wspierać będzie centrum albo inną opcję?
Na bruk...?

List do hipokrytów z Platformy Obywatelskiej

Drodzy (...) niezrównoważeni hipokryci z PO(...),
Skoro, jak określił was, członek waszej partii: (...) Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. (...) trwacie już kolejny rok w jakimś wyimaginowanym własnym świecie. Ale jak ma być inaczej, skoro: (...) PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji.(...)
Pozwala to na poddanie pod wątpliwość sens istnienia partii, która nie wnosi do życia kraju nic nowego, a tylko umacnia postubeckie wartości i cinkciarsko-szemrane metody dochodzenia do sukcesu.

A tak właśnie jest, skoro: (...) mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO. (...)

Miło mi też niezmiernie, a wręcz cieszy mnie przeogromnie to, że: (...) PO najprawdopodobniej skończy tak jak wszystkie ruchy, które spaja jedynie cynizm, hipokryzja i konformizm. Liberałowie udowodnili, że nie mają żadnych, najmniejszych kwalifikacji ekonomicznych, i nigdy w żadnej koalicji; gdyby do takiej kiedykolwiek doszło ; nie mogą obejmować resortów ekonomicznych, bo zrujnują kraj.(...)
Cztery lata oszustw oraz sięgania do kieszeni obywateli w imię jakiegoś wyimaginowanego programu gospodarczego doprowadziło do ruiny kraj, biedy oraz bezrobocia.
Prawda jest taka, że kierujący partią: (...) nie mają właściwie żadnego programu. Udają, że wprowadzają nową jakość, że są tam nowi ludzie.(...) a w szeregach partii aż roi się od michnikowszczyzny, geremkowszczyzny oraz mazowiecczyzny czyli złogów koncesjonowanej opozycji PRL oraz spadkobierców ich mocodawców.

Jak może być inaczej, skoro partia wasza powstała z inicjatywy peerelowskiego współpracownika bezpieki Gromosława Czempińskiego oraz zarejestrowanego jako kontakt operacyjny Andrzeja Olechowskiego.
Cóż cinkciarz z ubekiem dogada się zawsze...

Dla was ważna jest tylko kasa.
A Polskość....?
Diabli z nią, przecież: (...) Polskość to nienormalność! (...)

---------------------------------------

Przypisy: wszystkie (z wyjątkiem ostatniego) fragmenty pogrubioną kursywą pochodzą z wypowiedzi niejakiego Stefana NIesiołowskiego i są jego luźnymi uwagami nt. organizacji pod nazwą Platforma Obywatelska.
Fragment ostatni pogrubioną kursywą, to słowa niejakiego Donalda Tuska, drukowane w miesięczniku „Znak”( 11-12/1987)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Nowy, tajemniczy wątek w sprawie Leppera.


Okazuje się, że wersja samobójstwa Andrzeja Leppera nie jest już tak oczywista.

Wiele światła na sprawę tajemniczej śmierci lidera “Samoobrony” rzuciła pewna wytrawna blogerka, osoba niesamowicie wiarygodna i zazwyczaj wyśmienicie poinformowana.

Co więc mogło spowodować zgon Leppera i kto za tym stał?

Dlaczego nie żyje Lepper?

Co widział Lepper, czy raczej CO widział Lepper?


Na wszystkie te pytanie już wkrótce (jak mniemam) znana blogerka i działaczka niższego szczebla regionalnych struktur partyjnych da wyczerpującą odpowiedź.

Odpowiednia sieć informatorów oraz precyzyjne pytania skierowane do odpowiednich osób, gwarantują prześwietlenie całej historii zagadkowej śmierci do samego dna, a nawet drugiego dna!

Rzecz jasna nie wątpimy, że takowe istnieje i to właśnie tam ukryta jest cała prawda.

Na szczęście, za sprawą nieopisanej dynamiki działania oraz ognistej, młodzieńczej werwy nieocenionej blogerki (której, niestety ani jednego nazwiska ani też imienia nie mogę podać – ze względu na dobro jej prywatnego śledztwa) pierwsze pytania już padły!

Padło, co jest oczywiste zasadnicze pytanie: CO wiedział Lepper?


Pytanie zostało skierowane, do eksperta, a właściwie ekspertki, która zapewne w mig rzuci wiele światła na zaciemnianą przez określone środowiska historię niebezpiecznej – zabójczej wiedzy, która posiadał Leppera.

Oj, będzie się działo..


NIe będę trzymał w niepewności czytelników i z miejsca napiszę, że ową ekspertką, która pomoże tajemniczej blogerce rozwikłać tajmnicę śmierci lidera Samoobrony jest… Renata Rudecka-Kalinowska.

Trzeba przyznać, że nazwisko to robi wrażenie.

Cieszymy się wielce i oczekujemy, że zarówno osoba blogerki śledczej jak również ekspertki gwarantuje rzetelne i zgodne z prawdą wyjaśmienie sprawy.

Jako dowód – skan zapytania skierowany przez blogerkę do ekspertki.











Uczmy się czytać między wierszami.

Można jedynie podejrzewać, że cała sprawa zagadki tajemniczego odejścia Leppera, ma związek z CO (Centralne Ogrzewanie?).


Czy Lepepr wiedział o jakiejś podwyżce CO?

Czy CO w budynku Samoobrony szwankowało na skutek tajnych knowań PiSu?

Czy Lepper wiedzał może coś o tajnym planie zamontowania w domu na Zoliborzu system CO przez Prezesa Kaczyńskiego?

Czas i śledczy duet pokażą.

W jedności siła... władzy. (rysunek)




niedziela, 28 sierpnia 2011

Polska w remoncie




  • (...) Zbudujemy nową Polskę Zbudujemy taki świat,

  • W którym wszystko będzie lepsze,

  • W którym nowy będzie ład.

  • Najpiękniejsze miasta, najpiękniejsze wsie,

  • Zbudujemy Polskę piękną jak we śnie. (...)
Tekst mimo słusznych skojarzeń, nie jest jednak pieśnią dedykowaną czy hymnem Platformy Obywatelskiej. To relikt epoki socjalizmu, pióra Zbigniewa Przyrowskiego.
Ale...

Obecna władza żywcem pragnie dorównać w propagandowym zadęciu stalinowskim budowniczym kołchoźnianego peerelu. Obwieszcza od początku kampanii wyborczej własne sukcesy inwestycyjne oraz trąbi wszem i wobec o „Polsce w budowie”.
Nie było by wszak w tym nic dziwnego, gdyby to wszystko trzymało się przysłowiowej kupy.
Póki co, całość trzyma się kupy, tyle że kupy bubli rodem z minionej epoki realnego socjalizmu.
Daje to w połączeniu z siermiężną propagandą efekt piorunujący, przypominający lata Bieruta i Gomułki z różnej maści „Bronkami Talarmi” (brat bohatera filmu „Dom”) i resztą „przodowników pracy”. A wszystko na 300% normy...

Czy ja się czepiam?
Oczywiście!
Czepiam się głupoty, partyjniactwa, marnotrawstwa oraz szabrowania publicznych pieniędzy.
Wszystkiego, co ma swoje źródła w stalinowsko-gomułkowskiej papce podanej na pięknym torcie ku czci Donalda Tuska i jego majstrów.

Zupełnie nie dziwię się tym, którzy na okładce epokowego dzieła Obywatelskich Platformiaków „Polska w budowie” , pod hasłem tytułowym dopisują z uśmiechem na twarzy: „..wykonawca generalny - Covec”.
To w pełni oddaje sens, metodę doboru inwestorów oraz jakość inwestycji przeprowadzanych przez obecną partyjną władzę.
Przykład?
Bardzo proszę.

Jako mieszkaniec Warszawy z niesłychanym rozbawieniem przeczytałem czym chwali się pani Gronkiewicz-Waltz. Jakie to „polskawbudowie-lane” inwestycje w stolicy przypisuje sobie wiece szefowa PO a przy okazji prezydentowa miasta.
No, jest tego...
Bubel na bublu.
Niedoróbka na badziewiu z fuszerką w tle (pisałem o tym we wpisie: Krótka bajka o opowiadaniu pierdów).
Dla mnie taką sztandarową inwestycją platformy pozostanie modernizacja terenu Placu Grzybowskiego. To typowy przykład tego o czym napisałem powyżej.
Prywata, marnotrawstwo, partyjniactwo, fuszerka... oraz świetne samopoczucie władzy.
Ale po kolei.


2.X.2009 – ogłoszenie przetargu na „rewitalizację Placu Grzybowskiego”.
Władza w Ratuszu Warszawskim postanawia odnowić Plac Grzybowski, będący jednym z punktów reprezentacyjnych stolicy. Raz w roku nieopodal odbywają się „Spotkania Trzech Kultur”, toteż wymiar propagandowy jest dla HGW jak najbardziej istotny.

1.XI.2009 – Polska The Times pisze: 11,6 mln zł - to najtańsza oferta złożona podczas przetargu na przebudowę placu Grzybowskiego. I zarazem o ponad 3 mln zł wyższa, niż zakładali urzędnicy. Zarząd Terenów Publicznych zapewnia jednak, że jest na to przygotowany i już na najbliższej sesji rady miasta wniesie o zwiększenie funduszy na ten cel. Prace mają rozpocząć się jeszcze w tym roku. Urzędników goni przede wszystkim czas. (...)
Ciekawa sprawa. Mimo, że koszt inwestycji „sporo” przekracza możliwości Ratusza, trwają gorączkowe zabiegi o wyciągnięcie spod ziemi dodatkowych trzech milionów. Czy to konieczne, skoro za 11,6 miliona zł można „rewitalizować” łącznie kilka placów w Warszawie?
I dlaczego urzędników goni czas?

2.XI.2009 – Życie Warszawy pisze: Zarząd Terenów Publicznych ma zarezerwowane na prace tylko 6 mln zł, a Zarząd Dróg Miejskich – dodatkowe 2 mln zł.
Zarząd Terenów Publicznych nie poddaje się. Już na czwartkowej sesji Rady Warszawy wystąpi o przyznanie dodatkowych funduszy (3 mln).
– Radni powinni się zgodzić, bo to kluczowa, od dawna zapowiadana inwestycja – dodaje p. Majewska z ZTP. Przebudowę placu wielokrotnie obiecywała prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. ZTP planował zakończenie remontu przed listopadem przyszłego roku (...).
Czego nie robi się dla szefowej. Oczywiście, że radni powinni się zgodzić na wydłubanie z warszawskiej skarbonki-świnki tych 3 mln-ów. Przecież już w listopadzie wybory samorządowe, a HGW potrzebuje poparcia w staraniu się reelekcje. Toć to fucha na kolejne lata. Termin zakończenia robót rewitalizacyjnych też dziwnie splata się z terminem wyborów.
Teraz trzeba przyjąć ofertę takiej firmy, która zagwarantuje sfinalizowanie inwestycji w tak krótkim okresie. Bo przecież przed „urnami” trzeba się czymś pochwalić.
Tempo podnosi koszta, ale co tam... stać nas!

17.XI.2009 – TVN Warszawa pisze na stronie www: Firma Mostostal wykona remont placu Grzybowskiego. We wtorek Zarząd Terenów Publicznych wybrał firmę, która zajmie się renowacją śródmiejskiego placu. Pierwsze roboty mają ruszyć jeszcze w tym roku.
Teraz firmy, które przegrały, mają siedem dni na złożenie ewentualnych protestów. - Jeżeli żadne nie wpłyną, w przyszły wtorek podpiszemy umowę - zapowiada w rozmowie z portalem
tvnwarszawa.pl Renata Kaznowska, dyrektor Zarządu Terenów Publicznych (...).
No to mamy „jelenia”. Duży i naiwny. Zaczynamy!

2.III.2010 –
TVN Warszawa pisze na stronie www: Prace mamy zakończyć do 31 października. Mamy nadzieję, że uda nam się odrobinkę wcześniej – zadeklarowała Renata Kaznowska, dyrektor Zarządu Terenów Publicznych, który prace nadzoruje (...).
...wspomagajcie Partię czynem, ukańczajcie przed terminem... To dopiero tempo!
Pomimo spiętrzonych trudności z wykonaniem robót ziemnych (konieczność zaawansowanych prac związanych z całkowitą wymianą węzła hydraulicznego pod placem) przyspieszamy! Już widać, że całość to będzie niezła lipa i robota po łebkach!


15.IX.2010 - ogłoszenie przez Prezesa Rady Ministrów terminu wyborów. Początek kampanii wyborczej.
Tempo robót ulega dalszemu przyspieszeniu. Czasu zostało mało.

29.X.2010 - Życie Warszawy pisze: Po trwającym rok remoncie plac oddano wczoraj do użytku mieszkańców. – Zależało nam, by stał się on kameralnym miejscem spotkań – mówiła prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na całym placu robotnicy wymienili bruk, wytyczyli też nowe alejki, wzdłuż których stanęły drewniane siedziska.
Hurra! Jest gotowy i piękny jak nigdy. Pani Prezydent wizytuje. Siedzi na ławce i uśmiecha się do kamer. Za trzy tygodnie wybory. Warszawiacy są pod wrażeniem. Platformiak potrafi!

21.XI.2010 – wybory samorządowe w Polsce. W warszawie wygrywa HGW.
A jak mogło być inaczej?! Skoro pani Hanna Gronkiewicz-Waltz tak pięknie i szybko rewitalizuje Place i to za takie małe pieniądze (łączna kwota 11,6 mln)...

25.VIII.2011 – TVN Warszawa pisze na www: Na zmodernizowanym za ponad 11 mln zł placu Grzybowskim wodociągowcy regularnie rozkopują nawierzchnię, a mieszkańcom okolicy odcinają dopływ wody. Znów od dłuższego czasu straszy rozkopany teren otoczony barierkami. MPWiK zapewnia, że to ostatni raz. Przynajmniej na dłuższy czas. Wymieniono awaryjne rury - informuje tvnwarszawa.pl.
Fragment placu Grzybowskiego po modernizacji był regularnie rozkopywany przez Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Przez dłuższy czas wodociągowcy walczyli z usterkami rur obok wylotu ul. Próżnej. Teraz znów na placu nadal stoją barierki MPWiK.

Bardziej dosadnie już dzień później.

26.VIII.2011 – Super Express pisze: Stołeczni i mazowieccy działacze Platformy Obywatelskiej w przedwyborczej gorączce chwalą się swoimi największymi osiągnięciami w stolicy. Niedawno pochwalili się jednym z największych inwestycyjnych bubli - placem Grzybowskim. Miejsce, którego modernizacja kosztowała, bagatela, 11 mln zł, po niespełna roku jest znowu remontowane.
Naprawa kosztuje 60 tys. Eleganckie, zaprojektowane przez profesjonalną firmę alejki, ławki, oczka wodne, piękne ogrody, rośliny, krzewy, kwiaty i krzewy cieszyły oko niespełna 10 miesięcy. Oddany do użytku jesienią ubiegłego roku plac jest znów remontowany. Nie dość, że wszędzie walają się śmieci, to w wielu miejscach straszą popękane granitowe płyty lub wybrakowane deski ławek i powyrywane słupki.
Plac wygląda po prostu strasznie - mówią mieszkańcy. Jego modernizacja kosztowała blisko 11 mln zł i już doliczyć do niej trzeba kolejne 60 tys. zł, które pochłonie trwająca właśnie naprawa zlecona przez Zarząd Terenów Publicznych.
To już właściwie koniec.
Kończy się kolejna odsłona wielkiej akcji „Polska w budowie” pod roboczą nazwą „Polska w remoncie”.


  • Najpiękniejsze miasta, najpiękniejsze wsie,

  • Zbudujemy Polskę piękną jak we śnie. (...)

– pisał stalinowski, a zaadoptowany przez PO poeta.
A moje pytanie brzmi: ile lat i jakim nakładem trzeba będzie te piękne i wyśnione przez Tuska&Co. inwestycje poprawiać?
Może kilku dekad oraz funduszy nie starczyć...
Po peowskich protoplastach poprawiamy wszak do dzisiaj.


czwartek, 25 sierpnia 2011

Polska w budowie - kolejny spot wyborczy

Tym razem Tow. Donald Tusk przemawia do partyjnych towarzyszy.

Upadek elyt w Cudolandzie

Bajki, bajki, bajki....
Czy wyłączność na opowiadanie ich posiada tylko obecna władza z PO *) ?
Bajkowym monopolizatorom mówimy stanowcze „nie”!
Krótka jednoobrazkowa historia dla wszystkich.
Bajka, a może nie bajka?...












-------------------------
*) Pieniacze Oszołomieni

wtorek, 23 sierpnia 2011

Protaszenka

Jacek Protasiewicz, szef sztabu wyborczego PO: (...) PiS oskarżając PO o tak złe zarządzanie krajem kłamie i w którymś momencie trzeba powiedzieć »stop«". - Skorzystamy z sądu wyborczego. (...). (23.VIII. 2011, TVN24)

Właściwie po takiej wypowiedzi, komentarz jest zbyteczny.
Wiemy, gdzie żyjemy.

Gwoli ścisłości tylko warto odnotować, że partia rządząca mająca w swoich rękach zarówno prokuraturę jak i sądownictwo (resorty) już większej salwy we własną stopę nie mogła sobie oddać.

Wypowiedź Protasiewicza (niezbyt rozgarniętego aparatczyka PO) przedstawia sedno modelu demokracji zbudowanego przez Platformę Obywatelską.
To taki dość oryginalny model, a wzorce jego z pewnością zaczerpnięto zza naszej wschodniej granicy.

Chyba nigdzie w Europie (poza modelowo bliską PO Białorusią) nikomu z ludzi inteligentnych i mądrych nie przyszło by do głowy podawać do sądu inną partię, tylko dlatego że tamta odważyła krytykować działania władzy?

Jaka więc jest rola opozycji według Platformy Obywatelskiej?
Klakiera?
Czyżby prominentni działacze PO odbyli jakieś kursy u „białoruskich demokratów?

W tym świetle zupełnie inaczej jawi się skandaliczny fakt współdziałania polskich władz z białoruskim reżimem Łukaszenki, w sprawie wydania informacji o kontach opozycjonistów białoruskich.

Trudno uwierzyć w przypadek i tylko niedopatrzenie.

Polska w budowie - krótki film propagandowy PO

Krótki film propagandowy o wielkiej, ogólnopolskiej akcji PO - Polska w budowie.
Cała prawda o systemie działania i metodach na sukces przewodniej siły narodu.
Hej młoty do roboty...

 

niedziela, 21 sierpnia 2011

Front Jedności Platformy Obywatelskiej

No i Platforma Obywatelska znów dokupiła sobie członków. Tuż przed konwencją SLD, kupiła z ich szeregów Gintowta-Dziewałtowskiego, Rosatiego, Piniora oraz jakąś babkę i jeszcze jednego faceta.
O ile ta pierwsza trójka coś tam pewnie kosztowała, to te dwie pozostałe osoby wzięto z całą pewnością jako dodatek (pakiet) czy może nawet za niewielką dopłatą.
W Platformie liczy się ilość.
Nie liczy się natomiast, to co ludzie mają w głowie i w papierach.

Partia przewodnia, pod świetlanym przywództwem Tuska Donalda Franciszka pozostaje pod silnym ideowym wpływem działającego w okresie komuny Frontu Jedności Narodu i wzorce z onego czerpie aż miło.
Warto tylko napomnieć, że wielbiony tak przez PO - FJN powstał w 1952 i istniał aż do 1983.
Skupiał różne organizacje i ludzkie typy niezależnie od ich światopoglądu, natomiast bardzo zainteresowane robieniem kasy i przyjmowaniem profitów w zamian za popieranie linii partyjnej PZPR.
Nawet z pozoru, wydawało by się, porządni ludzie za stanowiska i funkcje dawali się kupować przez komunistów i szmacili się przeogromnie w FJN-ie.
Nie inaczej jest dzisiaj.
Ludzie szmacą się niebywale i handlują swoimi ideami tylko po to aby zaistnieć w polityce i usłyszeć bajki o którymśtam od końca miejscu na liście wyborczej do sejmu.

O to, że PO nie jest żadnym ideowym tworem politycznym a tylko czymś na wzór gangsterskiej sitwy, niech świadczy dobór ludzi zrzeszonych w partii.
Jak możliwe jest porozumienie i wspólne działanie w ramach jednego ugrupowania ludzi takich jak: Niesiołowski, Borusewicz, Mężydło z Rosatim czy Gintowt-Dziewałtowskim?
Jak będzie dyskutował i o czym np. Antoni Mężydło z w/w Gintowt-Dziewałtowskim?
Człowiek katowany przez SB z obrońcą esbeków i ich przywilejów emerytalnych?
Człowiek opozycji demokratycznej, więziony i prześladowany z typem o rodzinnych esbeckich tradycjach i koneksjach? (lista Wildsteina - http://lista-wildsteina.en8.pl/g/gi.html )

Warto na koniec przytoczyć raz jeszcze urywek historii Frontu Jedności Narodu.
Ten tak wspaniale funkcjonujący twór, istniał do 1983 roku i zastąpiony został powołanym w jego miejsce Patriotycznym Ruchem Odrodzenia Narodowego (PRON).
Ten z kolei szlag trafił w 1989 roku.
Znając już analogie, historyczne podobieństwo oraz genezę „ideologicznych” dróg obu ugrupowań łatwo przewidzieć co z Platformą O. dalej stać się ma.
Aktem finalnym dla całej platformowej sitwy może stać się moment, gdy Tusk założy ciemne okulary... wtedy już na palcach będziemy liczyli dni.

piątek, 19 sierpnia 2011

środa, 17 sierpnia 2011

Kabaret Strasznych Panów - Schetyna ach Schetyna

Odnalezione w czasie remanentów.
Piosenka powstała w czasie afery hazardowej, zaraz po odwołaniu przez Tuska Grzegorza Schetyny z funkcji szefa MSWiA.



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Jeden, dwa, trzy – sprintem po njusach (5)

--------------

Czy premier zmieni obiekt kibicowskiej miłości

"Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii!" - taki transparent z podobizną premiera Donalda Tuska wywiesili fani Lechii Gdańsk podczas meczu z Cracovią na inaugurację PGE Areny w Gdańsk.
Ból straszny i przykrość wyrządzili tym samym człowiekowi, który z tak wielką radością i nieukrywanym sadystycznym zawzięciem zamykał jeszcze niedawno stadiony w Polsce i obrażał kibiców.
Można napisać - brak wdzięczności ze strony fanów dotknął premiera w najczulszy punkt. Czyżby jedynym miejscem gdzie jeszcze nie gwiżdże się i nie wywiesza transparentów antytuskowych pozostawały „Orliki”?
Oczywiście, że nie.
Nawet tam trafiają się ekscesy w postaci nieprzychylnych bannerów.
Jedynym ratunkiem dla Donalda Tuska jest kibicowanie drużynie w miejscu, gdzie mimo ogólnokibicowskiego spadku popularności premiera, nic nie jest w stanie zachwiać jego pozycji.
Tylko tam gdzie „twardy elektorat” platformy i Donalda Tuska rządzi na stadionach.
Ale gdzie ich szukać?
Rzecz jasna w Zakładach Karnych!
W ostatnich wyborach partia rządząca pod świetlanym przywództwem premiera, w więzieniach zdobyła poparcie na poziomie ponad 90%!
Zatem Wronki, Sztum, Nowy Wiśnicz, Goleniów, Brzeg itd. czekają na honorowego kibica.
Istnieją przecież wewnętrzne rozgrywki międzyzakładowe ośrodków penitencjarnych.

Gdyby głupota umiała latać...

"Jarosław Kaczyński zwołał na dziś konferencję STOP BENZYNIE PO 6 ZŁ! Przecież ten człowiek nigdy nie trzymał rękojeści dystrybutora w ręce!
Nie ma prawa jazdy, samochodu. Całe życie na państwowym wikcie samochodowym (...)
- czytamy na stronie Ruchu Palikota. Ma to być niby odezwa, niby apel połączone z niby dowcipem.
Jak zresztą zawsze RPP trafił kulą w płot, czyli spieprzył co to miał niby obśmiać.
Aby śmieszyć trzeba posiadać choć gram inteligencji i tegoż humoru poczucia.
Trzeba być też posiadaczem niezwykle cennej umiejętność logicznego myślenia, co w przypadku krytyki czyjegoś postępowania jest wręcz niezbędne.
Co ma zatem posiadanie prawa jazdy czy trzymanie lub nietrzymanie rękojeści dystrybutora do niezadowolenia z wyżyłowanych cen za benzynę?
Nic.
Wszystkim inteligentnym inaczej propagandzistom Ruchu Palikota polecam mimo wszystko iść dalej tą linią. Będzie się z kogo ponabijać.
Do wykorzystania i obśmiania pozostaje szczególnie wystąpienie Palikota w sprawie wycofania wojsk z Afganistanu (co ten Palikot pi..przy, przecież w wojsku nie był, wozem opancerzonym po pustyni nie jeździł?!), oraz jego krytyka systemu emerytalnego (również Palikot pi..przy, przecież emerytem też nie był?!).
Tak lubiany niegdyś dr Strosmajer z czeskiego tasiemca „Szpital na peryferiach”, raczył w którymś odcinku powiedzieć do jednej z pielęgniarek: „Gdyby głupota umiała latać, fruwała by Pani jak gołębica (...)”.
Oj, gdyby głupota umiała latać, to Ruch Poparcia Palikota zakłócił by nam w sposób krytyczny ruch powietrzny w kraju.


Oh, my god.... cейчас я министр России?

Niezrównany cenzor Internetu i niestrudzony bojownik o dobre imię własne Sikorski Radosław (ksywa Radek), podzielił się z czytelnikami stron Onetu.pl informacją o własnej próbie wywierania nacisku na Śp. Lecha Kaczyńskiego w kwestii jego wizyty w Rosji, w 2010 roku.
„Publicznie prosiłem prezydenta Kaczyńskiego, aby jechał do Charkowa i Miednoje. Wiem, że podobnie argumentowali niektórzy jego współpracownicy. Szkoda, że nie usłuchał(...)
Nie posłuchał i zginął w wypadku lotniczym.
To pamiętamy.
Czy zatem jego „prośba” wyrażona publicznie w programie Tomasza Lisa, była tylko prośbą?
Dziwnie nasuwa się na usta słowo „ultimatum”.
Dziś wiemy, że program wizyty polskiej delegacji w Rosji (w 2010 roku) Sikorski z Tuskiem szykowali już w 2009 roku. Rzecz jasna w ścisłym porozumieniu ze stroną rosyjską, w tym z Putinem i Miedwiediewem, natomiast bez porozumienia z Głową naszego Państwa.
Tak się chłopaki zaangażowali w te przygotowania, że zapomnieli o wszystkim na bieżąco informować Prezydenta Polski.
Szczególnie szef MSZ miał pełne ręce roboty, do tego stopnia że mu się, być może nawet z przemęczenia prezydenci pomylili.
Ustalał z ruskim, to co powinien wpierw z Prezydentem Polski ustalić.
Taki człowiek zarobiony....że już nie wie u kogo teraz robi.

sobota, 13 sierpnia 2011

Adam nie żyje (tekst do Wikipedii)

Adam nie żyje – miejska legenda (?) głosząca, że redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” i bohater Okrągłego Stołu nie żyje od 1968 roku, a został zastąpiony sobowtórem.
Dowodami na prawdziwość tego podania mają być ukryte informacje zawarte głównie w dokumentach partyjnych, SB, Milicji Obywatelskiej oraz przekazy poprzez tzw. backmasking w pismach drugiego i pierwszego obiegu dokonane przez samego „nowego” Michnika.

HISTORIA LEGENDY

W formie pisemnej plotka(?) o śmierci Michnika pierwszy raz pojawiła się 25 września 1969 roku w gazetce drugiego obiegu „Wolność i Praca”. Informację tę podpisał Tomasz Wolski (pseudonim?). Materiał powstał po tym, gdy tajemniczy ktoś, przedstawiając się jako emeryt (kierowca, pracownik FSO), zwierzył mu się, że wie o śmierci człowieka, studenta który zmarł na jego oczach a mimo to widziany jest wśród żywych. Spotkanie miało miejsce w kościele Św. Krzyża w Warszawie.
Emeryt zasugerował również Wolskiemu, by ten przestudiował teksty niejakiego Andrzeja Zagozdy we „Więzi”. Na potwierdzenie swojej hipotezy o „żyjącym umarłym”, przeczytał zapisany na skrawku papieru fragment artykułu tegoż Zagozdy uznany przez niego jako backmasking: „(...)Należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Nie będę ukrywał, że coś mieliśmy wspólnego z trockizmem. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska. To było dawno. Niektórzy sztandar zwijali na końcu, wiele za późno. Taki los był Ramusa, kolegi, który zresztą dawno nie żyje.(...)”
Uwagę zwraca fragment o koledze Ramusie. Kim był ten Ramus i po co „nowy” Michnik o nim wspomina? Według informatora jest w tym zaszyfrowana informacja o śmierci prawdziwego Michnika. Czytając „był Ramusa” od tyłu otrzymujemy: „asUMAR Łyb”.
Innym dokumentem wykorzystanym jako backmasking jest fragment tekstu Zagozdy z 1970 roku, opisujący znajomego o nazwisku Aram Mełram (podobno emigrant z Osetii), który jeszcze pod koniec 1968 roku uciekł z Polski promem do Szwecji, a następnie zamieszkał we Francji. „(...) teraz chasa pan Mełram z panienkami po Paryżu (...) – pisze Zagoda. Budzi zdziwienie błąd ortograficzny popełniony przez Zagozdę. Jest on zrobiony celowo by można było wspak przeczytać: ZMARŁEM NA PASACH.
Do niedawna pozostawały jeszcze w archiwach SB dokumenty opisujące wypadek z dnia 30 stycznia 1968 roku. Zadziwiał jednak w nich brak spójności, co do konkluzji i efektu.
Milicyjne raporty opisywały kraksę zakończoną śmiercią przechodnia, natomiast dokumenty służb specjalnych pisały tylko o incydencie i udzielonej drobnej pomocy lekarskiej dla pieszego. Niestety owe raporty zaginęły między 12 kwietnia a 27 czerwca 1990 roku.
Taką przynajmniej wersję podaje emerytowany major SB Mieczysław Kożuch.

OKOLICZNOŚCI RZEKOMEJ ŚMIERCI I ZASTĄPIENIA SOBOWTÓREM

30 stycznia 1968 roku, tuż przed północą, Adam Michnik wracał do domu po rozpędzeniu przez milicję demonstracji studenckiej pod pomnikiem A. Mickiewicza.
Po pożegnaniu z kolgami Modzelewskim i Szlajferem (na wysokości Hotelu Bristol) udał się w kierunku Nowego Światu.
Będąc przed skrzyżowaniem Krakowskiego Przedmieścia i ulicy Królewskiej, nie zauważył jadącej od strony Ogrodu Saskiego szarej warszawy.
Pewnym krokiem wszedł na przejście dla pieszych, mimo czerwonego światła.
Kierowca samochodu (emerytowany pracownik FSO) nie miał szans wyhamować.
Potrącił pieszego i mimo natychmiastowo udzielonej pomocy oraz reanimacji stwierdził po kilku minutach, że ofiara nie żyje.
Po chwili na miejsce przybyła ekipa milicji obywatelskiej pod dowództwem młodego kapitana Kozuba (Kozeba?). Spisano okoliczności oraz dane osobowe kierowcy.
Ciało przewieziono do Zakładu Kryminalistyki KG MO, gdyż jeden z milicjantów rozpoznał w nieboszczyku syna byłego prominentnego działacza partyjnego.
Po ustaleniu przyczyn wypadku i okoliczności a także roli Adama Michnika w demonstracjach studenckich, postanowiono w porozumieniu z anonimowym (gen. Tadeusz Pietrzak?) wysokim funkcjonariuszem bezpieczeństwa, że śmierć Michnika zostanie utajniona a w jego miejsce podstawiony sobowtór.
Informacja o śmierci młodego demonstranta, jednego z bardziej aktywnych uczestników zamieszek, mogła źle wpłynąć na wizerunek i tak krytykowanej na zachodzie władzy.
Nikt nie uwierzył by w pospolity wypadek, zaczęto by snuć domysły, dorabiać fakty...

Oficjalnie podano, że Michnik znalazł się w gronie 35 zatrzymanych w trakcie demonstracji studenckich i przebywa w areszcie milicyjnym.
Znalezienie sobowtóra zmarłego Michnika, okazało się bardzo proste.
Służba Bezpieczeństwa dysponowała aktami osobowymi niejakiego Szymona Albina Landaua, pracownika Fermentowni Tytoniu w Krasnymstawie.
Landau okazał się łudząco podobny do Michnika, a jedyną widoczną różnicą było 2cm różnicy we wzroście I niekompletne uzębienie. Był też o prawe dwa lata młodszy, lecz tego trudno było się dopatrzyć gołym okiem.
Po odpowiednim “przystosowaniu” sobowtóra do nowej roli, 14 lutego 1968 roku nowy Adam Michnik wyszedł z aresztu na wolność.

Początkowo informacja o śmiertelnym potrąceniu “młodego człowieka” na przejściu dla pieszych, w nocy 30 stycznia 1968 roku miała znaleźć się w rubryce wypadków “Życia Warszawy” już w czwartek 1 lutego, lecz po interwencji oficera bezpieki (wysłanego przez samego Zenona Kliszkę) u redaktora naczelnego gazety Henryka Korotyńskiego, informację zdjęto.

ZAKOŃCZENIE

Rozwój Internetu przyczynił się do tego, że za pośrednictwem Facebooka powstały utajnione grupy badaczy, których członkowie twierdzą, że Michnik przed i po 1968 roku to niekoniecznie ta sama osoba.
Jak podają, istnieją widoczne różnice między Michnikiem „tamtym” i „tym”.
Adam Michnik posiada pieprzyk na lewym policzku, podczas gdy przed 1968 rokiem takiego pieprzyka nie miał. Miał za to rozciętą dolną wargę – efekt wypadku rowerowego. Teraz śladu po rozcięciu nie ma.
Dawny Michnik jąkał się „do przodu” i zacinał, natomiast dziś tylko się zacina.
Na potwierdzenie hipotezy można jeszcze podać zaskakującą metamorfozę Michnika w kwestiach politycznych, przed 1968 rokiem i po.
Legenda ciągle skupia na sobie wielką ciekawość i budzi zainteresowanie coraz szerszych kręgów badaczy.
Emerytowany major SB Mieczysław Kożuch, autor wielu hipotez i opracowań dotyczących podmiany osoby Adama Michnika, jednoznacznie i zdecydowanie potwierdza ten fakt.
Z drugiej strony Adam Michnik, pytany o legendę stwierdzi: „To stek bzdur. Wszystko wymyślono”.
Kwestia wiarygodności przekazu jest zatem ciągle sprawą otwartą.


środa, 10 sierpnia 2011

Krótka baśń o opowiadaniu pierdół

Już dawno, dawno temu opowiadanie pierdół stało się znakiem rozpoznawczym Platformy Obywatelskiej.
A zaczęło się tak niepozornie.
Jeden cudak zapowiedział, że będziemy mięli drugą Irlandię.
Zaraz szum się wielki zrobił.
Młodzi wykształceni uwierzyli mu, a cudak wygrał wybory.
Faktycznie Polska w niedługim czasie stała się drugą Irlandią.
Ale nie na skutek działań cudaka.
Ot, niemiłosierny kryzys światowy dopadł zieloną wyspę, tak że bezrobocie, bieda socjalna oraz degeneracja polityczna doprowadziła biednych Irlandczyków do poziomu bytowego Polaków z peowskiej Polski.
Taki oto miły zbieg okoliczności się zdarzył.
Cudak jednak uwierzył w swój geniusz, a krąg ministerialnych klakierów nie wyprowadzał go z błędu, przekonując o niezrównanych umiejętnościach.
Blisko cztery lata upłynęły cudakowi wraz z cudaczętami na opowiadaniu coraz to nowych pierdół i markowaniu działań.
Cudak do bajania i pierdołolejstwa talent niepośredni posiadał, toteż zastępy młodych wykształconych a także starych ubabranych uwielbiały jego przemówienia.
Mimo, że państwo po równi pochyłej w przepaść się staczało, cudak koncentrował wysiłki na wymyślaniu coraz bardziej rewolucyjnych bajań, a brawa dostawał od klakierów ogromne.
Część obywateli wprawdzie dostrzegała ogólną bryndzę i kiszkę z grochem fundowaną nam przez panującą trupę, ale cudak stosował sprytny wybieg.
Mianowicie, gdy trzeba było obiecywać lub opowiadać o pozorowanych sukcesach własnych, cudak pokazywał się i promieniał w telewizorze. O porażkach i aferach z udziałem jego cudacząt mówili inni, przeważnie tacy do rozwałki lub odstrzału.
Tak płynęły cudakowi dni, między boiskiem, gdzie cudak za futbolistę się udzielał a telewizorem, gdzie pierdoły niestworzone opowiadał.
Problemem jego stało się niebawem to, że poczęło braknąć mu pomysłów na nowe bajery i pierdoły. Klimat wokół zrobił się nieprzyjemny, toteż cudak aby ratować swój wizerunek zaczął pożerać własne dzieci z własnej kolebki.
Nie szło inaczej.
Na początek zeżarł jednego ciućmę od wojowania, ale niewiele to dało, bo tenże był tylko zakąską i do tego niskokaloryczną. Postanowił zatem cudak pożreć cały „36” zastęp wojowników.
Struł się nimi paskudnie, ale mimo to zabłysnął w towarzystwie, bo pokazał, że tak naprawdę to sam może wszystkim kręcić i żaden ciućma od wojowania nie jest mu w ogóle potrzebny.
Brawa dostał wielkie od dyżurnych klakierów, którzy na poprawę humoru opowiadać poczęli mu o gospodarczych sukcesach, pięknych traktach i imponujących budowlach.
Prym wiódł zwłaszcza jeden cudak na dorobku, który zasłynął z nabożnego przecinania po kilka razy jednej wstęgi na jednym kilometrowym odcinku oddawanej do użytku autostrady.
Cudak polubił tegoż cudaka na dorobku i począł wierzyć mu bez reszty.
Nieco w odstawkę poszedł dotychczasowy dyżurny bajowymyślacz „baśni z tysiąca i jednej murawy” o arabskim pochodzeniu.
Cudak na dorobku kreślił przed cudakiem wizje pałaców, dróg, supersamów, autostrad i osiedli tak długo, aż ten nie padł na kolana i nie obwołał go nietykalnym i cudownym.
Cudaka do tego stopnia zafascynowało tworzenie zrębów nowej architektury platformianej oraz tych kilku kilometrów autostrad, że przed zbliżającą się kampanią wyborczą całą parę skierował w gwizdek i odgwizdał, że hasłem jej będzie: „Polska w budowie”.
Zatem po wybudowaniu drugiej Irlandii, przyszła pora na budowanie pierwszej Polski.
Cudak znów uwierzył w swój geniusz, a krąg ministerialnych klakierów odklepał gromkie brawa.

----

Natenczas w stolicy, partyjna utercudaczka, wierząca w cudaka jak w głosy o swojej mądrości i urodzie, zapragnęła wspomóc kampanię z pozycji prezydentowej miejskiej i do kampanijnej akcji „Polska w budowie” postanowiła włączyć własne sukcesy.
A nie było to łatwo.
Gdzież znaleźć sukcesy, gdy tylko rozbójnicze praktyki ściągania daniny z wszystkiego i byle czego jako działania przedstawić by można.
Cóż zatem się tam ma się znaleźć?
Po tajnych naradach w gronie hersztów i mocarzy platformerskich, wytypowano takie oto dzieła stołecznej herszterii: dokończenie I linii metra, Centrum Nauki Kopernik, stadion Legii, modernizacja Traktu Królewskiego i Placu Grzybowskiego, orliki oraz park fontann na Podzamczu.
Niewtajemniczeni poczęli bić brawo, młodzi wykształceni wykrzykiwali gromkie „hurra” a starzy ubabrani nawet zaintonowali „międzynarodówkę” by dodać powagi sytuacji.
Nieufni i normalni zauważyli jednak, że: do pierwszej linii metra untercudaczka wybudowała tylko trzy ostatnie stacje, w CN Kopernik już 1/3 eksponatów jest popsuta bądź nie działa, stadion Legii jest nie dla kibiców, lecz dla koncernu ITI, Trakt Królewski wyremontowano w podejrzanych okolicznościach, bez przetargu, Plac Grzybowski rok po oddaniu do użytku wygląda jak po działaniach wojennych, orliki zamyka się zaraz po otwarciu, by przeprowadzić remonty a z parku fontann na Pozdamczu odpadają niczym łuski z oczu wyborców kafelki i glazura.

Miejmy nadzieje, że tym razem ani cudak ani untercudaczka ani nawet cudak na dorobku nie będą żyli długo i szczęśliwie.
Przynajmniej nie za nasze i wasze milusińscy pieniążki.

Dla wszystkich bajkoczytaczy - nowy plakat wyborczy cudaka i jego herszterii cudacząt.




wtorek, 9 sierpnia 2011

To nie pętaki z KPP, to wielki Stalin

Nie miał racji Jarosław Marek Rymkiewicz nazywając redaktorów“Gazety Wyborczej” - "duchowymi spadkobiercami KPP".

Obserwując postępowanie organu michnika w stosunku do oponentów, to już raczej metody sowieckiego stalinizmu wypełniają jego normy działań czy postępowań.

Gdzie tam niedoszkolonym i ubogim w metody agentom z Komunistycznej Partii Polski do “fachowców z wyborczej”.

O ile metody KPP były dość siermiężne i polegały głównie na skrytobójczym mordowaniu, wysadzaniu w powietrze czyli dywersji (więcej może powiedzieć na ten temat red. michnik, którego ojciec raczył do KPP należeć) to działania Rodziny Agora, a właściwie jej najzdrowszego jądra, czyli elity dziennikarskiej są o wiele bardziej wysublimowane, niczym tknięte ożywczym dotykiem geniuszu Józefa Wissarionowicza.

Zwrócę się w tym miejscu do cytowanego na wstępnie Pana Jarosława Marka Rymkiewicza;

Wielce Szanowny Panie, czy michnik z kolegami kogoś wysadza w powietrze?

Czy stosuje metody swojego ojca:“próbuje zmienić przemocą ustrój Państwa Polskiego i zastąpić go ustrojem komunistycznym oraz oderwanć od państwa polskiego południowo-wschodnie województwa” ?

Czy wraz z ekipą dokonuje dywersji, podpaleń, umyślnych zniszczeń itp…?

Nie!

Pisał Pan o duchowej spuściźnie, co oczywiście nie może przekładać się na realne działania, tylko samą idee tych działań, ale w efekcie końcowym winna takowa ideea do czynów prowadzić.

Dlatego niech mi będzie wolno nie zgodzić się.

To nie są metody działania “gw”.

Redaktorzy z ul. Czerskiej a także jej regionalni funjkcjonariusze wolą postępować delikatniej, nie brudząc rąk.

Czy nie ładniej jest zaszczuć, ponizyć, osądzić, odsądzać od czci i wiary, a następnie już po wszystkim wbić się w kondukt żałobny a nawet wystawić pomnik?

W dobrym tonie jest też domagać się ukarania winnych, napiętnowania tych, którzy szczuli. Jakichś dowolnie wytypowanych spoza własnego środowiska.


Nie będę ukrywał że, mam cały czas na myśli sprawę Leppera i wykreowaną przez “gw” seksaferę w Samoobronie.

“Bolszewickie” postępowanie “gw” razi niemiłosiernie. Uderzanie w rodzinę i najbliższych polityka, w celu wyeliminowania go z życia publicznego, to iście sowiecka, ba - stalinowska metoda. Na koniec fałszywy żal i szukanie wokoło winnych, by pokazowo móc opłakać zmarłego i wystrugać z jego szkieletu kolejną dzidę na wrogów politycznych.


Dziurki nie zrobić, a krew wyssać – to motto, które zamiast jakiegoś głupkowatego “a nam nie jest wszystko jedno” (co bardziej kojarzy się z bajką Wilk i Zając) winno figurować w winiecie “GW” tuż obok znamienitego czerwonego sztandaru.

Najlepiej pisane cyrlicą.

piątek, 5 sierpnia 2011

Za dużo przypadków. (Andrzej Lepper 1954-2011)

Katastrofa smoleńska, zabójstwo Marka Rosiaka (właściwym celem był nieobecny wtedy europoseł Janusz Wojciechowski), „samobójstwo” Andrzeja Leppera...
Strasznie dużo osób z politycznych elit pożegnało się z życiem w czasie rządowej kadencji Platformy Obywatelskiej.
Mówią, że to wszystko przypadki, które ponoć po ludziach chodzą.
Może.

Lepper był człowiekiem niewygodnym. Niewygodnym dla wielu polityków i to wbrew temu co mogło by się uważać wcale nie dla Kaczyńskiego i PiSu.
Głównymi wrogami Leppera byli liberałowie i uwłaszczona na ludzkiej krzywdzie lewakokomuna.
Na temat wielu polityków z tych kręgów Andrzej Lepper miał dużą wiedzę, gromadził dokumentację ich nie do końca uczciwych zachowań.
Dziś wiele jego wypowiedzi, szokujących niegdyś nabiera innego wymiaru wobec ujawnionych faktów, choćby ta o Talibach w Klewkach... o znajomościach liderów PO z niejakim „panem S.”...

Media wbijają społeczeństwu w głowę, że Lepper popełnił samobójstwo.
Póki oficjalnie nie ustalone zostaną przyczyny i okoliczności zgonu, wszelkie możliwe przyczyny śmierci mają prawo być rozważane, tym bardziej że nic nie wskazywało na chęć rozstania się z życiem przez Leppera.
Aż trudno uwierzyć w lansowaną teorię.
A może ktoś mu pomógł?
Są osoby pamiętliwe i śmiertelnie mściwe...

------------------------------------------------------------------------
„... Wam nie trzeba pieniędzy (...) No po co wam? Te billboardy to wam z nieba spadają. Aniołki płacą za to, tak? (...) A czy jest prawdą, że również, no, niestety posłowie Sojuszu Lewicy... Też zapytam prokuratora. Pan minister Cimoszewicz w hotelu Victoria 4 marca 2001 r.(...) 120 tys. dolarów. Następnie pan minister Szmajdziński. Carringtona pan zna. 50 tys. Ja pytam: Czy tak było? Do sądu, do prokuratury te dokumenty trafią. Co zrobi prokuratura, zobaczymy. A może byście panowie tak pojechali razem, pan Szmajdziński, pan Tusk i pan Cimoszewicz, na mecz do Wrocławia, Śląsk-Wrocław. Pojedźcie tam na ten mecz. Tam w hotelu Wrocław między godz. 9 a 9.30, 20 kwietnia 2001 r., jeden z was (nie wiecie, który, to porozmawiajcie ze sobą) podobno – ja nie twierdzę, że tak było – podobno otrzymał kwotę 350 tys. dolarów od niejakiego pana S. Jeszcze pan Schetyna też widział to. Panie Tusk, sprawa spotkania pana z nieżyjącym ˝Pershingiem˝. Nie wiem, czy miała miejsce; może pan... Zaprzeczycie na pewno temu. 10 lipca 1998 r. podobno pożyczył panu 300 tys. zł. ...”

Źródło: Wystąpienie A. Leppera w Sejmie, 21 listopada 2001

„...Kończąc, w tej części chciałbym tak powiedzieć. Do pana marszałka Tuska (...) już takiego populizmu i takiej demagogii, to ja nawet nie potrafię powiedzieć. Ale ja wiem dlaczego (...) Bo to nie wy tu siedzicie dzisiaj. I nie pan tam usiądzie. Dlatego jest to zemsta pana za przegrane wybory. Zemsta. No, niestety, fotel prezydenta był blisko, nie ma go. Nie ma go. Ale jest pan młodszy ode mnie, tak że może pan jeszcze zostać prezydentem. Chociaż zrobię wszystko, aby tak nie było. Przeżywacie swoisty szok powyborczy. Ja rozumiem, patrząc na pana minę (...) dwa dni przed wyborami był pan prezydentem, na billboardach było napisane: prezydent Tusk, w Krakowie – premier z Krakowa. A dzisiaj jest premier z Lubuskiego, a prezydent z Warszawy. No i nie ma was. I to jest to...”

Źródło: Stenogram z posiedzenia Sejmu, 10 listopada 2005

wtorek, 2 sierpnia 2011

Jeden, dwa, trzy – sprintem po njusach (4)

...
No i już po urlopie...
...

Jest raport – znaleźli się też jego entuzjaści

Wydarzeniem sezonu – raport Millera.
Już sam fakt postawienia na czele „niezwykle ważnej komisji” osoby zamieszanej w katastrofę i wymienianej jako jedna z odpowiedzialnych za wypadek, skłania do porównań z postawieniem, dajmy na to Mikołaja Jeżowa na czele „komisji badającej zbrodnie stalinizmu”.
Bardzo trudno przebrnąć przez zawierające parteset stron dzieło pod ideowym i sprawczym przywództwem ministra Jerzego Millera.
A namordował się Miller z kolegami niemiłosiernie, no bo napisać tak, by nic niepoprawnego nie napisać to trudne zadanie.
Sztuka nie powiodła się.
Zgodnie z przewidywaniami, zarówno opozycja jak i rosyjscy przyjaciele nie docenili talentu literackiej grupy i „zjechali” raport niemiłosiernie.
Nie da się mieć cukierka i zjeść cukierka.
Nie da się napełnić brzuszka wilkowi i ocalić owieczkę...
Miller nawet w oczach niezależnych fachowców „przepadł” ze swoim dziełem.
Na osłodę pozostali mu niezawodni michnik i Hypki, którzy to stanęli murem za raportem niczym Tusk za „Panem autostradą” - Grabarczykiem.
Poparcie, ze strony takiej postaci jak michnik jest dla Millera szczególnie cenne, gdyż wyrażone „na wiarę” bez wnikania w fakty.
Michnik do fachowców w dziedzinie katastrof lotniczych raczej nie należy.
Na jego poziomie wiedzy, jedyną katastrofą lotniczą, którą mógłby oceniać z pozycji eksperta jest to, że kiedyś w czasie lotu porzygał się.
Ale zapewne głównie dla takich „fachowców” jest ów raport przeznaczony.

Tragedia narodowa zamiast bohaterskiego zrywu

Jeden dureń, zatrudniony w aparacie państwowym na prominentnym stanowisku, dzień przed rocznicą Powstania Warszawskiego, uznał że biorący udział w patriotycznym zrywie 67 lat temu, to bezmyślne stado baranów dające się prowadzić na rzeź.
Na wielbionym przez tuskowych ministrów Twitterze opublikował głupkowaty wpis o „tragedii narodowej” i zamieścił link do strony jakiegoś stetryczałego historyka-amatora specjalizującego się w opluwaniu dowódców AK i negującego sens oraz poświęcenie powstańców.
Przez wzgląd na (mam nadzieję) czytającą te słowa młodzież pomijam imię i nazwisko tegoż aparatczyka, które to bez stosownych wulgaryzmów nie powinno w obiegu społecznym funkcjonować.
W mediach gotuje się, bohaterowie powstania są wzburzeni, a ów aparatczyk wojażuje po świecie i ma wszystko w ... poważaniu.
Klasę człowieka poznaje się po stosunku do historii własnego Państwa i Narodu.
Po takcie i kindersztubie.
Cóż zatem wymagać po prowincjonalnym chłoptasiu, który mimo że po świecie poobijał się, to najwyraźniej poobijał nie tę częścią ciała, którą powinien.
Nawet fakt posiadania brytyjskiego obywatelstwa w żaden sposób nie gwarantuje londyńskich manier.
Wątpliwości budzi środowisko, którym na wyspach zafascynowany był ów osobnik. Chyba bardziej Wolińska, Brus i Baumann niż Kaczorowski, Urbański i Sabbat...

TVNele morele....

Rocznica Powstania Warszawskiego a w TVNie gość specjalny: Władysław Bartoszewski.
Że niby ekspert i kombatant oraz autorytet.
Na Boga, a co on o Powstaniu może wiedzieć....?
To w kraju brakuje ludzi walczących z bronią w ręku od pierwszego do sześćdziesiątego trzeciego dnia warszawskiego zrywu?
Choć tak naprawdę trudno się dziwić.
Jaka władza – takie autorytety a jakie autorytety taka stacja.