wtorek, 1 września 2009

Wielki test z historii.

Jestem jeszcze „na gorąco” po programie nadanym w publicznej jedynce pt. „Wielki test z historii. 1939. Zaczęło się w Polsce”.

Program, jak program – turniej, pokazówka, zabawa, historia – raczej pozytywny.
W nim: politycy, naukowcy, dziennikarze oraz zwykli obywatele i dawka dość trudnych dla przeciętnego Polaka pytań.

To, że my, tu w europie środkowej mamy niezłe pojęcie o latach 1939-1945 wiadomo nie od dziś.
Porównując Polaków np. z Amerykanami czy też nawet Brytyjczykami można pokusić się o stwierdzenie, że przeciętni nasi rodacy mogli by z powodzeniem wykładać historię II wojny Światowej na uniwersytetach za oceanem, czy też za kanałem La Manche i wypadli by całkiem, całkiem.
Niestety, ... ale o tym później.

Kolejny raz przekonałem się o tym oglądając właśnie w/w program.
W luźniejszych chwilach, w czasie wolnym od zmagań z pytaniami, dla poprawienia nam humoru i zabawy, korespondenci TVP rozmawiali ze studentami w Ameryce i Wielkiej Brytanii zadając najprostsze pytania dotyczące II Wojny Światowej w Europie.
Poziom odpowiedzi żenujący!

Kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa?
Co to było Powstanie Warszawskie?
Co Wam mówi nazwa Katyń?

W większości odpowiedzi brakowało sensu i logiki oraz oczywiście wiedzy.
Śmieszne to, ale i straszne.

Szczególnie poziom wiedzy wśród młodzieży amerykańskiej budzi strach. Na pytanie – „co to było Powstanie Warszawskie” udzielano odpowiedzi, „że było to powstanie Żydów przeciw nazistom”, a jeden z pytanych nawet osobiście słyszał o żydowskim powstaniu w obozie koncentracyjnym przeciw Niemcom i z tym to powiązał (?!).
Odpowiedź na pytanie „Kiedy rozpoczęła się Wojna Światowa” w ustach innego młodzieńca brzmiała, że w momencie dojścia nazistów do władzy i rozpoczęcia represji wobec Żydów.
Inny „naukowiec” znów na pytanie „Czy coś mówi Ci nazwa Katyń” odparł, że słyszał o tym i zdaje mu się, że właśnie tam hitlerowcy wywieźli żydowskich więźniów i ich rozstrzelali.

Z przytoczonych powyżej przykładów wynika, że zdaniem amerykańskiej młodzieży, w Europie walki toczyły się głównie na froncie hitlerowsko – Żydowskim.
Skąd takie pomysły?
Głupota, prowokacja, niewiedza?
Edukacja! Właściwie ukierunkowana edukacja w Stanach Zjednoczonych.

Za oceanem, historią najnowszą zajmują się „naukowcy” urodzenia żydowskiego (co potwierdził kiedyś na swoim blogu Pan Marek Jan Chodakiewicz).
Monopol ich w tej dziedzinie jest na tyle wielki, że praktycznie nie ma w Stanach Zjednoczonych innej historii, brak jakiejkolwiek alternatywy czy też prawdy.

Nie dziwota więc, że dzieje II Wojny Światowej kręcą się wyłącznie wokół spraw żydowskich i każde wydarzenie musi mieć wydźwięk żydowski lub antyżydowski – do wyboru.
Nawet gdy nazwyklejsze nieuki spytać o historię II Wojny Światowej, te odpowiednio zaprogramowane szybko powiążą każdy temat z judejskim korzeniem.

Co zaś zrobić gdy nie ma się rzeczywistych bohaterów?
Trzeba tworzyć mity, ubarwiać, wybielać, dopisywać, fałszować itp.

Dla przykładu, za sprawą „naukowca” Nechama Tec, świat dowiedział się o bohaterskich bojach grupy partyzanckiej Tewje Bielskiego, podczas gdy w rzeczywistości Bielski i jego wataha byli zwykłą bandą, zabijających i okradających bezbronną ludność i z walką z hitlerowcami nie mięli nic wspólnego.

Tak rodzą się mity, rodzi się nowa historia - lecz w sposób wcale nie nowy.
Tu w Polsce przerabialiśmy już to w okresie „władzy ludowej”.
Mity i epopeje o Armii Ludowej i Gwardii Ludowej, bohaterach takich jak Świerczewski, Korczyński, Berling czy Rokossowski... czy wielkim dziele Armii Czerwonej na frontach II Wojny Światowej.
Aż korci zadać pytanie, czy „historycy amerykańscy” nie korzystali przypadkiem z doświadczeń rodzimych „naukowców sowieckich”.
Jakaś wymiana naukowa? Może po linii rodzinnej?

Szkoda, że korespondent z Waszyngtonu nie spytał młodzieży o „Wolne Miasto Gdańsk”, „Prowokację gliwicką”, „Westerplatte” czy „Bitwę nad Bzurą”.
Człowiek by się wreszcie czegoś dowiedział o historii żydowskiego oręża.