piątek, 3 stycznia 2014

Armand „Moralny“ Ryfiński

-->
„Naćpana hołota“ od Janusza z Biłgoraja kolejny już raz dała popis zbydlęcenia i chamstwa.
Otóż dziś, wprost z trybuny sejmowej, drugi po pierwszym szambiarzu sejmowym czyli posiadcz pretensjonalnego i głupkowatego imienia Armand (??!) - niejaki Ryfiński oskarżył wszystkie formacje polityczne (prócz oczywiście  Twojego Ruchu) o bycie „hienami cmentarnymi“ i „bazowanie na niskich pobudkach“.
Chodzi oczywiśćie o tragedię w Kamieniu Pomorskim, gdzie naćpany i pijany kierowca zabił sześć osób.
Taka była reakcja przedstawiciela partii ćpunów na próby podjęcia skutecznej regulacji przepisów prawnych, mogących zaostrzyć kary za przestępstawa pod wpływem narkotyków i alkoholu.
Że partii promującej ćpanie, takie zmiany są nie w smak – wiadomo.
Przecież Janusz Palikot – ojciec duchowy Twojego Ruchu  osobiście robi co może, aby promować narkomanie i alkoholizm.
Jara i wychwala pod niebiosa blanty a w przeszłości produkował tanie pryty czym zasłużył na dozgoną wdzięczność żulii oraz ćpunerii rynsztokowej.
Nie inaczej Ryfińki, zapatrzony w swojego „guru“.
Wprawdzie poseł Armand nie produkuje tanich winek ale zapewne z Palikotem wieczorami jara „marychę“ i walczy bohatersko o świetlaną przyszłość narkomanii.
Wszelkie oceny moralne w ustach takich ludzi są po połowie i śmieszne i straszne.
Może warto przypomnieć kilka faktów z życia tej „antyhieny cmentarnej“ „nie bazującej na niskich pobudkach“.

Armand Ryfiński, to wyjątkowo ciekawy i rodzinny człowiek.
Trzynaście tal temu, poseł Twojego Ruchu, groził śmiercią własnemu ojcu.
„Skurw…, zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam!” – odgrażał się Ryfiński.
Wtedy do Prokuratury Warszawa-Mokotów zgłosił się Zygmunt Ryfiński, ojciec obecnego posła, ze skargą na własnego syna w obawie o swoje życie. Po kilku latach procesu sąd dał wiarę zeznaniom pokrzywdzonego.

Cóż jeszcze ciekawego mówił wtedy ojciec posła?
„W 1988 r. doszedłem do wniosku, że Armand wieczorami w swoim pokoju wykonuje tajną pracę. Kiedy wchodziłem do jego pokoju, natychmiast nakrywał biurko dużym kartonem, gasił światło i wychodził z pokoju. Ponieważ to się powtarzało wiele razy, zmuszony byłem dokonać rewizji podczas jego nieobecności. Wynik rewizji był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. (…) Ujawniłem bowiem, że Armand produkuje opaski hitlerowskie ze swastykami, które zbrodniarze Niemiec nosili na lewych rękawach mundurów. Piętnaście opasek, jak również materiał do produkcji następnych oraz farby, pędzle oraz różne inne drobiazgi zniszczyłem na oczach Armanda. Wyjaśniłem Armandowi, że taką działalnością naraża się on na nienawiść wszystkich ludzi. Mogą go za to aresztować i nie znajdzie się nikt, kto będzie go bronił czy żałował. Armand oznajmił, że wspólnie z Wachowiczem opaski te sprzedawali i mieli na nie zbyt, lecz ze złości nic więcej nie chciał mi powiedzieć. Przed wyborami do parlamentu znalazłem u Armanda w pokoju kilkadziesiąt metrów płótna pochodzącego z transparentów wyborczych, z których litery zostały zniszczone. Otrzymałem wyjaśnienie od Armanda, że nocą wraz z Wachowiczem wchodzili na słupy i zrywali zawieszone transparenty. Podobno materiał z nich był potrzebny Wachowiczowi” – zeznawał przed sądem Zygmunt Ryfiński.

To były dopiero początki. Potem ojciec dostał stos wezwań na policję w sprawie wykroczeń drogowych syna, który miał się stawić na kolegium ds. wykroczeń. Na wszelkie uwagi ojca poseł odpowiadał: „Ty, k…, nie wtrącaj się w moje sprawy”. Język wyostrzył mu się jeszcze bardziej, gdy doszło do otwartego konfliktu z ojcem o mieszkanie.
Jak zeznał ojciec, jego syn chciał mu odebrać mieszkanie. Gdy ten się temu sprzeciwił, Armand Ryfiński próbował go otruć, dosypując trucizny do zupy. Groźby potwierdziła siostra Armanda - Angelika. W aktach są jej zeznania, że wiele razy słyszała jak jej brat zwracał się do ojca, wykrzykiwał: „zobaczysz skurwi.., ja cię załatwię, z mojej ręki w tym domu zginiesz". Ryfiński miał też krzyczeć: „skur...zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam". 
Za „darowanie ojcu życia" syn chciał od swojej siostry 60 tys. złotych, a gdy tej kwoty nie otrzymał miał, jak zeznała sąsiadka jego ojca, grozić mu publicznie, że przy pomocy kolegów z bojówek anarchistycznych i PPS zrobi porządek z mieszkaniem."  
Tak jak bardzo Armuś nie kocha tatusia, tak wielce w zamian kocha mamusię.

We wrześniu ubiegłego roku Ryfiński wraz z innym parlamentarzystą Ruchu Palikota Maciejem Mroczkiem zjawił się w Urzędzie Dzielnicy Warszawa - Mokotów. Jak wynika z relacji pracowników urzędu, po wejściu posłużyli się legitymacjami poselskimi i zwrócili się z prośbą o wgląd do akt jednej ze spraw lokalowych. "Nazwali to interwencją poselską" – mówi cytowany w materiale Jarosław Jóźwiak, dyrektor gabinetu wiceprezydenta Warszawy.

Sprawa dotyczyła 32-metrowej kawalerki na Mokotowie, której lokatorka, pani Janina, zwróciła się z wnioskiem o wykup mieszkania komunalnego po atrakcyjnej cenie. Wniosek ten został jednak odrzucony, bo kobieta nie spełniała warunków - mieszkanie od lat było zadłużone, bo nie płaciła za czynsz.

Potem okazało się, że pani Janina to… matka Armanda Ryfińskiego, tyle że w czasie interwencji nikt nie poinformował urzędników o rodzinnych powiązaniach parlamentarzysty z osobą, której problemem zdecydował się zająć.


Tak to płynie sobie wesołe i moralnie czyste życie posła Twojego Ruchu. Człowieka, który zarzuca innym bazowanie na niskich pobudkach i postępowanie na wzór hien cmentarnych.
Czysty Armiś z czystym Januszkiem dyktują nowe, postępowe wzorce moralne, a mają w partii na kim się oprzeć.
Ot, choćby były bandyta i  bejsbolowy dresiarz Penkalski (skazany niegdyś prawomocnym wyrokiem za rozboje i groźby karalne), hodowca fretek Andrzej Piątak – dręczący niczym hitlerowcy ludzi – zwierzęta w ciasnych klatkach (sprawa jest w sądzie) czy Adam Rybakowicz, który na warszawskiej starówce chwalił się policantom swoim penisem po czym na ich oczach oddał mocz w akcie uniesienia.

Inną moralność, taką bardziej nowocześnie gospodarczą prezentuje poseł Artur Dębski, który w swoim firmie lansuje nowoczesną odież z podrobionymi metkami znanych marek.

To się nazywa europejska nowoczesność.... i moralność.
Wobec powyższych faktów z życia wiernego współpracownika Janusza Palikota, nawet prawdopodobna wydaje się być teoria zakładająca, iż Czesława Palikot nie zginęła w wypadku. 
Czy przypadkiem kochany syn nie pomógł jej wyskoczyć przez okno? 
W końcu obaj panowie prezentują jedność myśli, poglądów oraz sposobów jakimi dąży się do celu.