czwartek, 28 lutego 2013

Wykorzystany w przeszłości?



Obsesje Tomasza Lisa stają się coraz zabawniejsze i na dobrą sprawę nie przejmują już nikogo. Można było przywyknąć do tematów przewodnich, takich jak Kaczyński, PiS czy księża – złodzieje, pedofile, homoseksuaiści.... Chyba Lis o niczym więcej nie umie myśleć. Pytanie tylko jakie są źródła lisowej fobii. Odtrącenie, seksualnie doświadczenia z przeszłości, problemy alkoholiowe, zwykła indolencja myślowa – a może coś jeszcze?

Aby spróbować wyjasnić tę sprawę, trzeba cofnąć sie do lat młodzieńczych Tomasza Lisa, jego domu rodzinnego, klubu przyszkolnego oraz LO im. Dembowskiego w Zielonej Górze.
Własnie w tym liceum, w klasie matematyczno-fizycznej pogłębiał wiedzę późniejszy szef Newsweeka i zagorzały antyklerykał.
Tomuś uczył się „tak sobie“ i nie był powodem do dumy dla ojca – emerytowanego oficera WP, który widział syna w roli co najmniej marszałka Rokossowskiego.
Tomaszek był wesoły, ale niezbyt lubiany przez kolegów. Posiadał, jak wspomina jego kolega z klasy – „długi jęzor“. Dziwnym trafem wszytsko, co planowała paczka chłopaków, docerało zawsze do nauczycieli. Tomuś wtedy robił się czerwony i zaklinał, że to nie on i że o niczym nie wie.
Trenował skok o tyczce i poświęcał dużo czasu sportom. Była to ucieczka przed odtrąceniem środowiska, które potrafiło czynić sobie niewybredne żarty z Lisa.
Tomaszek w sporcie czuł się potrzebny i ważny. Wyjeżdżał toteż często na zawody i obozy kondycyjne. Właśnie na takim obozie miało miejsce wydarzenie, o którym wspomina kolega (również trenujący tyczkę).



- To było chyba w 82 roku. Podczas wyjazdu na zgrupowanie, w czasie ferii szkolnych, na jednym z treningów Tomek zszedł z płyty stadionu trochę wcześniej. Jak mówił – rozbolał go bardzo kregosłup i nie był w stanie dalej trenować. Poszedł zatem z grymasem bólu do szatni.
Zaniepokojony stanem jego zdrowia nasz trener „Maciej“ poprosił po kwadransie byśmy sprawdzili co z Tomkiem.
Wraz z drugim kolegą poszlismy po kilu minutach do szatni sprawdzić co się stało. Jakie było nasze zdziwienie, gdy przez uchylone okno na parterze  zobaczyliśmy Tomka stojącego z opuszczonymi spodniami tyłem do będącego również bez spodni trenera lokalnej drużyny lekkoatletycznej. Na ten widok zareagowalismy śmiechem. Dobiegł on do Lisa, który nagle zrobił się czerwony i uciekł z sztani. Zwialiśmy również, by nie spadł na nas gniew tego trenera...
Jak twierdzi mój rozmówca, Tomuś nigdy nie przyznal się do „dziwnej sytuacji“, każdą rozmowę zbywał lakonicznym „tak nie było“ ale na wszelki wypadek obu „odkrywcom“ płacił sowicie za trzymanie języka za zębami.
Chłopaki, jak to chłopaki milczeli, ale do czasu i kiedyś na jakimś „prywacie“ wygadali się przypadkiem. 
Sprawa po jakimś czasie dotarła do księdza proboszcza z parafii p.w. Św. Jadwigi, który to w tamtym okresie celebrował Msze Za Ojczyznę, na których to większość młodzieży zielonogórskiej bywało. Bywał też (by nie odstwać od reszty) Tomasz Lis.
Ksiądz proboszcz znał większość chłopaków z Dembowskiego, toteż zasugerował by namówili Tomka do przyjścia do spowiedzi.
Lis po dwóch tygodniach przyszedł.  Zataił jednak swoje „przygody treningowe“ i okłamał księdza, że całego tego przypadku był tylko świadkiem, a sprawa dotyczny innego kolegi (podał jego nazwisko). Była to ostatnia wizyta Lisa w kościele.
Co się wtedy stało można tylko domyślać się.
Jak uważa mój rozmówca:
- Musiało dojść do dużej scysji z księdzem, gdyż Tomek nigdy już nie zawitał do Św. Jadwigi. Nie zawitał też do żadnego innego kościoła. Jego stosunek do wiary i kościoła zmieniła się diamertalnie. Zawsze lewakował i komuszył (po ojcu trepie) ale starał się zachować pozory. Inaczej nie miałby życia w klasie.
Opowiadał mi Bogdan ...., że kiedyś przy wódce, gdzieś około 1993 roku, Tomek przyznał mu się, że ksiądz wyrzucił go z parafii za kłamstwo w konfesjonale i bezczelne pomawinie o bezeceństwa kolegi.  Tomek ponoć zwyzywał księdza wulgarnymi słowy i przysiągł zemścić się.
Tomasz Lis dotrwał jakoś do matury i czym prędzej po jej zdaniu wjechał do stolicy. Stosunków koleżeńskich z klasą nie utrzymywał, lecz sporadycznie w czasie wizyt w Zielonej Górze  zapraszał spotkanych kolegów na wódkę. Zdarzało się, że w upojeniu alkoholowym wypłakiwał się i przyznawał do bliskich kontaktów między-męskich.
- Wstyd było wysłuchiwać tych zwierzeń. Tomek całkowicie się stoczył. Raz opowiadał o niesprawiedliwości i kłamstwach na jego temat, a innym razem przyznawał do winy.
Myślę, że w swoich kłamstwach sam się już pogubił.
Dziś jego preferencje,  to już nie jest nic szczególnego – poprawność polityczna mogła by nawet wykreować go na „nowoczesnego homoseksualnego europejczyka“... ale poczekajmy, on pewnie już niedługo się wygada i wykreuje się sam.
A jego antykościelne obsesje?  Lisek zawsze miał tendencje do przesady. Brak umiejętności analitycznego myślenia i inteligencji nadrabiał zawziętością i upierdliwością... To mu zostało do dziś.

niedziela, 24 lutego 2013

piątek, 22 lutego 2013

wtorek, 19 lutego 2013

Profesor Debilizmu Tim Parks czyli skur..syństwo stosowane

Wkurza mnie niezwykle politycznie poprawne traktowanie faktów historycznych i robienie z ludzi idiotów.
Napiszę więcej, uważam ludzi którzy używają tego typu matactw językowych za skończonych debili oraz sk..synów.
Dlaczego tak ostro?
Dlatego, że język poprawności politycznej oraz  politycznie poprawne myślenie, to wstęp do głupoty, totalitaryzmu oraz wtórnego kołchoźnictwa myślowego.
Chcesz wychować durnia lub debila i prymitywa – kształć go w duchu poprawności politycznej.

Do grona profesorskiego na „Uniwersytecie Debilizmu Poprawno-Politycznego“ dołączył niejaki Tim Parks, brytyjski pisarz.
Parks, syn anglikańskiego pastora, nawiedzony ateista,  jest jedym ze stałych felietonistów amerykańskiej edycji Newsweeka.
Jako osobnik wychowany w duchu boskiego kultu królowej brytyjskiej, nienawidzący katolików, jak może tępi postaci zwiząne z kościołem katolickim.
Znakomicie pomocny jest mu w tym dziele lewacki Newsweek.
Tytuł ten zarówno w Polsce jak i w USA jest siedliskiem ateizmu i galopującego zwierzęcego lewactwa.
To łaczy ze sobą obie edycje, lecz trudno okreslić gdzie większe bydlaki drukują.
To jeszcze czas pokaże czy Lis czy jego semicki przyjaciel ze Stanów odbierze śmierdzący laur pierszeństwa.
Oby tylko dotrwali.
W USA Newsweek ukazuje się tylko w internecie, bo „gazetówka“ ogłosiła klapę (tak ją docenili czytelnicy). Pozostajemy przy nadziei, że i u nas tak się stanie.
Ale, do rzeczy...
Ów Profesor Debilizmu Tim Parks wypocił w ostatnim wydaniu amerykańskiego Newsweeka stek bredni na temat pontyfikatu oraz samej osoby Jana Pawła II.
W jednej z zawiłych tez, Parks pisze: Znaczenie miał też fakt, że Wojtyła pochodził z Polski. (...) Polacy w przeszłości cierpieli przez nazistów, a w momencie wyboru papieża cierpieli ze strony ZSRR.
Nie wiadomo, gdzie uczyli Parksa historii II wojny światowej (może w Berlinie?) i gdzie ewentualnie później leczyli go.
Musiał być to jednak intensywny kurs połączony z jeszcze bardzej intensywnym europoprawnym ogłupianiem, co zapewne nie było w przypadku Parks trudne.
„Debil Skur...syn“ (to taki tytuł naukowy) Tim Parks jawnie łże w żywo oczy i pluje w twarz Polakom, ofiarom NIEMIECKICH zbrodni, używając terminu „naziści“.
Kim według idioty Parksa są ci „naziści“?
To jacyś „obcy“, przybysze z Marsa?
„Debil Skur...syn“ Parks wie znakomicie o kogo chodzi i przez kogo Polacy cierpieli.
Poprawność polityczna zakazuje „DS“ Parksowi powiedzieć głośno o kogo chodzi.
Panie brytyjski idioto, Polacy cierpieli przez NIEMCÓW, bo NIEMCY napadli na Polskę.
Obozy koncentracyjne były NIEMIECKIE.
W komorach śmierci, to NIEMCY zagazowywali ludzi.
NIEMCY palili ludzi w krematoriach.
To NIEMCY rozstrzeliwywali bezbronne kobiety i dzieci.
Także NIEMCY podpalili prawie cały świat.
NIEMCY palili miasta, kradli dzieła sztuki i niszczyli polską kulturę, bo NIEMCY w znakomitej większości wspierali Hitlera i ochoczo poddawali się jego dyktatowi.
Tyle wyjaśnień historycznych w temacie.
A „Debil Skur...syn“ Parks i tak będzie dalej cyganił, bo prawdopodobnie pożydził na własnej edukacji i się „euroedukował“.

niedziela, 17 lutego 2013

Babony, kobiety i... baby z jajami


Faktycznie,  chyba gotów jestem przyznać rację tej części obywateli, która twierdzi że płci jeste więcej, jak dwie.
Oczywiście, nie jest to dziełem Stwórcy, lecz raczej szatana.
Lewackie i parakomunistyczne organizacje, wzorem swoich poprzedników, znów udowadniają, że z kobiety można zrobić coś zupełnie innego – twór szpetny i podobny raczej do sowieckiego mężczyzny.

Tworzenie „babona“

Okres budowy socjalizmu i utrawalania władzy ludowej w Polsce, zapisał się w historii głównie jako czas zbrodni na narodzie, dyktatury matołów oraz... epoka tworznia „babona“.
Miłe i kobiece niewiasty, za namową specjalistów od bandyckiej, komunistycznej propagandy, stawały się traktorzystkami, murarkami, hutniczkami i innej maści „babonami“.
Przyodziewając męskie kostiumy, chlając wódę i ćmiąc skręty, owe „babony“ zatracały stopniowo kobiece atuty, nabywając męskich cech i zachowań.
Pewnie gdyby nie dający się zauważyć zarys biustu oraz brak zarostu, tudzież sikanie na siedząco takiego „babona“ nikt by od mężczyzny nie odróżnił.
Sztuka kamuflarzu nie była zatem doprowadzona do perfekcji, ale pewnie i o to wcale nie chodziło.
„One“ miały tylko chłopa imitować a nie chłopem być (w naszych czasach bywa czasem  odwrotnie – chłopy udają kobiety, ale ci to się pederastami nazywają).
Takie „babony“ zawierały związki małżeńskie oraz bywało, że rodziły dzieci.
Dzieci te nie posiadały matki, tylko „matkona“, którego ciężko było odróżnić  na pierwszy rzut oka od ojca. W życiu rodzinnym „matkony“ nie odróżniały się też od ojców sposobem zachowania oraz rolą w rodzinie.
Zabieg tworzenia „babona“ oraz usilne upodobnianie go do mężczyzny spowodowane było zapewne wprowadzaną w życie socjalistyczną ideologią zwrównywania i ujednolicania społeczeństwa na wszystkich płaszczyznach.
Rzadko zatem dochodziło do zwiazków kobieta-mężczyzna. „Babon“ wypierał kobiety.

Kobiety w natarciu - „babon“okopuje się w biurach

Epoka „Edwarda Odnowiciela“ zmieniła nieco wizerunek niewiasty w Polsce.
Szersze otwarcie na kraje cywilizowane, skutkowało zmianą oczekiwań samca odnośnie samicy.
„Babon“ nie wystarczał i nie stanowił już atrakcji.
Młodsze pokolenia samic poczęło doszukiwać się zatem przyjemności w pokreślaniu swojej kobiecości a nie w wytapianiu surówki, kręceniu korbą czy układaniu szamotki.
Nie wszystko jednak stało się tak piękne, jak po dotknięciu różdżki.
Siermiężne „babony“ z minionej epoki „tażysza Gomuły“ pozostawały teraz na prominentnych stanowiskach i wygniatały szorstkimi dupskami fotele w urzędach, biurach oraz komitetach.
Prawda, że zniknęły z życia publicznego, jako „robociarki“ (bo ile lat można spuszczać surówkę) ale za to, przeniesione zostały na inny, odpowiedialny odcinek socjalistycznej pracy – za biurko.
Pocieszające w tym wszystkim było tylko to, że nowe „babony“ nie wykluwały się – „babon“ jak przypuszczano, stanowił gatunek na wyginięciu.

Śmierć „babona“

Wraz z nadejściem epoki „Solidarności“ i szerszym zbliżeniem obywateli do kościoła katolickiego, „babon“ przestał praktycznie istnieć. Tylko nieliczne jeszcze „babony“ nadal zasiedlały skanseny PRLu w różnej maści „organizacjach ratujących idee socjalizmu“ i zwalczających ruchy niepodległościowe i związkowe.
Były to jednak  jednostki.
Idea oraz potrzeba istnienia „babona“ straciły na aktualności jako relikt niechlubnej przeszłości.
Kobiety stały się kobietami a gatunek męski docenił wreszcie (w tak wielkim stopniu pierwszy raz od zakończenia wojny) zalety kobiecości.
Układ ten został wprawdzie nieco zwichrowany w okresie stanu wojennego (powrót wzorców „babonowych“), ale wraz z nadejściem przemian ustrojowych męska część społeczeństwa mocno potwierdziła potrzebę adorowania prawdziwej kobiety.
Wejście  do Polski „zachodu“ oraz „wielkiego świata“ wraz z biznesem i zwyczjami tam wówczas panującymi pogrzebało „babona“.
Właściwie prócz Zofii Grzyb „babon“ nie istaniał.
Wróciły kobiety.  Wróciły do biur, sklepów, do życia publicznego.

Odrodzenie „babona“ – wracają upiory

Niestety zbliżenie z tzw. europką zaskutkowało przypływem do Polski najróżniejszych idiotycznych idei i wzorców zachowań.
W myśl powiedzenia „wszystko, co nie jest zabronione – jest dozwolone“ kobiety poczęły znów ulegać wpływom bzdurnych komunistycznych fanaberii.
Tym razem z zachodu.
Ponieważ głupota jak armia radziecka – nie zna granic, szybko wykluły się z niej ponownie „babony“ i szybko zaistniały medialnie.
Tym razem jednak dawne hasła o „babach na trakorach“ czy „babskich czwórkach murarskich“ zastąpiły bardziej nowoczesne wyzwania.
„Parytety“, „Sama rodzę – sama wychowuję“, „Bóg jest kobietą“  - to tylko nieliczne „postępowe“ hasła „babonów“ zwanych teraz feministkami.
Ikony postępowego świata (w rozumieniu „babona“) takie jak: Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Wanda Nowicka czy Joanna Senyszyn to nowe wcielenie dawniejszych zastępów Wand Wasilewskich, Lun Brystygierowych  wraz z Helenkami Wolińskimi.
Znów ubyło nam kobiet.
Najzabawniejsze, że tym razem pod pozorem celebracji kobiecości, aktywistki „ruchu babonów“ de facto pokazują jak kobietą nie być.  Nie ma żadnego znaczenia, że taka np. Senyszym wyfiokuje się a Środa zapoda trwałą ondulację - to tylko pozory.
Współczesny wizerunek „babona“ odrzucił dawno wymazanego smarem kocmołucha z petem. Teraz to nawiedzona feministycznie i w miarę czysta kobita o przekonaniach lewackich i antyklerykalnych, samowystarczalna z przekonań – całkowicie zależna w rzeczywistości od  swojego komitetu centralnego czyli mózgu zewnętrznego.
Jednym słowem, całkowicie niezdolna do myślenia smodzielnego.
Dodatkowy smaczek, to fakt że w porównaniu z dawnym „babonem“, „nowoczesny babon“ ze względów ideologicznych, nie wchodzi w związek małżeński z mężczyzną.
Oszczędza to ewentualnym owocom takiego związku wstydu przed rówienikami z powodu durnego „matkona“.
Wiadomo, że większy obciach to głupio pieprzyć niż głupio wyglądać.
Ponadto wśród „nowoczesnych babonów“ panuje moda na lesbjstwo, co wyklucza mężczyzn  z zasady.
„Nowoczesny babon“ walczy w wolnych chwilach o prawa mniejszości seksualnej.  Tej żeńskiej.
Oczywiście mniejszość nie jest w tej kwestii pytana o zdanie, bo „babon“ wie lepiej.
Według „nowoczesnego babona“ taka postawa stanowi przejaw walki z szowinistycznym męskim światem, a według normalnych uchodzi za przejaw walki z rzeczywistością.
Dzisiejszy „babon“ to już nie to samo, co 60 lat temu.
Jedno co łączy dawnego „babona“ ze współczesnym, to ciagłe dążenie do upodobnienia się do sowieckiego mężczyzny.
A czy wizerunkowo czy mentalnie – cóż za różnica?

Nowa jakość – „baba z jajami“

„Nowoczesna europka“ stawia przed nami nowe wyzwania. Nie wystarcza jej już plemię „babonów“. W swojej przebiegłości oraz potrzebie świrunku płciowego stawia teraz na nową jakość - „babę z jajami“!
Wprawdzie u nas to nowość, ale w „bardziej postępowej części świata“ pederaści, którym wydaje się że są kobietami i przebierają się za „babony“ – to ponoć normalka.
Co niektórzy nawet wycinają sobie lub przyszywają tam i ówdzie.
Jak widać i u nas nadszedł czas na „nowoczesność“, toteż mamy już swoją „babę z jajami“ i to w sejmie!
Mówiąc poważnie, to mam problem ze sklasyfikowaniem płciowym gatunku „baby z jajami“.  Kobieta, mężczyzna, babon mieści się w ramach gatunkowych, ale „baba z jajami“... tu jestem bezradny.
Z góry poddaję się i przyrzekam nie zagłębiać dalej w temat.
Wysoce prawdopodobne, że następnym „eurofreakiem“ będzie baba, której wyda się, że jest snopowiązałką.
Wtedy tylko pozostanie targnąć się na sznur...

wtorek, 12 lutego 2013

Słuchaj no Henia, zrób mi...


Henryka Krzywonos, znana tramwajarka, która zatrzymała już zatrzymany (na skutek odłączonego zasilania) tramwaj i tym bohaterskim czynem zapisała się na kartach historii III RP, obraziła się na Palikota. 
Podobno Palikot, w czasie gdy próbował skaperować ją do swojej drużyny, wysyłał  niestosowne SMS-y czym dotknął do żywego jej kobiecą i opozycyjną-tramwajarską godność.
Cóż takiego mógł wypiswać Palikot - Krzywonosowa nie ujawnia, bo to jest „niezgodne z jej  zasadami“. 
W takim razie, zgodnie z ogólnie panującymi zasadami, postawa „wiem, ale nie powiem“ daje prawo oraz podstawy do snucia hipotez.
Na onetowskiej stronie Politykier.pl, autorzy przypuszczają, że ów „niestosowny SMS“ od Palikota mógł brzemieć:  Słuchaj no Henia, lecąc na kongres zrób mi łaskę i kup kilka bułek oraz kefir - przydadzą się nam rano".
Oczywiście mogło tak być.
Szczególnie, że Henia uczestniczyła w kongresie Palikociarni, gdzie nawet coś powiedziała do mikrofonu na mównicy.
Wtajemniczeni twierdzą też, że poziom wypowiedzi, mógł wskazywać na „spożycie“, toteż ta wersja  z kefirem pasowałaby jak ulał.
Pamiętając też o erotycznych fanaberiach szefa partii i jego zamiłowaniu do penisów (trudno powiedziać czy tylko sztucznych), ów SMS mógł również brzmieć:  Słuchaj no Henia, lecąc na kongres zrób mi laskę i kup kilka bułek oraz kefir - przydadzą się nam rano".
Niestety na skutek „wielkiego focha“ strzelonego przez Krzywonosową, kto inny będzie teraz to wszystko robił Palikotowi.
A my już chyba wiemy kto!
Na pierwszy rzut oka, to urodą oraz posturą przypomina nawet „najsłynniejszą tramwajarkę“... ale w łapach silniejsza.