wtorek, 30 kwietnia 2013

Dom Wszystkich: Polska


Nasz pucio-pucio, miś puszysty i salonowy lew – Ryszard Kalisz nie płakał po SLD.
Otórz nie myśląc długo, otworzył  dziś inicjatywę obywatelską “Dom Wszystkich: Polska”.  Ma ona na celu, jak podaje ojciec-pomysłodawca, działać  “…na rzecz podmiotowości społeczeństwa w Polsce…”.
Łatwo się domyśleć, jak ów chałupa będzie miała wyglądać i na jaki kolor pomalowana będzie. Nie trudno też zgadnąć, kto w takim domu cieciem się zostanie, a kto administratorem.
Dlatego też, drogi Panie Kaliszu, Rysiu nasz puszysty,  niniejszym bardzo proszę o nie branie pod uwagę mojej osoby przy przydziale lokali w tymże domu.
Nie chcę się u Pana zakwaterować, bo ponad wszytsko cenię sobie spokój i normalność, a także lokatorski ład, czego w pańskim domu raczej nie będzie dane zaznać.
Gdzie poza tym (rozważając czysto teoretycznie) miałbym tam mieszkać?
Ja podział lokali w pańskim budynku wyobrażam sobie tak:
W piwnicy i na parterze najtańsze kwatery - dla najuboższych bez koneksji. Może też trochę ludności o poglądach prawicowych – aby ich szczury zjadły.
Od pierwszego do trzeciego pietra – tyrające w nadgodzinach robole i małe rzemiosło. Tu łatwiej ich będzie obrobić z grosza - krat w oknach nie założą, bo niby za co?
Po opłaceniu komornego i podatków… na garnuszek wietnamskiej zupki instant tylko starczy.
Dalej, od czwartego piętra do szóstego ci od Palikota i “tęczowi”.
I tak, na czwartym pederaści, bo będą bliżej mięli do “normalnych” z trzeciego, a to daje zawsze szansę na dokuczenie hetero-motłochowi.
A może który z nich się na homo nawróci….?  Wiadomo, przykład idzie z góry.
Na piątym tranwestyci i kaleki z wyciętymi organami – jako potwierdzenie tezy, że to “europejczycy na piatkę”.
Na szóstym reszta hałastry – oszuści podatkowi, bandyci, narkomani i pedofile.
Wyżej,  po kolei: dawna pezetpeerowska geriatria – pietro siódme (głuche to już jak pień, toteż nie będzie słyszało awantur hołoty z szóstego).
Ósme – elita z “elyt prasowych III RP”. Oni muszą mieć spokój do twórczej pracy, a “zbowid” z siódmego nie będzie przecież im hałasował.
Z kolei dziewiąte piętro, to lokale dla uwłaszczonej nomenklatury i zasłużonych “tarzyszy”, którzy odnaleźli się w nowej rzeczywistości III RP. Jednym słowem bogate elity socjaldemokratów (przed 1989 rokiem - komunistów). To tak by mięli blisko do dziennikarskich elit z ósmego - współpraca środowisk przecież wskazana.
Na dokładkę w końcu korytarza, trochę koncesjonowanej opozycji, uznającej słuszność epokowej przemiany peerelowskich oprawców w ofiary histerycznej prawicowej nagonki. Tu i Wałęsa i Borusewicz i kilku innych pokroju Borowczaka z Krzywonosową i Niesiołowskim.
I w końcu piętro dziesiąte.
Tutaj apartamenty dla tych, którzy w “Domu Wszystkich: Polsce”  muszą wreszcie poczuć się jak w domu rodzinnym, bo w latach ich świetlanej działalności polityczno-państwowej naród jakoś się na nich nie poznał i dokuczył im zdrowo.
Zatem tow. Jaruzelski, tow. Kwaśniewski, tow. Miller, Cimoszewicz, Borowski, ostry jak brzytwa Oleksy…. pewnie też skromy jak trzmiel-miodownik sam Ryszard kalisz, tu sobie coś zarezerwuje.
Część jeszcze bardziej ekskluzywną piętra dziesiątego zajmą przedstawiciele polskiego czerwo-biznesu, ci którzy przecież tak naprawdę stworzyli ten “dom”.
Rzecz jasna, piętro dziesiąte nie będzie podzielone żadną bramką czy też szlabanem, aby zawsze taki Jan Kulczyk mógł wpaśc sobie na pogawędkę do towarzysza generała na kawę…. W końcu to “Dom Wszystkich:…” ale na szczęście nie mój!

piątek, 26 kwietnia 2013

Wymiar Sra...wiedliwości!

Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Stanisław Kociołek jest niewinny a dwóch oficerów LWP tylko "...wzięło udział w pobiciu, polegającym na oddaniu strzałów z broni palnej w kierunku grupy ludności cywilnej", za co wymierzył im karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata.
45 zamordowanych robotników, ok. 1060 rannych to efekt tego "pobicia" w czasie pamiętnych dni Grudnia'70.... Przewodniczył składowi sędziowskiemu -  sędzia Wojciech Małek.

Sąd Apelacyjny w Warszawie, uniewinnił Beatę Sawicką oraz Mirosława Wądołowskiego z zarzutu korupcji. Oboje "... odpowiadają za łapówkarstwo moralnie - podkreślił sędzia, dodając, że odpowiedzialności karnej Sawicka uniknęła wobec stwierdzenia, że techniki operacyjne stosowane w tej sprawie przez CBA były stosowane nielegalnie."... Przewodniczył składowi sędziowskiemu -  sędzia Paweł Rysiński.

Brawo polskie sądownictwo!
Mamy godnych następców Michnika, Litamnowicza, Widaja, Wolińskiej...
Wyedukowani na kodeksie Krylenki, dobrze wyszkolili kolejne kadry.
Nawet ideologicznie obcy im Freisler byłby dumny...


Wniosek. 
Można zabijać i kraść,  jeśli tylko ma się dobrze umocowanych kolesi lub mocodawców.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Europa Chlust już działa!

Pierwsze spotkanie założycielskie Europy Chlust. Było miło i wylewnie!

piątek, 19 kwietnia 2013

Kult skurwysyna....


Jak wszystkim wiadomo, Marek Edelman uważał się za ostatniego przywódcę powstania w warszawskim getcie. Mit i kult Edelmana podtrzymywała dzielnie „Gazeta Wyborcza“ oraz większa część filosemickich mediów.
Każde kłamstwo powtarzane wielokrotnie urasta do rangi prawdy, toteż „GW“ tłoczyła do pustych głów swoich czytelników bzdury o Edelmanie i jego kolesiach tak długo, aż wszem i wobec ogłoszono „prawdę najprawdziwszą o bohaterstwie, sprawiedliwości i heroiźmie Edelmana“ jako nie podlegającą dyskusji.
Historii w „wersji GW“ uczą się dziś dzieci w szkołach oraz karmi się nią studentów. Historyczne opracowania, wydawnictwa naukowe pełne są zmyślonych i kłamliwych w rzeczywistości bajań o heroicznych dokonaniach Edelmana wraz z jego Bundem.
Każda próba publicznego negowania postawy samozwańczego lidera powstańczego zrywu w getcie jest z miejsca uznawana za bliźnierstwo i traktowana niczym „negacjonizm oświęcimski“.
Tak to sobie „michniki“ stworzyły z bandyty i łobuza postać pomnikową i trzymają przy nim wartę całodobową z piórem na ramieniu.
Prawda o Edelmanie wygląda dużo prościej, niż to by mogło się wydawać.
Bez „gazetowyborczego“ patosu i bajania, bez wielkiego porywu serca i walki w imię narodowej dumy oraz godności.
W rzeczywistości zarówno Bund (lewacka, bandycka organizacja) jak i Marek Edelman dbali wyłącznie o własne interesy i to kosztem innych mieszkańców getta.
Posuwali się nawet do kidnapingu, wymuszeń i bandyckich napadów, być stać ich było na luksuowe życie.
Nie gardzili akcjami zbrojnymi i zabójstwami.
Stworzyli organizację, podobną  do mafii.
Mordowali każdego, kto sprzeciwił się tym praktykomi i nie był w stanie „opłacać się“ zbójom. W stosunku do porwanych nie mięli litości i stosowali wymyślne tortury.
Pomysłowością w dręczeniu ludzi dorównywali hitlerowcom i sowietom.
Obcinali palce dzieciom i wysyłali je nie chcącym płacić haraczu rodzicom.
Podwieszali młodych chłopców pod sufitem, umieszczając ich nogi w cebrze z lodowatą wodą... Prawdą jest, że nawet hitlerowcy mogliby od Edelmana się uczyć.
Z innych znanych akcji „budnowców“ oraz Edelmana na uwagę zasługuje napad na przedsiębiorstwo aprowizacyjne oraz kasę Judenratu.
Gdy większość warszawskich Żydów głodowało a często z głodu umierało, Edelman i jego banadyci opływał w dobrobyt i luksusy.
Stać ich było na wszystko.
Byli panami życia i śmierci i stanowili faktyczną władzę na terenie getta.
A udział w zbrojnym zrywie powstańczym z  kwietnia1943 roku?
Cóż, w momencie nieuchronnej zagłady całego getta, nie mając już nic do stracenia człowiek posuwa się do czynów desperackich...
Dziś jako uosobienie niegodziwca i bydlaka przedstawia się postacie Szeryńskiego, Gancwajcha, Lejkina, Nossiga.
Na tej liście brakuje jednak osoby, która z pewnością dorównuje wyżej wymienionym zbrodniarzom a nawet ich w pomysłowości zbrodniczej przewyższa... brak Marka Edelmana.

Tak jak hitlerowcy dokumentowali na fotograficznej kliszy swoje zbrodnie, również Edelman upamiętniał „działalność“ bundowsko-mafijną.  Robił to piórem.
Powyższe fakty pochodzą z książki Marka Edelamana "Strażnik Marek Edelman opowiada"
Jako ciekawostkę przytoczę jej fragment:

My, bundowcy, byliśmy jedyną organizacją polityczną mającą pieniądze. Nowojorska organizacja robotnicza, do której należał szef amerykańskich związków zawodowych Dubiński, od samego początku przysyłała pieniądze. Natomiast syjoniści nie mieli ani grosza. Ich towarzysze z Palestyny porzucili ich. Żeby wystarać się o broń, urządzaliśmy "eksy", czyli ekspropriacje. Chodziło się do bogatych Żydów, do przemytników czy do żydowskich policjantów, terroryzowało się ich i zabierało forsę. Kasę Judenratu ograbiliśmy na setki tysięcy złotych, obrabowaliśmy też przedsiębiorstwo aprowizacyjne. Posunęliśmy się nawet do porwania. Lichtenbaum, przewodniczący Judenratu po Czerniakowie, odmówił pieniędzy. Uwięziliśmy więc jego syna. Trzymaliśmy go przez 12 godzin. Do Lichtenbauma napisaliśmy, że trzymamy chłopca z nogami zanurzonymi w cebrzyku z lodowatą wodą, tak że na pewno nabawi się choroby.
Przyszli z pieniędzmi. Innym razem żydowski policjant, zresztą skurwysyn, nie chciał dać nam pieniędzy. Przyszliśmy do niego około czwartej, gdy termin ultimatum upływał. - Nie chcesz dać? - spytaliśmy i zastrzeliliśmy go. Po tym zdarzeniu wszyscy płacili. W sumie pieniędzy nam nie brakowało. To my byliśmy prawdziwą władzą w getcie. To my decydowaliśmy, jak mają żyć ludzie, którzy pozostali w getcie. Nazywali nas "partią". Gdy partia coś kazała, było to wykonywane. (...)

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rocznica powstania w warszawskim getcie czyli pole do zagospodarowania dla komisji Laska.(?)


Rozpoczynają się uroczystości zwiazane z rocznicą powstanie w warszawskim gettcie. 
Będzie patetycznie i wyniośle. 
Mogą być to jednak, ostatnie takie uroczystości.
Specjalna komisja zwana “Laskami Tuska” (korzystając z wolnego czasu, po ujawnieniu opinii publicznej prawdy dotyczącej katastrofy smoleńskiej) ustaliła na poczekaniu, że z tym powstaniem wcale nie było tak, jak podają historycy i świadkowie.
Istotną rolę w likwidacji getta odegrały twarde niczym stal brzozy. 
Co do ofiar, to z pewnością było to pasmo nieszczęśliwych wypadków a nie działań celowych.
Nie można, rzecz jasna mówić o jakichś wybuchach czy eksplozjach….
Wkrótce prof. Paweł Artymowicz ma przedstawić odpowiednią, rysunkową symulację przebiegu powstania.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Jak zagospodrować Artymowicza




Nieopisane pokłady talentów drzemią w wybitnym naukowcu białoruskim - Pawle Artymowiczu (Павэл Николаевич Aртимович).
Z wielką dozą nieskrywanego podziwu należy stwierdzić, że pierwszym, który poznał się na geniuszu astrofizyka, był pan premier.
Dotąd prosty lecz przykładny docent badał sobie spokojnie ciała niebieskie i nie marzył nawet o karierze politycznej a tu pan premier czarodziejską laską… stuk, puk...itd. Itp.
Nie jest łatwo wyjaśnić w jaki sposób astronom, w ewolucji gwiazd podwójnych i układów planetarnych oraz dynamice dysków astrofizycznych zabarwionych pyłem międzygwiazdnym wyczytał rozwiązanie zagadki tragedii smoleńskiej.
To chyba  tylko dzięki ogromnej intuicji, talentowi i oddaniu panu Premierowi.
Jak przystało na zapalonego posiadacza talentów wszelakich, Paweł Artymowicz, jako popisówkę  na prędce sklecił coś na wzór “dobranocki” z epoki “Gąski Balbinki” i nazwał to “symulacja lotu TU-154”, czym ujął do głębi Donalda Tuska zakochanego w filmach rysunkowych.
W przypływie miłości własnej pan premier nakazał zakończyć śledztwo, zamknąć teczki i dla pewnośći spalić... Artmowiczowi polecił przyznać tytuł „Złotego Leminga z gwiazdami oraz pryszczem i ogłosił, że sprawę Smoleńska wyjaśniono, a jak to chce poczytać to MIller właśnie wszystko opisał. Dla spragnionych oryginału, dostępny raport MAK. 

Odtąd świat przed Artmowiczem stanął otworem, a zaufaniem władzy począł cieszyć nieograniczonym.
Jak tu nie wierzyć w przysłowie, iż każdy żołnierz nosi w tornistrze buławę marszałkowską?
Przecież sukces osiągnął skromny astrofizyk, specjalista od gwiazd podwójnych i układów planetarnych oraz dynamiki dysków astrofizycznych czyli o specjalności zupełnie nie przystającej do istoty prowadzonych badań.
Przypadek?
Całkowicie błędne myślenie!
Wszystkim zazdrośnikom oświadczam więc, że Paweł Artymowicz posiada licencję pilota – amatora.  Od czternastu lat kieruje takimi fortecami powietrznymi jak awionetki i coś na podobieństwo latawca ze śmigłem, toteż na ten przykład, taki kapitan Wrona tytułuje go zapewne: “kolego” .
“Nie ma śmiania…”
Skoro sprawa została przez Artymowicza wyjaśniona, komisja Millera zakończyła dłubać w nosie a bohaterscy prokuratorzy wojskowi bez strat w ludziach wrócili z „pobieżnych oględzin“ wraku, można a nawet trzeba tak wybitnego fachowca jak pan Paweł zagospodarować.
Jak?
Otórz, wiadomo że pan Artymowicz posiada również wiele innych uprawnień i dokumentow, które stawiają go w roli fachowca a nawet w danym temacie alfy z omegą włącznie.
Choćby posiadanie takiego „prawa jazdy“ może skłonić władze do zatrudnienie Pawła Artymowicza jako głównego eksperta do spraw motoryzacji a nawet budowy autostrad.
„Karta rowerowa“ w rękach Artymowicza może oznaczać, ni mniej, ni więcej,  iż jest on jedyną osobą mogącą rozwiązać problemy „ścieżek rowerowych“ a bilet miesięczny to przepustka do fotela reformatora transportu miejskiego.
Z kolei karta bankowa to idealny dokument stwierdzający ponadwybitny talent w dziedzinie bankowości. A kwit z pralni to.... itd...itp.
Panie Artymowicz, daj pan się zagospodarować panu premierowi. On tak bardzo potrzebuje dziś fachowców!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Syn, wnuk, siostrzeniec... klon?


Po lewej: Nikołaj Porfiriewicz Afanasjew (1902 -1979) gen. mjr służby sprawiedliwości ZSRR. W marcu 1945 roku Naczelny prokurator wojskowy armii sowieckiej.
Oskarżyciel państwowy reprezentujący interes ZSRR w procesie szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego w dniach 18–21 czerwca 1945 r. w tym Generała Leopolda Okulickiego.
Po prawej: Igor Tuleya (ur. 1970) – polski sędzia, rzecznik sądu okręgowego w Warszawie. Pupil lemingów i eseldecji. 

sobota, 13 kwietnia 2013

Ingerencja z kosmosu czyli Artymowicz w komisji


Astrofizyka – dziedzina nauki leżąca na pograniczu fizyki i astronomii, zajmująca się badaniem procesów fizycznych w skali astronomicznej oraz budową i prawami rządzącymi obiektami astronomicznymi. Tematem badań astrofizyki są procesy fizyczne we Wszechświecie dotyczące takich obiektów jak gwiazdy, galaktyki, materia międzygwiezdna oraz ich wzajemne oddziaływanie....“ (za Wikipedią)

 Paweł Artymowicz to doktor hablitowany w zakresie astronomii ze specjalnoscią astrofizyka. Paweł Artynowicz, to też jeden z głównym ekspertów peowskiej komisji d/s Tłumaczenia z Tuskowego na Nasze Raportu Millera (TTNRM), komisji zwanej „Laskami Tuka“.
Wykorzystywanie przez komisję wybitnej wiedzy pana Artymowicza wskazuje na jakiś tajemniczy trop, który fachowcy zatrudnieni przez premiera zapewne odkryli i trzymają w tajemnicy.
Prawdopodobnie usłyszymy już niebawem o działaniu ciał niebieskich, czyli mówiąc wprost, że to materia międzygwiezdna lub meteoryt zjawiły sie w Smoleńsku i wpłynęły na zachowanie pilotów TU154. Co było dalej wiemy.
W każdym razie jakieś procesy astrofizyczne we wszechświecie (związane ze smoleńską tragedią) zajść musiały, skoro takiego fachowca od gwiazd, galktyk i materii międzygwiezdnych komisja TTNRM zatrudnia.
Póki co, jedyne co łaczy „Laski Tuska“ z kosmosem, to kosmiczna głupota, która pozwala im jednoznacznie określić przyczyny katastrofy bez badania wraku i bez przeanalizowania oryginałów zapisu z „czarnych skrzynek“. 
Ze swojej strony postuluję o zatrudnieni w tejże komisji jeszcze profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza.
To wybitny fachowiec od piep...nia.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Julisz Machulski będzie kręcił nową komedię!

Szczególny zbieg okoliczności sprawił, że znany reżyser Juliusz Machulski zagustował obecnie w tworzeniu komedii. Nie to jest jednak dziwne, bo mistrz kilka filmów w tym gatunku spłodził. Dziwnym jest, iż maestro Machulski ukochał sobie szczególnie abstrakcyjne komedie w stylu "Borata" czy też "Cyrku Monty Pythona". I to, choć dziwne, najdziwniejszym nie jest.
Jeszcze dziwniejsze jest, że o swoich planach poinformował na łamach Newsweeka i to w przeddzień rocznicy Tragedii Smoleńskiej. Pan Juliusz Machulski (jak podał w "organie lisa") mógłby nakręcić film komediowy o katastrofie polskiego samolotu prezydenckiego.
Faktycznie śmiechu co nie miara, temat jak najbardziej zabawny, tym bardziej, że śmierć poniosło 96 osób. Przynajmniej wiadomo, co Juliusza Machulskiego bawi i śmieszy i jakiego typu dowcipem można mu sprawić przyjemność.
Gratulując mu niezwykłego typu poczucia humoru, skromie zasugeruję inny zabawny temat, który może stać się kanwą przezabawnego filmu w jego reżyserii. To może być coś jak np.  Kac Wawa..


Bareja w kraju Tuska (1)



środa, 10 kwietnia 2013

wtorek, 9 kwietnia 2013

"Blok smoleński"


W TVP „blok smoleński“.
Na pierwszy ogień jakieś popłuczyny ugotowane w Kanadzie na millerowyej kupie. 
Obraz na poziomie „Kapitana Klossa“ lub „Czterech Pancernych“... Przyjaźń polsko-rosyjska, zgodna współpraca, wina obcych ideowo pilotów i bohaterowie: Miller oraz Lasek. 
Wszystko narracją okrasił niejaki Konstanty Gebert – funkcjonariusz „GW“ – zgodnie z linią rosyjskiej propagandy.
Jednym słowem, całość – kupa mułu i 200 kg kitu...
Po filmie, w studiu profesorowie: Rońda i Artymowicz.
Rońda przedstawia konkrety, Artymowicz od czau do czasu tylko uśmiecha się ale argumentów brak. To podobno jakiś „naukowiec“ z Toronto.
Może chłop tam w gimnazjum uczy?
Później film Anity Gargas.
W nim konkrety, rozmowy ze świadkami.
Są też pokazane kłamstwa rządzących, nieróbstwo władzy i leserka komisji Millera.
Cały ten syf i bagno.
Tusk przed telewizorem ma czerwone uszy i rośnie mu nos. Kopacz już nie może odwrócić głowy w pokoju, bo strąca kichawką kryształy z komody i obrazy ze ścian...
Później znów profesorowie. Dyskusja bez sensu.
Rońda z konkretami i dokumentami, Artymowicz tylko usmiecha się. Nie przygotowany, bo pewnie nie miał czasu. Wypracowania dzieciakom sprawdzał,... czy coś tam innego?
Chwila przerwy.
Pojawiają się goście w studiu. Lisiecki, Karnowski, Stankiewicz, Kleiber, Wroński i Krzemiński. Mniej ciekawa część wieczoru. I tak nikt nikogo nie przekona.
Spokojne i logiczne wywody Lisieckiego.
Rzeczowość Karnowskiego, Stankiewicza, wstrzemięźliwość prof. Kleibera... Wroński intelektualizuje.
Za to pedał pieni się i wierci na stołku. Przerywa i zakrzykuje. Może kiszka swędzi...?
Wreszcie koniec bloku.
Mało ciekawie było ale za to pluralistycznie... i z pederastą, co najwazniejsze! 
Znaczy po europejsku.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Heniek w KMP!


Całą Polskę zmroziła informacja o odejściu z szeregów Kongresu Kobiet Polskich - Henryki Krzywonos. To wielka strata, zarówno dla kobiet jak i kongresu, już nie mówiąc o szeregach. 
Oficjalny komunikat głosi, że to brak czasu wpłynął na decyzję sławnej tramwajarki z zatrzymanego tramwaju. Prawda jednak leży gdzie indziej. W tajemnicy udało nam się zdobyć zdjęcie z Kongresu Mężczyzn Polskich, gdzie jako gość specjalny wystąpił niejaki.... Henryk Krzywonos!
Kręgi zblizone do dobrze poinformowanych donoszą, że między obiema formacjami nastąpiła ponoć wymiana w ramach której Kongres Kobiet Polskich pozyskał z Kongresu Mężczyzn Polskich – Annę Grodzką vel. Krzysztofa Bęgowskiego a Henrykę Krzywonos wytransferowano do Kongresu Mężczyzn Polskich jako Heńka Krzywonosa.
Podobno między transferowanymi nawiązała się nić sympatii, co dobrze wróży dalszej współpracy między organizacjami.





środa, 3 kwietnia 2013

Odwołają p..dę?

Korzystając z wolności słowa, której definicję tak pięknie nam wyłożyli obrońcy niezależnej wypowiedzi - Kazimierz Kutz, Janusz Palikot, Manuela Gretkowska, Armand Ryfiński.... przedstawię komentarz dotyczący własnej oceny pewnej osoby publicznej.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Zdradek i jego klajniejsze jabłuszka. 3. Rany


- Tate, tate, nasz kochany tate... ratuj! – Tadełe i Aleś wpadli do gabinetu ojca z wielkim krzykiem.
- Co? Co się stało moje judaczki, moje klajniejsze jabłuszka uwielbiane...
Zdradek przerwał w jedenj chwili dożynanie watah i przytulił obu chłopców z troską.
- O co chodzi? Moje wy pejsiki i obrzezaki piękne, co się stało... no już  nie płaczcie, tylko wyjaśnijcie o co chodzi – Zdradek próbował uspokoić chłopców oraz znaleźć powód tak wielkiej histerii.
- Tate, tate... my nie chcemy zostać gojami.... nie chcemy! – szlochom dzieci nie było końca.
- Ale, jak to? Zaraz zaraz... – Zdradek uważnie przyjrzał się twarzom pociech.
- A co to za rany na waszych twarzach?!
Faktycznie na obliczach synów widniały krwawe zarysowania.
- Co to znaczy, wy moje jabłuszka, kinderki najsłodsze...?
- Ach tate... nasz goj-tate. To własnie powód naszego płaczu - my bawili się w mecz fubolowy. Byliśmy jako bohatery od Maccabi Tel-Aviv... w futbol biegaliśmy...
- W futbol....?  To nie ma lepszego sportu dla dobrej młodzieży od ważnego ojca i ważnej matki...?
-  Ale tate, nasz goj-tate... To nie jest goj-drużyna! Ona jest koszer-drużyna i korekt! My w słusznej drużynie biegaliśmy... tylko, że nam ta futbol piłka w róże popadła...
- ... w Róże Thun? – przerwał zaskoczony Zdradek
- Nie tate, w róże, co to jest kwiat! W tem naszem Ogrodzie Luksemburskim...
- Czyli w Różę Luksemburg! – wydedukował Zdradek. - O matko moja gojowska, czy coś się tam złego stało? Mówcie żydeczki, moje klajniejsze jabłuszka uwielbiane..
- Nam te paskudne antysemickie kolce od kwiata rany porobiły! Weszliśmy za futbol piłką i wtedy te kolce na nas napadły... aj waj, bolało... tate, jak bolało...
- A to nazistowskie kwiaty! Wasz goj-tate każe wyciąć... wyrżnąć... dorżnąć te watahy róż....
- ...ależ tate, to nie jest jeszcze ajwaj najwięjszy! Nasze mame zakazała nam w futbol kopać... póki nie staniemy się gojami... póki nasze rany na twarzach nie zostaną gojami...
- .... gojami?! Jak to?!
- Bo nasze mame, nasza najdroższe mame... powiedziała, co te rany mają zostać gojami na naszych koszer-twarzach!
- Ale co wam powiedziała dokładnie, moje jabłuszka pejsiaste i klajniejsze... – Zdradek otarł łzy z oczu chłopców leżącą na fotelu skarpetką.
- No powiedziała, że nie ma futbol dla nas, póki rany się NIE ZAGOJĄ!  Aj, waj.... aj waj! My nie chcemy mieć ran gojów! – dzieci znów uderzyły w płacz.
- Ach wy moje maleńkie, pejsiaste koszer-kinderki! To tak tylko się w tym języku mówi, nie robi... wy tak po cichu idźcie w futbol kopać na drugi koniec domu, tam gdzie was nie widać. Ale na wszelki wypadek to nie smarujcie ran gencjaną... nie będzie się GOIŁO!
- Tate, nasz tate kochany... dziękujemy ciebie, ty nas tak kochasz, mimo że ty tate-goj jesteś.... Ty nam takie piękne rady dajesz, że jak cymes... i mace z czosnkiem – dzieci rzuciły się na szyję ojcu i poczeły go całować po policzkach.
Niestety, chłopcy już nie zdażyli wybiec do ogrodu, bo w tym momencie weszła Mame Jabłuszkowa i zarządziła:
- No, kinderki do tory marsz, bo czas na naukę. Nie teraz czas na futbol grę... i chodzenie po różach... Nie przeszkadzajcie dłużej swojemu tate. Tate musi jeszcze dorżnąć coś tam przed snem...
A skoro ten minister od rolnictwa nadal nie odwołał pozwolenia na ubój rytualny, tate Zdratek podwinął mankiety i wziął się ochoczo do pracy.

Ale czy dzięki temu domownicy przestaną nazywać go gojem?