sobota, 19 grudnia 2009

Mądrości Śmiłowicza z tatuażem na czole

Właściwie reakcją na pisane głupoty winno być tzw. „olewactwo”.

Jest to bardzo prosty i skuteczny sposób, tym bardziej gdy dotyczy obiektu dużego o masie stosownej do solidnego „olania”. Tak być powinno, lecz nie zawsze starcza spokoju i zimnej krwi by nie przyłożyć delikwentowi za krnąbrność trzeciego stopnia oraz notoryczne lansowanie radosnych oszustw zwanych też michnikowszczyzną.



Obiekt ów, który powinno się olewać to były „gazetowyborczy funkcjonariusz” oddelegowany obecnie do Newsweeka, czyli inny odpowiedzialny odcinek socjalistycznej pracy – Piotr Śmilowicz.


Otóż Pan Dziennikarz, idąc za przykładem swoich wielkich rodaków wypowiedział wojnę religii. Przeszkadzają mu krzyże w urzędach i szkołach. Jako petent jest zniesmaczony gdy widzi krzyż, jako przyszły absolwent szkół jest zniesmaczony gdy musi uczyć się widząc krzyż na ścianie.



To można zrozumieć. Skoro jego rodacy Urban czy Sokorski dawali sobie radę z religią, to i Śmiłowicz jest pewien, że mu się uda.


„Ostatni Mohikanin Komunizmu” czyli „bezpotomny czerwonoskóry ideolog ” Śmiłowicz swoje wątpliwe wywody podpiera całą masą bzdur, których nawet nie jest w stanie udowodnić. Jakieś pierdoły o fałszu, o wyższości wbrew obywatelom, o równych prawach wszystkich religii.... głupota pogania brak wyobraźni.



A nich sobie Śmiłowicz idzie do szkoły przy Kwaterze Głównej SLD, niech sobie idzie na kurs demokracji stosowanej to się dowie dlaczego to większość ma rację a nie Smiłowicz i jego rodacy... Jednym słowem nikt się nie będzie ze Smiłowiczem cackał i przed nim zdejmował krzyży.


W chałupie nikt nie każe Śmiłowiczowi wieszania symboli religijnych toteż niech się Śmiłowicz z tego cieszy i napawa gołymi ścianami w domu.


Niech też, jak chce posyła dzieci do prywatnych szkół w których brak na ścianach krzyży, niech nie nosi na szyi „krzyżyka” i niech nie obchodzi świąt Bożego Narodzenia i im pokrewnych.



To Śmiłowiczowi polecam, to Śmiłowiczowi wolno.


Nie wolno natomiast zachowywać się jak pospolity cham, burak i kołtun.


Język Śmiłowicza to język genseka z epoki bieruto-gomułkowskiej epoki, dążenia też z w/w epoki.


„A wszystkim publicystom i politykom, którym zależy, by w kraju liberalnym krzyż mimo wszystko był publicznie widoczny proponuje jedną rzecz. By wytatuowali sobie krzyże na czołach.” – napisał Śmiłowicz. I przegiął.



Facet, którego rodacy musieli na skutek nazistowskich rozporządzeń nosić „gwiazdy dawida” jako piętno, znak pochodzenia, znak religii teraz śmie niczym naziol sugerować innym podobne rozwiązanie.



Jedynym co przychodzi na myśl, jako rada dla Śmiłowicza, to również wykonanie sobie tatuażu na czole. Mam nawet pomysł, który będzie dla niego do zaakceptowania.


Wielki amerykański autorytet w dziedzinie redukcji przyrostu naturalnego oraz wyrównywania szans międzyklasowych Charles Mason, zdeklarowany przeciwnik religii i lewicowiec, niech będzie mu za wzór osobowy, a jego tatuaż wzorem na tatuaż dla redaktora.



To prosty rysunek, każdy nawet początkujący rzemieślnik wykona go z łatwością.


Będzie to ładne zamknięcie tematu tatuaży na czole, zapoczątkowanego przez Śmilowicza. Wiele też wytłumaczy w sprawie dyktatorskich zapędów redaktora, a jego autorytet podniesie. W ostateczności stanowić może szczegółowo określone miejsce, które ułatwi celne pukanie się w czoło, czego mu serdecznie życzę.