środa, 6 października 2010

PItu-pitu, baju-baju czyli Tusk i dopalacze.

Z całą bezwzględnością rząd będzie walczył z dopalaczami... zdusimy w zarodku... to jest otwarta wojna z dopalaczami... nie ma pobłażliwości dla handlarzy śmiercią.... pozamykamy sklepy i aresztujemy każdego... itp. itd.

Tak oto reklamował swój nowy pomysł Premier Donald Tusk. Wtórowali mu inni członkowie władz łącznie z koalicjantem.
Idea, być może jest słuszna, założenia także, lecz metody wyjątkowo głupie a drugie dno aż nad wyraz widoczne. Gdyby walkę z quasi-narkomanią zapowiedział ktokolwiek inny i posłużył się podobnymi argumentami i metodami, to wzbudził by choćby odrobinę zaufania i wywołał łut refleksji nad pomysłem.

Pan Premier Tusk i jego wesołą kompania dali się już poznać przez ostatnie trzy lata ze znakomitego „pijaru”, który jak dotychczas przynajmniej niektórym wystarczał za materialne, doczesne dobra.
Nikt wam tyle nie da, ile premier Tusk wam obieca – jak twierdzą dobrze znający premiera.
Tak więc Tusk & Co. będą walczyli z dopalaczami bezwzględnie.
Tak przynajmniej obiecali.
Pierwsze efekty już są nawet. Dziś aresztowano „króla dopalaczy” niejakiego Dawida B. Dzielni chłopcy nasłani przez księcia pijaru zwinęli go na gorącym uczynku, to jest w jego sklepie i to za ladą.
Aresztowanie miało miejsce na podstawie jakiegoś skserowanego świstka podpisanego przez Głównego Inspektora Sanitarnego (podpis też ksero). Miało to oznaczać, ze premier nie żartuje i niczym szeryf gotów jest podjąć walkę z otaczającym złem nie bacząc na koszta.
A koszta będą.

Daję głowę, że osoba tak dobrze ustosunkowana w środowisku (nazwijmy to) mafijnym i majętna jak Dawid B. uruchomi najlepszych prawników, którzy udowodnią bez trudu, że działania władz były bezprawne.
Co za tym idzie, zażąda odszkodowania w wysokości takiej, że wielu obywateli nawet sobie takiej sumy nie jest w stanie wyobrazić. Za nim pójdą inni....
Sprawa jest prosta – nie ma podstaw prawnych, by zabraniać handlu dopalaczami, bo nie ma ustawy.

I tu dochodzimy do następnego sprytnego wybiegu platformy.
Jak przystało na ojca polityki miłości, premier kocha wszystkich, którzy jednoczą się wokół niego w momentach trudnych dla Państwa. Przynajmniej tworzy takie wrażenie, by zgromadzić zarówno koalicjantów jak i opozycję wokół słusznej idei.

Tak to niby ma wyglądać, by opozycja pomogła mu przeforsować ustawę zakazującą handlu dopalaczami i pokrewnymi „wynalazkami” za co on zbierze pochwały i laury. Ale nie tylko...
Wiadomo, że zdecydowane działania przeciw handlarzom i producentom „dopalaczy” przysporzą premierowi sympatyków po stronie tych wielbiących państwo prawa i normalnych zasad. Być może, po takiej akcji zaufają mu nawet dotychczasowi wyborcy innych partii politycznych.
Z drugiej strony odpłyną młodzi, „przygłupiaści” niegdyś tak przydatni (podczas akcji „krzyż”) wkurzeni na Tuska za odcięcie używek.

Wyrówna się?
Przypływ pierwszej grupy zrekompensuje odpływ drugiej?
Nic z tych rzeczy.
Po to powstała partia palikota.
Nowoczesna Polska, czy jak to się ma nazywać, ogłosi walkę o zalegalizowanie narkotyków i przygarnie „przygłupiastych” plus jeszcze niezdecydowanych dawnych młodocianych wielbicieli SLD.
Gdy tylko uda im się „wejść” do sejmu, nawet przy minimalnym poparciu społecznym (5-10%) stanowić będą w przyszłym parlamencie uzupełnienie platformy czy jak kto woli filię PO.
Premier będzie nadal w oczach prawych i uczciwych obywateli mężem niezłomnym, walczącym w imię zasad i utartych kanonów – tradycjonalistą i dobrym szeryfem, a szef filii Palikot dobroczyńcą i bojownikiem o prawa młodych „na haju”.
Tak się chłopaki uzupełniać będą już po najbliższych wyborach.
A żeby było śmieszniej, za cały polityczny szwindel zapłacimy my wszyscy!
Z naszych to bowiem pieniędzy państwo wypłaci wielomilionowe odszkodowania Dawidowi B. i jemu podobnym.
Jak widać najłatwiej robi się wielką politykę za cudze pieniądze.