wtorek, 7 kwietnia 2009

Twarze „Gazety Wyborczej”


Jako grafik, osoba o wyczulonym smaku i potrzebie obcowania z pięknem chcę przedstawić, z przekory i ku przestrodze potomnym kilka przykładów brzydoty.
Są to oblicza. Oblicza brzydkie a nawet, w kilku przypadkach bardzo brzydkie.

Nie są to oblicza osób psychicznie chorych z zakładów zamkniętych, nie są to oblicza ludzi ciężko doświadczonych przez życie. Nie są również to przykłady z ksiąg medycznych – ilustracje przypadków klinicznych.

Choć na pierwszy rzut oka mogło by się tak wydawać – tak nie jest. Rzecz jasna nie jest też moją intencją nabijanie się z fizjonomii w/w osób.
Mam jedynie na celu pokazanie jak wyraz oblicza potrafi być odbiciem ludzkiego charakteru.
Brzydota jest o wiele bardziej uniwersalna od piękna. Na własne piękno trzeba usilnie pracować. Poprzez piękną duszę i szlachetność zyskuje nasza twarz – otrzymuje godne i piękne rysy wraz z wyrazem dobroci oraz ciepła. Nie jest dane to wszystkim, a niejako stanowi wyróżnienie.

By być brzydkim nie trzeba nic. Wystarczy tylko mieć brzydki charakter, brzydko postępować i brzydko działać. Robić to, co nie wymaga wysiłku i potrzeby czynienia dobra, czyli zaangażowania wyższych instynktów ludzkich. Na efekty nie trzeba długo czeakć - brzydnie się błyskawicznie.


Wielokrotnie fizjonomia ludzka zmienia się też poprzez rodzaj, miejsce i charakter zatrudnienia.
Poborca podatkowy czy komornik nie będzie miał otwartej i słonecznej twarzy a dla odmiany bajkopisarz nie może mieć marsowego oblicza.

Wszystkie te twarze (zamieszczone powyżej) należą do pracowników dziennika „Gazeta Wyborcza”.
Są to oblicza ludzi kształtujących profil i nurt polityczny tej gazety.


Pewnie zdaniem szefów „Gazety” ludzie ci , tu na łączonym, zbiorczym obrazku są najpiękniejsi i bijąca mądrość z ich twarzy uzupełnia jeszcze wspomniane piękno. Jak w większości przypadków szefowie zawsze, nawet podświadomie uważają własną osobę za wzorzec wszelkich cnót zarówno tych widocznych gołym okiem jak i głęboko ukrytych nie pomijając fizycznej urody.
To wyjaśnia wiele. Bo kto może być mądrzejszy i piękniejszy od Adama Michnika, Piotra Stasińskiego czy też innego Pacewicza – oczywiście ich zdaniem.
Celowo zamieściłem zdjęcia wyłącznie samców. Nad kobietami nie będę się znęcał, z racji kultury i wrodzonej galanterii wobec „płci pięknej”. Nie będę poddawał pod ocenę oblicza Heleny Łuczywo, Wandy Rapaczyńskiej czy też Ewy Milewicz – bo to nie przystoi.

Kompletując zbiór piętnastu zdjęć osobników z „GW” uprzednio wnikliwie przyjrzałem się tym twarzom. Co wyrażają, co mówią poprzez swoje rysy a szczególnie poprzez wzrok.
Odpowiedź jest prosta: NIC!


Ich fizjonomię można kupić dopiero za „wierszówkę” lub akt łaski ze strony przełożonego. Do takich praktyk ich przyuczono i taka też zasada w „gazecie” panuje. „Cyngliści” redaktora naczelnego nie mają wyrazu na co dzień czy po pracy. Ich oblicza nie budzą wśród patrzących na nie, żadnych emocji, a co najwyżej śmiech (!).

Łącząc brak wyrazu z brzydotą otrzymujemy portret własny pracowników „Gazety”. Nie wykluczone, że osobnicy ci zanim podjęli pracę w „Agorze” wyglądali inaczej. Ich oblicza były jaśniejsze, wyrażały nawet ślady myśli, a może i dobroci.
Niestety, jak mówi przysłowie „Kto z kim przestaje....” (a przysłowia są największą mądrością narodu). Niegdyś oddano tych ludzi na zatracenie - dziś ratować ich jest już za późno.
Pozostaną już na zawsze BRZYDKIMI LUDZMI o BRZYDKICH TWARZACH pracującymi w BRZYDKIEJ GAZECIE..