środa, 11 lutego 2009

AIDS umysłowy

Powraca cyklicznie. Raz na jakiś czas falami, obfite żniwo zbiera umysłowy AIDS.
Gdy nasila się zwłaszcza wzmożona aktywność seksualna redakcji „Gazety Wyborczej” (pieprzą bez opamiętania) oraz pomniejszych organizacji społecznych i towarzyskich, oznacza że zarażeni AIDS umysłowym, zaczynają polowanie na antysemitów.

Co to jest antysemityzm?
Prawdopodobnie nikt tego jednoznacznie nie określi i w żaden racjonalny sposób nie wytłumaczy. Słowo wytrych.

Wśród chorych na umysłowy AIDS słowo symbol, podobne jak dla komunistów słowo komunizm. Komunizmu też nikt tak naprawdę nie widział, ale walka o niego jest zaszczytem i obowiązkiem. Komunizm w rozumieniu jego wyznawców to elektryczność, rodzina, dobrobyt... czyli wszystko. Podobnie jest z antysemityzmem, wszystko co przeszkadza „GW” i pomniejszym durnym kanapowym organizacjom to „antysemityzm” i należy go „tłuc”.
A jeżeli jeszcze sprawa dotyczy wydarzeń o charakterze Polskim, patriotycznym to już jest megaantysemityzm.

Tak jak nie da się uleczyć dzikiego afroafrykańczyka (tak chyba brzmi europoprawna nazwa murzyna) który uprawiał seks z małpą „i złapał HIVa” lub radosnego „wyzwolonego” pederasty zarażonego tymże samym przez przygodnego prostytutka w Amsterdamie, tak też nie da się wyleczyć nałogowego czytelnika „Gazety”.

Umysłowy AIDS już po kilku tygodniach powoduje nieodwracalne zmiany i „polakofobię galopującą”. Zdrowej części ludności nie poddającej się „urokowi” Gazety oraz będącej poza strefą wpływów „Rodziny Wydawnictwa Agora” nie pozostaje nic tylko współczuć chorym i uśmiechać się (do nich, z nich?) pobłażliwie.

A jest czego współczuć „rodzinie zarażonych z Agory”.
Wprawdzie wyrywkowo, ale przewertowałem archiwum „Gazetki” pod kątem antysemityzmu. Co znalazłem? Ubaw na całego łamany na współczucie!

Nie sposób wymienić wszystkie „chore” materiały, choćby tylko z okresu roku.
Multum, multum. Począwszy od prezentującego chorobliwe nieuctwo Sankowskiego, który ma za złe NSZowi, że strzelał do skomunizowanych Żydów. Poprzez niejaką Wielowiejską, która piętnuje Polski antysemityzm, bo....jest i już! Aby dokopać wszystkim „antysemitom” pochyla się nawet nad „filmowym fałszywym gniotem” Shoah kompletnego idioty oraz syjo-nazisty Lanzmana i jawnie domaga się kochania żydokomuny.

Warte są jeszcze odnotowania zbite w cykl materiałów o Marcu’68 wywiady, wspomnienia i rozmowy uczestników tamtych wydarzeń. Oczywiście tych, zaprzyjaźnionych z „GW” czyli „krewni i znajomi królika” (ups, Michnika) z których jasno przebija polski antysemityzm!
Oczywiście „Gazeta” nie tylko inicjuje ale także żywo uczestniczy i udostępnia swoje łamy najbardziej „światłym i europejskim” organizacjom zwalczającym „antysemityzm”.

Stałym gościem na łamach jest stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita”, która ma ambicje na miarę dawnego GUKPPiW (Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk) wyszukuje tematów, gdzie ktoś niepochlebnie wyraża się o Żydach i skarży do sądu. Oczywiście większość tych spraw jest przez wymiar sprawiedliwości odrzucana. Póki co nie ma zapisu o przymusowej miłości Żyda, Rosjanina, Araba czy też innego „inostrańca”.
Jest też w prawie polskim zapis o wolności wypowiedzi, nawet krytycznej, mieszczącej się w ramach faktów historycznych oraz ich interpretacji.
Najwyraźniej tym z „GW” i „Otwartej” nie podoba się polskie prawodawstwo i woleli by coś na wzór przepisów ustanawianych niegdyś przez swoich rodziców i dziadów, czyli stalinowskiego modelu prawa. Niestety, za późno się urodzili.

Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Kilka dni temu „Poszukiwacze zaginionego antysemityzmu” skażeni umysłowym AIDS, znów zaatakowali. Tym razem nie spodobało im się, że nie kocha ich Prof. Bogusław Wolniewicz. Doszukali się w luźnych wypowiedziach (w Radiu Maryja) treści przestępczych, polegających na obojętności wobec świąt żydowskich i deklaracji odrębności kulturowej.
Mam nadzieję, że składającą zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, w imieniu „Otwartej Rzeczpospolitej” Panią Paulę Sawicką, zagorzałą słuchaczkę radia O. Tadeusza Rydzyka nikt w prokuraturze poważnie nie traktuje. Tak jak i jej donosów.

Póki co cieszmy się z wolności i prawa do swobody wypowiedzi. Diabli wiedzą, na jaki pomysł wpadną jeszcze „tropiciele” wraz z „rodziną zarażonych z Agory”.

Dziś mija 33 rocznica wprowadzenia poprawek do konstytucji PRL dotyczących kierowniczej roli partii i sojuszu z ZSRR. Oby nie dało to impulsu do działań w kierunku zapisu o bezwzględnym ukochaniu każdego judejczyka i sojuszu „do grobowej deski” z „Gazetą Wyborczą”.

P.S. Inny znów tropiciel antysemityzmu Dawid Warszawski vel. Konstanty Gebert, vel Kostia Giewert wystąpił w programie TVN, traktującym o braciach Bielskich.
Na pozór nic dziwnego. Tewje Bielski, to dla Konstantego jak ojciec. Też komunista, bandyta, agent NKWD itp. itd. Dlatego też jako jedyny z zaproszonych do udziału w programie, Gebert miał pretensje do polskich chłopów, że dobrowolnie nie utrzymywali zbirów od Bielskiego!
Dziwią się ludzie później, że w Polsce zdarzają się wypadki postaw antysemickich. I czego się dziwią? Skoro prowokatorów nie brakuje...

Dlatego apeluję: odizolować chorych na AIDS umysłowy, od reszty społeczeństwa a wszystkie animozje i rany się zagoją.



Nie tylko AIDS umysłowy.

WYNIKI EKSPERYMENTU PRZEPROWADZONEGO NA PRZYPADKOWYCH CZYTELNIKACH „GAZETY WYBORCZEJ”

Specjalnie powołane do tego ciało naukowe, przeprowadziło ciekawy eksperyment na przypadkowej grupie czytelników „GW”.
Efekty przekroczyły najśmielsze oczekiwania.




Stefan W. z Kłobudzka po przeczytaniu sobotnio-niedzielnego wydania „GW” (w tym dwa razy materiału o polskim antysemityzmie w „Wysokich Obcasach”) zapuścił paznokcie, zawiązał szorty na głowie i zwinął w rulon całe wydanie gazety, po czym je wypalił, zaciągając się głęboko.



Teodor Z. z Cichego Dna po lekturze poniedziałkowego wydania „GW”, w tym demaskatoskiego tekstu o polskim antysemityzmie, zjadł własne zęby przednie oraz doznał zapadnięcia gałek ocznych.





Marian C. z Kurzowędła po pzreczyatniu tylko połowy „GW” w tym pięknego tekstu o antysemityzmie polskim na kresach, obrzezał sobie palec serdeczny i udawał kozaka – czerwońca.