wtorek, 29 kwietnia 2008

Orzeł Temidy

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Nie dzieje się dobrze wśród elit kierowniczych Platformy Obywatelskiej. Przewodniczącemu Klubu Parlamentarnego tej partii, inżynierowi rolnikowi Zbigniewowi Chlebowskiemu, ukazała się Temida i wręczyła wagę, z której dotychczas od wieków korzystała. Wszystko po to, aby w zastępstwie nieco zmęczonej i wiekowej bogini Pan Poseł mógł, jako ceniony arbiter i specjalista pierwszej wody rozstrzygać wszelkie spory prawne.

Tak przynajmniej twierdzi Pan Zbigniew Chlebowski i oddaje się nowemu zajęciu z pasją. Niedawno orzekł, że projekt tzw. ustawy kompetencyjnej przedstawiony przez Prawo i Sprawiedliwość jest niezgodny z konstytucją, a wczoraj znów wydał jednoznaczny wyrok: „prezesi Polskiego Radia i TVP łamią prawo”.

W zaistniałej sytuacji najbardziej zagrożony czuł się minister Sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, którego funkcja podobnie jak członków Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego była do dziś wyraźnie zagrożona.

Z ostatniej chwili:
Jak twierdzą fachowcy, jest już pewna poprawa stanu zdrowia Pana Posła. Stan jest stabilny i nie zagraża otoczeniu, wymaga jednak leczenia klinicznego.

Na zdjęciach:
Partyjni koledzy robią co mogą, by pomóc w trudnych chwilach swojemu Przewodniczącemu, zwanemu teraz przez nich „Kochaną Temidą” lub też „Małym Salomonem”.








sobota, 26 kwietnia 2008

Mecenas Piotrowski na celowniku gangów

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Mecenas Piotrowski nie ma dobrej passy. Kłopoty zdrowotne, utraty świadomości, podwyżki cen alkoholu w nocnych klubach itd. itp. Można wymieniać w nieskończoność. Do tego ciągłe zagrożenie własnej osoby, ze strony zorganizowanej pod egidą PiS grupy przestępczej czyhającej na życie i resztki zdrowia prawnika rodziny Blidów.

Raz już zorganizowana grupa bezwzględnych słupów ulicznych napadła Pana Mecenasa i pobiła do nieprzytomności, uprzednio pojąc, wbrew jego woli gatunkowym koniakiem w nocnym lokalu. Paskudni ci betonowi oprawcy, ponoć porozumieli się teraz, z niemniej groźnym gangiem latarni ulicznych, o których okrucieństwie krążą już legendy.

Prawdopodobnie oba gangi połączyły siły, by powstrzymać Leszka Piotrowskiego przed członkostwem w sejmowej komisji śledczej.

Istnieje przypuszczenie, że znów życie i zdrowie mecenasa będzie zagrożone.
Co gorsza, bezwzględne latarnie uliczne posługują się zwykłą, czystą wódką, zamiast gatunkowych alkoholi, czym potęgują jeszcze w oczach społeczeństwa swoje okrucieństwo.
Jak donoszą nasi informatorzy, miało też już miejsce poufne i tajne spotkanie obu gangów z przestępczą grupą betonowych płyt chodnikowych, które to (jak podejrzewa policja) miały związek w zeszłorocznym napadem na mecenasa. Ponoć wszystkie trzy organizacje przestępcze są już „po słowie”.



piątek, 25 kwietnia 2008

Państwo Izrael w samym środku buszu

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Powiem szczerze, o Izraelu wiem niewiele. Nigdy tam nie byłem i pewnie już nie będę. Kraj ten znam głównie z opowieści znajomych i przekazów prasowych.

Jeszcze w latach osiemdziesiątych, miałem znajomego, polskiego Żyda. który jeździł tam i przywoził niestworzone opowieści oraz atrakcyjne towary. Później, już na początku lat dziewięćdziesiątych pracowałem ze wspaniałym człowiekiem – globtrotterem, który również wiele opowiadał o wycieczkach do Izraela.
Z wszystkich tych przekazów wywnioskowałem, że kraj to ludzi przyjaznych i na dodatek mówiących nie rzadko po Polsku. Dodatkowo z wszystkich tych opowieści wyłaniał się przede mną kraj nowoczesny, mogący uchodzić za aspirujący do miana państwa z kręgu kultury europejskiej. Dalszą swoją wiedzę o Izraelu czerpałem z przekazów prasowych, telewizyjnych - raczej oficjalnych, czyli bardzo pozytywnych (co w latach 90-tych, w czasie rządów postkomunistów było obowiązujące).

Od pewnego czasu, głównie za sprawą publikującego na Salonie24 Eli Barbura zaczynam dostrzegać zupełnie inną twarz Państwa Izrael. Prawdę mówiąc burzy to dotychczasowe moje wyobrażenie oraz wprowadza w stan zdumienia, jak na przestrzeni kilkunastu lat można się tak uwstecznić w rozwoju społecznym i ewolucyjnym jak żydowskie państwo.

Nie mam zamiaru przytaczać tu materiałów zamieszczanych przez Pana Barbura w całym przekroju jego działalności w Salonie24, a skupię się tylko na dwóch ostatnich wpisach.
Muszę przyznać, że wpis pierwszy, który traktował o „cywilizowanych” sposobach działania izraelskich służb specjalnych, najpierw mnie rozbawił, a później zmroził. Strzałki z currarą, zabójstwa politycznych przeciwników w obcym kraju – przywodzą na myśl plemiona z amazońskiego buszu oraz ich boje ze zanatgonizowanymi plemionami i raczej z cywilizacją mają mało wspólnego. Nie chodzi już bynajmniej o sam sposób zabijania (choć cechuje ludy dzikie), lecz o pomysł na rozwiązywanie problemu. W tym miejscu przypomina się słynne porwanie Adolfa Eichamanna z niepodległej Argentyny w 1960 roku przez grupę żydowskich agentów. Jak widać tego typu praktyki, nie respektowania suwerenności i nietykalności terytorialnej obcych Państw są w Izraelu normą od lat. Drugi wpis, wczorajszy tylko potwierdza moją tezę. Wprawdzie traktuje tylko o jednostkowym przypadku, głupoty i patologicznego zacietrzewienia, lecz oddaje też wizerunek izraelskiego obywatela-wyborcy. (Polecam tekst „Nie ma spokoju”)
Krótko mówiąc jakiś „Rubi” Rywlin – świr i jawny nieuk, naubliżał Polakom za Obozy Koncentracyjne i hitlerowski zbrodnie. Tenże Rywli jest byłym przewodniczącym Knesetu i ponoć parlamentarzystą. Ale ktoś przecież tego Rywlina wybrał do parlamentu!
Bez urazy, ale w Polsce marginalizowany Leszek Bubel nie opowiada takich głupot jak w Izraelu parlamentarzysta Rywlin. Bubel teraz jeździ po sądach, a Rywlin po redakcjach, ku uciesze żydowskiej gawiedzi.

Jak to wszystko ma się do mojego dawnego wyobrażenia o Izraelu? Do wizji jego poziomu cywilizacyjnego i wielkiej kultury obywatelskiej, o której opowiadali mi znajomi?
Nijak. Komu wierzyć? Turystom dla których atrakcyjny wyjazd przesłonił być może wiele minusów, których nawet nie dostrzegali oczarowani przyrodą, słońcem itd. Czy wierzyć zamieszkałemu tam na stałe bystremu obserwatorowi, przekonanemu o właściwości takiego barbarzyńskiego postępowania, reagującemu na każdą krytykę naturalną złością i sączącym się jadem – czyli zgodnie z „państwowym nurtem”.

Mimo wszystko bardziej trafia do mnie wersja lansowana przez Eli Barbura.
I gdzie ta kultura, gdzie ta europejskość, gdzie ta nowoczesność? Gdzie ten, oficjalnie lansowany w mediach „krąg kultury europejskiej”? Zamienił się w kamienny krąg przeznaczony do rytualnych ceremonii oddawania ofiar z ludzi i derwiszowego tańca przeróżnej maści Rywlinów.

W filmie „CK Dezerterzy” Kapitan Wagner (grany przez Zbigniewa Zapasiewicza) mówił - „Pan się nie kwalifikuje do sądu dla ludożerców, buszmenie...”. Czyżby już wtedy prócz porucznika Nogay’a, opatrznie miał na myśli kogoś z izraelskich parlamentarzystów?

czwartek, 24 kwietnia 2008

O Tusku Donaldzie, prawdziwych historyjek kilka, na przekór manipulacjom.

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
I znów osoba Pana Premiera w głównej roli. Tym razem postanowiłem zaprotestować przeciw jawnej manipulacji faktami.

W internecie, a także w przekazach słownych od jakiegoś już czasu pojawiają się absurdalne dowcipy o niejakim Chuck’u Norrisie, rozśmieszając i bawiąc nieświadomą oszustwa gawiedź. Nie każdy wie, że wszystkie te kawały powstały jeszcze w przedwyborczej Polsce i opowiadały o życiu naszego Pana Premiera Donalda Tuska. Ciekawostką jest, że pierwotnie nie były one traktowane jako dowcipy, lecz jako prawdziwe historie i z taką myślą były niegdyś spisywane.
Poniżej przytaczam kilka pouczających przypowieści o Donaldzie Tusku. Ku potomnym, którym warto przypomnieć, że Chuck Norris przy Donaldzie Tusku to neptek i mymłon oraz ciućma.


  • Na początku był chaos... który zapoczątkował Donlad Tusk.

  • Dzieci na całym świecie zanim pójdą spać, sprawdzają czy w sedesie nie ma potwora.

  • Potwór sprawdza czy nie ma tam Donalda Tuska.
    W oficjalnym fan klubie Donalda Tuska jest 5 członków. Wszystkie członki należą do

  • Donalda Tuska.

  • Donald Tusk doliczył do nieskończoności. Dwa razy.

  • Donald Tusk na jednym pośladku na wytatuowane: Donald. Na drugim: Tusk. A na trzecim: Donald Tusk.

  • Kiedyś Donald Tusk zjadł cały tort zanim jego znajomi powiedzieli, że w środku była stripteaserka.

  • Tylko Donald Tusk potrafi odpowiedzieć zanim usłyszy pytanie.

  • Jak donosi NASA, Donald Tusk jest jedynym człowiekiem widzianym gołym okiem z Kosmosu.

  • Samochody zostały wymyślone, aby każdy mógł szybciej uciekać przed Donaldem Tuskiem.

  • Tylko Donald Tusk pijąc kawę z mlekiem może wypić mleko, a kawę zostawić.

  • Jeśli szukasz w internecie jakiejś informacji, korzystasz z wyszukiwarki Google. A Google zanim ci odpowie - pyta Donalda Tuska.

  • Tylko Donald Tusk potrafi podnieść krzesło, na którym siedzi.
    Wychodząc z budki telefonicznej, Donald Tusk urwał słuchawkę z aparatu. Mimo to rozmawiał dalej. Tak powstał telefon komórkowy.

  • Donald Tusk stoi szybciej niż ty biegasz.

  • Donald Tusk widział jądro ziemi. Jądro ziemi to nic w porównaniu z jądrem Donalda Tuska.

  • Muzyka techno jest oparta na rożnych rytmach bicia serca Donalda Tuska.

  • Większość wielkich migracji ludzi i zwierząt w historii świata była spowodowana pogłoskami o pojawieniu się Donalda Tuska w okolicy.

  • Venus z Milo kiedyś miała ręce. A potem spotkała Donalda Tuska.

  • Dziewięciu na dziesięciu naukowców zgadza się co do tego, że to nie "Wielki Wybuch", ale Donald Tusk stworzył wszechświat.

  • W krzyżówkach Donald Tusk wpisuje dziesięcioliterowe słowa w miejsca gdzie jest tylko siedem kratek i zawsze wychodzi mu poprawne hasło.

  • Gdy zamykasz lodówkę, to właśnie Donald Tusk gasi w niej światło.

  • Tylko Donald Tusk zakłada spodnie przez głowę.

  • Biblia się myli. To nie byli Adam i Ewa. To Donald Tusk.

  • Żaden kompas nie pokazuje gdzie jest północ. Wszystkie pokazują na miejsce, w którym akurat jest Donald Tusk.

  • Kiedy Donald Tusk spogląda w niebo, chmury pocą się ze strachu. Nazywamy to deszczem.

Na zdjęciu: Doanald Tusk i Chuck Norris. Obaj Panowie spotkali się niedawno z inicjatywy Pana Premiera. Podczas spotkania Chuck Norris przyrzekł więcej nie wykorzystywać opowieści o Donaldzie Tusku i zaniechać niecnych praktyk polegających na przypisywaniu sobie cudzych umiejętności i nadprzyrodzonych mocy.
Blady z przerażenia jak ściana, były mistrz wschodnich sztuk walk zobowiązał się również do ścigania osób rozpowrzechniających w internecie przypisywane mu historyjki, będących faktycznie opowiadaniami o naszym Premierze. Na zakończenie wizyty, słynny aktor poprosił Pana Premiera o wyrażenie zgody na używanie imienia Tusk zamiast, jak dotychczas Chuck. Premier wyraził zgodę, a nowo upieczony Tusk Norris nie krył radości. Reszta spotkania upłynęła w serdecznej atmosferze.

środa, 23 kwietnia 2008

Laurka dla Premiera z historycznym kadzidłem

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Pięćdziesiąt jeden lat temu, w Gdańsku przyszedł na świat Donald Franciszek Tusk. Niby nic w tym specjalnego, każdy w końcu (a właściwie na początku) ileś tam lat temu, gdzieś się urodził i jakoś się nazywa, czyli posiada imię i nazwisko. Sam fakt narodzin nie jest zatem niczym nadzwyczajnym i gdyby nie dotyczyło to miłościwie panującego nam Premiera podstaw do sporządzenia publicznej laurki nie mogło by być. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. Jest społeczna potrzeba i konieczność użycia jubileuszowego kadzidła.

Tym bardziej, że Pan Premier to człowiek renesansu czyli wielu talentów, zarówno pośród nauk humanistycznych jak i ścisłych, nie powinno nikogo to dziwić. Nie ulega wątpliwości, że swoimi dotychczasowymi działaniami zasłużył już sobie na trwałe miejsce w panteonie „Największych w Historii Globu”.

Kto bowiem z możnych tego świata w wieku 51 lat, czyli ledwo po przekroczeniu półwiecza osiągnął tak wiele? Jak zatem na tle Pana Premiera wypadają inni, mogący równać się z nim wielkością i historycznymi zasługami?


Bolesław Chrobry – w wieku 51 lat (w 1018 roku) zorganizował wyprawę, w celu przywrócenia na tron kijowski swego zięcia Świętopełka. Zabieg powiódł się całkowicie, Chrobry odzyskał też Grody Czrwieńskie oraz zajął Kijów. Wkrótce jednak książe Jarosław Mądry, zięcia przegonił a Bolesław Chrobry zawarł z księciem pakt o nieagresji.
Pan Premier Tusk bywał też w tych rejonach. Jednak w trakcie wyprawy do Putina, obyło się bez przelewu krwi, co należy zapisać niewątpliwie na plus Panu Premierowi. Nie zamierzał tez osadzać on na Kremlu ani Schetyny ani Niesiołowskiego, a co za tym idzie nie doprowadził do sytuacji konfliktowej i niekomfortowej dla obu Panów. Jednym słowem nie narażał ich na upokarzające wypędzenia.
Duży plus dla Pana Premiera za wielkie talenty dyplomatyczne.



Józef Piłsudski - mając „na karku” 51 lat został Naczelnikiem Państwa. Stał się więc faktycznie dyktatorem, którego pierwszym zadaniem było zadbanie o utworzenie rządu w wyzwolonej spod zaborów Rzeczpospolitej.
Pan Tusk, będąc rok młodszy od „Dziadka” już spełniał nieoficjalnie rolę „Naczelnika Państwa”. Trudno mówić o dyktatorskim sposobie sprawowania władzy, jednak jego zdecydowanie i silna ręka w doborze wybitnych fachowców na ministerialnych stanowiskach zapewniło mu podziw i uznanie społeczeństwa. Szczególnie dobór Pani Hall i Pitery oraz Panów Klicha i Grasia zyskało wielkie uznanie opinii publicznej. To nie to, co nietrafione nominacje Daszyńskiego i Moraczewskiego dokonane za aprobatą „Marszałka”. Nie bez znaczenia jest też udział w wyzwoleniu III RP spod zaboru IV RP pod panowaniem Kaczyńskiego.
Ogromny plus dla Pana Premiera za wielkie talenty polityczne.



Władysław Gomułka – w wyniku „wypadków czerwcowych”, w roku w którym kończył 51 lat został ponownie przyjęty do PZPR i wyniesiony na funkcje jej pierwszego sekretarza. Po przejęciu władzy, w okresie początkowym prowadził politykę umiarkowanych reform zwaną „odwilżą gomułkowską”.
Również to porównanie, zdecydowanie wygrywa Donald Tusk. Po pierwsze – nie był nigdy wyrzucany z partii i tym samym nie musiał do niej wracać. Po drugie – Pan Premier sam sobie wybierał partie, a nie jak w przypadku Gomułki, partia wybierała jego. Wreszcie po trzecie – pierwszym sekretarzem PO, Donald Tusk był już od dawna, czyli w wieku dużo młodszym od Gomułki. Brawo Panie Doanldzie!
Już tylko na marginesie, odwilży nie było, bo Pan Premier nie lubi wilgoci – przemacza buty i marzną mu nogi.



Również najsłynniejsze, światowe pomnikowe postaci historyczne mogą czuć (pośmiertnie oczywiście) kompleksy wobec Naszego Pana Premiera.

Aleksander Macedoński – wymięka i przepada w przedbiegach, gdyż po prostu, w wieku 51 lat... nie było go już na świecie!
Donald Tusk jest nadal! Brawo i wielki plus, a dla Macedońskiego dyskwalifikacja.

Juliusz Cezar
– osławiony rzymski cesarz, w wieku 51 lat został ogłoszony przez Senat dyktatorem. Ogłosił reformy polegający m.in. na zwolnieniu ludzi z długów oraz przywrócenia prawa do urzędów.
Również w tym przypadku Julek Cezar to „mały miki” przy naszym Premierze. Pana Tuska nie musiał Senat ogłaszać dyktatorem. Wystarczyło, że sam się ogłosił, a wierno-poddańcze stacje telewizyjne oraz tytuły prasowe, przypisały mu cechy boskie i obdarzyły dozgonną nietykalnością. O takich numerach Cezar mógł tylko marzyć!
Co do reform to zamiast zwalniać obywateli z długów, Pan Tusk ma zlikwidować podwójne opodatkowanie. Tyż piknie!


Napoleon Bonaparte – Pięćdziesiąte pierwsze urodziny obchodził na zesłaniu, na Świętej Helenie. Rok później umarł.
Pan Tusk na żadnej Helenie nie obchodzi urodzin, co zapewne ma znaczenie dla zdrowia i jest zapowiedzią doczekania sędziwych lat w znakomitej kondycji. Swój jubileusz, co najwyżej, może obchodzić na Małgorzacie, bynajmniej nie Świętej. Również pochówek w Kościele Inwalidów nie wchodzi w grę. Na skutek mądrych i wyważonych działań jego rządu w zakresie służby zdrowia – inwalidów brak!
Nawet dwa plusy i ogonek na dodatek!


Józef Stalin – w roku 1929, gdy kończył 51 lat rozpoczynała się, zainicjowana przez niego samego, wielka zmasowana walka z kościołem i religią. Na rozkaz Stalina likwidowano kościoły, konfiskowano dzwony, niszczono obiekty sakralne i symbole kultu religijnego.
Józio też nie dorasta do pięt Premierowi. Donald Tusk wykazuje więcej inteligencji od siermiężnego i prymitywnego Stalina. Do likwidacji nieprzychylnego pro-narodowego kościoła w Polsce używa broni strasznej: Gowina (z jego „Znakiem” wydającym książki Grossa) oraz Niesiołowskiego (z jego lekarzami – szarlatanami). Często też wymachuje Palikotem czym rozsiewa niezwykłe zgorszenie wśród młodzieży. Gdyby Stalin miał takie możliwości i taki intelekt...

Ho Chi Minh – ojciec Wietnamu, w roku swoich 51 wiosen, przybył z wygania do rodzinnego kraju opętanego wojną z japońskim najeźdźcą. Przyjechał z ZSRR, gdzie szkolił się i instruował w dziedzinie uległości i wasalizmu wobec stalinowskiej Rosji. Ze względu na miłą powierzchowność i dobroduszność wypisaną na twarzy, nazwany „Wujkiem”.
Przykro, że równie ta postać pod względem zasług i dokonań, pozostaje daleko za naszym Premierem. Po pierwsze, nikt Pana Tuska nigdy nie wyganiał z kraju. Po drugie, kurs w Rosji (bynajmniej nie stalinowskiej) Pan Premeir skończył już w wieku 50 lat (zeszłoroczna, robocza wizyta u Putina). Również powierzchownością i dobrodusznością wietnamski przywódca nie może równać się z naszym Premierem.
Dlatego też, jak mówią w dobrze poinformowanych źródłach pseudonim Ho Chi Minh („Ten który Oświeca” – „Ten który Niesie Światło”) będzie odebrany wietnamczykowi i nadany naszemu Premierowi w dowód uznania za oświecanie ciemnogrodu i zacofania w Polsce. Szczególnie liczyli na to mieszkańcy Szczecina (było prawdopodobieństwo, że nadanie pseudonimu nastąpi kilka dni wcześniej) i spodziewali się wizyty Premiera w dniu niedawnej awarii elektrycznej. Nie doczekali się, ale i tak wielki plus!


Adolf Hitler – na 51 urodziny otrzymał niezwykły „prezent”. Artysta amerykański Charlie Chaplin nakręcił o nim film pt. „Dyktator”. Ponadto, już w 1940 roku szykował plany wojny ze swoimi dotychczasowymi sojusznikami Sowietami.
Pierwszy minus, jaki otrzymuje Premier Tusk, to za niespełnienie medialne. Żadną miarą, nie można uznać za sukces niewielki epizod w filmie „Nocna Zmiana” i drugoplanową rolę, polegającą na powtarzaniu kilku zdań: „Panowie, policzmy głosy...” i „Jeżeli SLD nie skrwi...”. To jednak mało w porównaniu z Fuehrerem, o którym jednak powstał cały film pełnometrażowy. Miejmy jednak nadzieje, że niebawem, szczególnie jedna wyjątkowo sprzyjająca mu i wielbiąca stacja telewizyjna naprawi to zaniedbania i coś sensownego w pełnym wymiarze czasowym, nakręci. Koniecznie jeszcze w tym roku.
Kwestia druga. Pan Premier już w zeszłym roku przygotował plany wojenne przeciw koalicyjnemu sojusznikowi. Efekty niebawem.

Tak więc wiele, wiele plusów i tylko jeden minus. Nie tylko ze względów rocznicowych należy uznać Naszego Premiera za „Postać Wybitną na Tle Historii Świata”. To nie jest czcze kadzenie i wazeliniarstwo, to są fakty z którymi ponoś się nie dyskutuje.
Dokładając do tego dane statystyczne przedstawiające poparcie w społeczeństwie dla naszego Pana Tuska, kształtujące się na poziomie 40-54% (wahające się w zależności od nastrojów społecznych) mamy pełny obraz jego wielkości.

A skoro przedział procentowy, ma się jak od Polskiej Wódki Czystej do Żydowskiej Pejsachówki, to ... nieustające zdrowie Pana Premiera!

sobota, 19 kwietnia 2008

O Lulku i Wielkiej Księdze Największej Mądrości (bajka współczesna)

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Poważany przez skrzatów niezmiernie, redaktor Lulek Skryba oddawał się właśnie skomplikowanemu zabiegowi wyciągania ze swoich trzewiczków wystającej, jeszcze zeszłorocznej słomy i upychaniu jej ponownie głęboko w bucikach. Ach, ileż to ździebełek zmieściło się w skrzacich kamaszkach i ile ciepła w ostatnie mroźne zimy dała spracowanym nóżynkom złota, zbożowa pierzynka.

Dzięki takiemu, to właśnie staremu zwyczajowi krasnali, mógł Lulek spokojnie pisać swoje odkrywcze teksty, nie martwiąc się o spracowane kończyny w mroźny czas. Teraz mimo, że śniegi już odpuściły a i słonko zawieszone wysoko na niebie mocniej grzało, Lulek ochoczo i z zapałem utykał nadal słomę w trzewikach, ciesząc się na myśl o rozchodzącym się po nóżkach przyjemnym ciepełku. Niektóre skrzaty śmiały się z niego, wytykając Lulkowi niedbalstwo w ubiorze, bo czasami w ważnych chwilach słoma mu z trzewików wychodziła i wyglądała znad cholewek zalotnie.

Takim to pracom miłym oddawał się właśnie redaktor, gdy do drzwi jego domku zapukał ktoś energicznie. Redaktor Lulek podniósł głowę i z odrobiną nonszalancji, językiem przełożył uprzednio wyjętą z obuwia słomkę, z lewego kącika ust w prawy.

- Wchodzić!

- Lulku, Lulku słuchaj, grupa skrzatów szykuje jakiś bojkot – zawołali od progu dwaj zasapani i łapiący łapczywie powietrze krasnale.

- Biegliśmy tu do Ciebie pospiesznie, byś napisał coś, może wyśmiał i jakby udało się też obraził kogoś – byłoby pysznie i krasnalo-fest !

Tu zawiesili głos i spod spuszczonych głów nieśmiało zerkali na Lulka, oczekując choćby jednego spojrzenia w ich stronę.
Redaktor tylko przez chwilę lekko zwrócił w ich stronę uniesioną wysoko głowę, nie zawieszając jednak na obu postaciach wzroku., wyrzucił z siebie, z charakterystyczną manierą

– A poszli w cholerę, spadać mi stąd, sam wiem co mam robić!

Redaktor Lulek nigdy nie patrzył na niższych w hierarchii społecznej od siebie. Dumnie unosił głowę i dawał się uwielbiać, mrucząc przy tym ciepło, i powtarzając jak mantrę: „hunwejbini, pałkarze, hołota i Czciciele JarKacza, hunwejbini, pałkarze,...”.

Zgięci w pół, w poddańczym ukłonie obaj krasnale szybko oddalili się, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku całując przy wyjściu klamkę w chatce Lulka.
Lulek Skryba znów językiem przełożył słomkę, tym razem z prawego kącika ust w lewy.

– Oj, tym razem dam popalić. Tak opiszę ten bojkot, że wszystkim buty pospadają. Może nawet od głupków nawyzywam i wytknę nieuctwo a na koniec się obrażę!

- Będzie smakowicie i postępowo.

Tu Lulek lekko uśmiechnął się pod nosem i kilkakrotnie przetarł palcem szkło binokla.

- Gdzie ja położyłem „Wielką Księgę Największej Mądrości”?

- Zaraz, zaraz ostatnio leżała na stole, później nosiłem ją ze sobą po ogrodzie i przykładałem do czoła, aby mądrość przepłynęła do głowy... a co później?

„Wielka Księga Największej Mądrości” była niezbędna Lulkowi przy pisaniu „mądrych i obiektywnych tekstów”. Stanowiła nieocenione wprost źródło mądrości i obficie rodziła nasiona geniuszu, które to Skryba usilnie sadził od wielu lat pod skrzacią czapeczką. Z Księgą, Lulek Skryba dostępował objawienia zwanego „zjadłwszystkierozumy” i był bezkonkurencyjnym w głoszeniu jedynie słusznych poglądów oraz prawd objawionych.

- Gdzież ona jest, ... a może na najwyższej półeczce w mojej wielkiej skrzatbibliotece?

- Tak, tam ją chyba ostatnio kładłem.


- Dobrze ją schowałem –
uśmiechnął się półgębkiem Lulek - tylu hunwejbinów, pałkarzy i Czcicieli JarKacza się teraz po domach kręci, że trzeba uważać.

- Drabina, gdzie jest drabina?


- Przecież nie sięgnę nic z najwyższej półki bez drabiny – skonstatował krasnal.

- Zaraz..., a jest, drewniana, moja ulubiona.... hop, jeden drugi trzeci szczebel, no jestem już ....

- Chwilka, chwilka, gdzie ta książka może stać – zmarszczył czoło i zamyślił się Lulek. Lekko przesunął palcami po grzbietach ustawionych jak pod linijkę ksiąg i następnie zdmuchnął z nich kurz.

- O, może to będzie ta książka? - Mocnym ruchem palca wskazującego uchwycił od góry grzbiet i nie bez trudu wyjął wolumin. Ponownie zdmuchnął kurz obficie oblepiający okładkę i otworzył księgę na przypadkowej stronie.

- Zaraz, co tu mamy – „Ein Mensch Haben Zwei Baben...“ - wyrecytował w języku organizacyjnym Lulek.

- Nie, to nie to, to jest samouczek językowy z pracy – westchnął i wsunął księgę ponownie w wolne miejsce. Przekrzywiwszy nieco głowę starał się teraz odczytać tytuły na grzbietach rzędów ksiąg.


Trzeba dodać, że zadanie nie było łatwe. Lulek Skryba posiadał wprawdzie tylko trzy tytuły w księgozbiorze, lecz ponad dwieście ksiąg. Choć brzmi to dziwnie, jest faktem. W księgozbiorze redaktora, prócz tak uporczywie poszukiwanej „Wielkiej Księgi Największej Mądrości” i odnalezionego przed chwilą „Samouczka języka organizacyjnego” pozostałe miejsca na półkach zajmowały księgi autorstwa Redaktora Lulka Skryby – 220 sztuk obszernego wywiadu z jednym ministrem, który zasłynął z tego, że gdy mu odebrano resort to się popłakał i obraził a potem odszedł do innej partii, gdzie dostał w nagrodę inny resort.
Książka cieszyła się wielkim wzięciem wśród skrzatów. Każdy brał ją, gdyż myślał, że Skryba rozprowadza ją gratis, lecz gdy przychodziło do płacenia zwracał autorowi i czmychał do domu. W związku z takim obrotem sytuacji redaktor stał się posiadaczem całkiem niemałego księgozbioru i mógł imponować innym krasnalom.

- „Ejkum, kejkum – tam do czarta, gdzie ta księga wiele warta” – Lulek wyrecytował cicho, niby od niechcenia tajemne zaklęcie i wychylił się niebezpiecznie poza podstawę drabiny. Kątem oka dostrzegł czerwoną księgę, stojącą prawie na samym końcu półki.

- Magia działa, magia działa.... – wykrzyknął.

- Mam ją, jest – ręką Lulka wędrował po woli lecz nieuchronnie w stronę czerwieni grzbietu. Jednocześnie drabina dźwigająca jego osobę pochylała się i potrzaskiwała złowieszczo.

- Jeszcze trochę, jeszcze trochę..... mam.....eee, .... mam ją!

W tym momencie klamerką skrzatowego czasu spięte zostały dwa zdarzenia. W jednej chwili Lulek uchwycił księgę i trzeszcząca podstawa drabiny skapitulowała.

- Laboga, laboga – były to ostatnie słowa spadającego redaktora Skryby przed niemiłym kontaktem z podłożem. Jeszcze tylko zdążył zarejestrować mocne uderzeniem w czoło podążającą za nim czerwoną księgą.

Lulek Skryba uchylił oko. Niepewnie przesunął gałką oczną w lewo, później prawo.

- Chyba żyję, skoro patrzę – pomyślał – a skoro patrzę to żyję – dokończył i rad ze swego geniuszu filozoficznego uniósł się do pozycji siedzącej. Przesunął ręką po głowie i syknął z bólu. Nad okiem, pod skrzat-czapeczką wyczuł bolesnego guza, który palił i nabrzmiewał.
Rozejrzał się dookoła. Nieopodal rozkraczona z połamanymi szczeblami leżała nieszczęsna drabina a obok naddarta czerwona księga.

- Moja książeczka, moja kochana książeczka – wybuchnął płaczem Lulek – zniszczona, podarta – jak ja teraz dostąpię objawienia zwanego „zjadłwszystkierozumy”, jak teraz naubliżam hunwejbinow, pałkarzom i Czcicielom JarKacza? O ja nieszczęśliwy.

- Ale zaraz, może klejem ze starych nieświeżych skarpet uda się jeszcze ją skleić – pomyślał i sięgnął po pędzel i puszkę z brunatnym mazidłem.

- „Raz dokoła, raz dokoła, czy smród księgę skleić zdoła?” – zaintonował tylko sobie znane zaklęcie.

– A do tego jeszcze obwoluta wierzchnia podarta i ... - tu urwał i aż zamarł z wrażenia. Poczuł jak krew uderza mu do głowy, serce wali jak młotem a nabity guz niepokojąco mocno pulsuje. Rozdarta papierowa, czerwona obwoluta, całe lata skrywająca właściwą okładkę, odsłaniała teraz prawdziwy tytuł wielbionej tak księgi! Cedząc słowa przez zęby, trzęsącym się głosem Lulek Skryba odczytał bijący po oczach złotymi literami napis – „Wielka Księga Bzdury i Impertynencji”

- Och, ja nieszczęśliwy, och ja biedny, laboga, ejkum kejkum, co będzie teraz? Co będzie gdy się wyda, że objawienie zwane „zjadłwszystkierozumy” to zwykła bzdura a moje komentarze i blogi przesiąknięte są pospolitą impertynencją? Co będzie?

Lulek podparłszy głowę na zabrudzonych kurzem i klejem ze skarpet dłoniach dumał, siedząc na podłodze do późnego wieczora. Przed oczami przewijały mu się różne sytuacje, które był w stanie spotkać go teraz, po wyjściu na jaw wielkiego oszustwa i manipulacji. Widział jak wszystkie skrzaty wytykają go palcami, skandując „ Lulku nasz – co pod obwolutą masz”.
Widział też, jak zastępy hunwejbinów, pałkarzy i Czcicieli JarKacza nabiją się z niego do rozpuku. Nawet znajomy minister (ten, który najpierw się popłakał, a później obraził, odszedł i doszedł do innej partii) drwiąc z jego czapeczki i guza, przykleja go klejem z nieświeżych skarpet do okładki „Wielkiej Księgi Bzdury i Impertynencji”.

Dość!!! Czas działać, nie dopuścić do kompromitacji.

Lulek sięgnął dłonią do szuflady w skrzatbiurku. Wykonał nią okrężny ruch i wydobył czarny pisak. Gruby wodoodporny mazak służący do zamazywania rzeczywistości przy pisaniu materiałów dziennikarskich. Zdjął skuwkę i kilkoma ruchami ręki zamazał złote litery tytułu na książce, po czym już własnoręcznie napisał obok „Wielka Księga Największej Mądrości”.

- No, teraz wszystko jest po staremu – uśmiechnął się nieco szyderczo.

- Niech dalej myślą, że mam objawienia zwane „zjadłwszystkierozumy”, głoszę jedynie słuszne poglądu i ubliżam najpyszniej pod słońcem, bo mi wolno.

- A że księga śmierdzi nie przymierzając jak stare skarpety, nic to, przyjdzie przywyknąć.

Zadowolony siebie Lulek Skryba rozsiadł się wygodnie na swoim skrzat-foteliku i przy pomocy książki z odręcznie napisanym tytułem „Wielka Księga Największej Mądrości” rozpoczął tworzenie kolejnego epokowego dzieła tępiącego hunwejbinów, pałkarzy i Czcicieli JarKacza, sporadycznie poprawiając przy tym palcem słomę, nadal wyglądającą zalotnie znad jego cholewek.
(C.D.N.N.)*
*Ciąg Dalszy Nie Nastąpi

piątek, 18 kwietnia 2008

A co z Raportem o Stanie Zdrowia Premiera?

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
W kraju powstanie nowa świecka tradycja. Będziemy informowany o stanie zdrowia osoby piastującej najwyższy urząd państwowy. Inicjatorem i pomysłodawcą tego przedsięwzięcia jest poseł Janusz Palikot, którego dbałość o stan zdrowia Prezydenta Rzeczpospolitej była przekazywana na tyle przekonywująco, że w końcu powstanie Raport o Stanie Zdrowia Głowy Państwa.

Z uwagi na dbałość o standardy demokracji, powstała grupa inicjatywna, która proponuje złożyć postulat o rozszerzenie takich praktyk informacyjnych na pozostałe, „ważne osobistości” w Państwie. Projekt zakłada powstanie Raportów o Stanie Zdrowia: Marszałka Sejmu, Wicemarszałków Sejmu, Marszałka Senatu wraz z Wicemarszałkami oraz Premiera.
Szczególnie leży wszystkim na sercu troska o zdrowie Donalda Tuska. Ostatnimi czasy można było zaobserwować niepokojące objawy dziwnych zachowań Premiera.
Czy aby, nie ma to związku z jakimś uszczerbkiem na psychice i ciele miłościwie rządzącego nam Donalda?

Raport o Stanie Zdrowia Premiera RP musi powstać – obywatele mają prawo znać prawdę.

Oliwy do ognia dolał słynny na całym świecie specjalista od zaburzeń osobowości i chorób psychicznych profesor Roman Rumun-Rumiany z Uniwersity of Brambambulco, który poproszony o ogólną charakterystykę postaci Premiera, podał kilka możliwych schorzeń o charakterze zaburzenia osobowości i myśli oraz wskazał "co mówi na ten temat" medyczna wiedza podręcznikowa.

Zaburzenia osobowości

Osobowość paranoiczna (paranoidalna) - zaburzenie osobowości, w którym występuje chłód emocjonalny, wycofywanie się z kontaktów z innymi, wrogość, nadmierna podejrzliwość, nadmierna wrażliwość na lekceważenie i krytykę, niezdolność do wybaczania urazy.

Psychopatia, cierń psychopatyczny – zubożone życie psychiczne, kompensowane przez narcyzm – wyczulenie na przejawy niedoceniania.
Zaburzenie osobowości zależnej - objawia się też przywiązywaniem przesadnie dużej wagi do relacji interpersonalnych i chęcią podtrzymania ich często za wszelką cenę. Dotyczy to także rezygnacji z własnych pragnień i potrzeb, jeżeli kolidowałyby z potrzebami innych osób. W skrajnych wypadkach osoba dotknięta zaburzeniem jest w stanie tolerować poniżające traktowanie, a nawet przemoc fizyczną otoczenia.
Osobowość histrioniczna - (łac. histrio - aktor), zaburzenie osobowości, w którym występuje wzorzec zachowań zdominowany przesadnym wyrazem emocjonalnym, teatralnością zachowań, staraniami o zwrócenie na siebie uwagi i prowokacyjną seksualnością.

Zaburzenia myśli

Obsesja - rodzaj zaburzeń lękowych, wyrażający się występowaniem irracjonalnych myśli i impulsów, którym towarzyszy przekonanie o ich niedorzeczności i chęć uwolnienia się od nich. Myśli natrętne to idee, wyobrażenia czy impulsy do działania, które pojawiają się w świadomości w sposób stereotypowy.
Arytmomania (gr. arithmós - liczba, manía - szał), natręctwo liczenia – natrętna i nieprzezwyciężona potrzeba liczenia albo wykonywania arytmetycznych działań, najczęściej występująca w nerwicy natręctw (jeden z jej objawów). Często również przypisywanie liczbom magicznych własności.


Obywatele, w związku z demokratycznym prawem dostępności do podstawowych informacji o stanie Państwa, domagamy się również prawa dostępnośći do informacji o stanie zdrowia Premiera Rządu!
Raport musi powstać!

czwartek, 17 kwietnia 2008

Styki reklamy i polityki

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Nie od dziś wiadomo, że reklama i polityka są ze sobą powiązane...

środa, 16 kwietnia 2008

Antysemityzm zakonspirowany w mediach

Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
A jednak w Polsce jest antysemityzm. W tym miejscu wypadałoby przyznać rację Janowi Tomaszowi Grossowi oraz Markowi Edelmanowi. Potępić, napiętnować paskudę. Posypać głowę popiołem, uderzyć się w piersi i tak dalej i tym podobnie.

Jedyny problem w tym, że przedstawiciele największych środowisk antysemickich okopali się na pozycjach pozornie sprzyjających Żydom. Pod płaszczykiem miłości bliźniego i walki z ksenofobią, ośrodki głęboko zakonspirowane dopuszczają się znienacka, skrytobójczych ataków i dywersji. Jedyne, co może zrobić w tym momencie czujny obywatel, to wskazać ośrodki zepsucia i nazwać je po imieniu.

Głównymi takimi ośrodkami we współczesnej Polsce są, w co trudni uwierzyć „Gazeta Wyborcza” i „TVN”!
Przykłady? Oto one! Nie tak dawno, bo 10. kwietnia, niezwykle błyskotliwa Dominika Wielowieyska zatytułowała swój również błyskotliwy tekst w „GW”: „Lekceważyłam nasz antysemityzm”. Do tej chwili nawet przez myśl nie przeszło mi, że w redakcji „Gazety Wyborczej” może istnieć, choć promil antysemityzmu! A tu taki szok.

Kolejny przykład to organizowane przez szefostwo gazety wycieczki na (zdaniem „GW”) „antysemickie” odczyty Prof. Jerzego Roberta Nowaka. Praktyki te zasługują na szczególne potępienie. Cała sprawa wygląda następująco: typowani dziennikarze, co dzień (lub, co drugi dzień) podążają krok w krok za profesorem, zasiadają w pierwszych rzędach na odczytach i skrupulatnie notują całe wystąpienia. Później obficie relacjonując je na łamach „GW”, czym pomagają rozpowszechniać „niestosowne” idee.
Dodając do tego wieloletnią walkę o skłócenie obu narodowości, przejawiającą się w forsowaniu i promocji wszelkich zmyślonych antypolskich „dyrdymałów” (Strach, Sąsiedzi, „objawienia” Michała Cichego...) i rozbudzania w ten sposób ksenofobicznych nastrojów, nie ulega wątpliwości, że najwyższa pora postawić „gazetowemu” antysemityzmowi tamę!

Podobnie ma się sprawa z telewizją TVN. Tu jest nawet jeszcze gorzej. Wręcz unika się określenia „Żyd” i na wizji ostentacyjnie zastępuje je każdym innym, dowolnym terminem. Czy chodzi o nienawiść do narodowości, czy o przekonanie o obraźliwości słowa „Żyd” - nie wiadomo. Wczoraj rano w rocznicowym programie dotyczącym Powstania w Getcie wystąpił kolejny, któryś tam już potomek rodu Szurmiejów. Pan prowadzący program przedstawił Go „- Żydowski reżyser Dawid Szurmiej” i szybko dodał zwracając się do telewidzów –„ Powiedziałem żydowski, bo mam pozwolenie od Pana Dawida”.

Wprowadzanie reglamentacji terminu „Żyd” tylko za pozwoleniem, jest paskudną ksenofobiczno-antysemicką praktyką i nie może mieć miejsca na antenie ogólnopolskiej telewizji.
Na szczególnie ostre potraktowanie zasługuje też wielokrotnie opisywany na Salonie24 program Wojewódzkiego Jakuba, w którym to rozbawienie „intelektualiści” wtykali polską flagę w psie odchody. Muszę przyznać, że był to okrutnie podły, sterowany z ośrodków antysemickich wybryk mający na celu poprzez obraźliwy dla Polaków czyn, podsycić nienawiść do osób pochodzenia żydowskiego (zarówno Pan Raczkowski jaki i Pan Stelmaszyk otwarcie przyznają się do takiego pochodzenia)

Czarę goryczy przepełniają cykliczne programy Pani Olejnik i jej ostre reakcje w stylu „to jest antysemicka wypowiedź” na każde padające z ust jej rozmówców słowa, takie jak: „Żyd, żydowski, Żydostwo, itp .

Jeżeli więc słowo „Żyd” uznawane jest za synonim antysemityzmu, to mądrość w ustach autorki programu pozostanie na zawsze synonimem galopującej głupoty. Niech już lepiej Pani Monika Olejnik dalej kręci interesujące reportaże ze skupu butelek, zamiast lansować ksenofobiczne postawy.

Oczywiście nie tylko „Gazeta Wyborcza” i TVN hodują w swoich szeregach element antysemicki. Czai się on wszędzie. Jednak to dzięki właśnie takim wielkim korporacjom medialnym ma się on bardzo dobrze.

W najbliższym czasie planuję przesłanie tego to wpisu w formie listu do Panów Edelmana i Grossa z prośbą o reakcję.

Może powstanie kolejna książka, tym razem na temat polskiego antysemityzmu w koncernach medialnych (np. „Strach u Sąsiadów w redakcji”) lub jakaś epokowa „złota myśl”, koniecznie z wplecionym w treść, tak wielbionym przez jednego z adresatów terminem „faszyzm” lub „faszyści”.