poniedziałek, 22 czerwca 2009

Rety, antysemici mnie biją!

Gazeta Wyborcza ma nowego „świętego”. Został nim Rafał Maszkowski, od piętnastu lat entuzjasta Radia Maryja, wsłuchany co dzień w audycje radia Ojca Tadeusza.

A tak całkiem serio, Rafał Maszkowski, który bez wazeliny próbuje dostać się w zakamarki przychylności ojca redaktora Adama M. dzień w dzień monitoruje i nagrywa wszystkie audycje Radia Maryja i co jakiś czas donosi do prokuratury na rzekome nieprawidłowości na antenie.

Jak by tego było mało, Maszkowski postanowił w końcu też zbrojnie wystąpić przeciw RM.
Wydrukował sobie ulotki z jakimiś odezwami i udał się do Częstochowy na Ogólnopolską Pielgrzymkę Młodzieży Radia Maryja.
Aby nie trwać tam w samotności zabrał ze sobą kilku dziennikarzy BBC.

Biedny, nieustraszony bojownik stanął na uboczu pod Jasną Górą i dalej rozdawać ulotki.
To, że środowisko żydokomunistyczne nie jest mile widziane w oazie polskiego katolicyzmu wie każdy.
Stając tam Maszkowski zapewne też o tym wiedział.
Skończyło się to tak, jak jedynie mogło się skończyć. Prowokator został wyzwany i ponoć pobity. Zniszczono mu także mikrofon, dzięki któremu miał rejestrować dla BBC wypowiedzi czytających jego ulotki.
Ot, taki ubecki sposób, jeszcze z lat osiemdziesiątych.
Wstawić informatora-prowokatora i czekać aż spuszczą mu łomot. Później pisze się o bandytyzmie i łobuzerstwie.
Tak też ma się z mocodawcami Maszkowskiego.

Zaraz po incydencie „Gazeta Wyborcza” odtrąbiła: „Biją naszych!”, a absolwenci Wyższej Szkoły Dziennikarstwa Kreacyjnego im. Adama z Agory: Dorota Steinhagen i Marcin Kowalski zlinczowali prasowo o. Piotra Andrukiewicza, który próbując usunąć prowokatora, szarpał się z nim.
Całą sprawę bada policja.

Głupia, oj głupia ta policja. Ona bada, a „GW” już wie jak, co i dlaczego zdarzyło się pod Jasną Górą.
Biedny „święty” Maszkowski został bez powodu napadnięty i pobity brutalnie. Doznał też utraty czy też zniszczenia majątku własnego, bądź wypożyczonego na kwotę zapewne kilku milionów.
Potworność i zdziczenie.
Szczęście, że kara śmierci jest w Polsce zniesiona, bo właściwie to jedynie odpowiednia forma ukarania o. Andrukiewicza (oczywiście wg. Agory).
Szczęście też, że nie stało się to pół wieku temu, gdy nad bezpieczeństwem publicznym pieczę mięli przodkowie i powinowaci dzisiejszych „demokratów” z Agory.
Już taki Stefan Michnik „zatańczył” by z niepokornym zakonnikiem...

Pod Jasną Górą stało się jak jedynie mogło się stać. Podstawiony prowokator, mówiąc wprost dostał łomot, i reszta spotkania upłynęła w skupieniu i właściwej dla pielgrzymki atmosferze.
I bardzo dobrze.
Tak właściwie na moje oko, Maszkowskiego powinien, prócz lekarzy pogotowia zbadać też lekarz psychiatra. Nie może być wolnym od psychicznych schorzeń osobnik, który daje się dobrowolnie namówić do żydokomunistycznej agitacji pod Jasną Górą.
Samobójców się przecież leczy.
Tego też życzę Panu Łukaszowi Maszkowskiemu.


P.S> Jak widać podstawowa zasada „Nie idź tam, gdzie Cię nie proszą” obca jest „Rodzinie Agora”.
Przynajmniej w sytuacji jeżeli „wizytatorem” jest członek tej rodziny.
W przypadku odwrotnym. „GW” potrafi wszystko sprawnie wytłumaczyć.
Tak choćby jak po ekscesach na Uniwersytecie w Poznaniu (w styczniu), gdzie rozwścieczony chuligan z Izraela podczas uroczystości wręczania medalu „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” zaatakował młodych anarchistów. Nie spodobał mu się napis na transparencie „Dość rzezi w Gazie”.
Wtedy „GW” pisała: „Podczas uroczystości wręczania medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata doszło do AWANTURY WYWOŁANEJ przez ALTERGLOBALISTÓW”
Jak w takim razie powinien wyglądać tytuł w jutrzejszej „GW” (oczywiście gdyby pewne zasady i standardy stosowane były równo dla wszystkich)?
Może tak: „Podczas Ogólnopolskiej Pielgrzymki Młodzieży Radia Maryja na Jasną Górę doszło do AWANTURY WYWOŁANEJ przez ŁUKASZA MASZKOWSKIEGO”
Tyle w temacie.