środa, 4 czerwca 2014

Opowiadania o Putinie: GĄBKA I TOWOT


GĄBKA I TOWOT

Było kiedyś tak, że za młodych lat Władimir Władimirowicz Putin, jako junak i pionier na obozy młodzieżowe wyjeżdżał. 
Ponieważ wyróżniał się na tle pozostałych chłopców niezwykłą mądrością, inteligencją i roztropnością, towarzysze wychowawcy i instruktorzy obarczali go dodatkowymi zadaniami, takimi jak dyscyplinowanie grupy, dowodzenie w czasie musztry oraz  ocena zachowań poszczególnych pionierów.
Niektórzy z junaków, z czystej ludzkiej zazdrości czuli niechęć do Władimira Władimirowicza i zdarzało się, że głupie i niegodne socjalistycznego pioniera dopwcipy mu robili.
Szedł przeto Putin do przełożonych i opowiadał, dajmy na to, że ten a ten pionier prześcieradło mu podpalił albo żabę do buta włożył itp.itd.
Zbiórkę wtedy zarządzano, na której to w żartobliwy sposób upominano niesfornych junaków. Śmiali sie wszyscy do rozpuku i tukli z radością osądzonych dębową pałką po plecach za karę. Ubawu było zawsze co nie miara.
Przyznać trzeba, że Władimir Władymirowicz był  przez swoje poczynania wielce lubiany przez kolegów i zawsze w głosowaniach jawnych na Pierwszego Pioniera Obozu wygrywał.  
 Wiedzieli wszak wszyscy młodzi, że junak Putin niczym czerwona gwiazda na firmamencie galaktyki, świeci światłem dla innych nieosiągalnym.
Wiedzieli też, że każdy głupi dowcip wymierzony w Władimira Władimirowicza, zawsze obróci się przeciw nim!
I tak to, jednego razu w czasie obozu młodzieżowego w znanej miejscowości Artek miał miejsce szczególnie godny opisania przypadek.
Otórz jak zawsze pod wieczór, pionier-kucharz wywiesił na drzwiach stołówki jadłospis kolacyjny. Tego dnia zestaw byl wielce smakowity – napar z dziurawca oraz czarny chleb z marmoladą.  
 W pewnym momencie przed jadłospisem zatrzymało się dwóch pionierów: Żenia Sorokin oraz Alosza Baczurkin. Nie byli to dobrzy junacy – niezdyscyplinowani i rozpasani, czyste przeciwieństwo Władika Putina.
Sorokin spojrzał na Baczurkina i powiada: - Kolego junaku, zróbmy kawał Putinowi!
- Wiem, że uwielbia on chleb z marmoladą i bez opamietania spożyje w mig pajdę, nie oglądając jej wpierwy.  Zamieńmy chleb na starą czarną gabkę z łaźni, tę do mycia nóg. Posmarujemy ją towotem – na pierwszy rzut oka wyglądać będzie tak samo, Putin nie zorientuje się – a ubawu będzie co nie miara!
- Świetny pomysł, kolego junaku – do dzieła – odparł Baczurkin i obaj pobiegli do kuchni. 
Gdy nadszedł czas posiłku i wszyscy pionierzy zasiedli w stołówce, wniesono talerki z kanapkami. Władimiorowi Władimirowiczowi osobiście talerz z posiłkiem podsunał pionier Sorokin. Rzecz jasna leżała na nim brudna gąbka pokryta towotem.
- Jedzcie ze smakiem kolego pionierze – powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
Władimir Władimirowicz, zmęczony całodniowym musztrowaniem grupy i głodny jak nie przymierzając wilk syberyjski, złapał gabkę i wcisnął ją w usta. Choć z trudem rozszarpywał ją zębami, brunatny przedmiot szybko znikał w otchłani gardła przyszłego prezydenta. Po chwili na talerzu nie pozostał po gąbce nawet okruch, a pionier Putin popijał posiłek naparem z dziurawca.  
Pionierom - dowcipnisiom zrobiło się strasznie głupio. Jeszcze raz Władimir Władimirowicz Putin przechytrzył swoich prześladowców! 
W ten to sposób przyszły prezydent poszedł spać syty a Sorokin z Baczurkinem poszli spać z brudnymi nogami!

piątek, 30 maja 2014

Ostatni gest Jaruzelskiego.


Aż miło popatrzeć było na uroczystość pogrzebową Tow. Wojciecha Jaruzelskiego na warszawskich powązkach. 
Tyle zacnych i pięknych postaci z epoki PRL już chyba nigdy nie uda się zgromadzić razem.
Bo i większej “osobistości” epoki minionej już nie przyjdzie nam nigdy grzebać.
Własnie wymarła ostatna.
Został wprawdzie jeszcze Kiszczak, ale to już mniejszy kaliber.
Zlecieli się  zatem towarzysze (broni?, konfidencji?) jak przysłowiowe muchy do ekskrementu.
Zielono było i podniośle, niczym na dawniejszych wiecach, ku czci armii sowieckiej, brakło tylko gromkiego “urraaaaa…”
Siwizna, łysość i sztandarowa czerwień gąb dominowała. 
Barwy nie dziwiły, przecie, to sami ci co od Lenina do Berlinga… albo jakoś inaczej.
Nawet na wózku inwalidzkim dojechał kombatant Jerzy Urbach, Urbanem zwany.
Zleciał się też Pan Prezydent Komorowski w trzech osobach, który mowę nawet stosowną “palnął”. Zagaiał także magister Kwasniewski, który do swojego przemówienia wplótł niespodziewanie element humorystyczny (nie wiem do końca, czy w takich okolicznościach wypadało). 
Nazwał on już spopielonego denata “Patriotą najwyższej próby…” (mi jakoś bardziej pasowało “k…wa pierwszej wody”, ale to rzecz gustu). 
Było to na tyle szokujące, że pewnie sam adresat tych słów, gdyby nie był uprzednio już spalony, to  spalił by się ze wstydu niechybnie.
Poza tym wszystko było tak piękne i dostojne, że aż łza się w oku kręciła zanim wypadła. 
Udany pogrzeb był.
Choć, jak dla mnie, brakowało tylko jakiegoś występu artystycznego.
Ja pomyślałem sobie o Emilianie Kamińskim i jego słynnej pieśni o generale.
Ale cóż organizatorzy nie zadballi…

Na dobrą sprawę, zawiódł tylko… sam Jaruzelski.
Ostatnie namaszczenie, msza w Katedrze Polowej, ksiądz na uroczystości….
A to numer “czerwonym gębom” wykręcił spawacz!
“Takiego wała towarzysze…” – własnie taki był ostatni gest Jaruzelskiego!
I takiego go zapamiętamy!

wtorek, 27 maja 2014

Opowiadania o Putinie: O TYM, JAK PUTIN PRZEKONAŁ DO SIEBIE WDOWĘ



O TYM, JAK PUTIN PRZEKONAŁ DO SIEBIE WDOWĘ


 Pewnego razu o uszy prezydenta Putina obiło się, że pod Moskwą mieszka starsza kobieta, wdowa po żołnierzu, która to nie ma o prezydencie najlepszego zdania.
Przykro się Władimirowi Władimirowiczowi zrobiło i smutno wielce, bo człowiek był to dobry i uczuciowy.
- Pojadę do niej – powiada – zobaczę w czym rzecz, bo być tak w kraju nie może, że ktoś jest niezadowolony.
Musicie wiedzieć, że towarzysz prezydent Putin szczególnie mocno zabiegał o to, by w kraju wszyscy obywatele byli szczęśliwi i radośni. Osobiście, na przykład rozdawał biednym ruble na ulicy oraz kupował ubogim dzieciom cukierki pochodzące z moskiewskiej fabryki „Putinnyje Konfiety“. Często też widywano go, jak przeprowadza niedołężne satruszki przez jezdnię czy też dokarmia łabędzie.
Nie minął dzień cały, a Putin zawitał do chałupki wdowy.
Zapukał miękko i lekko do drzwi.
- Kto zacz? – spytała wdowa.
- Otwórzcie towarzyszko, ja w kwestii waszych sympatii – powiedział Putin
- Czy wy z milicji? – odparła wdowa. – Ja już kije dostałam za wrogość do władzy.
- A czart broń, ja prywatnie... w kwestii waszego zdania odnośnie mojej osoby – powiada – tak, co byście mnie polubili obywatelko.
Wdowa uchyliła drzwi i ręką wskazała gościowi drogę wgłąb chaty.
Wiedzieć trzeba, że Putin był świetnym psychologiem. Od razu poznał, że sprawy idą w dobrym kierunku, skoro kobieta zaprosiła go do środka chatynki.
Gospodymi sama siadła na lepce a gościowi wskazała krzesło przy stole.
- W czym rzecz, obywatelu Putin? – spytała po chwili.
- Czy ja jestem nieładny? – zagaił towarzysz prezydent.  A może brzydko pachnę? – dopytywał...
- Nie, ładny żeście Władimirze Władimirowiczu i nawet przyjemnie krajową perfumą waniacie – rzuciła wdowa.
- To czemu wasze zdanie o mnie nie jest najlepsze? – zaskakująco wypalił Putin. - No, mówcie jak na KGB, jak na spowiedzi!
Kobieta westchnęła głęboko i po chwili stanowczym głosem wyrzuciła z siebie:
- Bo to wy, towarzyszu Putin, ropętaliście wojnę w Czeczenii, gdzie posłaliście mojego męża i tam go zabili... tak na prawdę  - to wy go towarzyszu Putin zabiliście!
Władimir Władimirowicz zmarszczył oblicze. Oznaczało to, że zadumał się.
Ponieważ był człowiekiem nad wyraz inteligentnym i nieprzyzwoicie mądrym przez dłuższą chwilę trwał w zadumie, po czym zbliżył się do kobiety i objął ją za szyję po ojcowsku.
- Czy to oznacza, że trwać będziecie dalej w nienajlepszym zdaniu o mnie?
- Tak to oznacza – potwierdziała kobieta.
- A dzieci u was są? – zagadnął z innej beczki Putin, ciekaw od zawsze ludzkich spraw.
- Jest syn, wojskowy – za czołgistę z poboru...
... a to, wy mnie babo od teraz już bardzo polubicie i nadto dobre zdanie będziecie mieli o mnie – dokończył. Bo inaczej, to tam gdzie mąż wasz głowę położył i syn wasz wyląduje!
- No to jak? Przekonałem was do siebie – powiedzcie i to głośno – nie wstydźcie się, no gadajcie...
- Tak – wykrztusiła wdowa.
W ten to sposób, dobrocią i persfazją Władimir Władimirowicz Putin przekonał do siebie wdowę.

piątek, 23 maja 2014

Lis na tropie (trupie?)

Lis odkrył pożyczkę zaciągniętą przez Kaczyńskiego. 
Wprawdzie to Krzymowski, na zlecenie paltformersów popełnił tekst w organie syfiLIStyków - Newsweku, ale pierś do orderu wypnie i tak Lis. Bo to wszystkie machlojki PiSu własnie Lis zawsze wywącha.
Wszelkie obyczajowe i finansowe afery szóstym zmysłem Lis wykrywa - a modlitwa jedna: „Jak powiedział jeden z bliskich współpracowników... jak powiedziała osoba zbliżona do władz PiS... jak poinformował nas wysoko postawiony członek kierownictwa PiS.... Amen.“
Taka moda na lisusostwo prasowe i anonimformacje medialne.
A propos, kiedyś usłyszałem od jednego z dziennikarzy szmatławych (z poprzedniej epoki ustrojowej), bardzo ciekawą opowieść o nagłym przypływie gotówki na koncie Tomasza, Lisem zwanego.
Otóż późniejszy teść onego me(n)diamana, patrzący łaskawym okiem na romans jego córki z gwiazdą mediów, udzielił mu pokaźnej pożyczki na (powiedzmy) rozbudowę domu. 
Jako, że umowa była na gębę a teść zmarł, pożyczki nie trzeba już spłacać i w ten to sposób konto syna „najuczciwszego człowieka z Zielonej Góry“ powiększyło się o znaczną kwotę. Nieopodatkowaną.
Trzeba wiedzieć od kogo się pożycza. Zainteresować się człowiekiem, popytać o zdrowie.... Zapobiegliwym fortuna sprzyja.

środa, 21 maja 2014

Kropka nad “i“ (jak idiotka)

Krótko.
Dziś do autorskiego programu, Monika Olejnik zaprosiła Kazimierę Szczukę oraz Przemysława Wiplera.
Szczukę zaprosiła, bo wypada w końcu lewaków docenić a Wiplera zaprosiła aby mieć na kogo napadać i kogo obrażać.
Zdanie swoje na temat Moniki Olejnik posiadam i nic tego nie zmieni, a po dzisiejszym programie jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że Monika Olejnik, to głup, beztalencie, prymityw i cham skończony.
Nie jestem wielbicielem ani posła Wiplera ani tym bardziej Kongresu Nowej Prawicy, bo uważam, że to wyjątkowi szkodnicy, ale to co wyprawia Monia „esbekówna“, nie ma nic z dziennikarstwem wspólnego.
Nie ma też nic wspólnego z dobrym wychowaniem, kulturą czyli tzw. kindersztubą - ją się wynosi z rodzinnego domu.
Olejnik nie wyniosła, bo wynieść nie mogła.
Bo skąd? Z domu siermiężnego, pezetperowskiego gliniarza-esbeka?
Bardziej potworne niż chamstwo na wizji i prymityw prowadzącej, jest to że ktoś taką Olejnik zatrudnia i daje jej własny program.
I to ten ktoś, przynajmniej w połowie ponosi winę za to, co „esbecka córcia“ wyprawia.
Bo jak to mówią, swój swojego wspiera.

A co jest w tym najśmieszniejsze - takie chamstwo i brak kultury w reżimowej TV, tylko napędza „korwinistom“ elektorat. 
Sumując, wyszło na to, że Olejnik jest idiotką do kwadratu!


czwartek, 15 maja 2014

Opowiadania o Putinie: - PUTIN I CHULIGANI

-->
   PUTIN I CHULIGANI

Zdażyło się, że pewnego razu Władimir Putin przyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Nie, nie z własnej potrzeby czy ciekawości ale dla przeprowadzenia ważnych negocjacji  państwowych z tamtejszymi imperialistami.
Cały dzień pracował ciężko, aż wieczorem przyszedł jego wierny przyjaciel – premier Miedwiediew i mówi:
- Drogi Władimirze Władimirowiczu, dla dobra waszego oraz całego naszego społeczeństwa, pozwólcie zaprosić siebie na spacer wieczorny. Siedzicie nad dokumentami pół dnia, drugie pół z imperialistycznymi dygnitarzami, a dla zdrowia i wypoczynki – powiada – nic!  
- A wiedzieć musicie, że zdrowie wasze jest dobrem całego rosyjskiego narodu.

- Słusznie mówicie – powiedział Putin, który o zdrowiu i wypoczynku wiedział bardzo dużo, gdyz stosownych podręczników przestudiował całą masę i nawet z najwybitniejszymi profesorami w kwestii relaksu się niejednokrotnie spierał.
- Idźmy zatem na spacer, gdyż wieczór jest piękny i sprzyja relaksacji.
Gdy wyszli na ulicę, zrazu Władimir Władimirowicz nakazał Miedwiediewowi przy ścianach za sobą podążać jeden za drugim.
- Drogi towarzyszu Putin, dlaczego tak gęsiego się poruszamy? – spytał Miedwiediew
- Otóż,  tu w Ameryce zwyczaje gangsterskie i imperialistyczne wszech i wobec panują – powiada Putin – niebezpiecznie jest tak środkiem drogi maszerować. Wy dobry człowiek jesteście Dmitriju Anatoljewiczu i prawy, toteż nie wiecie, że w świecie   imperialistycznym zło na ulicach i rozbój panują.
Idą zatem obaj pod murem i szerwoko rozglądają się wokoło.
Imperialistyczni przestępcy tylko łypia oczami na nich, lecz żaden z nich nawet nie podchodzi bliżej. Czy to mężczyzna, czy kobieta czy nawet dziecko-gangster wszyscy obchodzą ich z daleka. Patrzą tylko dziko na nich, zapewne wstydząc się wielce, że tak ich Putin przechytrzył.
- Drogi Dmitriju Anatoljewiczu, wy człowiek młody i zapewne nie wiecie do czego imperialistyczna zgnilizna prowadzi – rzecze prezydent. Otóż, wyobraźcie sobie, że tu, w tym złym z natury świecie, nawet w biały dzien i to przy świetle kamer napady rozbójnicze mają miejsce.

- Być nie może – strwożył się Miedwiediew – toż, to u nas w sojuzie nie jest możliwe!
Idą tak dalej, a tu nagle Putin jedną ręką przyciska Miedwiediewa do ściany a drugą wskazuje na grupę ludzi w świetle reflektorów.
- Oto, do czego zgnilizna i brak nabytej kultury prowadzą – rzecze.
W istocie, w oświetlonym zaułku ulicy trzech wyrostków o twarzach przestępców pastwi się w najlepsze nad leżącym pokrwawionym obywatelem.
Jako, że Władimir Władimirowicz Putin, od najmłodszych lat był wyjatkowo wrawżliwym człowiekiem, a i sztuki walki oraz umiejętność strzelania opanował do perfekcji, wyjął za pasa sporej wielkośći nagana i  paf, paf... położył śmiertelnie dwoma strzałami trzech rzezimierzków! Zamieszanie wtenczas zrobiło się niemałe.
Dmitrij Anatoljewicz aż podskoczył z zachwytu, a obywatel prezydent na to powiada:
- Teraz obywatele chuligani macie za swoje. To będzie dla was nauczka, by nie napadać na innych obywateli...
W ten to sposób Władimir Władimirowicz Putin ukarał chuliganów i nauczył ich dobrego zachowania.
Na drugi dzień w prasie lokalnej ponownie pojawiło się ogłoszenie o castingu do roli statystów-gangsterów w nowej  hollywoodzkiej superprodukcji.

niedziela, 11 maja 2014

Opowiadania o Putinie: - JAK PUTIN LWA OSWOIŁ


 JAK PUTIN LWA OSWOIŁ


Otóż pewnego razu siedział sobie Putin w pokoju i oglądał imperialistyczną telewizję. 
Nie, nie po to aby czerpać wzorce, ale po to by wiedzieć jak źle jest tam, gdzie władza jego jeszcze nie dotarła.
Siedzi sobie zatem Władimir Władimirowicz i patrzy, a tu przyrodniczy program akurat imperialiści nadają. Dzikie zwierzęta za kratami pokazują czyli tak zwany ogród zoologiczny, w którym imperialistyczne rodziny dla rozrywki przechadzają się i drażnią tym zamkniętą w klatkach zwierzynę.
- Nie jest to dobrze, że człowiek tak brzydko zachowuje się w stosunku do innych – powiedział Putin. Powinno się oswajać, a nie zamykać za kratami – dodał.
Niestety, imperialiści nie wiedzieli tego, co wiedział o właściwym postępowaniu ze stworzeniami Putin.
Dlatego też, szczególnie osobniki takie jak tygrysy, pantery i lwy otoczone były tam wyjatkowo grubymi kratami.
- Tak nie powinno być – pomyślał Władimir Władimirowicz.
Czym prędzej przeczytał całą literaturę dotyczącą drapieżników, a że uczył się znakomicie i błyskawicznie, posiadł prędko właściwą wiedzę.
Aby utrwalić nabyte pospiesznie mądrości, chodził na długie spacery, gdyż dobrze wiedział, iż przechadzki są zdrowe i właściwe ku dotlenianiu mózgu, co wpływa dobrze na mądrość.
Imperialiści tego nie wiedzieli.
Po tygodniu wezwał Putin swojego rzecznika prasowego i w te słowa do niego powiada:
- Drogi Dmitriju Siergiejewiczu, poprosiłem was tu, bo przyszła pora abym zrobił coś dobrego dla ludzkości oraz świata dzikich stworzeń.
- Tak jest towarzyszu Putin, jak mogę wam pomóc w tym wielkim dziele? – spytał rzecznik Pieskow
- Musicie sprowadzić mi lwa, a ja go oswoję i pokażę wszystkim jak powinno się postępować ze stworzeniami.
Pieskow wiedział, że Putin nie zna strachu i że niczego się nie boi. Wiedział też, że w walce o dobro społeczne nie uznaje kompromisu.
- Oczywiście towarzyszu Putin, jutro przybędzie do was lew – powiedział rzecznik.
Nazajutrz z samego rana, gdy już Władimir Władimirowicz uporał się ze sprawami państwa oraz zjadł sniadanie, przyszedł do jego gabinetu rzecznik Pieskow i powiedział:
- Wedle waszego życzenia, przyprowadziłem do was lwa.

- Wprowadźcie proszę – odpowiedział Putin.
Po chwili do gabinetu towarzysza Prezydenta Federacji wprowadzono skromnego człowieka.
- To jest obywatel Lew Leonidowicz Katuszkin, dyrektor moskiewskiego zakładu mleczarskiego – powiedział Pieskow.
Katuszkin padł na kolana. Ująwszy dłoń Putina uniósł ją nieco i ucałował.
- Lwie Leonidowiczu, jak widzę jesteście swój człowiek, zatem eksperyment z oswojeniem uważam za udany – uśmiechnął się do niego Putin.
W ten to właśnie sposób Włodzimierz Władimirowicz Putin oswoił lwa.