wtorek, 19 lutego 2013

Profesor Debilizmu Tim Parks czyli skur..syństwo stosowane

Wkurza mnie niezwykle politycznie poprawne traktowanie faktów historycznych i robienie z ludzi idiotów.
Napiszę więcej, uważam ludzi którzy używają tego typu matactw językowych za skończonych debili oraz sk..synów.
Dlaczego tak ostro?
Dlatego, że język poprawności politycznej oraz  politycznie poprawne myślenie, to wstęp do głupoty, totalitaryzmu oraz wtórnego kołchoźnictwa myślowego.
Chcesz wychować durnia lub debila i prymitywa – kształć go w duchu poprawności politycznej.

Do grona profesorskiego na „Uniwersytecie Debilizmu Poprawno-Politycznego“ dołączył niejaki Tim Parks, brytyjski pisarz.
Parks, syn anglikańskiego pastora, nawiedzony ateista,  jest jedym ze stałych felietonistów amerykańskiej edycji Newsweeka.
Jako osobnik wychowany w duchu boskiego kultu królowej brytyjskiej, nienawidzący katolików, jak może tępi postaci zwiząne z kościołem katolickim.
Znakomicie pomocny jest mu w tym dziele lewacki Newsweek.
Tytuł ten zarówno w Polsce jak i w USA jest siedliskiem ateizmu i galopującego zwierzęcego lewactwa.
To łaczy ze sobą obie edycje, lecz trudno okreslić gdzie większe bydlaki drukują.
To jeszcze czas pokaże czy Lis czy jego semicki przyjaciel ze Stanów odbierze śmierdzący laur pierszeństwa.
Oby tylko dotrwali.
W USA Newsweek ukazuje się tylko w internecie, bo „gazetówka“ ogłosiła klapę (tak ją docenili czytelnicy). Pozostajemy przy nadziei, że i u nas tak się stanie.
Ale, do rzeczy...
Ów Profesor Debilizmu Tim Parks wypocił w ostatnim wydaniu amerykańskiego Newsweeka stek bredni na temat pontyfikatu oraz samej osoby Jana Pawła II.
W jednej z zawiłych tez, Parks pisze: Znaczenie miał też fakt, że Wojtyła pochodził z Polski. (...) Polacy w przeszłości cierpieli przez nazistów, a w momencie wyboru papieża cierpieli ze strony ZSRR.
Nie wiadomo, gdzie uczyli Parksa historii II wojny światowej (może w Berlinie?) i gdzie ewentualnie później leczyli go.
Musiał być to jednak intensywny kurs połączony z jeszcze bardzej intensywnym europoprawnym ogłupianiem, co zapewne nie było w przypadku Parks trudne.
„Debil Skur...syn“ (to taki tytuł naukowy) Tim Parks jawnie łże w żywo oczy i pluje w twarz Polakom, ofiarom NIEMIECKICH zbrodni, używając terminu „naziści“.
Kim według idioty Parksa są ci „naziści“?
To jacyś „obcy“, przybysze z Marsa?
„Debil Skur...syn“ Parks wie znakomicie o kogo chodzi i przez kogo Polacy cierpieli.
Poprawność polityczna zakazuje „DS“ Parksowi powiedzieć głośno o kogo chodzi.
Panie brytyjski idioto, Polacy cierpieli przez NIEMCÓW, bo NIEMCY napadli na Polskę.
Obozy koncentracyjne były NIEMIECKIE.
W komorach śmierci, to NIEMCY zagazowywali ludzi.
NIEMCY palili ludzi w krematoriach.
To NIEMCY rozstrzeliwywali bezbronne kobiety i dzieci.
Także NIEMCY podpalili prawie cały świat.
NIEMCY palili miasta, kradli dzieła sztuki i niszczyli polską kulturę, bo NIEMCY w znakomitej większości wspierali Hitlera i ochoczo poddawali się jego dyktatowi.
Tyle wyjaśnień historycznych w temacie.
A „Debil Skur...syn“ Parks i tak będzie dalej cyganił, bo prawdopodobnie pożydził na własnej edukacji i się „euroedukował“.

niedziela, 17 lutego 2013

Babony, kobiety i... baby z jajami


Faktycznie,  chyba gotów jestem przyznać rację tej części obywateli, która twierdzi że płci jeste więcej, jak dwie.
Oczywiście, nie jest to dziełem Stwórcy, lecz raczej szatana.
Lewackie i parakomunistyczne organizacje, wzorem swoich poprzedników, znów udowadniają, że z kobiety można zrobić coś zupełnie innego – twór szpetny i podobny raczej do sowieckiego mężczyzny.

Tworzenie „babona“

Okres budowy socjalizmu i utrawalania władzy ludowej w Polsce, zapisał się w historii głównie jako czas zbrodni na narodzie, dyktatury matołów oraz... epoka tworznia „babona“.
Miłe i kobiece niewiasty, za namową specjalistów od bandyckiej, komunistycznej propagandy, stawały się traktorzystkami, murarkami, hutniczkami i innej maści „babonami“.
Przyodziewając męskie kostiumy, chlając wódę i ćmiąc skręty, owe „babony“ zatracały stopniowo kobiece atuty, nabywając męskich cech i zachowań.
Pewnie gdyby nie dający się zauważyć zarys biustu oraz brak zarostu, tudzież sikanie na siedząco takiego „babona“ nikt by od mężczyzny nie odróżnił.
Sztuka kamuflarzu nie była zatem doprowadzona do perfekcji, ale pewnie i o to wcale nie chodziło.
„One“ miały tylko chłopa imitować a nie chłopem być (w naszych czasach bywa czasem  odwrotnie – chłopy udają kobiety, ale ci to się pederastami nazywają).
Takie „babony“ zawierały związki małżeńskie oraz bywało, że rodziły dzieci.
Dzieci te nie posiadały matki, tylko „matkona“, którego ciężko było odróżnić  na pierwszy rzut oka od ojca. W życiu rodzinnym „matkony“ nie odróżniały się też od ojców sposobem zachowania oraz rolą w rodzinie.
Zabieg tworzenia „babona“ oraz usilne upodobnianie go do mężczyzny spowodowane było zapewne wprowadzaną w życie socjalistyczną ideologią zwrównywania i ujednolicania społeczeństwa na wszystkich płaszczyznach.
Rzadko zatem dochodziło do zwiazków kobieta-mężczyzna. „Babon“ wypierał kobiety.

Kobiety w natarciu - „babon“okopuje się w biurach

Epoka „Edwarda Odnowiciela“ zmieniła nieco wizerunek niewiasty w Polsce.
Szersze otwarcie na kraje cywilizowane, skutkowało zmianą oczekiwań samca odnośnie samicy.
„Babon“ nie wystarczał i nie stanowił już atrakcji.
Młodsze pokolenia samic poczęło doszukiwać się zatem przyjemności w pokreślaniu swojej kobiecości a nie w wytapianiu surówki, kręceniu korbą czy układaniu szamotki.
Nie wszystko jednak stało się tak piękne, jak po dotknięciu różdżki.
Siermiężne „babony“ z minionej epoki „tażysza Gomuły“ pozostawały teraz na prominentnych stanowiskach i wygniatały szorstkimi dupskami fotele w urzędach, biurach oraz komitetach.
Prawda, że zniknęły z życia publicznego, jako „robociarki“ (bo ile lat można spuszczać surówkę) ale za to, przeniesione zostały na inny, odpowiedialny odcinek socjalistycznej pracy – za biurko.
Pocieszające w tym wszystkim było tylko to, że nowe „babony“ nie wykluwały się – „babon“ jak przypuszczano, stanowił gatunek na wyginięciu.

Śmierć „babona“

Wraz z nadejściem epoki „Solidarności“ i szerszym zbliżeniem obywateli do kościoła katolickiego, „babon“ przestał praktycznie istnieć. Tylko nieliczne jeszcze „babony“ nadal zasiedlały skanseny PRLu w różnej maści „organizacjach ratujących idee socjalizmu“ i zwalczających ruchy niepodległościowe i związkowe.
Były to jednak  jednostki.
Idea oraz potrzeba istnienia „babona“ straciły na aktualności jako relikt niechlubnej przeszłości.
Kobiety stały się kobietami a gatunek męski docenił wreszcie (w tak wielkim stopniu pierwszy raz od zakończenia wojny) zalety kobiecości.
Układ ten został wprawdzie nieco zwichrowany w okresie stanu wojennego (powrót wzorców „babonowych“), ale wraz z nadejściem przemian ustrojowych męska część społeczeństwa mocno potwierdziła potrzebę adorowania prawdziwej kobiety.
Wejście  do Polski „zachodu“ oraz „wielkiego świata“ wraz z biznesem i zwyczjami tam wówczas panującymi pogrzebało „babona“.
Właściwie prócz Zofii Grzyb „babon“ nie istaniał.
Wróciły kobiety.  Wróciły do biur, sklepów, do życia publicznego.

Odrodzenie „babona“ – wracają upiory

Niestety zbliżenie z tzw. europką zaskutkowało przypływem do Polski najróżniejszych idiotycznych idei i wzorców zachowań.
W myśl powiedzenia „wszystko, co nie jest zabronione – jest dozwolone“ kobiety poczęły znów ulegać wpływom bzdurnych komunistycznych fanaberii.
Tym razem z zachodu.
Ponieważ głupota jak armia radziecka – nie zna granic, szybko wykluły się z niej ponownie „babony“ i szybko zaistniały medialnie.
Tym razem jednak dawne hasła o „babach na trakorach“ czy „babskich czwórkach murarskich“ zastąpiły bardziej nowoczesne wyzwania.
„Parytety“, „Sama rodzę – sama wychowuję“, „Bóg jest kobietą“  - to tylko nieliczne „postępowe“ hasła „babonów“ zwanych teraz feministkami.
Ikony postępowego świata (w rozumieniu „babona“) takie jak: Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Wanda Nowicka czy Joanna Senyszyn to nowe wcielenie dawniejszych zastępów Wand Wasilewskich, Lun Brystygierowych  wraz z Helenkami Wolińskimi.
Znów ubyło nam kobiet.
Najzabawniejsze, że tym razem pod pozorem celebracji kobiecości, aktywistki „ruchu babonów“ de facto pokazują jak kobietą nie być.  Nie ma żadnego znaczenia, że taka np. Senyszym wyfiokuje się a Środa zapoda trwałą ondulację - to tylko pozory.
Współczesny wizerunek „babona“ odrzucił dawno wymazanego smarem kocmołucha z petem. Teraz to nawiedzona feministycznie i w miarę czysta kobita o przekonaniach lewackich i antyklerykalnych, samowystarczalna z przekonań – całkowicie zależna w rzeczywistości od  swojego komitetu centralnego czyli mózgu zewnętrznego.
Jednym słowem, całkowicie niezdolna do myślenia smodzielnego.
Dodatkowy smaczek, to fakt że w porównaniu z dawnym „babonem“, „nowoczesny babon“ ze względów ideologicznych, nie wchodzi w związek małżeński z mężczyzną.
Oszczędza to ewentualnym owocom takiego związku wstydu przed rówienikami z powodu durnego „matkona“.
Wiadomo, że większy obciach to głupio pieprzyć niż głupio wyglądać.
Ponadto wśród „nowoczesnych babonów“ panuje moda na lesbjstwo, co wyklucza mężczyzn  z zasady.
„Nowoczesny babon“ walczy w wolnych chwilach o prawa mniejszości seksualnej.  Tej żeńskiej.
Oczywiście mniejszość nie jest w tej kwestii pytana o zdanie, bo „babon“ wie lepiej.
Według „nowoczesnego babona“ taka postawa stanowi przejaw walki z szowinistycznym męskim światem, a według normalnych uchodzi za przejaw walki z rzeczywistością.
Dzisiejszy „babon“ to już nie to samo, co 60 lat temu.
Jedno co łączy dawnego „babona“ ze współczesnym, to ciagłe dążenie do upodobnienia się do sowieckiego mężczyzny.
A czy wizerunkowo czy mentalnie – cóż za różnica?

Nowa jakość – „baba z jajami“

„Nowoczesna europka“ stawia przed nami nowe wyzwania. Nie wystarcza jej już plemię „babonów“. W swojej przebiegłości oraz potrzebie świrunku płciowego stawia teraz na nową jakość - „babę z jajami“!
Wprawdzie u nas to nowość, ale w „bardziej postępowej części świata“ pederaści, którym wydaje się że są kobietami i przebierają się za „babony“ – to ponoć normalka.
Co niektórzy nawet wycinają sobie lub przyszywają tam i ówdzie.
Jak widać i u nas nadszedł czas na „nowoczesność“, toteż mamy już swoją „babę z jajami“ i to w sejmie!
Mówiąc poważnie, to mam problem ze sklasyfikowaniem płciowym gatunku „baby z jajami“.  Kobieta, mężczyzna, babon mieści się w ramach gatunkowych, ale „baba z jajami“... tu jestem bezradny.
Z góry poddaję się i przyrzekam nie zagłębiać dalej w temat.
Wysoce prawdopodobne, że następnym „eurofreakiem“ będzie baba, której wyda się, że jest snopowiązałką.
Wtedy tylko pozostanie targnąć się na sznur...

wtorek, 12 lutego 2013

Słuchaj no Henia, zrób mi...


Henryka Krzywonos, znana tramwajarka, która zatrzymała już zatrzymany (na skutek odłączonego zasilania) tramwaj i tym bohaterskim czynem zapisała się na kartach historii III RP, obraziła się na Palikota. 
Podobno Palikot, w czasie gdy próbował skaperować ją do swojej drużyny, wysyłał  niestosowne SMS-y czym dotknął do żywego jej kobiecą i opozycyjną-tramwajarską godność.
Cóż takiego mógł wypiswać Palikot - Krzywonosowa nie ujawnia, bo to jest „niezgodne z jej  zasadami“. 
W takim razie, zgodnie z ogólnie panującymi zasadami, postawa „wiem, ale nie powiem“ daje prawo oraz podstawy do snucia hipotez.
Na onetowskiej stronie Politykier.pl, autorzy przypuszczają, że ów „niestosowny SMS“ od Palikota mógł brzemieć:  Słuchaj no Henia, lecąc na kongres zrób mi łaskę i kup kilka bułek oraz kefir - przydadzą się nam rano".
Oczywiście mogło tak być.
Szczególnie, że Henia uczestniczyła w kongresie Palikociarni, gdzie nawet coś powiedziała do mikrofonu na mównicy.
Wtajemniczeni twierdzą też, że poziom wypowiedzi, mógł wskazywać na „spożycie“, toteż ta wersja  z kefirem pasowałaby jak ulał.
Pamiętając też o erotycznych fanaberiach szefa partii i jego zamiłowaniu do penisów (trudno powiedziać czy tylko sztucznych), ów SMS mógł również brzmieć:  Słuchaj no Henia, lecąc na kongres zrób mi laskę i kup kilka bułek oraz kefir - przydadzą się nam rano".
Niestety na skutek „wielkiego focha“ strzelonego przez Krzywonosową, kto inny będzie teraz to wszystko robił Palikotowi.
A my już chyba wiemy kto!
Na pierwszy rzut oka, to urodą oraz posturą przypomina nawet „najsłynniejszą tramwajarkę“... ale w łapach silniejsza.

czwartek, 24 stycznia 2013

Żydowski antysemita


Wielkie prawdopodobieństwo, iż świat się faktycznie ma ku końcowi.
W najnowszym Newsweeku *) Żyd oskarża Żyda o.... antysemityzm.
Można a nawet należałoby traktować ten fakt raczej w kategorii dowcipu, gdyby nie poważne argumenty i nastrój nadęto-poważny autora – niejakiego Pazińskiego.
Obiektem oskarżeń jest Rafał Ziemkiewicz, zdaniem Pazińskiego – antysemita i prawdopodobnie też faszysta.
Tu kilka wyjasnień. Otóż Paziński posiadający imię Piotr, to redaktor naczelny głupkowatego i niszowego czasopisma „Midrasz“.
Gazetki,  założonej niegdyś przez Konstatntego Geberta, syna komunistycznego, stalinowskiego bandyty Bolesława, a która ma na celu namącić w głowach nielicznych żydowskich czytelników i wyrobić w nich poczucie wyższości nad gojami.
W „Midrasz“ publikowali m.in. stalinowski bydlak i zbrodniarz Zygmunt Bauman, zakapior z GZP LWP Michał Friedman oraz Henryk Grynberg – komunistyczny kolaborant.
Paziński, zwany „Paziakiem“ znany jest też wielu blogerom ze stron portalu Salon24, gdzie stanowił wazelinową satelitę niejakiego Eli Barbura.

Profil pisma podparty wyżej wymienionymi autorytetami, wyrobiła w Pazińskim przekonanie, że jako Superżyd ma wszelkie prawo do  decydowania, kto jest antysemitą i dlaczego. Korzysta zatem Paziak ze swoich przywilejów aż miło.
Teraz ciosy Pazińskiego sięgają również jego rodaków.
Rafał Ziemkiewicz, który kilka lat temu wspomniał swoje żydowskie pochodzenie, na skutek zdrowego podejścia do historii Żydów polskich stał się w oczach Pazińskiego oraz jego lewackiego środowiska wrogiem publicznym (czytaj antysemitą) numer jeden.
Wystarczyło, że tenże Ziemkiewicz przypomniał czane karty polskiego żydostwa. Zahaczył o kolaborację bolszewicką, zdradę przybranej Ojczyzny, współpracę z zaborcą – okupantem itp...  a dla Pazińskiego wystarczyło to do odsądzenia autora od czci i wiary.
Sprawdziło się tu stare powiedzenie, że ten jest antysemitą, kogo Żydzi nie lubią oraz, że nie wolno nawet krzyknąć na Żyda, który nadepnie ci na nogę, bo jest to oznaką antysemityzmu.
Dotychczas taki system sprawdzał się, bo zgnoić goja to łatwizna, ale do tej pory żaden Żyd nie oskarżył innego Żyda o antysemityzm!
Co w tej sytuacji ?
Posługując się prostą logika należy zupełnie serio zastanowić się, czy to czasem Paziński nie jest antysemitą, bo pomawia i oczernia Żyda Ziemkiewicza?
I do tego, pewnie Ziemiewicz go nie lubi.
Ech, Paziński, ty antysemito i faszysto!

Faktem jest też, że Paziński stek swoich bzdur zamieścił w Newsweeku za zgodą (bądź na życzenie) Tomasza „syna najucziwszego z Polaków“ Lisa. Jak więc nazwać tego goja, który posługuje się Żydem, by oczernić innego Żyda?
Hiperantysemitą i hiperfaszystą.
Tomaszu Lisie, ty.....

I jak to ma nie pierdyknać?


*) Nie ma sensu cytowania czy przytaczania bzdur wypisywanych przez „Paziaka“ bo w wiekszości urąga to ludzkiej inteligencji. Zresztą, kto chce niech kupi Newsweek i przebrnie przez „szambo Paziaka“.  Ale na własną podpowiedzialność.

niedziela, 20 stycznia 2013

Bajka o Stuleyce zwanej Czerwonym Paskudnym Kapturkiem


Dziś coś dla dzieci... (może być na dobranoc)

Była sobie raz mała brzydka księżniczka o imieniu Stuleyka.
Każdy,  kto na nią spojrzał odwracał wzrok i z obrzydzeniem mówił: „Tfu, jak mogą być dzieci tak paskudne... To chyba tyko kariera zawodowa przed nią, bo życie rodzinne to nie dla niej... “.
Była ulubienicą babuni swej, starej i stetryczałej Krasnoarmiejki, która radaby jej była dać wszystko, co tylko jest na świecie, z wyjatkiem godnej pensji i wybornej fuchy w resorcie, bo takich koneksji już niestety nie posiadała.
Pewnego dnia  babcia podarowała jej aksamitny kapturek, w którym tak pięknie wyglądała, że nie chciała włożyć już innej czapeczki.
Kapturek był czerwony, miał z przodu gwiazdkę i Stuleyka wyglądała w nim jak siostra stada millerowych krasnoludów zamieszkujących „Zgniły Zagajnik“.
Chodziła ciągle w swym czerwonym kapturku i przezwano ją też „Czerwonym (ale Paskudnym) Kapturkiem”.
Razu pewnego powiedziała jej ciotka Platformenia: — Masz tu smaczną pizzę z Biedronki i flaszkę taniego wina oraz umowę zawieszenia broni.
Weźmiesz też ze sobą rękopis mowy oskarżycielskiej i potępiającej opozycję.
Zanieś to babuni. Ma kaca, jest chora i bezsilna, pokrzepi się i wzmocni a co za tym idzie będzie miała siłę wspomóc nas w walce z wrogiem.
Idź, zanim się zrobi gorąco, bądź uważna, nie schodź z drogi, bo biegając mogłabyś stłuc flaszkę, a wówczas babuni nic by się nie dostało. Przyszło by jej chlać paskudny kefir i tylko pieprzyć trzy-po-trzy w programach telewizyjnych drugiej kategorii.
Gdy zaś przyjdziesz, nie rozglądaj się po kątach, co by tu od babuni wydębić ale powitaj grzecznie staruszkę.
Stuleyka przyrzekła ciotce, że wszystko spełni jak należy.
Babka mieszkała w głębi zgniłego zagajnika, o dwadzieścia trzy minuty drogi od Bizancjum ciotki. Gdy dziewczynka znalazła się w lesie, napotkała kota. Nie wiedziała ona, co to za zły zwierz, przeto nie przestraszyła się go wcale.
— Dzień dobry, Stuleyko-Czerwony Pakudny Kapturku! — powiedział kot.
— Dzień dobry, kocie! — odrzekła uprzejmie.
— Pali-kocie — wtrącił kot i zaciągnął się marihuaną — dokąd to zmierzasz tak rano? — dodał.
— Do babuni Krasnoarmiejki.
— Co niesiesz pod fartuszkiem?
— Pizzę z Biedonki i tanie winko. Niosę to babuni. Jest stara, skacowana i wycieńczona, posili się, przetrzeźwieje i orzeźwi.
— A gdzież to mieszka twoja babunia?
— Dobry kawał drogi stąd. Komitet jej stoi pod trzema leninami, wokoło są krzaki dorodnej komuny, trafisz tam łatwo.
Pali-kot pomyślał: „Smaczny to dla mnie kąsek z tej małej, lepszy jeszcze, niż stara babka Krasnoarmiejka. Muszę się wziąć mądrze do rzeczy, by mi obydwie wpadły w zęby.”
Starą wpierw w całości połknę z elektoratem a Stuleykę później.
Będę nią z wnętrza organizmu mojego sterował.
Szedł przez chwilę obok dziewczynki, potem zaś rzekł:
— Spójrzno, jakie piękne zioła wokoło. Czemu na nie nie patrzysz? Zda mi się, że nie słyszysz nawet pisku biedy. Idziesz prosto przed siebie jak leming jaki, a w lesie tak miło, że aż się serce raduje.
Stuleyka podniosła oczy i zobaczywszy drzewa oblane migotliwymi promieniami słońca, oraz mnóstwo ślicznego zioła, pomyślała: „Ucieszyłaby się babunia, gdybym jej przyniosła faję. Jeszcze wcześnie i zdążę na czas.” — Potem zeszła z drogi i ruszyła w las za ziołem. Zerwawszy nieco, spostrzegała zaraz bibułki i gilzy, przeto zagłębiała się w las coraz to dalej. Zaś pali-kot poszedł prosto do domu babki i zapukał.
— Kto tam? — zapytała babka Krasnoarmiejka.
— To ja, Czerwony Paskudny Kapturek, twoja Stuleyka! — rzekł pali-kot. — Przynoszę pizzę z Biedronki i tanie winko, wpuść mnie, babuniu.
— Naciśnij klamkę — powiedziała staruszka, — jestem skacowana, słaba i nie mogę wstać, bo mam helikopter we łbie.
Pali-kot wszedł; nie mówiąc słowa, zbliżył się do starej lewcy i połknął ją. Potem ubrał się w jej odzież i w czapkę budionnówkę, legł w łóżku i zasunął firanki.
Tymczasem Stuleyka biegała za ziołem i dopiero, gdy zebrała go tyle, że ledwo unieść mogła, przypomniała sobie o babce i poszła prędko do niej. Zdziwiło ją bardzo, że zastała drzwi otwarte, gdy zaś weszła, zrobiło jej się jakoś nieswojo.
Pomyślała; „Jakże tu jakoś straszno dzisiaj, chociaż zawsze było mi bardzo wesoło u babuni”. Śmierdzi ziołem, alpagą oraz słychać pedalską muzę.
— Dzień dobry babuniu! — zawołała Stuleyka, ale nikt nie odpowiedział.
Podeszła do łóżka, rozsunęła firanki i zobaczyła, że babunia leży, z czapką  wsuniętą głęboko na twarz. Wyglądała jakoś bardzo dziwnie.
— Babuniu! — powiedziała dziewczynka. — Jakież ty masz wielkie uszy!?
— Bym cię lepiej słyszała, co twoja ciotka kazała mi przekazać, — odparł pali-kot, udając babunię.
— A jakie ogromne oczy!?
— Bym cię lepiej widziała i byś nie mogła mi się schować.
— A jakie ogromne ręce!?
— Bym cię mogła lepiej schwytać i tobą sterować.
— A jaką ogromną paszczę!?
— Bym ci mogła więcej nagadać i nabajdurzyć.
— A jakie wielkie zęby!? A dlaczego ty w ogóle masz zęby babciu Krasnoarmiejko???
— A mam, ale to są sztuczne... Mam, by nikt nie pomylił mojej gęby z tyłkiem...
Rzekłszy to, wyskoczył pali-kot z łóżka i połknął biedną Stuleykę.
Nasyciwszy się kobietami, pali-kot spalił zioło, zeżarł pizzę z Biedronki, wypił tanie winko, położył się z powrotem i zaczął głośno chrapać orz puszczać bąki.
Niezadługo zjawił się pod domem gajowy Bul-Nadzieja i pomyślał; „Coś za głośno chrapie dziś staruszka. Może mocnej się zaprawiła wczoraj? Muszę zobaczyć, czy nie ma delirki”. Wszedł i zbliżywszy się do łóżka, poczuł zapach alpagi oraz zioła.
— Tuś mi stary łotrze! — zawołał gajowy widząc pali-kota w stroju babci. — Dawno cię szukam!
Powiedziawszy to, chciał już wziąć na cel pali-kota, ale wpadło mu do głowy, że może pożarł on Krasnoarmiejkę i że może da się ją jeszcze ocalić. Nie strzelił więc, ale rozpruł nożyczkami brzuch śpiącego zwierzęcia, niczym Zbój Rostowskój domowe budżety Polaków. Po kilku cięciach ujrzał babkę Krasnoarmiejkę, a gdy uczynił jeszcze kilka cięć, wyskoczyła Stuleyka i zawołała: — Ach, jakem się przelękła! Jakże ciemno było w brzuchu Pali-kota! Uratowałeś mnię w ostatneij chwili - już prawie mijałam dwunastnicę...
Także i babka wyszła żywa jeszcze, ale strasznie zdyszana, bo w mieszance pizzy i alpagi sporo czasu pływała.
Tymczasem Stuleyka przyniosła prędko kilka tomów akt oraz oskarżeń i wypełniono nimi brzuch pali-kota.  Ten zerwał się, chciał uciekać, ale akta i oskarżenia były tak ciężkie, że padł na ziemię i miał niestrawności.
Wszyscy troje radowali się bardzo. Gajowy ściągnął z Pali-kota skórę i poszedł z nią do Pałacu, bo właśnie Aniadziadzia na obiad wołała. Babunia zaś zjadła kawałek podgardla  Pali-kota, popiła krwią z aorty i wyzdrowiała.
A Stuleyka pomyślała sobie: „Póki życia, nie zejdę już z drogi wytyczonej przez ciotkę Platformenię i nie dam się przekabacić żadnemu Pali-kotowi .”
Po czym żyła długo i szczęśliwie, dopóki jej jakiś ciućma drzwi od mieszkania nie wymalował... ale to inna bajka.