Jestem jeszcze „na gorąco” po programie nadanym w publicznej jedynce pt. „Wielki test z historii. 1939. Zaczęło się w Polsce”.
Program, jak program – turniej, pokazówka, zabawa, historia – raczej pozytywny.
W nim: politycy, naukowcy, dziennikarze oraz zwykli obywatele i dawka dość trudnych dla przeciętnego Polaka pytań.
To, że my, tu w europie środkowej mamy niezłe pojęcie o latach 1939-1945 wiadomo nie od dziś.
Porównując Polaków np. z Amerykanami czy też nawet Brytyjczykami można pokusić się o stwierdzenie, że przeciętni nasi rodacy mogli by z powodzeniem wykładać historię II wojny Światowej na uniwersytetach za oceanem, czy też za kanałem La Manche i wypadli by całkiem, całkiem.
Niestety, ... ale o tym później.
Kolejny raz przekonałem się o tym oglądając właśnie w/w program.
W luźniejszych chwilach, w czasie wolnym od zmagań z pytaniami, dla poprawienia nam humoru i zabawy, korespondenci TVP rozmawiali ze studentami w Ameryce i Wielkiej Brytanii zadając najprostsze pytania dotyczące II Wojny Światowej w Europie.
Poziom odpowiedzi żenujący!
Kiedy rozpoczęła się II Wojna Światowa?
Co to było Powstanie Warszawskie?
Co Wam mówi nazwa Katyń?
W większości odpowiedzi brakowało sensu i logiki oraz oczywiście wiedzy.
Śmieszne to, ale i straszne.
Szczególnie poziom wiedzy wśród młodzieży amerykańskiej budzi strach. Na pytanie – „co to było Powstanie Warszawskie” udzielano odpowiedzi, „że było to powstanie Żydów przeciw nazistom”, a jeden z pytanych nawet osobiście słyszał o żydowskim powstaniu w obozie koncentracyjnym przeciw Niemcom i z tym to powiązał (?!).
Odpowiedź na pytanie „Kiedy rozpoczęła się Wojna Światowa” w ustach innego młodzieńca brzmiała, że w momencie dojścia nazistów do władzy i rozpoczęcia represji wobec Żydów.
Inny „naukowiec” znów na pytanie „Czy coś mówi Ci nazwa Katyń” odparł, że słyszał o tym i zdaje mu się, że właśnie tam hitlerowcy wywieźli żydowskich więźniów i ich rozstrzelali.
Z przytoczonych powyżej przykładów wynika, że zdaniem amerykańskiej młodzieży, w Europie walki toczyły się głównie na froncie hitlerowsko – Żydowskim.
Skąd takie pomysły?
Głupota, prowokacja, niewiedza?
Edukacja! Właściwie ukierunkowana edukacja w Stanach Zjednoczonych.
Za oceanem, historią najnowszą zajmują się „naukowcy” urodzenia żydowskiego (co potwierdził kiedyś na swoim blogu Pan Marek Jan Chodakiewicz).
Monopol ich w tej dziedzinie jest na tyle wielki, że praktycznie nie ma w Stanach Zjednoczonych innej historii, brak jakiejkolwiek alternatywy czy też prawdy.
Nie dziwota więc, że dzieje II Wojny Światowej kręcą się wyłącznie wokół spraw żydowskich i każde wydarzenie musi mieć wydźwięk żydowski lub antyżydowski – do wyboru.
Nawet gdy nazwyklejsze nieuki spytać o historię II Wojny Światowej, te odpowiednio zaprogramowane szybko powiążą każdy temat z judejskim korzeniem.
Co zaś zrobić gdy nie ma się rzeczywistych bohaterów?
Trzeba tworzyć mity, ubarwiać, wybielać, dopisywać, fałszować itp.
Dla przykładu, za sprawą „naukowca” Nechama Tec, świat dowiedział się o bohaterskich bojach grupy partyzanckiej Tewje Bielskiego, podczas gdy w rzeczywistości Bielski i jego wataha byli zwykłą bandą, zabijających i okradających bezbronną ludność i z walką z hitlerowcami nie mięli nic wspólnego.
Tak rodzą się mity, rodzi się nowa historia - lecz w sposób wcale nie nowy.
Tu w Polsce przerabialiśmy już to w okresie „władzy ludowej”.
Mity i epopeje o Armii Ludowej i Gwardii Ludowej, bohaterach takich jak Świerczewski, Korczyński, Berling czy Rokossowski... czy wielkim dziele Armii Czerwonej na frontach II Wojny Światowej.
Aż korci zadać pytanie, czy „historycy amerykańscy” nie korzystali przypadkiem z doświadczeń rodzimych „naukowców sowieckich”.
Jakaś wymiana naukowa? Może po linii rodzinnej?
Szkoda, że korespondent z Waszyngtonu nie spytał młodzieży o „Wolne Miasto Gdańsk”, „Prowokację gliwicką”, „Westerplatte” czy „Bitwę nad Bzurą”.
Człowiek by się wreszcie czegoś dowiedział o historii żydowskiego oręża.
wtorek, 1 września 2009
niedziela, 30 sierpnia 2009
Eksperymenty z zoologu.
(...) Ha ha Brudasy polityczne ,no właśnie ,czy nie jest tak właśnie ? że Ci ludzie [popaprańcy ,małpy z brzytwą ,paranoicy] są najbardziej skoncentrowani w pobliżu Kaczyńskich ,polityka Rydzyka , Macierewicza , Walentynowicz , Olszewski i jeszcze kilku .to żadna filozofia ,orjętacja polityczna ,czy pomysł polityczni , to brudasy politycznie" – napisał obiekt doświadczeń na swoim blogu (pisownia oryginalna).
Gołym okiem widać, że eksperyment ze wstawieniem komputera do klatki przyniósł ciekawy materiał naukowy.
Okazuje się, że przodujemy w dziedzinie doświadczeń z Hominidae.
Daleko w tyle pozostają nawet Japończycy, których obiekt doświadczeń tylko malował obrazy i to kiepsko.
Wprawdzie ortografia i gramatyka „naszego pupila” nie jest najlepsza, a i myśl również, ale „nobody’s perfect...” jak mawiają brytole, jeszcze kilka wpisów na blogu i sympatyczny Bolek na pewno się poprawi.

Gołym okiem widać, że eksperyment ze wstawieniem komputera do klatki przyniósł ciekawy materiał naukowy.
Okazuje się, że przodujemy w dziedzinie doświadczeń z Hominidae.
Daleko w tyle pozostają nawet Japończycy, których obiekt doświadczeń tylko malował obrazy i to kiepsko.
Wprawdzie ortografia i gramatyka „naszego pupila” nie jest najlepsza, a i myśl również, ale „nobody’s perfect...” jak mawiają brytole, jeszcze kilka wpisów na blogu i sympatyczny Bolek na pewno się poprawi.

„Gazeta Wyborcza” jak „Trybuna Ludu”
Jak podają serwisy internetowe, sąd w Warszawie uznał, że Jarosław Kaczyński nie musi przepraszać Agory. Chodzi o wypowiedź prezesa PiS z września 2007 i porównania „Gazety Wyborczej” do „Trybuny Ludu”.
Porównanie to, tak ubodło Michnika, czy też inne Łuczywo, że z płaczem i pozwem czym prędzej pobiegli do sądu na skargę.
Wydawnictwo Agora praktykuje ten sposób dyskusji z każdym, kto posiada inne niż oficjalnie przyjęte w firmie zdanie „na temat”.
Pomysłodawcą tej najbardziej demokratycznej formy dysputy jest sam Adam Michnik, wielki demokrata i odwieczny zwolennik pokojowego porozumienia między wszystkimi Polakami.
Znane są jego „zaproszenia do dyskusji”, wytaczane prof. Zyberowiczowi, IPNowi czy Rafałowi Ziemkiewiczowi.
Co kraj, to obyczaj.
A kraj Michnika to, jak widać sądy, knebel i jedna, jedynie słuszna myśl przewodnia. Taki to też obyczaj wytaczania procesów i pieniaczenia się.
Generalnie w sądownictwie III RP postęp jest znaczny, gdyż jeszcze niedawno orzekający w procesach z udziałem A. Michnika nie dopuszczali nawet zamiarów wykonania ruchu przeciw Red. Nacz. „GW” (casus Stanisława Remuszki, któremu zabroniono rozpowszechnianie książki o „GW”, gdyż mogły by naruszać „dobre imię” A. Michnika)
Dziś już zdarza się nawet, że nasze sądownictwo nie dość, że nie traktuje A.M. poważnie (sprawa Michnik-IPN) to jeszcze gra mu na nosie, jak w sporze Agora vs. Kaczyński.
Po głębszym zastanowieniu się musze przyznać jednak, tak po części rację „michnikowcom”. Porównanie „GW” do „Trybuny Ludu” nie jest do końca sprawiedliwe. Nie jest sprawiedliwe ale dla „Trybuny Ludu”.
Jest wiele podobieństw, ale też kilka różnic.
Jak pamiętają starsi, „TL” dysponowała kadrami niespójnymi i raczej z chęci materialnych niż zaangażowania światopoglądowego, dziennikarska brać średniego i niższego szczebla decydował się tam pracować (mowa oczywiście o latach 70-80 – te pamiętam).
„Gazeta” skupia natomiast zwartą grupę aktywnych i przekonanych o swojej misji dziennikarskiej, wychowanych na „Dziełach Michnika” żurnalistów, gotowych na wszystko.
O podobieństwach obu tytułów pisał nie będę, gdyż na „oko” je widać.
Przy próbie porównania „Gazety Wyborczej” osobiście skłaniał bym się ku postawieniu znaku równości np. z sowieckimi organami „Prawdą” czy „Izwiestią”. To z racji dyscypliny i jednomyślności w dążeniu do celu.
Ale to oczywiście rzecz gustu.
Wcale nie zdziwił bym się, gdyby teraz, tak dla odmiany do sądu pozwał Kaczyńskiego któryś z byłych Redaktorów Naczelnych „TL”.
Za szarganie dobrego imienia „TL”.
Ciekawe komu wtedy kibicował będzie Michnik?
Porównanie to, tak ubodło Michnika, czy też inne Łuczywo, że z płaczem i pozwem czym prędzej pobiegli do sądu na skargę.
Wydawnictwo Agora praktykuje ten sposób dyskusji z każdym, kto posiada inne niż oficjalnie przyjęte w firmie zdanie „na temat”.
Pomysłodawcą tej najbardziej demokratycznej formy dysputy jest sam Adam Michnik, wielki demokrata i odwieczny zwolennik pokojowego porozumienia między wszystkimi Polakami.
Znane są jego „zaproszenia do dyskusji”, wytaczane prof. Zyberowiczowi, IPNowi czy Rafałowi Ziemkiewiczowi.
Co kraj, to obyczaj.
A kraj Michnika to, jak widać sądy, knebel i jedna, jedynie słuszna myśl przewodnia. Taki to też obyczaj wytaczania procesów i pieniaczenia się.
Generalnie w sądownictwie III RP postęp jest znaczny, gdyż jeszcze niedawno orzekający w procesach z udziałem A. Michnika nie dopuszczali nawet zamiarów wykonania ruchu przeciw Red. Nacz. „GW” (casus Stanisława Remuszki, któremu zabroniono rozpowszechnianie książki o „GW”, gdyż mogły by naruszać „dobre imię” A. Michnika)
Dziś już zdarza się nawet, że nasze sądownictwo nie dość, że nie traktuje A.M. poważnie (sprawa Michnik-IPN) to jeszcze gra mu na nosie, jak w sporze Agora vs. Kaczyński.
Po głębszym zastanowieniu się musze przyznać jednak, tak po części rację „michnikowcom”. Porównanie „GW” do „Trybuny Ludu” nie jest do końca sprawiedliwe. Nie jest sprawiedliwe ale dla „Trybuny Ludu”.
Jest wiele podobieństw, ale też kilka różnic.
Jak pamiętają starsi, „TL” dysponowała kadrami niespójnymi i raczej z chęci materialnych niż zaangażowania światopoglądowego, dziennikarska brać średniego i niższego szczebla decydował się tam pracować (mowa oczywiście o latach 70-80 – te pamiętam).
„Gazeta” skupia natomiast zwartą grupę aktywnych i przekonanych o swojej misji dziennikarskiej, wychowanych na „Dziełach Michnika” żurnalistów, gotowych na wszystko.
O podobieństwach obu tytułów pisał nie będę, gdyż na „oko” je widać.
Przy próbie porównania „Gazety Wyborczej” osobiście skłaniał bym się ku postawieniu znaku równości np. z sowieckimi organami „Prawdą” czy „Izwiestią”. To z racji dyscypliny i jednomyślności w dążeniu do celu.
Ale to oczywiście rzecz gustu.
Wcale nie zdziwił bym się, gdyby teraz, tak dla odmiany do sądu pozwał Kaczyńskiego któryś z byłych Redaktorów Naczelnych „TL”.
Za szarganie dobrego imienia „TL”.
Ciekawe komu wtedy kibicował będzie Michnik?
wtorek, 25 sierpnia 2009
Kobiety na listy wyborcze!
Jak podaje prasa: „Premier chce, żeby kobiety miały pierwsze miejsca na połowie list PO w wyborach do Sejmu. Mężczyźni w Platformie są w szoku.
Zaczęliśmy go przekonywać, że mamy za mało lokalnych liderek. Ale sprawa jest chyba przegrana. Jak Donald rzuca jakąś koncepcję, bardzo się do tego przywiązuje - mówi polityk z władz Platformy.”
Niesłusznie.
Niepotrzebnie się Państwo martwicie i próbujecie zawrócić Pana Premiera ze słusznie obranej drogi.
Jak się okazało, kadry są i to mocne!
Zaczęliśmy go przekonywać, że mamy za mało lokalnych liderek. Ale sprawa jest chyba przegrana. Jak Donald rzuca jakąś koncepcję, bardzo się do tego przywiązuje - mówi polityk z władz Platformy.”
Niesłusznie.
Niepotrzebnie się Państwo martwicie i próbujecie zawrócić Pana Premiera ze słusznie obranej drogi.
Jak się okazało, kadry są i to mocne!
Etykiety:
Chlebowski,
Donald Tusk,
kobiety do Sejmu,
Niesiołwoski,
Platforma Obywatelska
Klon Bartoszewskiego na Salonie
Jak wszyscy dobrze wiemy, w dniu wczorajszym zostało zablokowane na Salonie24 konto „prezesury” BM24. Niejaki „Franek” i takaż „Maryla” zostali przez aminstratorów S24 zbanowani.
Napisano już o tym prawie III tomowe dzieło, a wypowiedzieli w sprawie już chyba wszyscy. Czy postąpiono słusznie, czy nie... Trwają przekonywania i wojna na argumenty.
Najzabawniejsze, jednak jest to, że w całej tej tragicznej historii najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy w ogóle nie wiedzą o co chodzi.
Dobrze znana na S24 Renata Rudecka-Kalinowska (bo to o nią głównie mi chodzi) w związku z w/w „aferką” nagle odżyła!
Niczym Lenin z mauzoleum do konserwacji, tak Renia wyskoczyła do dyskusji o zbanowanych.
Doczepiła się i dawaj i wpieriod... że to wszystko wina PiS, że chamy, i wreszcie wolność, i zwycięstwo.... liberte, egalite, fraternite i itd. itp.
Jednym słowem, w całej tej ofensywie brakowało tylko dźwięków „Spoza gór i rzek...” ale nie dam głowy, że tak wyrobiona aktywistka w zaciszu domowym, nie wspomagała się na duszy znaną melodią z młodości.
Ucieszyła się Renata niesamowicie, że mogła sobie ulżyć i wzorem co bardziej zasłużonych i „wypyszczonych” polityków platformowych popluć na niepokornych wobec władzy.
Mało istotne stało się, że główny wątek pozostał daleko w tyle, że szanowna Renia, nie zgłębiła go, ani nawet nie zapoznała się z nim.
Nie było takiej potrzeby, gdyż podobnie jak wielkich „platfiozów” Panią Rudecką-Kalinowską cechuje nieprzeparta wręcz potrzeba improwizowania „na dowolny temat”.
RR-K dała się już poznać na S24 z tej „najlepszej” strony, czyli z umiejętności wyplatania chamstwa razem z głupotami. Generalnie robi tam z powodzeniem za „maskotkę” lub może bardziej „przytulankę tuskoidalnych”, z wszytskimi cechcami i poziomem klasycznej pacynki
Pluje sobie zatem Renia, na wszystkich, z którymi jej nie po drodze, obrażając się przy tym na podłość i wulgaryzmy zwymyślanych.
Wzorem wystąpień „upiornego dziadunia” Bartoszewskiego czy też Stefana Kabel-Niesiołowskiego leje potoki smrodosłowia czy też jak kto woli bluzgów nie ma końca.
„Bydlaki. I ich zbydlęcone metody (...) Czemu mnie w ogóle nie dziwi ten Twój (wasz) parszywy światek? (...) Zbydlęcenie moralne to także Twoje pomówienia i oszczerstwa. Jesteś odrażający.(...) Gdzie nie poskrobiesz, przy którymkolwiek z tego towarzystwa - rozchodzi się smród zgnilizny. Ich brutalność, chamstwo - dawały im poczucie siły... (...)
Ulżyła sobie Renia i zapewne doładowała swoje nie najnowsze już akumulatory. Wyplotła też niezły kawał platformicznej materii. Trzeba przyznać uczciwie, że proporcji jednak nie zachowała. Głupot dodała więcej niż chamstwa
Z jej komentarzy dowiedzieliśmy się, że to ona i jej podobni to „prawica”, a cała reszta to komuniści ;))
Wychodzi na to, że na przykład Michnik, to lewe skrzydło polskiej prawicy, a Palikot katolicki jej odłam...
Ja się mogę z tego wszystkiego śmiać i pukać w czoło. Rudecka-Kalinowska natomiast nie ma powodów do śmiechu. Obsesje maniakalne są trudne w leczeniu, zwłaszcza w wieku zaawansowanym.
Moja rada?
Odwiedziny Andrychowa, (ul. Dąbrowskiego 19) w poniedziałek lub czwartek od godz. 7:00 - 18:00, albo też we wtorek, środę oraz piątek od godz. 7:00 - 14:00.
Z recepcji już pokierują dalej.
----------------------------------------------------------
Napisano już o tym prawie III tomowe dzieło, a wypowiedzieli w sprawie już chyba wszyscy. Czy postąpiono słusznie, czy nie... Trwają przekonywania i wojna na argumenty.
Najzabawniejsze, jednak jest to, że w całej tej tragicznej historii najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy w ogóle nie wiedzą o co chodzi.
Dobrze znana na S24 Renata Rudecka-Kalinowska (bo to o nią głównie mi chodzi) w związku z w/w „aferką” nagle odżyła!
Niczym Lenin z mauzoleum do konserwacji, tak Renia wyskoczyła do dyskusji o zbanowanych.
Doczepiła się i dawaj i wpieriod... że to wszystko wina PiS, że chamy, i wreszcie wolność, i zwycięstwo.... liberte, egalite, fraternite i itd. itp.
Jednym słowem, w całej tej ofensywie brakowało tylko dźwięków „Spoza gór i rzek...” ale nie dam głowy, że tak wyrobiona aktywistka w zaciszu domowym, nie wspomagała się na duszy znaną melodią z młodości.
Ucieszyła się Renata niesamowicie, że mogła sobie ulżyć i wzorem co bardziej zasłużonych i „wypyszczonych” polityków platformowych popluć na niepokornych wobec władzy.
Mało istotne stało się, że główny wątek pozostał daleko w tyle, że szanowna Renia, nie zgłębiła go, ani nawet nie zapoznała się z nim.
Nie było takiej potrzeby, gdyż podobnie jak wielkich „platfiozów” Panią Rudecką-Kalinowską cechuje nieprzeparta wręcz potrzeba improwizowania „na dowolny temat”.
RR-K dała się już poznać na S24 z tej „najlepszej” strony, czyli z umiejętności wyplatania chamstwa razem z głupotami. Generalnie robi tam z powodzeniem za „maskotkę” lub może bardziej „przytulankę tuskoidalnych”, z wszytskimi cechcami i poziomem klasycznej pacynki
Pluje sobie zatem Renia, na wszystkich, z którymi jej nie po drodze, obrażając się przy tym na podłość i wulgaryzmy zwymyślanych.
Wzorem wystąpień „upiornego dziadunia” Bartoszewskiego czy też Stefana Kabel-Niesiołowskiego leje potoki smrodosłowia czy też jak kto woli bluzgów nie ma końca.
„Bydlaki. I ich zbydlęcone metody (...) Czemu mnie w ogóle nie dziwi ten Twój (wasz) parszywy światek? (...) Zbydlęcenie moralne to także Twoje pomówienia i oszczerstwa. Jesteś odrażający.(...) Gdzie nie poskrobiesz, przy którymkolwiek z tego towarzystwa - rozchodzi się smród zgnilizny. Ich brutalność, chamstwo - dawały im poczucie siły... (...)
Ulżyła sobie Renia i zapewne doładowała swoje nie najnowsze już akumulatory. Wyplotła też niezły kawał platformicznej materii. Trzeba przyznać uczciwie, że proporcji jednak nie zachowała. Głupot dodała więcej niż chamstwa
Z jej komentarzy dowiedzieliśmy się, że to ona i jej podobni to „prawica”, a cała reszta to komuniści ;))
Wychodzi na to, że na przykład Michnik, to lewe skrzydło polskiej prawicy, a Palikot katolicki jej odłam...
Ja się mogę z tego wszystkiego śmiać i pukać w czoło. Rudecka-Kalinowska natomiast nie ma powodów do śmiechu. Obsesje maniakalne są trudne w leczeniu, zwłaszcza w wieku zaawansowanym.
Moja rada?
Odwiedziny Andrychowa, (ul. Dąbrowskiego 19) w poniedziałek lub czwartek od godz. 7:00 - 18:00, albo też we wtorek, środę oraz piątek od godz. 7:00 - 14:00.
Z recepcji już pokierują dalej.
----------------------------------------------------------

poniedziałek, 24 sierpnia 2009
Okno z „Morelą”
„Morela” z założonymi rękoma i dumnie uniesioną głową stała w oknie swojego gabinetu prezesa Spółdzielni „Blakmailia42”, od niechcenia tylko wodząc wzrokiem za postaciami przechodniów, którzy z perspektywy piątego piętra wydawali jej się mali, śmieszni i nic nie znaczący.
- Ot, mrówki takie. Szara masa - cicho i z wymuszonym uśmiechem szepnęła.
Tak, „Morela”, która za sprawą swoich najbardziej zaufanych ludzi, uwierzyła, że jest postacią numer dwa w państwie, zaraz po Prezydencie, a grubo przed innymi „vipami” i przywódcami partyjnymi, nie skrywała wielkiej dumy z tego powodu.
Lekko unosiła się ponad „szarą masą” wśród dźwięków pochwalnych hymnów odgrywanych przez „przybocznych”: „Fenka”, „Dotychczasa” i „Fuksa”.
- Jeszcze tylko dwa lata. Później biorę walizkę, „Fenka” z „Fuksem” i meldujemy się na Krakowskim Przedmieściu.... A może lepszy będzie Belweder? Może przenieść rezydencję do Belwederu... i rządzić dekretami? – zastanawiała się dumna ze swojej pozycji „Morela”
- W końcu, ode mnie zależy Polska – pomyślała i zwiększyła pułap.
- ... ode mnie zależy świat! – poprawiła się i lekko przestraszyła tak błyskotliwej i śmiałej myśli.
Z wysokości sufitu własnego gabinetu, na ziemię sprowadziło ją ciche pukanie.
W drzwiach pojawili się „Fenek”, „Fuks” i „Dotychczas”.
- Wielka i nieomylna Pani, oazo mądrości i krynico wiedzy, minął termin ultimatum jaki daliśmy temu pismakowi, tak ohydnie szkalującemu Ciebie, o najpoczciwsza z wszystkich.... Dziś ten ohydnik i sromotnik bezczelny miał w szatach pokutnych, na kolanach udać się do Marylandu i odszczekać głosem owczarka niemieckiego wszystkie oskarżenia i oszczerstwa, które pod Twoim adresem (o najwspanialsza!) napisał – wyrzucił z siebie „Fenek” i pospiesznie złapał dużą dawkę powietrza w płuca po czym usiadł na zydlu w koncie.
- „Morelo”, teraz nie możemy się cofnąć. Sąd ... tylko sąd. W kajdany niepokornego – głos zabrał „Fuks”.
- Ja nie mówię o karze śmierci, ale dożywocie mu się należy – wtrącił „Dotychczas”.
- Można też mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – dodał cicho po chwili.
„Morela” zakręciła lok na czole, prawą rękę zawiesiła z przodu na pole kamizelki, lewą zaś zarzuciła w tył.
- Nagonka medialna i manipulacja – to nie może ujść płazem – wycedziła przez zęby.
- Daliśmy mu dużo czasu, bardzo dużo czasu.... nie wykazał pokory, do tiurmy z nim! – rozkazała „Morela”
- Co rozkażesz?! – jak jeden mąż zakrzyknęli „Fenek”, „Dotychczas” i „ Fuks”.
„Morela” znów zakręciła lok na czole, pospiesznym krokiem przemierzyła gabinet i stając na koniec ponownie przy oknie, głosem nie znoszącym sprzeciwu powiedziała – Niech „Fenek”, jako wybitny specjalista od pisania listów i podań, napisze raz jeszcze do tego niegodziwca, że tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Że to już ostatnia jego szansa. Jak przeprosi, to może wyrok będzie niższy! No, może 10-15 lat dostanie.... Idź „Fenku” i napisz.
-Można też mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – znów cicho pisnął „Dotychczas”.
Niestety jego głos zagłuszyły kroki pospiesznie wychodzących z gabinetu „Fenka” i „Fuksa”.
----------------***------------------------
„Morela” ciągle stała w oknie. Nie czuła nawet bólu przebranych mięśni w nogach, które zdawały się wołać rozpaczliwie „obowiązuje ośmiogodzinny dzień stania – a my sterczymy tu już osiemnaście godzin”.
„Morela” była nieugięta i wyprostowana. Nic to, że ból.
- W końcu, ode mnie zależy Polska i świat – pomyślała i z miejsca uniosła się jakieś 20-25 centymetrów nad parkiet.
- Hurra! Wreszcie, niech żyje – wydały cichy okrzyk przebrane mięśnie.
Znów na ziemię sprowadziło ją pukanie do drzwi.
- To my, Twoje misie-pysie-fuksofenki! – usłyszała.
Do pokoju weszli „Fenek”, „Dotychczas” i „ Fuks”.
- Nic z tego, termin ultimatum minął, a ten bezwstydnik milczy – z rozpaczą w głosie pożalił się „Fenek”.
- „Fenku” napisz mu raz jeszcze, że tym razem to już nie przelewki. Że liczymy do trzech... a jak nie, to sąd i kajdany – rozkazała „Morela”
- Ja,... ja...ja będę liczył – wyrwał się „Fuks” – Proszę bardzo, „Morelo”!
- Dobrze, „Fenek” pisze pismo, „Fuks” odlicza a ja na koniec wydaję werdykt – zawyrokowała wyraźnie ożywiona „Morela”
- A ja mogę mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – znów cichutko i nieśmiało zaproponował „Dotychczas”. Lecz tak jak poprzednio jego głos zginął w hałasie.
----------------***--------------------
„Morela” nadal widniała w oknie. Dla rozrywki oraz dla poprawy samopoczucia co jakiś czas cicho powtarzała sobie:
- Ode mnie zależy Polska i świat – i unosiła się nad parkiet po czym powoli opadał.
Około 11.30 do gabinetu znów wkroczyli „Fenek”, „Fuks” i „Dotychczas”.
Lamentom nie było końca.
- Tragedia „Morelo”! „Fuks” liczy bardzo powoli, a mimo to przeprosin nie ma! – zaczął „Fenek”
- Tak, od rana liczę i .... nadal liczę. Teraz jestem przy 2 i 867 tysięcznych! – przerwał mu „Fuks”
- No właśnie, znów porażka – zrezygnowany „Fenek” usiadł na taborecie.
- Może trzeba było mu coś w liście dorysować. Może jakąś małpę...? – pisnął „Dotychczas”
- 2 i 913 tysięcznych... – ciągnął „Fuks”....
- Niech te wydarzenia jeszcze bardziej zewrą nasze szeregi – gromko wykrzyknęła nagle „Morela”. Jako wybitny strateg, najwyraźniej dostrzegła pozytywy w nawet totalnej klapie– Spieprzyliśmy taki ładny jubileusz, ale to nie jest nasze ostatnie słowo... Spieprzymy jeszcze nie jedno... Nie traćcie nadziei. Okazuje się, że chyba spieprzyliśmy kolejną rzecz.... - list do tego pismaka.
- 2 i 998 tysięcznych – „Fuks” nieuchronnie zbliżał się do „trzy”...
- Przestań już liczyć, bo Ci język stanie kołkiem i gardło wysiądzie. Nic z tego dziś nie będzie – rozkazała Morela.
- Niech jutro „Fenek” zastanowi się nad nowym pismem, „Fuks” niech zacznie odliczać, a „Dotychczas” nie tam sobie coś dorysuje. Pamiętajcie, piszemy do wyczerpania ryzy papieru lub do wyczerpania zdrowia „Fuksa”. Co pierwsze się skończy... – postanowiła i znów stanęła w oknie.
- ... a w każdym piśmie piszcie, że to ostateczne wezwanie - dodała
- Teraz już idźcie sobie, bo mi przeszkadzacie w staniu – apodyktycznie rzuciła „Morela”
- Droga koleżanko, powiedz nam – po co właściwie stoisz tak od kilku dni w oknie? – już od drzwi cicho i miękko, spytał „Fenek”
- A tak sobie marzę, że zobaczę któregoś dnia, jak przejeżdża pod oknami kibitka więzienna z tym pismakiem – odparła „Morela”. – Nie chcę tego przegapić!
- Ode mnie zależy Polska i świat,... ode mnie zależy Polska i świat – powtórzyła dwukrotnie i unosiła się z uśmiechem ponad parkiet.
- Ciekawe, czy ja też bym tak potrafił? Ale chyba nie. Niestety, ode mnie zależy tylko ludzkie życie... – pomyślał „Fenek”.
- Ot, mrówki takie. Szara masa - cicho i z wymuszonym uśmiechem szepnęła.
Tak, „Morela”, która za sprawą swoich najbardziej zaufanych ludzi, uwierzyła, że jest postacią numer dwa w państwie, zaraz po Prezydencie, a grubo przed innymi „vipami” i przywódcami partyjnymi, nie skrywała wielkiej dumy z tego powodu.
Lekko unosiła się ponad „szarą masą” wśród dźwięków pochwalnych hymnów odgrywanych przez „przybocznych”: „Fenka”, „Dotychczasa” i „Fuksa”.
- Jeszcze tylko dwa lata. Później biorę walizkę, „Fenka” z „Fuksem” i meldujemy się na Krakowskim Przedmieściu.... A może lepszy będzie Belweder? Może przenieść rezydencję do Belwederu... i rządzić dekretami? – zastanawiała się dumna ze swojej pozycji „Morela”
- W końcu, ode mnie zależy Polska – pomyślała i zwiększyła pułap.
- ... ode mnie zależy świat! – poprawiła się i lekko przestraszyła tak błyskotliwej i śmiałej myśli.
Z wysokości sufitu własnego gabinetu, na ziemię sprowadziło ją ciche pukanie.
W drzwiach pojawili się „Fenek”, „Fuks” i „Dotychczas”.
- Wielka i nieomylna Pani, oazo mądrości i krynico wiedzy, minął termin ultimatum jaki daliśmy temu pismakowi, tak ohydnie szkalującemu Ciebie, o najpoczciwsza z wszystkich.... Dziś ten ohydnik i sromotnik bezczelny miał w szatach pokutnych, na kolanach udać się do Marylandu i odszczekać głosem owczarka niemieckiego wszystkie oskarżenia i oszczerstwa, które pod Twoim adresem (o najwspanialsza!) napisał – wyrzucił z siebie „Fenek” i pospiesznie złapał dużą dawkę powietrza w płuca po czym usiadł na zydlu w koncie.
- „Morelo”, teraz nie możemy się cofnąć. Sąd ... tylko sąd. W kajdany niepokornego – głos zabrał „Fuks”.
- Ja nie mówię o karze śmierci, ale dożywocie mu się należy – wtrącił „Dotychczas”.
- Można też mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – dodał cicho po chwili.
„Morela” zakręciła lok na czole, prawą rękę zawiesiła z przodu na pole kamizelki, lewą zaś zarzuciła w tył.
- Nagonka medialna i manipulacja – to nie może ujść płazem – wycedziła przez zęby.
- Daliśmy mu dużo czasu, bardzo dużo czasu.... nie wykazał pokory, do tiurmy z nim! – rozkazała „Morela”
- Co rozkażesz?! – jak jeden mąż zakrzyknęli „Fenek”, „Dotychczas” i „ Fuks”.
„Morela” znów zakręciła lok na czole, pospiesznym krokiem przemierzyła gabinet i stając na koniec ponownie przy oknie, głosem nie znoszącym sprzeciwu powiedziała – Niech „Fenek”, jako wybitny specjalista od pisania listów i podań, napisze raz jeszcze do tego niegodziwca, że tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Że to już ostatnia jego szansa. Jak przeprosi, to może wyrok będzie niższy! No, może 10-15 lat dostanie.... Idź „Fenku” i napisz.
-Można też mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – znów cicho pisnął „Dotychczas”.
Niestety jego głos zagłuszyły kroki pospiesznie wychodzących z gabinetu „Fenka” i „Fuksa”.
----------------***------------------------
„Morela” ciągle stała w oknie. Nie czuła nawet bólu przebranych mięśni w nogach, które zdawały się wołać rozpaczliwie „obowiązuje ośmiogodzinny dzień stania – a my sterczymy tu już osiemnaście godzin”.
„Morela” była nieugięta i wyprostowana. Nic to, że ból.
- W końcu, ode mnie zależy Polska i świat – pomyślała i z miejsca uniosła się jakieś 20-25 centymetrów nad parkiet.
- Hurra! Wreszcie, niech żyje – wydały cichy okrzyk przebrane mięśnie.
Znów na ziemię sprowadziło ją pukanie do drzwi.
- To my, Twoje misie-pysie-fuksofenki! – usłyszała.
Do pokoju weszli „Fenek”, „Dotychczas” i „ Fuks”.
- Nic z tego, termin ultimatum minął, a ten bezwstydnik milczy – z rozpaczą w głosie pożalił się „Fenek”.
- Ja mu napisałem piękny list, rozesłałem po różnych portalach, nawet swoje portale, nowe sztruksowe przez pomyłkę wysłałem ... i nic. Jak grób! On nas lekceważy!
- „Fenku” napisz mu raz jeszcze, że tym razem to już nie przelewki. Że liczymy do trzech... a jak nie, to sąd i kajdany – rozkazała „Morela”
- Ja,... ja...ja będę liczył – wyrwał się „Fuks” – Proszę bardzo, „Morelo”!
- Dobrze, „Fenek” pisze pismo, „Fuks” odlicza a ja na koniec wydaję werdykt – zawyrokowała wyraźnie ożywiona „Morela”
- A ja mogę mu coś dorysować. Może jakąś małpę...? – znów cichutko i nieśmiało zaproponował „Dotychczas”. Lecz tak jak poprzednio jego głos zginął w hałasie.
----------------***--------------------
„Morela” nadal widniała w oknie. Dla rozrywki oraz dla poprawy samopoczucia co jakiś czas cicho powtarzała sobie:
- Ode mnie zależy Polska i świat – i unosiła się nad parkiet po czym powoli opadał.
Około 11.30 do gabinetu znów wkroczyli „Fenek”, „Fuks” i „Dotychczas”.
Lamentom nie było końca.
- Tragedia „Morelo”! „Fuks” liczy bardzo powoli, a mimo to przeprosin nie ma! – zaczął „Fenek”
- Tak, od rana liczę i .... nadal liczę. Teraz jestem przy 2 i 867 tysięcznych! – przerwał mu „Fuks”
- No właśnie, znów porażka – zrezygnowany „Fenek” usiadł na taborecie.
- Może trzeba było mu coś w liście dorysować. Może jakąś małpę...? – pisnął „Dotychczas”
- 2 i 913 tysięcznych... – ciągnął „Fuks”....
- Niech te wydarzenia jeszcze bardziej zewrą nasze szeregi – gromko wykrzyknęła nagle „Morela”. Jako wybitny strateg, najwyraźniej dostrzegła pozytywy w nawet totalnej klapie
- 2 i 998 tysięcznych – „Fuks” nieuchronnie zbliżał się do „trzy”...
- Przestań już liczyć, bo Ci język stanie kołkiem i gardło wysiądzie. Nic z tego dziś nie będzie – rozkazała Morela.
- Niech jutro „Fenek” zastanowi się nad nowym pismem, „Fuks” niech zacznie odliczać, a „Dotychczas” nie tam sobie coś dorysuje. Pamiętajcie, piszemy do wyczerpania ryzy papieru lub do wyczerpania zdrowia „Fuksa”. Co pierwsze się skończy... – postanowiła i znów stanęła w oknie.
- ... a w każdym piśmie piszcie, że to ostateczne wezwanie - dodała
- Teraz już idźcie sobie, bo mi przeszkadzacie w staniu – apodyktycznie rzuciła „Morela”
- Droga koleżanko, powiedz nam – po co właściwie stoisz tak od kilku dni w oknie? – już od drzwi cicho i miękko, spytał „Fenek”
- A tak sobie marzę, że zobaczę któregoś dnia, jak przejeżdża pod oknami kibitka więzienna z tym pismakiem – odparła „Morela”. – Nie chcę tego przegapić!
- Ode mnie zależy Polska i świat,... ode mnie zależy Polska i świat – powtórzyła dwukrotnie i unosiła się z uśmiechem ponad parkiet.
- Ciekawe, czy ja też bym tak potrafił? Ale chyba nie. Niestety, ode mnie zależy tylko ludzkie życie... – pomyślał „Fenek”.
sobota, 22 sierpnia 2009
Seriale, seriale, seriale.... cd.
Dziś kolejny już odcinek lubianego i interesującego serialu pt. „Maryla i Franek”.
Weekend przed nami, dlatego czas na dobrą rozrywkę w postaci lubianego „odcinkowca” – tak zapewne myśleli producenci oraz reżyser i pospiesznie wyemitowali trzeci już odcinek serialu pt. „Wujek Dobra Rada”.
Miłego oglądania, tym bardziej, że temat jest bieżący i niezwykle ciekawy.
MARYLA i FRANEK: "WUJEK DOBRA RADA"
-------------------------------------------------------------
Weekend przed nami, dlatego czas na dobrą rozrywkę w postaci lubianego „odcinkowca” – tak zapewne myśleli producenci oraz reżyser i pospiesznie wyemitowali trzeci już odcinek serialu pt. „Wujek Dobra Rada”.
Miłego oglądania, tym bardziej, że temat jest bieżący i niezwykle ciekawy.
MARYLA i FRANEK: "WUJEK DOBRA RADA"
-------------------------------------------------------------
Subskrybuj:
Posty (Atom)