sobota, 12 listopada 2011

Spalenie wozów TVN – symboliczne!

Niczym spalenie „tygrysa” podczas Powstania Warszawskiego, spalenie samochodów TVN urosło do miana symbolu. Symbolu walki z zaborczą i antypolską propagandą.

Dziś w Warszawie, dzięki nieudolnej i prowokacyjnej akcji „państwowej” policji udało się ugrupowaniom lewackim i ich neohitlerowskim kolegom z „antify” doprowadzić do sporych zamieszek na ulicach stolicy.

Nazwane „Bojówkami Blumsztajna” czerwone hordy bydła spod znaku czerwonej gwiazdy i krwawej szmaty na kiju wspierane przez policję, bezprawnie blokowały patriotyczny marsz . Marsz legalny i zgłoszony zgodnie z wymogami jako demonstracja pokojowa.

Dla „policji państwowej” prawo, jak widać, nie znaczy nic.
Liczy się odgórna dyrektywa i trendy polityczne w kraju.
Policjanci, jak mogli wspierali bydlaków, a nawet pomagali im w napadach i katowaniu uczestników marszu (http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=BHTrAcSHdsU).

Widocznie proeuropejski kierunek i zawiązana przyjaźń polsko-niemiecka wymaga ofiar.
To jedynie może tłumaczyć pobłażliwość wobec hitlerowców z „antify” i ich „kolorowych” przyjaciół.
Tyle znaczy prawo w kraju „cudotwórcy” i „Bula”.

Dzień 11. Listopada stał się dniem narodowej hańby.
Hańby dla obecnego państwa, które pozwala na ekscesy z udziałem szwabskiego, hitlerowskiego bydła w dniu tak ważnym dla Polaków.
Umożliwienie udziału w blokadzie „Marszu Niepodległości” zaproszonych przez tzw. „porozumienie 11. Listopada” neohitlerowców z szwabskiej „antify” to wielki sukces resortu kierowanego przez tuskowego ministra Millera.

Jaki może mieć wpływ na udział hitlerowskich bojówkarzy w zadymach - minister Spraw Wewnętrznych i Administracji”?
W demokratycznym kraju nie do pomyślenia... w Polsce jak najbardziej.
Nie tak dawno, bo w 2004 roku, w czasie Europejskiego Szczytu Gospodarczego w Warszawie, policja skutecznie zablokowała przyjazd do Polski tysięcy bandziorów i zadymiarzy – antyglobalistów z ościennych krajów.
Jak widać można było.
Wtedy, w ich mniemaniu ta hołota mogła narazić na szwank wizerunek organizatora imprezy – „magistra Olka”.
Teraz jak widać obecność niemieckich neohitlerowców była państwu Tuska na rękę.

Dziwnie się sprawy mają, skoro narodowe mniejszości starają się wymóc sympatię do siebie i akceptację własnych środowisk za pomocą buta i kija.
Tyle właśnie oznacza dla żydokomunistycznej i lewackiej szumowiny demokracja i tyle narodowa tradycja.
Dziwić się trudno, bo sięgając pamięcią do II Rzeczpospolitej - kiedy komunistyczny ruch rozkwitał - przykładów aż nadto.
Czym różni się bezmózgowy tłuk z antify od sprzedającego swój kraj sowietom żydokomunisty z KPP?
Czym różni się Kurkiewicz z Żakowskim i Szczuką od Nowotki, Hibnera czy Rutkowskiego?
Jedno szambo – komunistyczne!

Udział szwabów-hitlerowców z „antify” w obchodach rocznicy 11. Listopada, to początek nowego w naszym kraju. Jeszcze nikt, od pamiętnych dni 1918 roku nie zdobył się na przejaw takiego zbydlęcenia i zaprzaństwa.
Na taki gest mogli zdecydować się tylko prohitlerowscy i żydokomunistyczni bojówkarze, którym nigdy niepodległa Polska nie była na rękę.
Czerwone i tęczowe szmaty w tłumie chronionej przez policję bandy zwyrodniałej hitlero-komunistycznej hałastry, niczym niegdyś teutońskie „hakenkreuze” zapadną na długie lata w pamięci ludzi obserwujących dzisiejsze wydarzenia.
Także pogarda dla Polski i symboliczne plucie szwabskiej hołoty na mundur polskiego żołnierza z „grupy rekonstrukcyjnej”....

Dziś coś się zmieniło.
Niezmierna siła ludzi dobrej woli i ich przemarsz, mimo prób torpedowania ze strony policji oraz hitlerowców z homonazistami po społu – zapoczątkował nowy etap.
Mimo policyjnych kłód pod nogami, mimo kłamliwych przekazów medialnych i mimo homonazistowskich, hitlerowskich blokad – udało osiągnąć cel i poczuć się spadkobiercami idei wolnej Polski.

Teraz to wy – bando sierot po komunizmie bójcie się.
Teraz to wasze „marsze pederastów” i inne wiece degeneratów będą blokowane w imię hasła: „PEDALSTWO NIE PRZEJDZIE”.
Polska nie jest kolorowa!
Polska jest biało-czerwona!

czwartek, 10 listopada 2011

... tak mi dopomóż Bóg!

Większość posłów Platformy obywatelskiej tymi słowy kończyło ślubowanie poselskie: „...tak mi dopomóż Bóg”.
Dziś chciałoby się dodać: „... tak mi dopomóż Bóg głosować za komunistką na fotelu wicemarszałka sejmu”.

Faktycznie, posłom tym potrzebna była pomoc sił nadprzyrodzonych, by opowiedzieć się po stronie zdeklarowanej aborcjonistki, matki komunistycznego przestępcy, żony marksistowskiego mędrka, który na łamach lewicowych portali kpi z Papieża Jana Pawła II oraz synowej komunistycznego aparatczyka, który z uporem bułgarskiego osła twierdzi, że armia sowiecka nigdy nie dokonywała zbrodni w Polsce.
Najwyraźniej jest w błędzie ten, kto uważa, że posłowie przewodniej siły narodu oraz pozostali parlamentarzyści wypowiadając słowa o zawierzeniu „Boskiej Opatrzności” mięli na myśli tego samego Boga.
O ile pozostający w katolickiej wierze posłowie opozycji patriotycznej, odniesienie do Boga równoważą z przestrzeganiem zasad chrześcijańskich oraz społecznej nauki kościoła, o tyle wyznawcy Donalda Tuska czczą postać rozpasanego moralnie bożka konformistycznego.
Jak bowiem inaczej nazwać opowiedzenie się po stronie jednej z najbardziej mętnych postaci rusofilskiej sceny lewackiej, notorycznej – zwierzęcej antychrześcijanki?

Wprawdzie przebłysk przyzwoitości miał miejsce w pierwszym głosowaniu, gdy większość z „konformistów” opowiedziała się przeciw Nowickiej, lecz szybka interwencja najwyższego kapłana Donalda Tuska zapobiegła „kompromitacji”.
W drugim głosowaniu już błędu nie popełniono i ku radości nieformalnej koalicji Platforma-Ruch Podtarcia, Nowicka głosami PO została wybrana wicemarszałkiem.

Palikot żali się

Zaraz po niepowodzeniu w pierwszym głosowaniu głos zabrał sam Palikot.
Ubolewał, że Nowicka została „zaszczuta” i że niepisana tradycja sejmowa wzięła w łeb, bo jego klub nie będzie miał wicemarszałka.
Następnie została przez niego wyrecytowana cała lista zasług oraz przymiotów Wandy Nowickiej, łącznie z „patriotycznymi” i rodzinnymi.
Zwolennik niepisanych tradycji sejmowych, pominął jednak w płomiennym wystąpieniu na przykład niepisaną tradycję obecności krzyża na Sali obrad, choć tradycja ta w demokratycznej Polsce datuje się od XVIII wieku.
Humor poprawił mu dopiero Donald Tusk, który kazał swoim wiernym głosować na Nowicką. Palikot w rewanżu złożył wkrótce wniosek o zdjęcie krzyża z Sali sejmowej.

Biedroń i psy

Niczym dzieci, które w grupie mają zawsze podwórkowego „głupka” i wystawiają go na pośmiewisko, Ruch Podtarcia Palikota posiada Biedronia i nie waha się go używać.
Doktorant Politologii kształcony po ciemku, autor nowej teorii rozumienia instytucji „konwentu seniorów” w celu rozbawienia sejmowej sali, tuż po pierwszym, niekorzystnym dla Nowickiej głosowaniu, wyszedł na mównicę i gromko ocenił postawę posłów: „to jest poniżej psa!”
Na szczęście po drugim głosowaniu odetchnął z ulgą i choć nic nie powiedział, to mógłby śmiało stwierdzić, że: „tym razem jest to powyżej psa!”.
Podobno mówią, że ten który widzi wszędzie psy, to się nazywa psychopata...

A gó.no prawda Stefanie!

Były katolik i niedoceniony, gadatliwy opozycjonista Niesiołowski Stefan, raczył był na antenie TVN wytłumaczyć się z faktu głosowania w drugiej turze na Nowicką.
Stwierdził, że (cytuję z głowy): „Premier przyszedł i poprosił wszystkich posłów o głosowanie za Nowicką , bo teraz wojna jest niepotrzebna i niech Palikot ma...”
Dodał od siebie, że: „faktycznie, jest taka tradycja, która każe partiom w sejmie posiadać swoich ludzi we władzach zgromadzenia i skoro Ruch Podtarcia Palikota wybrał Nowicką, to nikt nie może tego kwestionować, bo to ich wybór...”
Cztery lata temu, na inaugurację sejmu VI kadencji , klub parlamentarny PiS zgłosił Antoniego Macierewicza na stanowisko wicemarszałka sejmu – zgodnie z istniejącą i niekwestionowaną przez światłych posłów tradycją.
Macierewicz przepadł w głosowaniu.
Przeciw głosowali zarówno Tusk, jak i Niesiołowski oraz Palikot.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Możnowładca na zycbadzie w złotej czapce udziela audiencji prokuratorowi.

Ulubiony pieszczoch blogerów S24, były poseł ale jeszcze nie senator Jan Filip Libicki poczuł powiew własnej wielkości.

Nie stałem nigdy obok byłego posła Libickiego, więc trudno mi określić jak taki powiew pachnie, jednakowoż musi być to coś wspaniałego, bo Libicki dziś przeszedł sam siebie.

Do tej pory pisał nudne epistoły, obsesyjnie uderzając w PiS i Kaczyńskiego, coś na wzór Rudeckiej-Kalinowskiej (choć ona nie jest winna, bo jej tajemnicze głosy kazały).
Dziś Libicki, choć jeszcze nie senator ale już możnowładca i książe na Poznaniu pisze na swoim blogu: „Czy PiS jest legalną partią? To zbada Seremet” i wysyła do Prokuratora Generalnego list, by zajął się statutem Prawa i Sprawiedliwości (?!).

Pomysł jak na napompowanego jak balon „dyzia” z muchami w nosie przystało.
Głupi i dziecinny, ale ważna jest idea pomysłu i wyobrażenie o własnej wielkości jego autora.
Otóż piękny niczym umysł premiera, niczym twardziel nieogolony - książe z Poznania siedzi na zycbadzie w złotej czapce a przed nim klęczy Andrzej Seremet i odbiera od możnowładcy dyspozycje.
Dygnitorz kazali – urzędas musi – osobiście i natychmiast.... wykonać!

Jak to się ludziom w głowach od władzy miesza.
Mikry, w sposób okrutny urodziwy człowieczek, kiepskiej maści historyk i poseł, zmieniający partie jak ekipy F1 – opony, postanowił sobie, że czymś musi błyszczeć i coś udowodnić.

Teraz jego ofiarą padł prokurator Andrzej Seremet.
Sądzę, że jak natrętna mucha (tu może coś Niesiołowski powiedzieć o zachowaniach much) Libicki nie odpuści Seremetowi i będzie gnębił człowieka dotąd, aż ten w delikatny sposób nie da mu odpowiedzi w rodzaju „a od...psz się Pan”.

Choć Libickiemu trudno w to uwierzyć, Prokuratura Generalna nie jest na usługach posłów i senatorów.
Nie jest też na ich usługach Prokurator Generalny, co najwyraźniej Libickiemu się wydaje.
„Czy PiS jest legalną partią? To zbada Seremet” - ale kto zbada posła Libickiego?

sobota, 5 listopada 2011

Grodzka była pierwsza? Nic z tych rzeczy!

No i bomba wybuchła!

Jak dowiadujemy się z bardzo miarodajnego źródła Anna Grodzka nie była pierwsza. Nie chodzi tu wcale o jakiś specjalny wyścig, współzawodnictwo czy inne zawody sportowe organizowane przez Ruch Podtarcia Palikota. Jak nas zapewnił wyjątkowo dobrze zorientowany, anonimowy informator to nie Anna Grodzka (dawniej Krzysztof Ryszard Bęgowski) była pierwszą osobą z życia publicznego, która obcięła sobie „conieco” z dołu, doszyła „conieco” na górze i stała się kobietą.
Niestety nie możemy podać nazwiska ani nawet imienia informatora, gdyż jest to osoba głęboko zakamuflowana w środowisku vipowskim. Dodatkowo współpracuje on z najbardziej wiarygodnym dziennikiem, czyli „Gazetą Wyborczą”, który niemal codziennie korzysta z jego usług, szczególnie przy opracowywaniu „jedynkowych newsów”.

Jak już napisaliśmy Grodzka nie była pierwsza.
Już wiele lat temu niejaki Jan Paradowski, dziennikarz Kuriera Polskiego, aby wzbudzić sensację i wyzbyć się nieśmiałości do kobiet, w klinice im. Twardojajcowa w Baku poddał się zabiegowi zmiany płci.
Dziś osoba ta znana jest jako Janina Paradowska, dziennikarka i komentatorka polityczna niezwykle chętnie oglądanej Superstacji.

Mężczyzną, który jako drugi zdecydowała się na zabieg był Eliasz Zapendowski, znany lanser rodzimych wyjców-amatorów. Ten dla odmiany na miejsce zabiegu wybrał sobie renomowany Instytut Chirurgii Drobnej im. Jajtuniema Bezrynpała w Ułan Bator.
Dziś osoba ta udziela się w różnych quasi-rozrywkowych programach (m.in. „Jak oni ziewają” czy też „Jak one przynudzają”) pod nazwiskiem Elżbieta Zapendowska.

Udało nam się wejść też w posiadanie autentycznych zdjęć w/w osób bez retuszu, peruk i makijażu.
Porównajcie je z tym co funduje wam zakłamana prasa (zdjęcia po stronie prawej).
Przecież natury się nie oszuka, nawet mimo amputacji atrybutów męskości.

środa, 2 listopada 2011

Lot awionetką

Pewnego razu zbawca narodu, prorok ludu poparciałego, antykrzyżowiec nieustępliwy i dobroczyńca kobiet skrobiących, Wielmożny Jaj-nusz powiedział do siebie: „zrobię dobry uczynek”!

-„Zrobię dobry uczynek i poprawię sobie słupki popularności. Zwołam konferencję prasową, ponaklejam plakaty i zaproszę niewyskrobane dzieci (cholerne bachory, że jeszcze są takie!?) na wycieczkę moim samolotem. Póki komornik nie zajął mi jeszcze majątku i awionetki, gówniarze z Domu Dziecka niech polatają ku chwale mojej…” – powtórzył w towarzystwie najbliższych współpracowników Gnombellsa, Stonkosia i Cyzia zwanego Cizia.

- „Ja też chcę lecieć…. Też chcę….” – wyrwał się na to Gnombells.
- „I ja chcę… weź i mnie… weź i mnie… Jaj-nusz, proszę!”– wtórował mu Stonkoś.
- „Dobrze, polecicie, ale macie mnie osłaniać przez tymi paskudnymi bachorami! No, nienawidzę tego robactwa jak się na mnie patrzy i mówi do mnie” - zgodził się warunkowo Jaj-nusz.

Nazajutrz zapakowano grupę siedmioro dzieci wraz z ich wychowawcą do pięknej awionetki, będącej (jeszcze) własnością Jaj-nusza.
Skład „załogi” uzupełnili właściciel oraz Gnombells i Stonkoś.
Już po chwili pilot, przy akompaniamencie ryku silników wzbił się w przestworza.
Szczęśliwe dzieci z przyklejonymi do szyby nosami obserwowały przesuwające się w oddali malutkie niczym makietka domki, drogi, rzeki.
Radości zdawało się nie być końca...

Nastrój sielanki nie trwał jednak długo.
W pewnym momencie z kabiny pilota wychylił się kapitan awionetki i pełnym przejęcia głosem poinformował pasażerów:
- „Szanowni Państwo, sytuacja jest tragiczna, silniki szlag trafił… spadamy!”
- „Panowie, ratujmy dzieci… spadochrony dla dzieci…!”- wykrzyknął wychowawca i wbił błagalny wzroki w Wielmożnego Jaj-nusza.
- „Jebać dzieci…” – przerwał mu Jaj-nusz i pospiesznie poderwał się z fotela.
- „Super,… a zdążymy jeszcze przed katastrofą?” – spytał wyraźnie podniecony i ożywiony Stonkoś.

wtorek, 1 listopada 2011

Rękopis wystąpienia...

Z okazji szczęśliwego zakończenia mrożącej krew w żyłach sytuacji z lądowaniem na lotnisku Okęcie samolotu ze Stanów Zjednoczonych, głos zabrały najbardziej prominentne osoby w kraju. Nie tylko najbardziej prominentne osoby wyraziły swoją wdzięczność opaczności oraz pilotom, zrobiły to nawet hiperprominentme osoby...

Nam udało się dotrzeć do sporządzonego własnoręcznie przez HO (Hiperprominentna Osoba) rękopisu przemówienia poświęconego w/w sytuacji.

W ostateczności tekst przemówienia uległ zmianie (co można naocznie stwierdzić, czytając go w Internecie), ale liczy się pierwsza reakcja...