Ulubiony pieszczoch blogerów S24, były poseł ale jeszcze nie senator Jan Filip Libicki poczuł powiew własnej wielkości.
Nie stałem nigdy obok byłego posła Libickiego, więc trudno mi określić jak taki powiew pachnie, jednakowoż musi być to coś wspaniałego, bo Libicki dziś przeszedł sam siebie.
Do tej pory pisał nudne epistoły, obsesyjnie uderzając w PiS i Kaczyńskiego, coś na wzór Rudeckiej-Kalinowskiej (choć ona nie jest winna, bo jej tajemnicze głosy kazały).
Dziś Libicki, choć jeszcze nie senator ale już możnowładca i książe na Poznaniu pisze na swoim blogu: „Czy PiS jest legalną partią? To zbada Seremet” i wysyła do Prokuratora Generalnego list, by zajął się statutem Prawa i Sprawiedliwości (?!).
Pomysł jak na napompowanego jak balon „dyzia” z muchami w nosie przystało.
Głupi i dziecinny, ale ważna jest idea pomysłu i wyobrażenie o własnej wielkości jego autora.
Otóż piękny niczym umysł premiera, niczym twardziel nieogolony - książe z Poznania siedzi na zycbadzie w złotej czapce a przed nim klęczy Andrzej Seremet i odbiera od możnowładcy dyspozycje.
Dygnitorz kazali – urzędas musi – osobiście i natychmiast.... wykonać!
Jak to się ludziom w głowach od władzy miesza.
Mikry, w sposób okrutny urodziwy człowieczek, kiepskiej maści historyk i poseł, zmieniający partie jak ekipy F1 – opony, postanowił sobie, że czymś musi błyszczeć i coś udowodnić.
Teraz jego ofiarą padł prokurator Andrzej Seremet.
Sądzę, że jak natrętna mucha (tu może coś Niesiołowski powiedzieć o zachowaniach much) Libicki nie odpuści Seremetowi i będzie gnębił człowieka dotąd, aż ten w delikatny sposób nie da mu odpowiedzi w rodzaju „a od...psz się Pan”.
Choć Libickiemu trudno w to uwierzyć, Prokuratura Generalna nie jest na usługach posłów i senatorów.
Nie jest też na ich usługach Prokurator Generalny, co najwyraźniej Libickiemu się wydaje.
„Czy PiS jest legalną partią? To zbada Seremet” - ale kto zbada posła Libickiego?
poniedziałek, 7 listopada 2011
sobota, 5 listopada 2011
Grodzka była pierwsza? Nic z tych rzeczy!
No i bomba wybuchła!
Jak dowiadujemy się z bardzo miarodajnego źródła Anna Grodzka nie była pierwsza. Nie chodzi tu wcale o jakiś specjalny wyścig, współzawodnictwo czy inne zawody sportowe organizowane przez Ruch Podtarcia Palikota. Jak nas zapewnił wyjątkowo dobrze zorientowany, anonimowy informator to nie Anna Grodzka (dawniej Krzysztof Ryszard Bęgowski) była pierwszą osobą z życia publicznego, która obcięła sobie „conieco” z dołu, doszyła „conieco” na górze i stała się kobietą.
Niestety nie możemy podać nazwiska ani nawet imienia informatora, gdyż jest to osoba głęboko zakamuflowana w środowisku vipowskim. Dodatkowo współpracuje on z najbardziej wiarygodnym dziennikiem, czyli „Gazetą Wyborczą”, który niemal codziennie korzysta z jego usług, szczególnie przy opracowywaniu „jedynkowych newsów”.
Jak już napisaliśmy Grodzka nie była pierwsza.
Już wiele lat temu niejaki Jan Paradowski, dziennikarz Kuriera Polskiego, aby wzbudzić sensację i wyzbyć się nieśmiałości do kobiet, w klinice im. Twardojajcowa w Baku poddał się zabiegowi zmiany płci.
Dziś osoba ta znana jest jako Janina Paradowska, dziennikarka i komentatorka polityczna niezwykle chętnie oglądanej Superstacji.
Mężczyzną, który jako drugi zdecydowała się na zabieg był Eliasz Zapendowski, znany lanser rodzimych wyjców-amatorów. Ten dla odmiany na miejsce zabiegu wybrał sobie renomowany Instytut Chirurgii Drobnej im. Jajtuniema Bezrynpała w Ułan Bator.
Dziś osoba ta udziela się w różnych quasi-rozrywkowych programach (m.in. „Jak oni ziewają” czy też „Jak one przynudzają”) pod nazwiskiem Elżbieta Zapendowska.
Udało nam się wejść też w posiadanie autentycznych zdjęć w/w osób bez retuszu, peruk i makijażu.
Porównajcie je z tym co funduje wam zakłamana prasa (zdjęcia po stronie prawej).
Przecież natury się nie oszuka, nawet mimo amputacji atrybutów męskości.
Jak dowiadujemy się z bardzo miarodajnego źródła Anna Grodzka nie była pierwsza. Nie chodzi tu wcale o jakiś specjalny wyścig, współzawodnictwo czy inne zawody sportowe organizowane przez Ruch Podtarcia Palikota. Jak nas zapewnił wyjątkowo dobrze zorientowany, anonimowy informator to nie Anna Grodzka (dawniej Krzysztof Ryszard Bęgowski) była pierwszą osobą z życia publicznego, która obcięła sobie „conieco” z dołu, doszyła „conieco” na górze i stała się kobietą.
Niestety nie możemy podać nazwiska ani nawet imienia informatora, gdyż jest to osoba głęboko zakamuflowana w środowisku vipowskim. Dodatkowo współpracuje on z najbardziej wiarygodnym dziennikiem, czyli „Gazetą Wyborczą”, który niemal codziennie korzysta z jego usług, szczególnie przy opracowywaniu „jedynkowych newsów”.
Jak już napisaliśmy Grodzka nie była pierwsza.
Już wiele lat temu niejaki Jan Paradowski, dziennikarz Kuriera Polskiego, aby wzbudzić sensację i wyzbyć się nieśmiałości do kobiet, w klinice im. Twardojajcowa w Baku poddał się zabiegowi zmiany płci.
Dziś osoba ta znana jest jako Janina Paradowska, dziennikarka i komentatorka polityczna niezwykle chętnie oglądanej Superstacji.
Mężczyzną, który jako drugi zdecydowała się na zabieg był Eliasz Zapendowski, znany lanser rodzimych wyjców-amatorów. Ten dla odmiany na miejsce zabiegu wybrał sobie renomowany Instytut Chirurgii Drobnej im. Jajtuniema Bezrynpała w Ułan Bator.
Dziś osoba ta udziela się w różnych quasi-rozrywkowych programach (m.in. „Jak oni ziewają” czy też „Jak one przynudzają”) pod nazwiskiem Elżbieta Zapendowska.
Udało nam się wejść też w posiadanie autentycznych zdjęć w/w osób bez retuszu, peruk i makijażu.
Porównajcie je z tym co funduje wam zakłamana prasa (zdjęcia po stronie prawej).
Przecież natury się nie oszuka, nawet mimo amputacji atrybutów męskości.
Etykiety:
Anna Grodzka,
kobieta,
mężczyzna,
Paradowska,
Ryszard Bęgowski,
Zapendowska,
zmiana płci
środa, 2 listopada 2011
Lot awionetką
Pewnego razu zbawca narodu, prorok ludu poparciałego, antykrzyżowiec nieustępliwy i dobroczyńca kobiet skrobiących, Wielmożny Jaj-nusz powiedział do siebie: „zrobię dobry uczynek”!
-„Zrobię dobry uczynek i poprawię sobie słupki popularności. Zwołam konferencję prasową, ponaklejam plakaty i zaproszę niewyskrobane dzieci (cholerne bachory, że jeszcze są takie!?) na wycieczkę moim samolotem. Póki komornik nie zajął mi jeszcze majątku i awionetki, gówniarze z Domu Dziecka niech polatają ku chwale mojej…” – powtórzył w towarzystwie najbliższych współpracowników Gnombellsa, Stonkosia i Cyzia zwanego Cizia.
- „Ja też chcę lecieć…. Też chcę….” – wyrwał się na to Gnombells.
- „I ja chcę… weź i mnie… weź i mnie… Jaj-nusz, proszę!”– wtórował mu Stonkoś.
- „Dobrze, polecicie, ale macie mnie osłaniać przez tymi paskudnymi bachorami! No, nienawidzę tego robactwa jak się na mnie patrzy i mówi do mnie” - zgodził się warunkowo Jaj-nusz.
Nazajutrz zapakowano grupę siedmioro dzieci wraz z ich wychowawcą do pięknej awionetki, będącej (jeszcze) własnością Jaj-nusza.
Skład „załogi” uzupełnili właściciel oraz Gnombells i Stonkoś.
Już po chwili pilot, przy akompaniamencie ryku silników wzbił się w przestworza.
Szczęśliwe dzieci z przyklejonymi do szyby nosami obserwowały przesuwające się w oddali malutkie niczym makietka domki, drogi, rzeki.
Radości zdawało się nie być końca...
Nastrój sielanki nie trwał jednak długo.
W pewnym momencie z kabiny pilota wychylił się kapitan awionetki i pełnym przejęcia głosem poinformował pasażerów:
- „Szanowni Państwo, sytuacja jest tragiczna, silniki szlag trafił… spadamy!”
- „Panowie, ratujmy dzieci… spadochrony dla dzieci…!”- wykrzyknął wychowawca i wbił błagalny wzroki w Wielmożnego Jaj-nusza.
- „Jebać dzieci…” – przerwał mu Jaj-nusz i pospiesznie poderwał się z fotela.
- „Super,… a zdążymy jeszcze przed katastrofą?” – spytał wyraźnie podniecony i ożywiony Stonkoś.
-„Zrobię dobry uczynek i poprawię sobie słupki popularności. Zwołam konferencję prasową, ponaklejam plakaty i zaproszę niewyskrobane dzieci (cholerne bachory, że jeszcze są takie!?) na wycieczkę moim samolotem. Póki komornik nie zajął mi jeszcze majątku i awionetki, gówniarze z Domu Dziecka niech polatają ku chwale mojej…” – powtórzył w towarzystwie najbliższych współpracowników Gnombellsa, Stonkosia i Cyzia zwanego Cizia.
- „Ja też chcę lecieć…. Też chcę….” – wyrwał się na to Gnombells.
- „I ja chcę… weź i mnie… weź i mnie… Jaj-nusz, proszę!”– wtórował mu Stonkoś.
- „Dobrze, polecicie, ale macie mnie osłaniać przez tymi paskudnymi bachorami! No, nienawidzę tego robactwa jak się na mnie patrzy i mówi do mnie” - zgodził się warunkowo Jaj-nusz.
Nazajutrz zapakowano grupę siedmioro dzieci wraz z ich wychowawcą do pięknej awionetki, będącej (jeszcze) własnością Jaj-nusza.
Skład „załogi” uzupełnili właściciel oraz Gnombells i Stonkoś.
Już po chwili pilot, przy akompaniamencie ryku silników wzbił się w przestworza.
Szczęśliwe dzieci z przyklejonymi do szyby nosami obserwowały przesuwające się w oddali malutkie niczym makietka domki, drogi, rzeki.
Radości zdawało się nie być końca...
Nastrój sielanki nie trwał jednak długo.
W pewnym momencie z kabiny pilota wychylił się kapitan awionetki i pełnym przejęcia głosem poinformował pasażerów:
- „Szanowni Państwo, sytuacja jest tragiczna, silniki szlag trafił… spadamy!”
- „Panowie, ratujmy dzieci… spadochrony dla dzieci…!”- wykrzyknął wychowawca i wbił błagalny wzroki w Wielmożnego Jaj-nusza.
- „Jebać dzieci…” – przerwał mu Jaj-nusz i pospiesznie poderwał się z fotela.
- „Super,… a zdążymy jeszcze przed katastrofą?” – spytał wyraźnie podniecony i ożywiony Stonkoś.
wtorek, 1 listopada 2011
Rękopis wystąpienia...
Z okazji szczęśliwego zakończenia mrożącej krew w żyłach sytuacji z lądowaniem na lotnisku Okęcie samolotu ze Stanów Zjednoczonych, głos zabrały najbardziej prominentne osoby w kraju. Nie tylko najbardziej prominentne osoby wyraziły swoją wdzięczność opaczności oraz pilotom, zrobiły to nawet hiperprominentme osoby...
Nam udało się dotrzeć do sporządzonego własnoręcznie przez HO (Hiperprominentna Osoba) rękopisu przemówienia poświęconego w/w sytuacji.
W ostateczności tekst przemówienia uległ zmianie (co można naocznie stwierdzić, czytając go w Internecie), ale liczy się pierwsza reakcja...
Nam udało się dotrzeć do sporządzonego własnoręcznie przez HO (Hiperprominentna Osoba) rękopisu przemówienia poświęconego w/w sytuacji.
W ostateczności tekst przemówienia uległ zmianie (co można naocznie stwierdzić, czytając go w Internecie), ale liczy się pierwsza reakcja...
poniedziałek, 31 października 2011
Ciągnięcie kabla
A wcale nie, nie będzie nic o seksie!
Ponieważ za sprawą wybitnych redaktorów z poczytnego Newsweeka, panów Śmiłowicza i Stankiewicza poznaliśmy kolejnego donosiciela w kręgach wipowskich, poczułem nieodpartą potrzebę dodać też coś od siebie.
Nie będę pastwił się nad Panem Janem Tomaszewskim - bramkarzem, który to mimo ewidentnego braku cech wspólnych z wymienionym w aktach UB człowiekiem o tym samym imieniu i nazwisku – nauczycielem W-F (?!), stał się bohaterem wielkiej epistoły – epokowego dzieła obu dziennikarzy.
Jakie dziennikarstwo takie i rewelacje.
Czy nie o wiele prościej jest zająć się osobami, których dane osobowe bez najmniejszych wątpliwości pokrywają się z danymi na tzw. „liście WIldsteina”?
Czy to nie uczciwiej opisać sprawdzonego kapusia, donosiciela czyli tak zwanego kabla?
Szanowny Panie Śmiłowicz, szanowny Panie Stankiewicz – oto dwie wybitne postaci.
Oto „kable” na miarę naszej peerelowskiej przeszłości.
Oto „kable”, bez pokuty, bez wstydu i bez skruchy!
Oto „kable” ciągnięte w III RP - z ubeckiego bagna do poziomu autorytetów, a nawet członków honorowych komitetów wyborczych!
--------------------------------------
IPN BU 001121/4181 GEBER KONSTANTY JULIAN
Konstanty Julian Geber (Gebert), ps. „Dawid Warszawski” (ur. 22 sierpnia 1953 w Warszawie) – polski dziennikarz, publicysta i tłumacz żydowskiego pochodzenia.
Jest synem komunisty Bolesława Geberta (1895–1986) i Krystyny Poznańskiej-Gebert (1916–1991).
Od 1989 jest dziennikarzem, a następnie współpracownikiem „Gazety Wyborczej”. W latach 1992-1993 towarzyszył Tadeuszowi Mazowieckiemu jako Specjalnemu Wysłannikowi ONZ w byłej Jugosławii w misjach do tego kraju.
W 2011 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
IPN BU 00170/60 OLBRYCHSKI DANIEL MARCEL
Daniel Marcel Olbrychski (ur. 27 lutego 1945 w Łowiczu) – polski aktor teatralny i filmowy.
Absolwent Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. W 2010 r. w wieku 65 lat Daniel Olbrychski uzyskał dyplom magistra w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
Odznaczony m.in.: Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1998)
Złotym Krzyżem Zasługi (1974)
Ponieważ za sprawą wybitnych redaktorów z poczytnego Newsweeka, panów Śmiłowicza i Stankiewicza poznaliśmy kolejnego donosiciela w kręgach wipowskich, poczułem nieodpartą potrzebę dodać też coś od siebie.
Nie będę pastwił się nad Panem Janem Tomaszewskim - bramkarzem, który to mimo ewidentnego braku cech wspólnych z wymienionym w aktach UB człowiekiem o tym samym imieniu i nazwisku – nauczycielem W-F (?!), stał się bohaterem wielkiej epistoły – epokowego dzieła obu dziennikarzy.
Jakie dziennikarstwo takie i rewelacje.
Czy nie o wiele prościej jest zająć się osobami, których dane osobowe bez najmniejszych wątpliwości pokrywają się z danymi na tzw. „liście WIldsteina”?
Czy to nie uczciwiej opisać sprawdzonego kapusia, donosiciela czyli tak zwanego kabla?
Szanowny Panie Śmiłowicz, szanowny Panie Stankiewicz – oto dwie wybitne postaci.
Oto „kable” na miarę naszej peerelowskiej przeszłości.
Oto „kable”, bez pokuty, bez wstydu i bez skruchy!
Oto „kable” ciągnięte w III RP - z ubeckiego bagna do poziomu autorytetów, a nawet członków honorowych komitetów wyborczych!
--------------------------------------
IPN BU 001121/4181 GEBER KONSTANTY JULIAN
Konstanty Julian Geber (Gebert), ps. „Dawid Warszawski” (ur. 22 sierpnia 1953 w Warszawie) – polski dziennikarz, publicysta i tłumacz żydowskiego pochodzenia.
Jest synem komunisty Bolesława Geberta (1895–1986) i Krystyny Poznańskiej-Gebert (1916–1991).
Od 1989 jest dziennikarzem, a następnie współpracownikiem „Gazety Wyborczej”. W latach 1992-1993 towarzyszył Tadeuszowi Mazowieckiemu jako Specjalnemu Wysłannikowi ONZ w byłej Jugosławii w misjach do tego kraju.
W 2011 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
IPN BU 00170/60 OLBRYCHSKI DANIEL MARCEL
Daniel Marcel Olbrychski (ur. 27 lutego 1945 w Łowiczu) – polski aktor teatralny i filmowy.
Absolwent Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. W 2010 r. w wieku 65 lat Daniel Olbrychski uzyskał dyplom magistra w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie.
Odznaczony m.in.: Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1998)
Złotym Krzyżem Zasługi (1974)
Etykiety:
donosicielstwo,
gebert konstanty,
kable,
kapusiostwo,
komunizm,
olbrychski daniel
sobota, 29 października 2011
piątek, 28 października 2011
Ekskluzywny wywiad z posłem Ruchu
Dzięki uporowi i niesłychanej cierpliwości udało się koledze dziennikarzowi zdobyć niezwykle ciekawy wywiad z jednym z nowych posłów na sejm.
Godziny wyczekiwania na sejmowych schodach opłaciły się.
Tylko tu i teraz ekskluzywny wywiad z posłem Ruchu Podtarcia Palikota!
Dziennikarz: Panie pośle, panie pośle... na chwileczkę mogę prosić. Dosłownie dwie minuty na mały wywiad... dla blogerów...
Poseł: Aj, ale mnie złapaliście... a ja biegnę na szkolenie, bo Janusz zorganizował takie szkolenie dla posłów dziewiczych... Fajnie sobie i nam to wymyślił... Ale mnie złapaliście, oj wy psotniki-blogerzy słodkie kociaki...
D. Panie pośle, jakiego to są rodzaju szkolenia. Kto was szkoli?
P. No, tak nas doszkala z propagandy stalinowskiej Jurek Urban,... on jest słodki, a z machania łapami Piotrek Tymochowicz – brutal jeden, rozczochraniec kochany nasz...
D. Czy wasz klub poselski da sobie radę, przecież w większości nie mięliście do tej pory styczności z polityką i sejmem. Same szkolenia nie wystarczą...
P. Ach, byku ty... przecież na przykład ja jestem wykształcony w tym kierunku. Ukończyłem...., co ja tak właściwie ukończyłem... acha ukończyłem jakąś szkołę wyższą w Olsztynie. No teraz to już nie pamiętam jaką... Ale dyplom mi przysłali i mam go do dziś. Wiem co to, laska, za przeproszeniem marszałkowska, izba wyższa i konwent seniorów...
D. ... no właśnie, co to jest?
P. Laska, za przeproszeniem marszałkowska, to... sekretarka marszałka Schetymy, Izba wyższa, to ta sala z balkonami. Ona jest wyższa od izby niższej, która nie ma balkonów i ma tylko 2,5 metra wysokości. Tamtej jeszcze nie mierzyłem wysokości, ale sprawdzę, bo to przecież trzeba wiedzieć....
D. ...a konwent seniorów...?
P. ... taki napój. To, jak dobrze pamiętam chyba z ziołami jest, bo starsi to piją...
D. ...zaraz, zaraz... napój?
P. ... tak, taki napój, co gotuje się go z owoców.. palce lizać... Matko, jak ja lubię palce lizać.... na przykład po jabłkach czy też śliwkach, z nich się ten konwent gotuje.
D. Acha, ma pan na myśli kompot!
P. Kompot?! Pierwszy raz słyszę to słowo. U mnie w domu mówiło się konwent...
D. To gdzie pan mieszkał? W Mandżurii za przeproszeniem...?
P. Coś ty – brutalu zalotny, w Rymanowie. A w szkole byłem prymasem!
D. ??? Panie pośle, skoro jest pan gruntownie wykształcony, to zapewne zapisze się pan do prac w stosownych komisjach sejmowych. Jakich?
P. Ach, ty byku dociekliwy... no jasne, ze się zapiszę! Mój kolega Piróg, ten co ma takie myśli potargane i złoty kolczyk w nosie jak byk taki, namawiał mnie na prace w komisji Polska-Izrael... Będziemy szukać naszych chłopaków wśród gojów w Izraelu!
Geje-goje łączcie się z macierzanką!
D. Chyba z macierzą?
P. Ależ skąd, ja na przykład macierza nie odmawiam. Taki już ateista jestem...
D. Pacierza,... pacierza pan nie odmawia!
P. Misiu słodki, co ty opowiadasz? Jak można odmawiać pacierz, skoro są to takie deski, z których się meble robi...
D. Myślę, że nie do końca się rozumiemy... To o czym pan mówi, to paździerz, to są płyty paździerzowe... Podobnie to brzmi, ale to nie jest to samo...
P. ... Chyba się coś kochanym blogerom pomyliło... cukiereczki wy moje... W końcu to ja jestem abstynentem wyższej uczelni i dyplomowanym tym.... no.... palantologiem...
D. Absolwentem... politologiem... Dobrze, dobrze Panie pośle.... Czy jeszcze jakaś komisja sejmowa?
P. Chciałem jeszcze do komisji sprawiedliwości, ale taki jeden od nas - Penkalski już się zapisał... On sprawiedliwość zna od podstaw, bo dwa lata siedział za rozbój. Z takimi bykami, brutalami wielkimi, umięśnionymi pod jedną celą był... no że szok! A ja jeszcze znajdę sobie jakąś komisję. Mam trochę czasu...
D. A propos czasu... Właśnie, póki co, zapewne korzysta pan z życia. Ostatnie wolne dni przed żmudną poselską harówką spędza pan pewnie w towarzystwie rodziny, znajomych, narzeczonego. Jakiś teatr, klubokawiarnia, kino?
P. No nie, ja to taki bardziej matador jestem. W domowym zaciszu lubię spędzać czas...
D. ... matador??? Chyba domator!
P. Pierwsze słyszę, ale nie przerywaj mi, ty okrutny łamaczu serc... W domu spędzamy czas, wraz z moim chłopakiem. Telewizję oglądamy i znakomicie się bawimy. Na przykład wczoraj taki film polski oglądaliśmy pod tytułem, chyba „Ciul w ziemi czarnej”. To nakręcił taki sexy staruszek Kazik. Chyba to samochodograficzny ten film...
D. ... samochodograficzny, to znaczy o motoryzacji?
P. Nie, no skąd! To znaczy, że to o nim...
D. A,... autobiograficzny!
P. Pierwsze słyszę to słowo... To sobie właśnie wczoraj ten film obejrzeliśmy, pośmialiśmy się, bo wiedz, mój ty bamberku uroczy, że ten mój chłopak to taki śmiszek jest... słodki. Lubi się bawić.
D. Panie pośle, na zakończenie naszej rozmowy chciałbym pogratulować panu, wyboru na stanowisko wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego Ruchu Poparcia Palikota...
P. Dziękuję... ty moje oczko w pończoszce puszczone... dziękuję bardzo.
Aktywna działalność w ruchu to mój konik.
Eech... a może mój konik w ruchu to aktywna działalność?
Nie, nie.
O, ruch mojego konika to aktywność... czy jakoś tak.
No już dość, biegnę bo się spóźnię na szkolenie, a tam dyscypliny pilnuje nasz nowy Rzecznik Dyscypliny Partii Wojtek Penkalski.
Z taaakim bejsbolem stoi i wali po łbie, jak ktoś się spóźni... ma pieszczoch doświadczenie.
To paaa...
Godziny wyczekiwania na sejmowych schodach opłaciły się.
Tylko tu i teraz ekskluzywny wywiad z posłem Ruchu Podtarcia Palikota!
Dziennikarz: Panie pośle, panie pośle... na chwileczkę mogę prosić. Dosłownie dwie minuty na mały wywiad... dla blogerów...
Poseł: Aj, ale mnie złapaliście... a ja biegnę na szkolenie, bo Janusz zorganizował takie szkolenie dla posłów dziewiczych... Fajnie sobie i nam to wymyślił... Ale mnie złapaliście, oj wy psotniki-blogerzy słodkie kociaki...
D. Panie pośle, jakiego to są rodzaju szkolenia. Kto was szkoli?
P. No, tak nas doszkala z propagandy stalinowskiej Jurek Urban,... on jest słodki, a z machania łapami Piotrek Tymochowicz – brutal jeden, rozczochraniec kochany nasz...
D. Czy wasz klub poselski da sobie radę, przecież w większości nie mięliście do tej pory styczności z polityką i sejmem. Same szkolenia nie wystarczą...
P. Ach, byku ty... przecież na przykład ja jestem wykształcony w tym kierunku. Ukończyłem...., co ja tak właściwie ukończyłem... acha ukończyłem jakąś szkołę wyższą w Olsztynie. No teraz to już nie pamiętam jaką... Ale dyplom mi przysłali i mam go do dziś. Wiem co to, laska, za przeproszeniem marszałkowska, izba wyższa i konwent seniorów...
D. ... no właśnie, co to jest?
P. Laska, za przeproszeniem marszałkowska, to... sekretarka marszałka Schetymy, Izba wyższa, to ta sala z balkonami. Ona jest wyższa od izby niższej, która nie ma balkonów i ma tylko 2,5 metra wysokości. Tamtej jeszcze nie mierzyłem wysokości, ale sprawdzę, bo to przecież trzeba wiedzieć....
D. ...a konwent seniorów...?
P. ... taki napój. To, jak dobrze pamiętam chyba z ziołami jest, bo starsi to piją...
D. ...zaraz, zaraz... napój?
P. ... tak, taki napój, co gotuje się go z owoców.. palce lizać... Matko, jak ja lubię palce lizać.... na przykład po jabłkach czy też śliwkach, z nich się ten konwent gotuje.
D. Acha, ma pan na myśli kompot!
P. Kompot?! Pierwszy raz słyszę to słowo. U mnie w domu mówiło się konwent...
D. To gdzie pan mieszkał? W Mandżurii za przeproszeniem...?
P. Coś ty – brutalu zalotny, w Rymanowie. A w szkole byłem prymasem!
D. ??? Panie pośle, skoro jest pan gruntownie wykształcony, to zapewne zapisze się pan do prac w stosownych komisjach sejmowych. Jakich?
P. Ach, ty byku dociekliwy... no jasne, ze się zapiszę! Mój kolega Piróg, ten co ma takie myśli potargane i złoty kolczyk w nosie jak byk taki, namawiał mnie na prace w komisji Polska-Izrael... Będziemy szukać naszych chłopaków wśród gojów w Izraelu!
Geje-goje łączcie się z macierzanką!
D. Chyba z macierzą?
P. Ależ skąd, ja na przykład macierza nie odmawiam. Taki już ateista jestem...
D. Pacierza,... pacierza pan nie odmawia!
P. Misiu słodki, co ty opowiadasz? Jak można odmawiać pacierz, skoro są to takie deski, z których się meble robi...
D. Myślę, że nie do końca się rozumiemy... To o czym pan mówi, to paździerz, to są płyty paździerzowe... Podobnie to brzmi, ale to nie jest to samo...
P. ... Chyba się coś kochanym blogerom pomyliło... cukiereczki wy moje... W końcu to ja jestem abstynentem wyższej uczelni i dyplomowanym tym.... no.... palantologiem...
D. Absolwentem... politologiem... Dobrze, dobrze Panie pośle.... Czy jeszcze jakaś komisja sejmowa?
P. Chciałem jeszcze do komisji sprawiedliwości, ale taki jeden od nas - Penkalski już się zapisał... On sprawiedliwość zna od podstaw, bo dwa lata siedział za rozbój. Z takimi bykami, brutalami wielkimi, umięśnionymi pod jedną celą był... no że szok! A ja jeszcze znajdę sobie jakąś komisję. Mam trochę czasu...
D. A propos czasu... Właśnie, póki co, zapewne korzysta pan z życia. Ostatnie wolne dni przed żmudną poselską harówką spędza pan pewnie w towarzystwie rodziny, znajomych, narzeczonego. Jakiś teatr, klubokawiarnia, kino?
P. No nie, ja to taki bardziej matador jestem. W domowym zaciszu lubię spędzać czas...
D. ... matador??? Chyba domator!
P. Pierwsze słyszę, ale nie przerywaj mi, ty okrutny łamaczu serc... W domu spędzamy czas, wraz z moim chłopakiem. Telewizję oglądamy i znakomicie się bawimy. Na przykład wczoraj taki film polski oglądaliśmy pod tytułem, chyba „Ciul w ziemi czarnej”. To nakręcił taki sexy staruszek Kazik. Chyba to samochodograficzny ten film...
D. ... samochodograficzny, to znaczy o motoryzacji?
P. Nie, no skąd! To znaczy, że to o nim...
D. A,... autobiograficzny!
P. Pierwsze słyszę to słowo... To sobie właśnie wczoraj ten film obejrzeliśmy, pośmialiśmy się, bo wiedz, mój ty bamberku uroczy, że ten mój chłopak to taki śmiszek jest... słodki. Lubi się bawić.
D. Panie pośle, na zakończenie naszej rozmowy chciałbym pogratulować panu, wyboru na stanowisko wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego Ruchu Poparcia Palikota...
P. Dziękuję... ty moje oczko w pończoszce puszczone... dziękuję bardzo.
Aktywna działalność w ruchu to mój konik.
Eech... a może mój konik w ruchu to aktywna działalność?
Nie, nie.
O, ruch mojego konika to aktywność... czy jakoś tak.
No już dość, biegnę bo się spóźnię na szkolenie, a tam dyscypliny pilnuje nasz nowy Rzecznik Dyscypliny Partii Wojtek Penkalski.
Z taaakim bejsbolem stoi i wali po łbie, jak ktoś się spóźni... ma pieszczoch doświadczenie.
To paaa...
Etykiety:
homoseksualizm,
Janusz Palikot,
jerzy Urban,
pederastia,
Ruch Poparcia Palikota,
Sejm RP
Subskrybuj:
Posty (Atom)