czwartek, 7 kwietnia 2011

Występ Thomasa Tomczykiewicza

Pan Poseł Thomas Tomczykiewicz w Schlessońskiej TV odcina się od ogólnie odcinanych tematów i promuje nowy szlagier nawiązujący do patriotycznej roli Ruchu Autonomii Gorzelika. --

niedziela, 3 kwietnia 2011

Wal się ubeku w brudnych dżinsach.

Znany z tego, że jest znany, uczeń pilny Adama Michnika – Meller Marcin obraził się na prezesa Kaczyńskiego, ze ten mówił coś mało popularnego o manupulacji Ślązakami.

Nie bardzo Meller zrozumiał wypowiedź prezesa Kaczyńskiego, a właściwie nic nie zrozumiał z wybranego fragmentu raportu opracowanego przez szefa PiS, ale na wszelki wypadek strzelił focha.

Bo Meller ma żonę. Na dodatek żona ta pochodzi ze Śląska i pewnie chce deklarować w czasie spisu powszechnego narodowość śląską, co według tego, co zrozumiał (a raczej nie zrozumiał) Meller - jest nieładnie.
Teraz aby było ładnie, sam Meller na znak solidarności z małżonką też napisze, ze jest narodowości śląskiej i już dziś kazał na „fejsfuku” czy innym „fejsbuku” – „walić się skinom w garniturach”.

Skini w garniturach pewnie pójdą się „walić”, Meller będzie dowartościowany w ramach własnej mózgowej pustki, żona jego poczuje dotyk ochronnego ramienia odważnego męża Marcina a tradycji stanie się zadość.

Bo Meller już tak ma, że lubi się raz na miesiąc obrazić na kogoś.
Tak się chłopina wylansował na fochach, że tylko spytać kto będzie następną ofiarą.
Ledwo co skończył obrażać się na Tuska z kompanią i publicznie wywalił premierowi, że na niego nie zagłosuje a tu bęć... kolej na Kaczyńskiego!

Jedno jest pewne, nie skończy się to jak w przypadku obecnego premiera, czyli jakimś gastronomicznym mityngiem, gdzie na drugim śniadaniu przy bułce z cienko krojoną krakowską suchą nastąpi publiczne posypanie głowy popiołem i pobratanie.

Człowiek poważny, pokroju Jarosława Kaczyńskiego nie nabiera się na takie tanie „łuckie numery” w wykonaniu głodnych „miszczów” jak „cudotwórca z II Irlandii”.
Jak to mówią, lepiej z mądrym pościć, niż z głupim zapychać się kajzerką z kiełbasą.

Brak umiejętności czytania czy też słuchania ze zrozumieniem, zmusza do otwartego napisania Mellerowi, że gdyby Ślązacy, tacy jak choćby wielki patriota Wojciech Korfanty usłyszeli jego plecione bzdury dali by mu w wielką gębę z wielkimi wargami.
Pewnie dostało by się też Gorzelikowi i jego PeOwskim pomagierom.
Za jawne kpienie z polskości i zatracanie tradycji, o którą setki tysięcy ludzi na Śląsku walczyło.
Meller manipuluje, kłamie i nazywa to „straszeniem Niemcami” i porównuje do stanu wojennego czy teżmarca’68.
Halo, czy jest na sali lekarz....


Dziś informacja o idiotycznej wypowiedzi Mellera trzyma się na topie w największych portalach internetowych.
Niestety, Meller osiągnął już w naszych mediach status „Frytki” czy innego tam Maseraka i żyje z pietruszenia trzy po trzy w ramach samolansu.
Należy liczyć się z tym, że np. kolejną ofiarą Mellera będzie szef PSL Pawlak.
Że niby dolewa wody do mleka.
Przyjdzie mu się „walić - skinowi w gumiakach”!


Prawdę powiedziawszy, niech sobie Meller deklaruje co chce. Nawet, że jest Mandżurem, Arabem czy też Ślązakiem pełnej krwi.
Jego sprawa.
Najwyżej będzie z Polsce jednego „rodowitego ślązaka” więcej,... ale za to jednego Żyda mniej!

P.S.
Na ogół jest tak, że do ludzi prymitywnych, pokroju Mellera docierają tylko zwroty, którymi oni sami operują, stąd tytuł powyższego wpisu.
Gdyby Meller nie zrozumiał – ułatwiam: jako wyznawcę idei „michnikowszczyzny” potocznie można nazwać go „ubekiem”, natomiast brudne dżinsy to fakt bez przenośni i aluzji.
„Walić się” nie będę tłumaczył, bo pewnie już to robi.

piątek, 1 kwietnia 2011

środa, 30 marca 2011

Hieny czują krew - zbliża się 10. kwietnia.

Już za niespełna dwa tygodnie pierwsza rocznica śmierci 96 ofiar tragedii pod Smoleńskiem. W szczególny sposób do obchodów przygotowuje się "Gazeta Wyborcza", szykując cykl materiałów szkalujących dobre imię zmarłych oraz produkując plotki i zgodne z rosyjską racją stanu insynuacje na temat Tragedii. Dziś ukazał się pierwszy odcinek, wywiad z pilotem Pietruczukiem (tym od lotu do Gruzji), w którym insynuuje się jakieś (regularne podczas lotu Prezydenta) naciski na załogę. Wybór momentu publikacji raczej nie przypadkowy. Hieny wybiegły na żer...

wtorek, 29 marca 2011

Wszystkie Ryśki to fajne chłopy?

A ja znam jednego Ryśka, który fajny nie jest.
To nawet nie Rysiek, tylko Rychol, bo masą mógł by równać się trzem a nawet czterem zwykłym, normalnym Ryśkom.

Jest to wielce zasłużony dla „polskiej lewicy” Rychol i mimo (tak na oko) 120-140 kg żywej wagi zwinny i gibki jest niczym tchórzofretka czy inna łasica.
I w piłę charatnie i podbiegnie i figury najróżniejsze przed kamerą odstawi. Słowem skrzyżowanie Leszka Blanika z elektrowozem EU07.

Jak wspomniałem już Rychol posiada nieopisane zasługi dla „polskiej lewicy”. Na czerwonych kartach wielkiej księgi polskiego komunizmu, Rychol pierwszy raz zapisał się już w 1978 roku, gdy w wieku 21 lat wstąpił do PZPR.

Data ukończenie studiów prawniczych, zbiegła się z okresem burzy solidarnościowej, natomiast aplikację sądową Rychol odbywał w latach 1981-83 czyli w czasie licznych procesów i sądów kapturowych na działaczach niepodległościowych.
Pewnie utwardziło to wielkiego Rychola.

Za jakieś bliżej dziś niewiadome zasługi dla „lewicy” z PZPR, bohater nasz w 1985 roku wyjechał „na staż” do Zurichu w Szwajcarii. Tylko, rzecz jasna zbiegiem okoliczności, tamże właśnie od 1983 roku przebywał niejaki Piotr Filipczyński vel. Peter Vogel, zwany „kasjerem lewicy”.

W 1987 roku Rychol „poszedł na swoje” czyli otworzył praktykę adwokacką.
Już za „demokracji” Rychol piastował masę ważnych funkcji państwowych, zawsze z nadania dawnych towarzyszy, łącznie z sekretarzowaniem w kancelarii magistra Kwasniewskiego, pracującego jako Prezydent RP.

Szczyt kariery Rychola przypada na okres od 2 maja 2004 do 31 października 2005, kiedy to zatrudniony został na etacie ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Marka Belki.
Wprawdzie próbował rejterować już w maju 2005 (na skutek doniesie o powiązaniach oficerów KG Policji z mafią) lecz towarzysze odrzucili jego dymisję.

Trwał więc Rychol na stanowisku i zyskał nawet przydomek „Betonowego Rycha”, a nie potrafiły go poruszyć nawet łzy i prośby rodziny Olewinków, która wielokrotnie zwracała się do Rychola o pomoc w uporządkowaniu śledztwa dotyczącego porwania Krzysztofa Olewnika.
Jak mówią Rychol Olewników olał.
Więcej zasług na eksponowanym stanowisku nie zanotował.
Odszedł wraz z czerwoną hałastrą Marka Belki po przegranych wyborach parlamentarnych w 2005 roku.

W grudniu 2007 roku w Rycholu coś tąpnęło i zmiękł nagle oraz skruszał, gdyż poruszył go los wyrzuconej niegdyś (przez kolegów Rychola) z klubu parlamentarnego SLD posłanki Blidy, która raczyła się zastrzelić, by nie odpowiadać za malwersacje w Polskim Towarzystwie Węglowym.
Tak nagle Rychol pokochał wyrzuconą dawną koleżankę, że żyć bez jej postaci nie mógł, toteż został szefem powołanej uchwałą Sejmu z 19 grudnia 2007 - komisji śledczej do zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy.
Funkcjonująca na zasadzie fajnej i wesołej ferajny komisja jest tłem dla oratorskich popisów Rychola, który wreszcie znalazł swoje miejsce w życiu.

Przez zaprzyjaźnionych nazywany „pornogrubasem” i „kartoflem z omastą” Rychol dziś po latach wiernej służby dla „pezetpeerowskiej lewicy” znajduje się niestety na równi pochyłej.
Nowe kierownictwo SLD pod wodzowską ręką Napieralskiego Grzegorza, jakoś nie doceniło zasług Rychola i pozbawiło go miejsca w Zarządzie Krajowym Sojuszu.
Łaska czerwonych na pstrym koniu jeździ – jak mawiają.

Dziś pozostaje Rycholowi tylko prowadzić umoralniające pogawędki i uczyć przykładnego oraz uczciwego życia innych, co czyni np. w cotygodniowym programie TVN „Kawa na Ławę” .
Tam też Rychol wytyka ludzkie słabości, błędy i braki w moralnym wyedukowaniu.
Sam się już najprawdopodobniej moralnie wyedukował, po słynnej sprawie o pomówienie i skazaniu go w procesie karnym (z powództwa Jacka Żalka).

Rzecz jasna Rychol nie poszedł wtedy siedzieć, ani nie poniósł konsekwencji, bowiem ten stróż moralności (u innych), który tak piał z oburzenia odnośnie ułaskawienia Adama S. przez Prezydenta Kaczyńskiego,... sam został rzutem na taśmę ułaskawiony przez swojego było szefa Aleksandra Kwaśniewskiego w listopadzie 2005 roku.
Nie jest fajny ten Rysiek....

niedziela, 27 marca 2011

„83 proc. Polaków: O holokauście i o Grossie mówi się za dużo”


Prorządowy OBOP wspierany przez „GW” przygotowuje się do obchodów rocznicy „smoleńskiej tragedii”.
Właściwie OBOP stał się tylko narzędziem, które posłużyło do „wykrojenia” pewnych liczb, które już dalej centrum propagandy z Czerskiej ubrało w ideologiczne szaty.

Wszak 10. Kwietnia tuż, tuż... Czytam na stronie „GW” głupio-propagandowy bełkot pt. „83 proc. Polaków: O Smoleńsku mówi się za dużo” i mimo poważnego w swojej wymowie tematu, co chwila wybucham śmiechem.

Cała misternie, lecz w rzeczy samej głupio skrojona intryga opiera się o założenie, że czytelnicy „GW” to idioci i bezmózgi wyznające dogmat o nieomylności każdego kogo tknął cudownie Adam Michnik & Co.

Jak bowiem inaczej nazwać działania funkcjonariuszy gazety, którzy nawet nie zadali sobie trudu przytoczenia pytań z „ankiety OBOP”, lecz z lubością zamieścili atrakcyjne odpowiedzi wpisujące się w ich linię programową. O Katastrofie Smoleńskiej dowiadujemy się co następuje:
- „87% ludzi twierdzi, że to narzędzie w walce politycznej”,
- „78% pytanych uważa je za nudne i irytujące”,
- „89% chce aby roczna miała charakter prywatnych obchodów, przy grobach poległych”,
- „50% hołduje idei wspólnych polsko-sowieckich obchodów,
- „70% uważa, że większa liczba obchodów, to strata publicznych pieniędzy”,
Itd...itp...

Piękne liczby, godne odpowiedzi, tylko.... brak pytań na które „pytani” odpowiadali.
Sondaż został ponoć przeprowadzony 3-9 marca 2011 r. na liczącej 950 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.

Te blisko tysiąc osób, to akurat tyle ile zatrudnia wydawnictwo Agora.
Chorych i nieobecnych mogli zastąpić np. znajomi nieocenionego mistrza ankiety i analizy Piotra Pacewicza.

Całość tej „lipy” to tylko preludium przed akcją „godnych obchodów” rocznicowych.
Uzupełnią je jeszcze wypowiedzi „ałtorytetów” dotyczące pozostałych okropności, jak comiesięczne stawianie zniczy przed pałacem prezydenckim, marsze pamięci, domaganie się międzynarodowego śledztwa itd..itp.
Na koniec w „GW” wystąpi zapewne Paweł Deresz i potępi „Rodziny Smoleńskie”.
Tak żeby było wiarygodnie. Całość podsumuje zaś już w poniedziałek 11. Kwietnia „ojciec redaktor”, który w imieniu rzeszy „normalnych obywateli” (tych od Wojewódzkiego, Bartoszewskiego oraz Rodziny Agora) zagrzmi głośno: - Dość już o Smoleńsku!

Nie lubi Michnik i jego kompania miętolenia o tym samym w kółko i na okrągło. Szczególnie, gdy dotyczy to mało bezpiecznych tematów i zagraża ustalonym i ratyfikowanym dawno sojuszom gazety.

Mimo to mój pomysł na kolejną akcję w „GW” jest taki: „Skończmy wreszcie z tym holokaustem i Grossem!”
Ile można o tym samym w kółko trąbić i ile można jeden temat mielić?!
Blisko siedemdziesiąt lat w kółko holokaust i holokaust....
Przecież to takie proste skończyć z tym mąceniem.

Powołać komisję specjalną ds. holokaustu, najlepiej tu u nas w Polsce (bo na terenach Polski mieściło się najwięcej obozów zagłady) i wypracować jedno stanowisko w odpowiednim raporcie.
Że, dajmy na to: „powodem było, to i to.... winni byli, ci i ci..., odpowiedzialność ponoszą tacy a tacy....
Koniec i dość gadania.
A Grossa i innych jątrzących wyśmiać i napiętnować za podważanie oficjalnych raportów.
Skończyć wreszcie z tymi ciągłymi wycieczkami i pochodami młodzieży z Izraela do najróżniejszych miejsc w Polsce związanymi pośrednio z zagładą Żydów.
Jeszcze obozy koncentracyjne rozumiem, ale inne punkty (krakowski Kazimierz, warszawski Umschlagplatz)?

Po co też na tym Umschlagplatz palić te znicze?
Toć tam nikt nie zginął!
Zanieczyszczają tylko część ulicy, którą przechadzają się ludzie i to często z dziećmi.
Niech Michnik napisze, że karygodne jest wypisywanie przez Grossa jakichś bzdur o winie Polaków w zagładzie, skoro nasza komisja ds. holokaustu tak nie stwierdziła.

Może też któryś z zaufanych funkcjonariuszy Agory napisać o tym, że żydowska policja pomagała w zagładzie getta i współdziałała ze szkopami, nierzadko będąc napojona hitlerowską wódką.
Miliony ofiar komór gazowych w obozach zagłady nie miało świadomości, że przyczyną męczeńskiej śmierci był produkt wynaleziony przez ich rodaka Fritza Habera, a mianowicie Cyklon B! O tym też warto wspomnieć na łamach.

Inna sprawa, to kwestia pomników i upamiętniających okolicznościowych obelisków. Kto i dlaczego na wspomnianym Umschlagplatz wybudował pomnik? Czy przeprowadzono wtedy konsultacje społeczne?
Przecież istnieje pomnik Bohaterów Getta, który spełnia rolę pomnika ku czci zagłady Żydów! Kto wydał zgodę na budowę monumentu nazwanego Muzeum Historii Żydów, który zajmuje cały plac Bohaterów Getta?
Po co kolejny pomnik dotyczący tej samej historii? Dlaczego w tej kwestii pani Waltz nie spytała mieszkańców?
A może wystarczyłaby tablica upamiętniająca, w rodzaju: „w tym miejscu w celu upamiętnienia tragedii zagłady , od ponad 60 lat ludzie od czasu do czasu zbierają się, palą świeczki...”
Do boju Agoro! O prawdę i właściwe traktowanie historii!
Poparte to wszystko odpowiednim sondażem przeprowadzonym „na wiarygodnych” czyli iluś tam osobowej reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.

Już widzę tytuł: „83 proc. Polaków: O holokauście i o Grossie mówi się za dużo”... Można nawet zastosować te same liczby, które wymyślono przy „sondażu smoleńskim”, i napisać, że ciągłe „maglowanie” holokaustu i jątrzenie Grossa, to według:
- „87% badanych, narzędzie w walce politycznej”,
- „78% pytanych - nudne i irytujące”, Ponadto:
- „89% respondentów winno uważać, iż rocznice zagłady winny mieć charakter prywatnych obchodów, przy grobach”,
- „50% ankietowanych powinno deklarować, że należy skupiać się na okrągłych rocznicach, tylko wspólnych żydowsko-niemieckich obchodów,
a nadto:
- „70% uważać winno, że większa liczba obchodów, to strata publicznych pieniędzy”.
I tak dalej.... I to dopiero będzie wiarygodne.