środa, 12 stycznia 2011

Pederastia – choroba i metody jej zapobiegania

Pederaści chcą zabrać dzieci Terlikowskiemu.
Taka sensacyjna informacja pojawiła się dziś w necie i jak zawsze w takich przypadkach podzieliła internautów.
"Zabierzemy dzieci Terlikowskiemu i oddamy je na wychowanie homoseksualnej parze..." - piszą wojujący pederaści na Facebooku i zbierają tam pospolite ruszenie "Rycerzy Zbytników-Odbytników".
"Ręce precz od Terlikowskiego, jak chcecie mieć dzieci, to sobie sami zróbcie..." - ripostują inni na innym forum.

Cały ten zabieg prosty i czysto prowokacyjny w swojej wymowie wykonało jakiś homoseksualne indywiduum pod tytułem Głuszak Jakub.
Tak za bardzo nie wiadomo po co i w jakim celu ów głuptak czy też głuszak rozpoczął wojnę w internecie.
To znaczy ludzie normalni nie wiedzą i sensu nie widzą, natomiast chorzy na homoseksualizm, jak w większości ludzie psychicznie niezrównoważeni są nieobliczalni i agresywni, dlatego robią to z głupoty.
Oczywiście cała ta akcja, to durnowaty i na poziomie średnio wykorzystanego seksualnie pederasty dowcip.
Jednym słowem hahahah.....

Każde społeczeństwo toleruje chorych i odmieńców, póki nie zagrażają oni w żaden sposób ładowi i porządkowi społecznemu.
Zawsze tolerowało się różnych "freaków" czyli niegroźnych idiotów, a nawet niektórych idiotów pożytecznych, ale tylko do momentu gdy ich odmienność nie stała się uciążliwa i owa mniejszość nie wpadła na pomysł by dominować nad większością
Niestety homoseksualizm nie objawia się wyłącznie szaleńczą potrzebą gmerania sobie palcem lub innemu choremu penisem w odbycie, lecz także ułomnością mózgową.
Dziwnie, ale w jakiś tajemny sposób odbyt połączony jest z mózgiem (co oczywiście może wytłumaczyć fachowo lekarz specjalista) i na skutek owego gmerania, czy jak kto woli "pedalenia" uszkadzana jest kora mózgowa.

Niemożliwe?
Wystarczy poczytać wpisy pederastów na rożnych forach.
Toć to, normalni ludzie nie mogą takich rzeczach wypisywać.
Jakiś czas temu trafiłem na YouTube profil jakiegoś zbytnika-odbytnika, który próbował udowodnić, że "geje" (jak sam pisał) są na wyższym stadium rozwoju, bo nie potrzebują się rozmnażać w odróżnieniu od ludzi normalnych.
Ciekawe to i naukowe, a nadto poprawia humor.... Wynika z tego, że można ich porównać bardziej z przedmiotem, niż tworem rasy ludzkiej czy nawet zwierzęcej.
Pederasta w jednym szeregu z odkurzaczem, słoikiem czy flaszką po piwie.
Przy całej tej "przedmiotowości" pederastów zadziwia ich nieodparta i maniakalna chęć posiadania na wychowanie dzieci.
Może walka o prawo do adopcji, to niczym walka o socjalizm.
Walka by tylko walczyć, bo zarówno dzieci pedałom jak i socjalizm ludziom są tak na prawdę niepotrzebne.
Może.

Istnieje też teza, która mówi o chęci podtrzymywania gatunku pederastów.
Istotnie jest w tym coś z prawdy, bo nikt zdrowo myślący nie sądzi, że takie dziecko wychowywane wśród ludzi chorych, będzie w przyszłości normalnym człowiekiem.
Wzorce ciągnie się z domu a choroba przechodzi z ojców na syna.
Również, jak większość chorych psychicznie, pederaści nie zauważają swojej ułomności.
Domagają się praw i przywilejów jakich nie posiadają ludzie normalni. Trzeba ich kochać, ustępować z drogi i dawać wszystko, czego tylko sobie zażyczą.
Jeżeli ktoś nie postępuje jak pedał przykazał, to nazywany jest "homofobem" i jeszcze jakoś tam...
Samo określenie homofob budzi mój uśmiech i drwinę z pedalskiej braci.
Większość osobników dotkniętych homoseksualizmem (wojowniczym) nawet nie zna genezy tego słowa, którym tak obficie obrzuca społeczeństwo.
„Homofobia czyli obawa, bojaźń przed osobnikami orientacji homoseksualnej” - jakie może mieć zastosowanie ten termin wobec ludzi normalnych, zdrowych?
Czy ktoś z was boi się zniewieściałego, wątłego pederasty z jego analnymi upodobaniami?
Jasne że nie, jak wejdzie w drogę i będzie natrętny, to „z liścia” i po sprawie.
Jedynie z dbałości o własne zdrowie możemy być homofonami.
Po prostu nie chcemy "złapać" HIVa czy jakiejś choroby wenerycznej, na którą mogą cierpieć pederaści, dlatego unikamy ich.

Uczmy zatem, już od najmłodszych lat "homofobii" nasze dzieci.
Unikanie pederastów i innych bliźniaczych zboczeńców uchroni młodzież od przykrych doświadczeń i truamy na lata.
Po co ryzykować i narażać na niebezpieczeństwa latorośle.

Tu rodzi się pomysł, aby osobników cierpiących na chorobę homoseksualną i nie chcących się poddać leczeniu - oznaczać.
Oznaczać, by ludzie normalni mogli omijać ich i nie mieć wątpliwej przyjemności być narażonym na jakiekolwiek kontakty.
Zrobić to w prosty sposób, w publikacjach zamieszczać obok postaci pederastów różowy trójkąt (tzw. Rosa Winkel).
Dotyczyć to może też innych zboczeń jak: zoofilów, nekrofilów, pedofilów itp.
W trójkąt można wpisać odpowiednią literę alfabetu i po sprawie, wiadomo who’s who!

Na koniec stosowny dowcip, w stylu podobnym do tego o odbieraniu dzieci Terlikowskiemu (przynajmniej każdy pederasta zrozumie).
Odbytnicy, zamiast odbierać dzieci Terlikowskiemu, odbierzcie sobie życie – będzie z pożytkiem dla ludzi normalnych.

-------------------------------------------------------------------






Od lewej oznaczenia: pedofili, pederastów, nekrofili, zoofili.













niedziela, 9 stycznia 2011

Król i jego królestwo (kur..two?)

Był kiedyś w polskiej polityce taki facet.
Wysoki, szczupły z dużym orlim nosem na którym zainstalowane były kwadratowe (też duże) rogowe okulary.
Od później młodości działał w KPNie, czyli roznosił „antypaństwowe” ulotki po mieście.
Później w nagrodę za owe zasługi, już za „demokracji” przez dwie kadencje był posłem z ramienia tej partii i nawet szefem czegośtam w jakiejśtam komisji sejmowej.
Jednym słowem stał się politykiem pełną gębą.
Facet ten nazywa się Krzysztof Jakub Król.

Prywatnie był (i chyba nadal jest) zięciem Leszka Moczulskiego wodza naczelnego KPN, co dawało mu silną pozycję w partii oraz bliższej i dalszej rodzinie Moczulskich.
W owym czasie w parlamencie Król i Moczulski stanowili świetny przykład papużek-nierozłączek.
Działali razem, występowali razem, knuli razem, doradzali sobie wzajemnie.
Przede wszystkim wspierali się.
Zięć wspierał teścia, choć trzeba przyznać, ze nie zawsze najlepszymi pomysłami.
Wtajemniczeni twierdzą, że swojego czasu, to właśnie Król doradził Moczulskiemu aby ten z trybuny sejmowej rozszyfrował skrót PZPR jako „Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji”.
Rumor i hałas zrobił się wtedy co nie miara.
Sejm aż wrzał, a tzw. lewica gotowała się ze wściekłości.
Przy całym tym zabiegu Król do spółki z Moczulskim zapomnieli, że teść swojego zięcia raczył niegdyś do PZPR należeć.
Jedyną metodą obrony mogło być tylko przejście do ofensywy i natychmiastowe uzupełnienie wypowiedzi twierdzeniem, że „wprawdzie teść do PZPR należał, ale działał bezpłatnie...”, lecz Król tego nie wymyślił.

Na domiar złego już jakiś czas później okazało się, że faktycznie teść nie dość, że do PZPR należał to jeszcze donosił SB jako tajny współpracownik i to nie za darmo.
Chyba głupio musiało się zrobić zięciowi teścia, lecz nie dawał po sobie tego poznać. Bronił wodza-ojca do upadłego, co już niebawem nastąpiło.
KPN upadła, bo się podzieliło i frakcja (za przeproszeniem) Słomki stanęła w oku wodzowi Moczulskiemu.
Cały KPN diabli wzięli, a na dodatek niektórzy (jeszcze) posłowie nieboszczki Konfederacji, mimo zajęć sejmowych postanowili „pójść w biznesy”.
Na przykład interes życia chciał zrobić poseł KPN np. niejaki Andrzej Andrzejczak, którego policja celna przyłapała na przemycie papierosów do Szwecji.

Ale do rzeczy... to jest do Króla.
Zasłużył się Król teściowi oraz nieco mniej odrodzonej III RP, a profitów politycznych już raczej nie mógł się spodziewać. Pozostało pójść w biznesy.
Jako, że zawsze nad wyraz cenił wodza-teścia i jak tylko mógł starał się go naśladować, postanowił Król też zadać się z komunistami, czy jak kto woli już postkomuną. Poszedł zatem na służbę do Ryszarda Krauzego szefa Prokomu i zaufanego człowieka małżeństwa Kwaśniewskich.
Pod czerwonym sztandarem Król odrodził się. Wszedł w wyborowe towarzystwo i obrósł w piórka.
Nie taki ten komunista straszny a i daje dobrze zarobić – myślał Król.
Nie było by to aż tak straszne, gdyby Król zniknął z życia publicznego i prywatnie pieścił się z czerwonymi.
Niestety zięć swego teścia (agenta) doszedł do wniosku, że nie powiedział jeszcze wszystkiego w polityce i zaraz po tragedii smoleńskiej ruszył wraz z innymi palikotami, millerami oraz komorowskimi do wściekłych ataków na osobę Śp. Prezydenta.
Łajał Król wszystkich i wszystko, co tylko mogło mieć związek z polską racją stanu. Wszystko, co zagrażało interesom jego mocodawcy oraz ekipie rządzącej.

W tym miejscu warto zatrzymać się dłużej nad metodami tej walki.
Na specjalnym profilu na Facebooku, Król starał się zgromadzić różnej maści przygłupów i degeneratów, wypisując brednie i głupoty.
Ubarwiając wszystko sporą dawką wulgaryzmów i epitetów, starał się Król dorównać w chamstwie Palikotowi . Mimo wszystko, szczątków inteligencji, którą posiada jeszcze „Szambiarz z ruchu poparcia” – Król nie posiada, toteż wpisy jego i komentarze trudno było odróżnić od bełkotu żulii czy też wypocin narkomana-degenerata wąchającego butapren.
Mała próbka jego sztuki słowa tu.
(bardzo dziękuję blogerowi GEOJA, za wybór i możliwość powołania się na jego wpis)

Zupełnie poważnie i całkiem serio muszę napisać, ze Krzysztof Jakub Król wykazał się całkowitym zbydlęceniem i sku...syństwem na skalę dotąd mało spotykaną.
Od ludzi dawnej opozycji winno wymagać się więcej, winno wymagać się zachowania rozwagi i wyważonych, choć niekiedy mocnych słów.
Ale nie wulgaryzmów i godnych buszmena bluzgów.

Dziś Krzysztof Jakub Król, kolega komuchów i zięć agenta esbeckiego zostaje, na wniosek prezydenckiego ministra, członkiem „Zespołu do opiniowania odznaczeń za działalność opozycyjną”.
Sen?
Nie rzeczywistość rodem z Belwederu!
Prezydent Polski mianuje na zaszczytne stanowisko chama i durnia.
Nie zdziwię się wcale, gdy jedno, wakujące miejsce w zespole zajmie jeszcze np. Grzegorz Piotrowski.
Prezydent lubi zaskakiwać.
Nie wątpię też, że jednym z pierwszych odznaczonych przez Komorowskiego, będzie pozytywnie zaopiniowany przez zespół – Leszek Moczulski, kapuś SBecki oraz teść Króla.

środa, 5 stycznia 2011

Prawdziwa wersja noworocznego orędzia fuehrera Janusza Palikota

Kolejny raz udało się to, co wydawało się być niemożliwe.
Tym razem udąło się dotrzeć do oryginalnego, pierwszego orędzia fuehrera Janusza Palikota. Trzeba przyznać, że dużo bardziej wymowne jest tłumaczenie tekstu na jidysz zamiast na rosyjski.
Biorąc pod uwagę informacje jakie pojawiały się, a dotyczące przeszłości ojca fuehrera, zabieg tłumaczenia na jidysz był przysłowiowym trafieniem w dziesiątkę!
Dlaczego Pan Janusz zmienił później swoje orędzie?!

czwartek, 30 grudnia 2010

Grunt to rodzinka, czyli instrukcje dla Seremeta

Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka..... śpiewał niegdyś Stanisław Grzesiuk.

Najwyraźniej minister Radosław Sikorski posłuchał tego utworu i był pod silnym jego wrażeniem.

Dziś bowiem, zwróci się do Prokuratora Generalnego z żądaniem ścigania autorów antysemickich wpisów w internecie i haseł na stadionach (jak napisano: domaga się).

Wszystko podała, niezawodna jak zawsze "Gazeta Wyborcza", która również celnie to żądanie uzasadniła. "Sikorski namawia do konkretnych działań w sprawach, które - jego zdaniem - burzą pokój społeczny i psują wizerunek Polski za granicą."

Ot, zalatany minister, zapracowanego rządu ocknął się nagle i stwierdził, że przyszło mu żyć w kręgu krwawych antysemitów. Ku jego rozpaczy nieświadomy niczego kierował dotychczas resortem Spraw Zagranicznych antysemickiego narodu!

"Kiler, Kiler - taki kit to u nas kupuje Mioduch..." - jak mówił dzielny i charyzmatyczny komisarz Ryba w niezapomnianym "Kilerze".

"Radek, Radek....- w kamasze taki bajer!" - aż chce się ripostować dzielnemu bojownikowi o prawa semitów, a to już nie jest cytat z żadnego filmu.

Ten cyrk Sikorskiego zabawny jest z dwóch powodów.

Po pierwsze, daje przykład jak dalece uderzyła do łbów platformianym cukiernikom (mistrzom od kręcenia lodów) sodówka, że w sposób otwarty i bez skrępowania próbują wpływać na prokuraturę, a nawet sterować jej działaniami.

Po drugie, jak dalece nie dorośli do pełnionych funkcji, gdyż domagają się egzekwowania prawa, nie według litery prawa a według własnego "widzimisię" i wyimaginowanych czy urojonych prawd.

Czy można karać za antysemityzm?

Czym w ogóle jest ten antysemityzm?

Chętnych odsyłam do tak wielbionej i cenionej przez prezydenta Komorowskiego Wikipedii, a zgłupieje do reszty.

Jednoznacznej definicji nie ma.

Budowanie i egzekwowanie prawa na podstawie luźnego zbioru niespójnych teorii, dozwolone być może jest w "dzikim kraju" - jak mówił "Miro", ale nie w państwie prawa, które podobno Pan Premier Tusk pragnie tu budować.

Gwoli ścisłości warto przypomnieć min. Sikorskiemu z przyległościami oraz czytelnikom, że prawo w Polsce, już od wielu lat reguluje prawnie "burzenia pokoju społecznego" poprzez Art. 256 oraz 257 Kodeksu Karnego.

W celach dydaktycznych warto przytoczyć ich brzmienie:

Art. 256.

Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 257.

Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowościowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Jak widać o antysemityzmie ani słowa.

W imię czego Żydzi w Polsce mają być traktowani ponad inne mniejszości narodowe?

Dlaczego Sikorski nagabuje Seremeta o szczególną opieką właśnie nad Żydami?

Czy napis na murze "Żydzi precz" jest bardziej obraźliwy od napisu "Paskudni Ruscy", albo "Cygani won"?

W Polsce mamy też mniejszości narodowe: Czeską, Rosyjską, Białoruską, Tatarską, Niemiecką, Serbołużycką, Litewską, Ukraińską..... etc. etc.

Lokalne, regionalne konflikty z ludnością rdzennie Polską, często przenoszą się w formie niewybrednych haseł na mury i płoty.

Żyję już na tym świecie dość długo, ale głowę daję, że nie słyszałem o sprawie karnej, za np. antylitewski czy antyukraiński napis na stodole.

Warty też zwrócenia uwagi jest fakt, że zapisy kodeksu karnego działają też w drugą stronę, czyli chronią (a przynajmniej powinny chronić) przed wymienionymi w KK przestępstwami obywateli narodowości Polskiej.

W tych przypadkach mniejszości narodowe nie są również bezkarne.

A o tym Pan Sikorski, zapomniał, choć warto pamiętać szczególnie przy okazji wizyty Tomasza Grossa w Polsce.

Niestety, urzędy ministerialne pełne są "fachowców od widzimisie" a ich kompetencje, jak w przypadku Radosława Sikorskiego wyznacza to, jak ładnie osoba komponuje się w F16 czy na tle malowniczego własnego dworku z żoną oraz gromadą latorośli.

Skoro poruszyłem już temat rodzinny, to wrócę do początku wpisu i tak lubianych przez ministra spraw zagranicznych wersów grzesiukowej piosenki.

"Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka.... bo kto rodzinkę fajną ma..." - ten nie da jej oczywiście skrzywdzić.

Może właśnie tu tkwi sedno i geneza działań Radosława Sikorskiego w zakresie walki z antysemityzmem.

A prościej?

Może coś nieprzyjemnego spotkało Panią ministrową Sikorską czyli Annie Applebaum?

Może koledzy w szkole małoletnich pociech ministra (które według żydowskiego, talmudycznego prawa są Żydami, bowiem żydostwo dziedziczy się po matce) napluli im w sposób antysemicki na buty?

Skoro tak, to prywata Sikorskiego może być usprawiedliwiona.

Ścigać antysemitów, bo grunt to rodzinka...

środa, 29 grudnia 2010

Historia dyżurnego, etatowego wdowca żałobnego

Aby pokonać wroga trzeba go poznać.
Tę maksymę znają znakomicie zarówno Tusk jak i jego Arabski przyjaciel Tomasz.
Rodziny ofiar tragedii smoleńskiej stają się co raz bardziej niewygodne dla premiera.
Zadają co raz trudniejsze pytania, czym doprowadzają Donalda Tuska do niekontrolowanych wybuchów złości.
To wszystko skutkuje tym, że w oczach opinii publicznej oraz obywateli „Słońce Kaszub” wypada jako nerwus, złośnik, marionetka i nie jest już łagodnym, kompetentnym, dobrym i miłym facetem.
No, na taki obrót sprawy, jadąca już trzeci rok na „pijarze” i „bajerze” władza nie może sobie pozwolić.
Co należy zrobić?
Wysłać prowokatora!
Wstawić „szpiona”, swojego człowieka, który zagłuszy i zakrzyczy głosy osób domagających się prawdy i działań polskiego rządu w sprawie katastrofy.
„Kto ten dzielny, kto się zgłasza. – Ja – zakrzyknął w głos ....” Paweł Deresz, mąż byłej posłanki SLD i szefowej komitetu wyborczego Jerzego Szmajdzińskiego.

Ewidencjonowany stróż komunistycznej władzy

Paweł Deresz znany jest w branży dziennikarskiej epoki PRL-u, oraz wśród politycznych elit SLD.
Ugodowiec, głupodowcipniś, człowiek o uosobieniu konformistycznym, karierowicz.
Raczej opowiadający o swoich dokonaniach, niż dokonujący istotnych czynów.
Typowy relikt i symbolik PRL epoki Gierka.
Mało błyskotliwy i mało pracowity, ale wyjątkowo dyspozycyjny i tani „w utrzymaniu” Deresz piął się wolno po szczeblach dziennikarskiej kariery.
Najpierw Kurier Polski, organ satelickiego wobec PZPR- SD, później PA „Interpress” i placówka w bratniej Czechosłowacji.
Wezwany w 1984 roku do Polski przez ekipę tow. Jaruzelskiego, jako zastępca redaktora naczelnego czuwał nad kręgosłupem moralnym niepewnej ideologiczne grupie dziennikarskiej z Kuriera Polskiego (w którym już pracował w latach 67-77 ).
Starał się jak mógł, a mógł niewiele, bo i umiejętności nie te, talent marny...
Do dziś w oczach byłych pracowników gazety uchodzi za neptka i człowieka z „gumowym uchem”.
Jak mówi pewna osoba z zespołu redakcyjnego "KP", jego dawny podwładny, przed nikim w redakcji tak nie zwiewali pracownicy, jak przed Dereszem.
Uchodził on bowiem, za hiperdonosiciela i faceta, który (śmiano się) miał łącze bezpośrednie i błyskawiczne z Wydziałem Prasy KC...
Służebność wobec władzy stała się domeną i znakiem rozpoznawczym Deresza.
Zawierzył on komunistycznemu reżimowi bez reszty.
Pełną możliwość wykazania się w dziedzinie tropienia przeciwników socjalistycznej ojczyzny, dało mu wciągnięcie na listę tajnych współpracowników służb represji PRL, dziś pod numerami akt: IPN BU 00191/27 (DERESZ PAWEŁ JAN) oraz IPN BU 001043/1848 (DERESZ PAWEŁ JAN).

Gdy już nie trzeba było na nikogo donosić...

Na nieszczęście Pawła Deresza, w 1989 roku Jaruzelski oddał władzę, ale na szczęście Pawła Deresza partyjny beton nie skapitulował.
W nurt umacniania wpływów byłych reprezentantów władzy ludowej, już teraz występujących jako Spółka z (bardzo) ograniczoną odpowiedzialnością włączył się i Deresz.
Wpierw dotrwał na posterunku wicenaczelnego w "Kurierze Polskim", który to w 1999 roku zatopiono. Jak mówi jego redakcyjny kolega "oddali salwę i spalili maszt" , uprzednio dając sobie niezłe odprawy.
Deresz jednak nie zatonął.
Teraz bohaterski, lecz tajny współpracownik aparatu represji PRL znalazł swoją zatokę bezpieczeństwa w Polskiej Agencji Informacyjnej, zbudowanej na zgliszczach PA Interpress.
Ów twór, mający na celu opiekę nad "bezpańskimi" komunistycznymi pismakami, był dobrze płatną "przechowalnią" różnej maści podejrzanych indywiduów.
Tam Deresz czuł się jak ryba w mętnej wodzie.
Zmieniające się zapotrzebowanie rynku oraz rosnące potrzeby finansowe prominentnych pracowników PAI, wymusiły na kierownictwie zmianę formuły agencji.
Teraz w dobie rychłej akcesji unijnej postanowiono powołać Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych S.A. z Dereszem w roli konsultanta zarządu.
Prawdopodobnie jest nim do dziś, choć obecnie funkcję tę łączy z etatem dyżurnego wdowca żałobnego duchowo sponsorowanego przez premiera Tuska.
Nie należy zapominać, że przez wiele lat Paweł Deresz pozostawał też "mężem swojej żony", czyli małżonkiem Jolanty Szymanek-Deresz.

Rajdowiec, mąż ustosunkowanej szefowej kancelarii.

Choć Paweł Deresz od wielkiej polityki zawsze stronił, małżonka jego wręcz przeciwnie.
Odkryta dla magistra Kwaśniewskiego przez Ryszarda Kalisza, szybko stała się „twarzą” urzędu Prezydenta.
Całkowite przeciwieństwo swego męża: uśmiechnięta, układna, skora do kontaktów międzyludzkich zyskiwała sympatię nawet przeciwników politycznych.
Posiadała to, czego biedny Paweł Deresz nigdy w życiu by nie by w stanie osiągnąć nawet po uniwersytetach bon-tonu i dobrego wychowania.
Dlatego świadom własnej niedoskonałości, żył teraz sobie Deresz w cieniu Szefa Kancelarii Prezydenta RP czyli własnej żony Jolanty.
Jak przystało na mało błyskotliwego i niezbyt rozgarniętego obywatela „made In PRL” Dereszowi już po krótkim czasie, poczęło wydawać się, że wzorem lat ubiegłych, z racji związku małżeńskiego z dygnitarzem państwowym wolno mu więcej a nawet ...wszystko.
Czuł się teraz jak panisko.
Ludwik XIV twierdził, że „państwo to ja!” - Deresz bardziej już demokratycznie twierdził tylko, że „prawo to ja!”.
Pewnie dlatego pewnej październikowej soboty 2002 roku, był uprzejmy staranować małego peugeota z trójką studentów w środku i niby nic odjechał z miejsca wypadku.
Nie przyłożył w mikrusa byle czym, a pięknym BMW5 należącym do.... Kancelarii Prezydenta RP.
Ot Deresz, mąż znanej Dereszowej podczas nieobecności żony po prostu wziął sobie jej służbowy samochód i wyruszył pojeździć po stolicy.
Na szczęście udało się właścicielowi peugeota dogonić BMW i zmusić do zatrzymania szalonego mistrza kierownicy.
Przybyła policja stwierdziła winę Deresza i sporządziła wniosek do sądu grodzkiego.
W międzyczasie wynikły problemy z polisą OC, której Pan Paweł nie posiadał. Na szczęście wysłani umyślni gońcy (czytaj BORowcy) przywieźli ją po krótkim czasie.
Peerelowska, prymitywna natura Pawła Deresza już wkrótce kolejny raz dała znać o sobie.
Otóż pięć kolejnych terminów rozpraw jest przekładanych, gdyż Deresz.... choruje, jedzie do sanatorium, przebywa służbowo tam i tam, po prostu nie odbiera wezwań....
W końcu zostaje przyłapany „na gorącym”.
Przy kolejnej nieobecności rajdowca w sądzie, na polecenie sędziego protokolantka łączy się z Dereszem, dzwoniąc na jego komórkę.
Mąż swojej ustosunkowanej żony twierdzi, że jest za granicą, całkiem służbowo i to jest właśnie powód jego absencji.
W przerwie oskarżyciel posiłkowy, ojciec kierowcy peugeota kontaktuje się z PAI i dowiaduje się, że Pan Deresz jest w pracy.
Informuje o tym sędziego, który dzwoni na telefon stacjonarny Agencji , a sekretarka łączy go z Pawłem Dereszem!
Zostaje wyznaczony kolejny termin rozprawy...


Dyżurny, etatowy wdowiec żałobny

Jak twierdzi były przyjaciel Dereszów małżeństwo Jolanty i Pawła od dłuższego czasu nie było już powiedzmy...wzorcowe.
Prymitywna natura, z wyglądu tylko nobliwego i „misiowatego” małżonka odsuwała Jolantę Szymanek-Deresz od męża z dnia na dzień.
Wyżej wymieniony sądowy „wybryk” nie był ponoć jedynym wyskokiem Pawła Deresza.
Jakieś nie do końca jasne interesy, wysyłane głupkowate listy z pogróżkami wobec dziennikarza, podpisywane fikcyjnym imieniem i nazwiskiem (podwójny prymityw, bo z konta, które łatwo było zidentyfikować i ustalić nadawcę) i sporo innych...
Czy to starość i zgnuśniała świadomość zmarnowanego życia, a może ciągłe przebywanie w cieniu żony były powodem, że wiekowy facet tak się rozkleił i począł odstawiać cyrk jak małolat.
Być może Paweł Deresz liczył jeszcze na to, że żona Jolanta, po okresie Szefowania w Pałacu Namiestnikowskim osiądzie w domowym zaciszu i pozycją społeczną zrówna się z mężem.
Nic z tych rzeczy.
Szefowanie kampanii prezydenckiej Jerzego Szmajdzińskiego było kolejnym jej wyzwaniem...
Niestety tragiczny lot z 10. Kwietnia 2010 roku przerwał wszystkie plany.
O zgrozo, gdy odeszła Jolanta Szymanek-Deresz, pole do popisu odnalazł Paweł Deresz.
Wstąpiło w niego nowe życie. Zrozumiał, że może stać się przeciwwagą dla części rodzin pragnących wyjaśnienia tragedii.
Władza Donalda Tuska potrzebowała osoby, stojącej murem po jej stronie.
Musiała być to postać żałobna, wybrana z pośród rodzin dotkniętych tragedii i taka, której specjalnie na prawdzie nie zależy.
Istniała ponadto wielka szansa zaistnienia w mediach, czyli to czego Deresz przez pięćdziesiąt lat pracy zawodowej nie był w stanie doświadczyć.
Udało się.
Deresz w roli etatowego, wdowca żałobnego zastąpił krótkokadencyjną Ewę Komorowską (żonę wiceministra Stanisława Komorowskiego, która mało się nadawała, bo nie była chamska i napastliwa) i rozpoczął blitzkrieg.
Deresz w radio, Deresz w TVN, Deresz w TVP Info, Deresz u Lisa, Deresz w Onecie...
Paweł Deresz niczym Lenin – wszędzie i zawsze!
Roboty chłop ma aż nadto, bo wykuć tyle tekstu „na blachę” i wymyślić tyle głupot na poczekaniu nie jest łatwo.
O ile w początkowym okresie jego „kadencji” Deresz nie zapuszczał się w niezbadane tereny i tonował oraz hamował, tak teraz jedzie po bandzie i plecie farmazony niczym John Lennon po LSD.
Dzięki Dereszowi może dowiedzieć się, że (tytuły za Onetem):
Deresz: Prostuję fałsze i teorie spiskowe. To są totalne bzdury
Deresz: ta brzoza ma pień jak dąb
Deresz: wątpliwości ws. katastrofy powoli zostają rozwiane
Po takich to wypowiedziach „wesołego wdowca” (tak nazwali Deresza niektórzy, zaraz po przedłużonym pobycie w Witebsku i całej nocy „dowcipkowania”) jedyne co pozostaje, to doprowadzenie na przymusowe badanie alkomatem, lub długoterminowe obserwacje psychiatryczne.
Skąd takie wiadomości?
Skąd te informacje, którymi nie dysponuje nawet prokuratura?
Gdzie Deresz widział cud natury – brzozę o pniu szerokości dębu?
Chyba, że faktycznie Deresz wie na temat tragedii więcej niż inni.
Rosjanie mają prawo mieć nawet w Polsce zaufanych ludzi.

Krzyż w dłoni i medal od rządzących?

Oddanie Premierowi zapewne nie pozostanie bez echa.
Pogłębiająca się dezinformacja społeczeństwa oraz zabawa w niechciany raport MAKu potrwa jeszcze jakiś czas.
Wszystko to wsparte świetną robotą Deresza, polegającą na ogłupianiu obywateli, przy jednoczesnym totalnym samo ogłupieniu, zostanie zapewne w odpowiedniej chwili docenione.
Dla potrzeb propagandy tuskowej zdesperowany w swoich działaniach dumny posiadacz wpisu w kartotece TW o sygnaturze IPN BU 00191/27 oraz IPN BU 001043/1848 został nawet przez chwilę katolikiem.
W tym to okresie gorąco zabiegał o wypożyczenie z Kościoła Św. Anny internowanego przez Komorowskiego krzyża sprzed Pałacu Namiestnikowskiego, aby udać się z nim na czele pielgrzymki organizowanej przez prezydentową do Smoleńska.
Szczęściem wielkim do profanacji nie doszło, ale komentarz, że bardziej odpowiednim dla Deresza, był by krzyż z puszek po piwie zrobiony przez lewackich przygłupów, sam się nasuwał.
Ten można było wypożyczyć od Dominika Tarasa, kumpla Palikota.

Jaką nagrodę dostanie Deresz za swoje oddanie władzy?
To pytanie nie pozostanie długo bez odpowiedzi.
Władza lubi Deresza, władza liczy na Deresza, władza wierzy w Deresza....
Może nawet, co ostatnio jest w modzie, Prezydent da mu „Orła Białego”.
A dlaczego nie? Za politykę dezinformacyjną.
Nie takie pętaki są dziś nagradzane Orderem....
Nielicznych tylko może nurtować pytanie: do jakiego upodlenia może doprowadzić się człowiek.
Ale z takim życiorysem... nie dziwi nic.

środa, 22 grudnia 2010

Jest „DUREŃ ROKU 2010”! – relacja z finiszu!

Dzień dobry Państwu,
Dziś dzień szczególny, nasz wspaniały konkurs na durnia roku zostanie za chwilę rozstrzygnięty.
Licznie zebrani widzowie poznają zwycięzcę, a właściwie zwycięzców...
Trzeba przyznać, że już sama nominacja do finałowej grupy jest zwycięstwem, w myśl idei barona deCubertain, że „nie liczy się zwycięstwo – liczy się udział..”, ale dziś dowiemy się kto z tej licznej grupy będzie mógł z dumą unieść w górę złotą statuetkę „Janusza” i powiedzieć: „- jestem najlepszy z najlepszych”...
Halo, halo.... już mamy połączenie z naszym reporterem-sprawozdawcą...
Halo Oleg, jak mnie słyszysz?
.......................................
Halo, halo... zdejmijcie mi zwrotną...
Tak już jestem na stanowisku.
Witam bardzo serdecznie w tak wyjątkowej chwili...
Już za kilka minut poznamy wielkiego zwycięzcę, wielkich zawodów.
Nie codziennie turniej gromadzi tak wyjątkowych durniów, jak dziś.
Dlatego zawody te są wyjątkowe.
W gronie pretendentów do tytułu same znakomitości.
Jest i Bronisław Komorowski i Tomasz Wołek, są przedstawiciele starszej grupy zawodników, tacy jak Rolicki i Kutz.
Są też panie.. prężne i umięśnione zawodniczki z ambicjami.
Trzeba przyznać, że siły nie są równe.
Niektórzy z uczestników mają za sobą wyjątkowo udany sezon, wiele startów i prób durnienia na najwyższym poziomie.
To oni będą faworytami.
Są też tacy, którzy jednak tych startów nie mięli, stąd nie należy liczyć na wysokie pozycje w finale zawodów...
Ich sukcesem będzie już miejsce w okolicach 5-10 pozycji.
Ale, ale... widzę już sylwetki zawodników, krótka rozgrzewka trwa.
Trzeba przyznać, że najlepiej prezentują się Komorowski i Michnik... ta dynamika durnienia, ten błysk w oku, ta siła głupoty... oj może być ciekawie.
Nie bez szans jest też Niesiołowski . Właściwie prezentuje on równy, wysoki poziom głupoty, nie pierwszy zresztą sezon...
Szanowni, mili Państwo.. nadchodzi ten moment. Zawodnicy są już w głupoto-blokach... czekamy na sygnał.
Skupienie udziela się wszystkim. Zawodnicy pilnują by nie spalić... nie zrobić falstartu...
Uwaga... – poszli!

18-XII
Jest tak jak zakładałem... na prowadzeniu Komorowski, tuż za nim Niesiołowski.
Tego można było się spodziewać...
Ale, ale na trzecie miejsce wysuwa się Sekuła...
Pięknie, piękna postawa tego zawodnika.
Ciężką pracą zasłużył sobie na wysoką pozycję.
Tuż, tuż z tyłu, po piętach depcze mu Michnik, to chyba poniżej jego możliwości... ale nie przesądzajmy, jeszcze sporo do mety...
O, dalej sensacja, za nimi weteran Kutz.. brawo!
Równo z nim, łeb w łeb Pitera, dalej Olejnik, Kolenda-Zaleska i Wołek.
Od grupy wyraźnie odstaje tandem Chlebowski/Drzewiecki, Miller, Rolicki i Śledzińska-Katarasińska.
Oni już chyba nie będą liczyli się w tym turnieju...

19-XII
Ooo, tego się nie spodziewaliśmy.
Komorowski jak rakieta dystansuje rywali...
Już jest wyraźnie o dwie, no może półtorej długości przed Niesiołowskim, który dzielnie odpiera ataki Michnika.
Tak, Michnik zaatakował z czwartej pozycji i minął Sekułę, który wyraźnie słabnie.
Już dochodzi go Olejnik... nie daleko jest też Pitera.
Coś złego dzieje się z Kutzem... ooo, wyraźnie spuścił z tonu, już nie te siły.
Odpadł od czołówki... teraz widać to wyraźnie.
Z szóstego miejsca spadł na ósme... należy liczyć się dalszą utratą sił tego weterana.
Lata robią swoje.
Właściwie ogon stawki pozostaje bez zmian.
Nieco do przodu Chlebowski/Drzewiecki i Miller, opadł z sił Wołek.
Rolicki i Śledzińska-Katarasińska już bez szans na odegranie jakiejkolwiek roli w zawodach...

20-XII
Zmiany, zmiany... ale tylko w przewadze Komorowskiego nad resztą stawki.
Już ponad dwie długości przed następnym Niesiołowskim znajduje się ten utytułowany zawodnik...
Już raczej nikt nie wydrze mu zwycięstwa...
Mimo, że ostro ruszył Niesiołowski i urwał się następnemu w stawce Michnikowi, to raczej Komorowskiego nie ma szans już dojść...
Zresztą właśnie ta trójka prawdopodobnie stanie na podium.
Przewaga ich nad resztą zawodników jest wyraźna, a do mety już niedaleko.
Tam z tyłu wyrównany bój toczą Olejnik, Pitera i Sekuła, który jakby nabrał nowych sił.
Nie odpuszcza Kutz.
Z przyjemnością patrzy się na tego weterana durno-biegów i innych zawodów w kretynieniu...
Środek stawki bez zmian.
In plus to postawa Rolickiego, który udowadnia, że sportowy duch jest w jego krwi... przezuwa się na dwunaste miejsce.
Jedną pozycję w górę awansuje Śledzińska-Katarasińska, wyraźnie spasował Wołek – zamyka stawkę.

21-XII
Ostatnie metry... Gazu, gazu...
Jest!
Komorowski deklasuje wszystkich!
Dwie i pół długości przed Niesiołowskim, dalej Michnik...
Szczęśliwi i zmęczeni...
Teraz dopiero dochodzi do linii mety Pitera... piękny sukces durno-zawodniczki, jest dosłownie o pierś przed Sekuła, który złapał na finiszu drugi oddech i zdołał wywalczyć piąte miejsce, spychając Olejnik na szóstą pozycję.
Jest teraz Kutz... na więcej, powiedzmy szczerze nie można było liczyć...
Przekracza linię mety duet Chlebowski/Drzewiecki , udało im się przesunąć się o jedno miejsce...
Teraz reszta stawki.
Jest Kolenda-Zaleska, Miller, Rolicki i... Wołek, który dosłownie o włos wyprzedza Śledzińską-Katarasińską...
Piękne zawody, piękne wyniki...
Trzeb powiedzieć, że w kraju mamy świtową czołówkę durniów.
Jest się czym szczycić.
Dzisiejszy wynik Komorowskiego pójdzie w świat...
Teraz finaliści czekają na dekorację...

Szanowni Państwo, są oficjalne wyniki.

1 Bronisław Komorowski 129
2 Stefan Niesiołowski 54
3 Adam Michnik 46
4 Julia Pitera 33
5 Mirosław Sekuła 32
6 Monika Olejnik 31
7 Kazimierz Kutz 25
8 Chlebowski / Drzewiecki 23
9 Katarzyna Kolenda-Zaleska 21
10 Jerzy Miller 15
11 Janusz Rolicki 14
12 Tomasz Wołek 14
13 Iwona Śledzińska-Katarasińska 13

Zwróćmy uwagę na sposób, w jaki zdeklasował rywali Komorowski... to był nokaut!
Mam nadzieję, ze turniej dał Państwu wiele wrażeń i trzymał w napięciu do końca...
Z zawodów „Dureń Roku 2010” żegna Państwa Oleg Platformiejski, do usłyszenia....
----------------------------------------------------------------------
W plebiscycie oddano w sumie 450 głosów. Poniżej końcowa klasyfikacja – wyniki: