poniedziałek, 23 marca 2009

Kolejny eurowyborczy hit Platformy!

Jak podają źródła zbliżone do elit rządowych. Platforma Obywatelska ma dla swoich sympatyków kolejną „bombę”.

Powszechnie wiadomo, że kompletowana jest lista kandydatów z ramienia PO do Europejskiego Parlamentu. Kierownictwo Partii namawia wszystkich, którym bliska jest idea liberalizmu i wolności gospodarczej do zasilenia szeregów grupy kandydackiej.

W ten sposób z list Platformy Obywatelskiej o mandat europosła ubiegać się będą szczególnie ideowo związani z Partią eurofachowcy, tacy jak: Paweł Zalewski, Danuta Huebner, Marian Krzaklewski i wielu, wielu innych.

Do tej pory największym hitem, czy jak kto woli przebojem było umiejętne „podkupienie” eseldowcom sympatycznej Pani Danusi oraz namówienie na start w eurowyborach „pięknego Maryjana”. Niczym to jednak jest przy kolejnej szykowanej bombie!

Podobno, po osobistym spotkaniu i nocnej dyskusji z Donaldem Tuskiem na start w eurowyborach z ramienia PO zgodził się słynny Krzysztof Kononowicz (hasłem przewodnim spotkania Tusk-Kononowicz było „Ja prawie Prezydent – Ty prawie Prezydent”).
















Do szczególnych zabiegów o osobę byłego kandydata na Prezydenta RP, włodarzy Platformy skłoniły jasne i czyste intencje Kononowicza oraz bliskie sercom liberałów hasło „Żeby nie było niczego”.

W końcu tego pragnie zarówno Platforma Obywatelska jak i wszyscy popierani przez nią kandydaci.

(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)


P.S. Z ostatniej chwili!

Przybył nowy kandydat (a właściwie kandydatka). Wielka miłośniczka Pana Premiera i całej Platformy Obywatelskiej Jolanta Rutowicz zgodziła się oddać swoją sympatyczną osobę do dyspozycji partii i kandydować w wyborach do europarlamentu.


Na szczęście w kraju pozostaje Zbigniew Chlebowski, nie będzie więc żalu pozbywać się z kraju osoby o tak wielkim intelekcie.

niedziela, 22 marca 2009

Konkurs na warszawskie ciastko – „Bufetka”



















Urząd Miasta Stołecznego Warszawy wpadł na niecodzienny pomysł. Zorganizował konkurs na warszawskie ciastko. No, bo też Warszawa, Stolica odstaje wyraźnie od innych miast w temacie wypieków czy innych cukierniczo-piekakarniczych wykwintów.

Ma Kraków swoją mieszankę, Poznań swoją bułkę czy też Krym swoje krymówki. Nawet żadnego półproduktu Warszawa nie posiada jak choćby Wrocław, który na ten przykład ma swoją mąkę.
Szybko na to uchybienie zareagował Urząd M.St. Warszawy a przede wszystkim Pani Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Pani Hania, znana wielbicielka wszelkich rodzajów słodkości, a przede wszystkim naszego słodkiego Pana Tuska postanowiła podzielić się słodyczą z mieszkańcami Stolicy.
Ciastka są (zaraz po Panu Premierze) szczególnie wielbione przez Panią Prezydent, toteż właśnie one wyłonią spośród siebie, ten jedyny i najbardziej warszawski łakoć.

I ja postanowiłem wziąć udział w konkursie na ciastko-symbol Stolicy.
Moja propozycja to wysokokaloryczny produkt naturalny, na bazie zakupionych uprzednio produktów cukierniczych (czyli bajadera) o brzmiącej nazwie „BUFETKA”.
Chciałem tym samym, aby nazwa była prosta i symbolizowała łatwość wytwarzania ciastka z wyniosłą osobą dumnej Pani Prezydent Stolicy.

Prosty przepis na Bufetkę:

Składniki:
3 ciastka różne,
½ kg cukru
szklanka wody
barwniki spożywcze – różowy, czerwony, pomarańczowy
dziewięć ziaren pieprzu
mąka ziemniaczana
10 dkg czekolady
mały wafel
5 dkg cukierków-kulek „biała perła”
bita śmietana
fotografia Pani Prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz


Kupujemy trzy ciastka.

Miażdżymy wszystkie, a następnie zagniatamy dolewając syrop z wody i cukru oraz dodajemy łyżkę mąki ziemniaczanej.

Gdy produkt jest już doprowadzony do konsystencji jednolitej masy, dosypujemy dziewięć ziaren pieprzu. Ma to na celu zapobiec przesadnemu zasłodzeniu konsumenta jak też być delikatną aluzją do wystąpień Pani Prezydent. Sypiemy trzy ziarna pieprzu, a następnie po kilku sekundach kolejne trzy i znów kolejne trzy – w myśl powiedzenie „pieprzyć trzy po trzy”

Gdy masa jest już gotowa dzielimy ją na dwie równe części. Z jednej z nich formujemy dwa krótkie wałki oraz kulkę. Z pozostałej części dużą kulę.

Lepimy postać na wzór osoby ze zdjęcia i wstawiamy do lodówki na około 20 minut.

Uprzednio przygotowany wafel w kształcie owalu zamaczamy w rozpuszczanej czekoladzie.

Naklejamy na niego przygotowane, pomalowane barwnikiem spożywczym cukrowe logo Platformy Obywatelskiej. Kleimy na syrop z cukru i wody. Odstawiamy do ostygnięcia.

Przygotowujemy lukier cukrowy i barwimy go na różowo (barwnikiem spożywczym)

Wyjętą z lodówki bajaderę zanurzamy z lukrze. Wyjmujemy po chwili i wstawiamy ponownie do lodówki na 5-10 minut.

Po wyjęciu pozostaje tylko najprzyjemniejszy moment dekoracji (jak na zdjęciu). Włosy wykonujemy z masy czekoladowej, podobnie jak zarys dziurek w nosie, ust oraz oczu. „Biała perełka” posłuży jako uzębienie.

Przytwierdzamy do postaci (syropem z cukru) wafel z logiem PO. Jeszcze tylko mały „zawijasek” z lukru w tylniej dolnej części i Bufetka gotowa!

Można dodatkowo ozdobić ją pianą z bitej śmietany – teraz możemy cieszyć oczy naszym dziełem!

Smacznego!


piątek, 20 marca 2009

Mędrzec z Odbytu Niewiedzy

Odradzająca się lewica, wybudza z letargu kolejnych uśpionych intelektualistów. W bólach budzi się myśliciel na miarę ugrupowania, które reprezentuje. Wiadomo, że przedstawiciel klasycznej lewicy nie może być zbyt mądry, ani zbyt inteligentny, bo to zaprzeczało by jego lumpen-proletariackim korzeniom oraz prostym i siermiężnym poglądom, ale ten o którym piszę jest wypisz-wymaluj modelowy.

To Waldemar Zboralski.
Lewicowy pederasta, emigrant, posiadacz męża i dyplomowany pielęgniarz oraz były kandydat do sejmu RP z ramienia (?) lewicy.

Zboralski dał się poznać jako pierwszy pederasta, który pojechał do Anglii aby wziąć państwowe pozwolenie na posiadanie kochanka, czy inaczej na legalne wkładanie sobie wzajemnie przyrodzenia w odbyt w majestacie prawa.
Oni (pederaści) mówią na to ślub i są strasznie przy tym poważni.
Taki się mądry od tego wkładania Zboralski zrobił, że jako pełny europejczyk całą gębą i odbytem, rady raczy dawać i autorytatywnie się wypowiadać w wielu kwestiach.

Dziś Onet.pl raczy internautów materiałem z lewicowego „Przeglądu” pt. „Nie poleciałam z Rokitą”. Są to spisane wynurzenia jakiejś Pani doktor, która strasznie przejęła się tym, że Jan Maria Rokita zażądał od Lufthansy odszkodowania w wysokości 300 tys. euro i postanowiła jak na spowiedzi „Przeglądowi” wszystko opowiedzieć.
Może kobicina liczyła na jakieś „ochłapy” od Lufthansy z w/w sumy, za przedstawienie wygodnej dla nich prawdy? Nie wiem. Nie byłem, nie widziałem.

Nie to jednak jest ciekawe.
Ciekawe jest to, że ni stąd, ni zowąd na końcu materiału, oddzielony trzema gwiazdkami jest komentarz Zboralskiego (jako integralna część przedruku z „Przeglądu”).
Co cholerę? Najwyraźniej autor artykułu (nawiasem mówiąc strasznego bełkotu) Leszek Konarski zapragnął swój materiał poprzeć jakimś autorytetem. Nie wiem tylko, czy językowym (sprawa dotyczy słów wypowiedzianych w języku angielskim przez Rokitę do stewardesy) czy może moralnym (naganność w ogóle odzywania się do stewardesy).

W każdym razie Zboralski jako wykształcony europejczyk pełnym odbytem, niemiłosiernie ruga Rokitę za używanie złych zwrotów anglojęzycznych i naśmiewa się z jego nieznajomości języków obcych. Ładnie to i naukowo gdy osoba ze wszech miar wykształcona piętnuje nieuctwo. Lecz gdy nieuk zarzuca komuś braki w wykształceniu, staje się sam pośmiewiskiem.

„Pan Rokita po angielsku powiedział "what do you do?" - co nie znaczy ABSOLUTNIE nic innego, jak tylko - co ty robisz zawodowo?...." instruuje nas znawca języka angielskiego Zboralski, gdy tymczasem sam o sobie (strona kandydata do sejmu) pisze: „Znajomość języków obcych: - biegła w mowie i piśmie: j. niemiecki (egzamin państwowy), - dobra w mowie i piśmie: j. angielski, - słaba: j. rosyjski.” Oznacza to, że kwestia sporna dotycząca powyższego zwrotu, który nie jest do końca jasny (zważywszy na kontekst wypowiedzi) pozostaje otwarta, bo Zboralski angielski zna na poziomie „ja mieć, ty móc...” (to oznacza w CV okreslenie- dobry), a sprawę rozpatrują zatrudnieni przez prokuraturę językoznawcy .

Na cymbała, w oczach internautów wychodzi oczywiście Waldemar Zboralski, który na dodatek nie jest w stanie skreślić nawet kilku słów w języku polskim. Błędy stylistyczne, myślowe. Brakuje tylko ortografów i lewicowiec całą gębą (odbytem).

Na super-bałwana w oczach internautów również wychodzi Zboralski, gdyż nie zauważył, że Polska już od jakiegoś czasu należy do UE i pisze: „(...) na niekorzyść pana Rokity: bo mało, że nie zna żadnego języka europejskiego poprawnie...” itd. itp.

Otóż Rokita zna europejski język. Zna język polski, w odróżnieniu od przeglądowego jurora, któremu prawdopodobnie na skutek zmęczenia odbytu w głowie się nieco pomieszało.

czwartek, 19 marca 2009

„MISiak” już niebawem na naszych ekranach!

Nowa polska komedia już niebawem w kinach oraz na DVD.

Zaniepokojony spadającym zaufaniem do władz, zarząd Obywatelskiej Platformy Filmowej - Platfilm postanowił osławioną już wpadkę z senatorem Misiakiem przekuć w żart i dobrą zabawę.
Scenariusz nowej polskiej komedii pt. „MISiak” własnoręcznie skreślił znany scenarzysta i humanista Cezary Chlebowski.
Film wyreżyserował ceniony i lubiany mistrz kina humoru Donald Tusk, a w tytułowe role wcielili się popularni artyści : Stefan Niesiołwoski, Grzegorz Schetyna oraz Jansz Palikot.

Życzymy dobrej zabawy.

Miło nam poinformować, że trwają już zdjęcia do remake’u słynnego dzieła Jamesa Whale’a „Narzeczona Frankensteina”. Nasz sztandarowy reżyser Donald Tusk przeniósł akcję filmu do Kataru i Arabii Saudyjskiej a w tytułowej roli obsadził debiutującą na ekranie Ewę Mandzioł (spolszczona wersja nazwiska Mandziou).
Film nosi tytuł „Narzeczona Misiaka” i wejdzie na nasze ekrany już niebawem.

(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)


środa, 18 marca 2009

Władza wychodzi na miasto z dobrym plakatem.

Z ostatniej chwili...

W celu poprawy swojego nieco nadszarpniętego wizerunku, rząd nasz wypuścił na rynek serię plakatów mających na celu podniesienie ducha w narodzie oraz przybliżenie co bardziej prominentnych ministrów i działaczy partyjnych.

Z uwagi na brak doraźnych pomysłów ze strony specjalistów od PR-u w PO (niestety dzielni ci ludzie pracują dniami i nocami już od prawie półtora roku i „robią bokami”) do celów propagandowych wykorzystano stare, dobre i sprawdzone plakaty z miłego dla władzy okresu PRL. Dostosowano tylko postaci prominentnych polityków do istniejących już rysunków.

Pierwsza seria pojawi się na ulicach polskich miast już w przyszłym miesiącu.


(DUPO – Dział Usług Propagandy Obywatelskiej)



















































































































wtorek, 17 marca 2009

W Unii rodzi się nowa, świecka tradycja

Głupota sięgnęła zenitu, choć w przypadku włodarzy UE nic nie jest skończone i ostateczne. Po prostowaniu bananów, czy też innych spektakularnych działaniach mających na celu zidiocenia obyczajów i ośmieszenia instytucji unijnych, grupa czołowych przygłupów europejskich wymyśliła zakaz stosowania zwrotów „Pani” i „Pan”.

Zapewne jakiś europederasta poczuł niepewność płciowej tożsamości i targany wątpliwościami namówił pozostałych europederastów do uchwalenia takiego przepisu.
Ów osobnik poszedł teraz krok dalej i po skutecznej próbie zatarcia różnic między macicą a odbytem, jest na dobrej drodze do zatarcia kolejnych różnic.
Dla mnie prywatnie niech nawet współżyje z własną pralką i mówi do niej czule, nie używając seksistowskich terminów. Niech mają nawet małe praleczki i niech im się wiedzie na wszystkich programach, i eko, i bio....
Niech.... tylko z dala od ludzi normalnych!

Jak podają media zwroty „Pani” i „Pan” są zbyt seksistowskie.
A jakie mają być? Skoro normalni ludzie dzielą się na kobiety oraz mężczyzn (pomijam grupę europrzygłupów, która nie dzieli się w ogóle) w skutek odmienności płci są rozróżniani.
Przez wszystkie lata historii naszej części europy, zwroty „Pani”, „Panna”. „Panienka”, „Pan”’ „Kawaler” - funkcjonowały w najlepsze a zwracanie się w ten sposób do kogoś stanowiło wyraz szacunku i dobrego wychowania. Oczywiście nastąpiło niegdyś odstępstwo od tej reguły. Towarzysz Lenin i reszta postanowili zlikwidować „Państwo” i sobie wzajemnie „towarzyszyć”.

Komuniści widzieli się podwójni, toteż mówili do siebie per „Wy” i likwidowali różnice miedzy płciami poprzez wsadzanie kobiet na traktory. Na szczęście nie wsadzano mężczyzn do sal porodowych, ale to tylko zasługa Pana Boga (w którego na przekór nie wierzyli), że przywileju rodzenia dzieci mężczyznom nie dał. Tak więc z radzieckim związku, mimo rewolucyjnych obyczajowych zapędów dalej mężczyźni płodzili dzieci, a kobiety je rodziły.
Stąd też byli „towarzysze” oraz „towarzyszki” dla odróżnienia ról w społeczeństwie.

Inaczej ma się sprawa z sowiecką Europą. Zapewne już niebawem nauka pozwoli na rodzenie dzieci przez zmutowanych „bezpłciowców” – dawniej mężczyzn i płodzących je „bezpłciowców” zwanych dawniej kobietami. Co to zmieni? Nic. I tak ktoś musi płodzić, i tak ktoś rodzić.

Znając jednak pomysłowość europrzygłupów nie jest to efekt finalny. Likwidowanie przejawów seksistości (jak mawiają) doprowadzi do wygenerowania „komunoida przyszlości”, osobnika obupłciowego i jednocześnie bezpłciowego.
Taki self-service. Sam sobie zapłodni, sam urodzi.
Do siebie zwracać się będą owe wybryki natury, per „Ono”.
Niech Ono mi poda... czy Ono zechce mi pokazać....a list zaczynać się będzie od słów „Szanowne Ono...”.
A może już dziś nazywać niektórych „rewolucjonistów europejskich” „Ono”.
Na przykład: Ono-Shulz, Ono-Cohn-Bendit czy Ono-Siwiec.

Śmieszne to wszystko ale i straszne. Nie przypuszczam, że inicjatorzy akcji zakazu stosowania „seksistowskich” zwrotów, w czasie swoich obrad uczynili użytek z mózgu. Nikt normalny nawet nie wpadł by na taki pomysł. Co ma to na celu?
Czy również kobietom zakaże się noszenia spódnic, odkrywania kolan, zakładania staników, czy malowania się, a mężczyznom dbania o wysportowaną sylwetkę, używania wody po goleniu i odkrywania owłosionej klatki piersiowej? To może też wydać się seksistowskie.

Z europrzygłupami jest trochę tak jak z erotomanami. Wszystko im się z seksem kojarzy.

P.S.
Od razu przychodzi mi na myśl taki stary dowcip.
Przychodzi facet do doktora.
„Panie doktorze, ja chyba jestem zboczony. Wszystko mi się z seksem kojarzy”
„Eeee tam – mówi doktor i rysuje na kartce kółko – „Co to jest?”
„ Cycki” – odpowiada pacjent.
„A teraz...?.” – mówi doktor i rysuje kwadrat.
„Pupa” – wali pacjent.
„A teraz...” – nie poddaje się doktor i rysuje trójkąt.
„Cipka” – odpowiada dalej pacjent.
„Oooo Panie, to Pan musi być naprawdę zboczony... – zaczyna doktor
„Ja? Ja zboczony? A kto mi narysował te wszystkie świństwa? – przerywa pacjent.

O kurczątko pieczone, czy to nie Shulz, Bendit albo Siwiec byli u tego doktora?



















... albo tak:

sobota, 14 marca 2009

Z cyklu: „Odgrzewane kotlety”...(2)

.
Na wzór i podobieństwo Twoje.

Sojusz sił postępowych, sukcesywnie się zaciska.
Po obyczajowym i politycznym porozumieniu, przyszedł czas na drobne ale bijące sympatią przejawy demonstracji wzajemnej miłości czołowych polityków sympatyzujących partii.