czwartek, 9 czerwca 2011

Jeden-dwa-trzy – sprintem po njusach (2)

Świadkowie... Tuska

Platforma chce w połowie czerwca ruszyć z akcją odwiedzin minimum pół miliona mieszkań w całej Polsce – wynika z wewnętrznej instrukcji, do której dotarła "Rzeczpospolita"

Ta informacja obiegła dziś internetowe portale.

Działacze Platformy Obywatelskiej niczym Świadkowie Jehowy mają grzecznie, acz stanowczo przekonywać do swoich racji i poszerzać grono własnych zwolenników.

Zaskakujący pomysł, zaskakujący termin. Połowa czerwca, to dla większości Polaków okres urlopowy i wypoczynkowy. Po co zatem ludzie Tuska zamierzają domokrążyć po pustych osiedlach?

Na wszelki wypadek zabezpieczmy dobrze mieszkania przed wyjazdem na urlopy i poprośmy sąsiadów o lekki dozór. Czort nie śpi. Czort będzie łaził po mieszkaniach.

Optymista

Radosław Sikorski, pracujący obecnie u Donalda Tuska na etacie ministra odkrył, że na PiS głosują ponuracy, a optymiści wspierają PO. Tako rzekł w TOK FM.

Faktycznie powodów do optymizmu mamy co nie miara.

Autostrady budowane przez Chińczyków, stadiony na Euro, kolej państwowa, zadłużenie państwa, rosnące bezrobocie....

A wszystko to dzięki PO wspieranej przez optymistów.

Każdy, nawet urzędnik państwowy ma prawo mieć w tej kwestii własne zdanie.

Ważne jednak, aby mówił „do rzeczy” i „na temat”.

Być może Sikorski z kolegami prezentuje platformianą odmianę tegoż optymizmu, według której optymista to też pesymista, tyle że po seansie u Premiera.

Wałęsa leży

Lech Wałęsa trafił do szpitala. Podobno uskarżał się na „dolegliwości żołądkowe, które powodowały dyskomfort w pracy” (cytat za Gulczyńskim).

Można sobie tylko wyobrazić, że przysłowiowa sr...ka nie daje po prostu siedzieć przed komputerem, a zmusza do siedzenia gdzie indziej.

Fakt, nie ma to jak praca w komforcie, więc Wałęsa położył się w szpitalu i leży.

Czy mamy do czynienia z tajemniczym wirusem, nie wiadomo.

Dolegliwości żołądkowe to paskudna sprawa. Męcząca, śmierdząca i trzeba się sporo nabiegać.

Jako jeden z pierwszych, w szpitalu odwiedził Wielkiego Elektryka przyjaciel Jerzy Borowczak, który zaraz po wyjściu oświadczył: „Lech Wałęsa nawet jak jest chory to pracuje, dokumentuje swój dzień, robi zdjęcia i umieszcza na swojej stronie internetowej (...)”

Panie Prezydencie – więcej taktu .... i smaku.

sobota, 4 czerwca 2011

Dragan Mihajlo Sotirović (1913-1987)

Piątego czerwca (według innych źródeł 6.VI) mijają 24 lata od śmierci człowieka wyjątkowego. Wyjątkowego i niepowtarzalnego, jak jego życie i historia.
Człowieka bohaterskiego i niezłomnego, odważnego i prawego.

Dragan Mihajlo Sotirović
Ps. Draża, X, Michał (ur. 5 maja 1913) – serbski czetnik, kapitan armii jugosłowiańskiej, Serb wyznania prawosławnego, dowódca polskiego oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy.
Od 1934 służył w armii jugosłowiańskiej. W 1940 studiował na Wyższej Szkole Wojennej. W stopniu kapitana w 1940 walczył z Niemcami.
Do 1942 był drugim szefem sztabu oraz adiutantem gen. Dragoljuba Mihajlowicia. Został wzięty do niewoli w Jugosławii, przebywał wraz z innymi oficerami jugosłowiańskimi w obozie jenieckim nr 325 w Rawie Ruskiej, a później w Stryju.
Symulując chorobę (zapalenie wyrostka robaczkowego), został przeniesiony do szpitala, z którego uciekł 13 stycznia 1944. Skontaktował się z polskim ruchem oporu, który tymczasowo skierował go na przechowanie do Zubrzy pod Lwowem.
Po sprawdzeniu tożsamości (jego brat był pracownikiem ambasady jugosłowiańskiej w Londynie), został skierowany pod koniec marca do tworzonych właśnie oddziałów leśnych Okręgu Lwów AK. Został zastępcą dowódcy 14 pułku ułanów – por. Andrzeja Chołoniewskiego ("Korczak", "Ładyga").

Brał udział w pacyfikacji ukraińskiej wsi oraz likwidacji kwatery UPA we wsi Szołomyja. Dowodził oddziałami 14 pułku podczas wyzwalania Lwowa w czasie akcji Burza – atakując główną linię obrony niemieckiej na wschód od miasta. Za zasługi w czasie akcji został odznaczony 27 lipca 1944 przez gen. Władysława Filipkowskiego orderem Virtuti Militari.

31 lipca 1944 został aresztowany przez NKWD, zbiegł wraz z innymi oficerami Okręgu Lwów AK. Dowodzone przez niego oddziały w sierpniu 1944 wycofały się na lewy brzeg Sanu, wchodząc w skład Zgrupowania Warta, w którym "Draża" objął dowództwo kompanii D-14 w batalionie D. Jedna z jego kwater mieściła się w Lalinie. 5 marca 1945 został przypadkowo aresztowany przez NKWD pod Dynowem.
W czasie próby ucieczki wyskoczył z drugiego piętra łamiąc kości stopy. Nierozpoznany (podawał się za oficera francuskiego nazwiskiem Jacques Roman, powracającego z obozu w Odessie), został odwieziony do szpitala w Rzeszowie, skąd został uwolniony przez organizację "NIE".

Na przełomie kwietnia i maja 1945 dołączył ponownie do oddziału.
Jego oddział współdziałał z SOO NSZ, której dowódcą był Antoni Żubryd oraz lokalną Samoobroną antyukraińską z Grabówki, której dowódcą był Mieczysław Bielec ps. "Bystry".
Jego oddział brał udział w walkach z UPA, a on sam doprowadził 29 maja 1945 do podpisania w Siedliskach zawieszenia broni pomiędzy UPA i polskimi oddziałami partyzanckimi, uznającego Sowietów za wspólnego wroga. Do zawarcia formalnego, trwałego porozumienia jednak nie doszło, ale zmniejszyło ono cierpienia polskiej i ukraińskiej ludności cywilnej.

W czasie służby w AK został awansowany do stopnia majora.
Ostatnią akcją jego oddziału był atak 25 czerwca na tabory sowieckie koło Domaradza.
Ukrywał się na Dolnym Śląsku, zastał nawet prezydentem miasta Marklissa ob. Leśna. W jego biurze pracowały łączniczki natomiast Józef Szajda "Belabes" był komendantem milicji w tym mieście. W czasie transportów UNRRA i przesiedlania Niemców, wykorzystując okazję, załadował swoich ludzi do pociągu i wyjechał na Zachód do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech, a następnie do Francji. Zamieszkał w Monaco, gdzie żył na emigracji pod zmienionym nazwiskiem Jacques Roman. Zmarł nagle podczas corocznej pielgrzymki na górę Athos.

(życiorys Dragana Mihajlo Sotirovica – za Wikipedią)

Warto wspomnieć, że kilka dni później – 8. Czerwca mija rocznica 64 śmierci innego Czetnika - Jezdimira Dangica, zamordowanego przez komunistycznych partyzantów Tito.
Jezdimir Dangić był bośniackim Serbem, dowódcą czetnickim w Bośni. Dosłużył się stopnia majora. Brał udział w walkach z hitlerowcami, komunistami oraz chorwackimi Ustaszami. Schwytany przez Niemców 11. Kwietnia 1942 roku we wsi Rogatnica, został przetransportowany do obozu w Generalnej Guberni. W połowie 1944 roku, udało mu się zbiec z niewoli i dołączyć do polskiego ruchu oporu.
Dangić wziął udział w Powstaniu Warszawskim, podczas którego wsławił się wielką odwagą i poświęceniem.
Z powstania wyszedł wraz z resztą niedobitków, lecz niestety został schwytany przez wojska sowieckie. W więzieniu w Moskwie przesiedział dwa lata, aż w 1947 roku przekazano go władzom komunistycznym w Jugosławii. W tym samym roku odbył się w Sarajewie sfingowany proces Dangica, podczas którego skazano go na karę śmierci.
Wyrok wykonano 8. Czerwca 1947 roku.

czwartek, 2 czerwca 2011

Figurski, czyli marzenia małego zera, by stać się dużym zerem.

Jak najlepiej zaistnieć w mediach?
Czasy się zmieniają, a więc i sposoby oraz metody kreowania celebrytów też.
W czasach, gdy inteligencja i mądrość naznaczały osobę popularną i lubianą, nie było z tym problemów.
Dziś również problemów właściwie nie ma, choć sposobem by zaistnieć w mediach dla wielu pozostaje zwykła głupota.
Trudno się dziwić, skoro za autorytety moralne służą kombinatorzy, nawróceni alkoholicy czy też zwykli kapusie.
Kogo zatem są w stanie zafascynować swoją postawą?
Rzecz jasna tylko idiotę.

I o tym dzisiejszy wpis traktować będzie.
Michał Figurski, syn komunistycznych oberżyświatów, rzucanych na placówki w bratnich socjalistycznych krajach, urodził się w Moskwie, choć właściwie mógł np. mógł w Sofii, Hanoi, Bukareszcie...
Rodzice mimo natłoku zajęć propagandowo-ideologicznych i niezliczonych wojaży, zadbali, by syn przyszedł jednak na świat w centrum światowego imperium myśli Włodzimierza Lenina.
Państwo, w właściwie towarzyszowstwo Figurscy, jako młodzi stażem Polacy, starali się z syna ulepić coś na wzór Lechity, stąd zapewne staropolskie imię Michał, które mu nadano. Nie żaden Hersz, Icchaak, Jakub....

Rósł sobie Michaś zdrowo i niczym botwinka przeradzał się w dorodnego buraka.
W okresie jego dorastanie, los zwany komitetem centralnym PZPR rzucił rodzinę Figurskich do Libanu. Tam Michał mógł poznać zwyczaje i naturę swoich rodaków, którzy w tym okresie nadzwyczaj często i skutecznie podsyłali do Libanu rakiety i różnego rodzaju bomby likwidując w ten sposób zagrożenie dla własnego państwa w postaci zabijanych libańskich dzieci i kobiet.

Niestety sielanka skończyła się wraz z powrotem rodziny Figurów (czy jak kto woli Figurskich) do kraju. Michaś wraz z rodzicami wpadł w zwykłe, szare życie peerelowskie usłane „niemazmem” (czyli tego nie ma, tego nie ma...).
Przekonywany przez otoczenie, że wiedzę, mądrość i pozycje zdobędzie wraz ze stosownym wykształceniem, Michałek począł studiować dziennikarstwo.
Na wybór kierunku studiów wpłynęła zapewne wizja wygodnego życia zaczerpnięta z historii żywota rodziców.

Nie ukończył jednak Michałek studiów, gdyż zafascynowało go radio i pochłonęło bez reszty.
Od tej pory jako niewykształcony dziennikarski substytut z różnym powodzeniem udziela się w stacjach radiowych i robi za tzw. „małpę”.
Praca polega na szokowaniu i wymyślaniu prymitywnych grepsów w oparciu o chamstwo i wulgaryzmy. W tym dziele dzielnie wspiera go inny jego „rodak” Jakub Wojewódzki, z którym się Figurski mentalnie i intelektualnie zwąchał.

W związku tym Figurski „robi” za tak zwanego „Maternę” (ten od Manna, mniej rozgarnięty).
Intelektualny i wyrafinowany dowcip prezentowany przez duet FiW sprowadza się do bezczelnych, durnych ataków na wszystko co Polskie i nie pedalsko-europejskie.
Nie rzadko zahacza też o niewybredne nabijanie się z osób zmarłych i ich rodzin.

Nie sądzę, aby wszystko to było spowodowane przemyślanym działaniem, gdyż akurat nic co posiada związek z myśleniem, w odniesieniu do osoby Figurskiego nie ma zastosowania.
Prymitywizm dziennikarski Figurskiego ma swoje podłoże w intelektualnym narcyzmie i chęci szokowania.
Zachowania takie znane były do tej pory głównie wśród małp człekokształtnych, na których choćby w warszawskim ZOO przeprowadzano stosowne badania.
Nabijał się już małpi-intelektualista z klubu Widzew Łódź nazywając go „Żydzewem”, obrażał prezydenta kraju, obdarzał wulgaryzmami słuchaczy...

Niedawno Michał Figurski znów popisał się szydząc z Marty Kaczyńskiej w sposób urągający podstawowym zasadom znanym ludziom cywilizowanym. Nic dodać, nic ująć.
Zastanawiam się co jeszcze wymyśli Figurski, aby znów zaszokować słuchaczy i wiernych fanów?
Teraz, gdy podniósł tak wysoko poprzeczkę, musi to być coś ekstra.
Biorąc pod uwagę całkowity brak zasad i hamulców, czy nie może być to np:
1. Publiczny gwałt na własnej córce, małoletniej Sonii
2. Wystawienie własnej żony na trasie Warszawa-Białystok w celach zarobkowych
3. Wzajemnie onanizowanie się z KW w trakcie audycji radiowej
4. Seksualne obcowanie z własnym ojcem

To tylko propozycje z gatunku tych, zwanych w jego środowisku „soft”.
Przekonany jestem, że Michał Figurski, jak to on i tak wymyśli coś bardziej „hard”

środa, 1 czerwca 2011

MrTusk - Dopalacz

Drugi odcinek lubianego serialu Mr Tusk.
Dziś wesoły fajtłapa Donald próbuje wypić dopalacz, który udało mu się podebrać młodemu człowiekowi.

Jeden-dwa-trzy – sprintem po njusach

Za naciski na „zbity pysk”.

Jak podaje Wprost, a za nim Onet.pl, Donald Tusk „zrugał” ministra Millera za to, że policja w Białymstoku ukarała kibiców Jagiellonii za użycie słowa „matoł” w stosunku do jego nieskromnej, premierowskiej osoby.
Musiał zdenerwować się Donald Tusk niemiłosiernie, bo to znany obrońca swobód obywatelskich i wolności słowa.
Sprawa jak wydaje się, jest rozwojowa i traktowana z najwyższą powagą, o czym świadczyć mogą zdecydowane działania premiera w celu ustalenia, kto i w jaki sposób wpływał na funkcjonariuszy policji. Miller dostał polecenie: ustalić, zlokalizować, zatrzymać i doprowadzić przed oblicze premiera. Finał będzie okrutny - Tusk wyrzuci tegoż samowolcę na zbity pysk.
Przy odrobinie zaangażowania i uczciwości ministra Millera, możemy w najbliższym czasie osiągnąć cel, który przyświeca Solidarnym 2010 przed pałacem namiestnikowskim.
Za jednym zamachem, bez walki pozbędziemy się Tuska i Arabskiego. Oczywiście o ile premier dotrzyma słowa.

Z lisiej nory

U Tomasza Lisa zrobiło się plebejsko. Zasada zapraszania ludzi mądrych i wykształconych do poważnych programów publicystycznych legła w gruzach. Wczoraj w programie o dumnie brzmiącej nazwie „Co z tą Polską” wystąpili Materna i Wojewódzki. W przypadku pierwszego zaproszonego można zastosować stwierdzenie, że dziennikarstwo Lisa zeszło do poziomu knajpy, a tego drugiego, że do poziomu latryny.
Obaj panowie bawili się świetnie. Gospodarz również. Mniej dobrze bawił się poseł Girzyński, którego celowo zaproszono jako jedynego oponenta, by opozycyjny głos nie zakłócił wielkiego show Materny i Wojewódzkiego.
Jak wiadomo, już niebawem, za nasze pieniądze tuskowa władza zorganizuje ogromną imprezę w celu pokazania się, w przeddzień polskiej prezydencji w UE. Taki bal na Titaniku, kilka miesięcy przed bankructwem naszego państwa.
Jubel wyreżyserują oraz grube miliony skasują właśnie Materna i Wojewódzki.
Zasada, że „wykształcenie nie gra roli” staje się główną zasadą obecnej władzy. Po licealiście Bartoszewskim, któremu tylko dla zaspokojenia jego kompleksów, władza „profesoruje” i nadaje zaszczyty, teraz dwóch kolejnych zdolnych absolwentów szkoły średniej otrzymuje pracę wymagającą wykształcenia kierunkowego i wiedzy.
Czy nudne już jak flaki z olejem, ponad trzydziestoletnie „dogadywanie” Wojciechowi Mannowi wystarcza aby zostać reżyserem ogromnego show?
Czy wtykanie polskiej flagi w psie odchody i wyśpiewywanie o „Żydzewie” to jedyny pomysł Wojewódzkiego na dobrą zabawę?
Co z tą Polską?
Po ostatnim programie Lisa śmiało można powiedzieć – niestety g...no!


Dawny „pożyteczny idiota” już nie jest pożyteczny

Ulubieniec “GW”, wielki demokrata z zafajdaną przeszłością Leszek Miller broni własnej skóry oraz więzień CIA w Polsce. Stwierdził, że pisanie o przetrzymywaniu w Polsce bandytów z al-Kaidy to zapraszanie do naszego kraju terrorystów.
Może to racja, jednak jakoś nie mogę wyobrazić sobie współdziałania piszącej o tym “GW” z Al-kaidą, bo to jakoś jest ideologiczne sprzeczne i nacjonalnie mało poprawne.
Chyba, że redakcja „GW” w sposób bezmyślny, spontaniczny i nieświadomy nawiązała współpracę z Al-Kaidą. Jeżeli bezmyślnie to do „GW” podobne.

Polityk Miller użył, jako podsumowanie swojego wywodu bardzo właściwego w wymowie porównania relacji między Al-Kaidą a „GW” oraz relacji Lenina i „pożytecznych idiotów”.
(chodzi o różnych pisarzy, dziennikarzy, intelektualistów, którzy pisali ciepło o rewolucji bolszewickiej, w interesie tej rewolucji).
Co jak co, ale na Leninie to się Miller zna, jak mało kto.
Nie sięgając daleko w pamięć, śmiało można powiedzieć, że takim to pożytecznym idiotą był też niegdyś towarzysz Leszek Miller, członek zbudowanej na fundamencie leninowsko-marksistowskim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Członek Komitetu Centralnego tejże.
Lata lecą, czasy i ustroje się zmieniają, toteż ranga Millera w polityce dziś zmalała.
Niestety już nie jest pożytecznym, ale coś z w/w określenia mu jeszcze pozostało.

sobota, 28 maja 2011

Gazeta Wizytowa specjalnie dla Obamy!

Z okazji wizyty Baracka Obamy w Polsce na rynku pojawiło się specjalne wydawnictwo poświęcone temu doniosłemu wydarzeniu.
Zachęcamy do lektury