niedziela, 10 kwietnia 2011

PAP (Pieprzyć Aby Pieprzyć)

Niezmiernie miło jest przeczytać relacje z wydarzeń, w który osobiście brało się udział. Szczególnie gdy te relacje przeprowadzane są przez znaną „firmę na rynku” jaką jest PAP.

Niestety, dzisiejszemu PAPowi bliżej jest jednak do znanej z historii agencji Polpress, założonej w 1944 roku w Moskwie przez Związek Patriotów Polskich.
Widzą czego nie ma, a nie widzą co jest.
Taka to komunistyczna choroba.

Mimo całej powagi sytuacji rozbawiło mnie szczególnie relacjonowanie przez podpisującego się „POg” – spotkania pod „Pałacem Namiestnikowskim” (a nie jak pisze niedouk z PAP – Prezydenckim).
Próbka: - Najwięcej osób zebrało się przed Pałacem w chwili, gdy po godz. 16.00 dotarli tam przedstawiciele "Ruchu społecznego im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego", z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim na czele. Po jego przemówieniu, tłum zaczął się przerzedzać, część osób wyruszyła na Pl. Zamkowy, gdzie odbył się koncert pamięci ofiar katastrofy. (...) Zgromadzeni skandowali m.in. "Jarosław, Jarosław", "Wolna Polska", "Lech Kaczyński". Po przemówieniu prezesa PiS, odśpiewali hymn; wcześniej odmówili modlitwę za ofiary katastrofy.
Ładne i rzeczowe.
Tylko, że „POg” najzwyklej bredzi.
Po godzinie 16.00 tłum słuchał muzyki i oczekiwał na przybycie Premiera Kaczyńskiego, który dotarł dopiero o ok. 17.15-17.20.
Również to co zdarzyło się po wystąpieniu prezesa Kaczyńskiego odbiega od zdarzeń przed Pałacem. Otóż nieuk-fantasta z PAP słyszał modlitwę za ofiary, której... nie było.

Albo „dziennikarz” z PAP siedział w domu i przy piwie skrobał tekst do serwisu PAPowskiego na podstawie dostarczonego mu „Programu Obchodów Rocznicy”, albo najzwyklej w „Przekąskach-Zakąskach” ubolewając nad swoją miernością, zalał z rozpaczy pałę i stąd te głupoty.

Przypomnę tylko niewtajemniczonym, za ukochaną przez Prezydenta Bul-Komorowskiego Wikipedią, co następuje: „Polska Agencja Prasowa Spółka Akcyjna – publiczna agencja prasowa, jedyna państwowa agencja informacyjna w Polsce. Zgodnie ze statutem do jej zadań należy uzyskiwanie i przekazywanie odbiorcom rzetelnych, obiektywnych i wszechstronnych informacji z kraju i z zagranicy”.

Po takich „rzetelnych, obiektywnych i wszechstronnych informacjach” owego POg-a, należy poddać weryfikacji jego dotychczasowe pisanie, a mieć na uwadze przyszłe. O ile oczywiście takowe będą, bo przyzwoity szef PAP, na zbity pysk, by oszusta, który kradnie publiczne pieniądze czyli wyłudza „wierszówkę” - wywalił.

Jako tylko dodatek uwaga, że ów (nie zawaham się napisać) niedouk nie wie również, że gdy dokonuje się skrótów wypowiedzi, należy tekst pisany wzbogacić stosownym oznaczeniem „(...)”
To tylko jeden przykład (znów cytowana wypowiedź Premiera Kaczyńskiego): - Polacy dobrze wiedzą, co zdarzyło się 70 lat temu w Katyniu, Miednoje. Kropka, to wszystko.
W oryginale wypowiedzi, Premier Kaczyński dodał również – „... w Charkowie i Twerze”, ale „Pulitzer” nie dosłyszał, albo nie uważał dodać tego za stosowne.
Jakaś rodzina prezesa Paciorkowskiego z PAP? Absolwent kursów dziennikarstwa im. Adama Michnika?

P.S. Ciekawostka jak „obchodzi” rocznicę Tragedii Smoleńskiej na swoich stronach portal Onet.pl
A gdzie informacje o reżimowych uroczystościach?
Gdzie Bul-Komorowski i jego Dziadzia?
Gdzie Donald Ryży a Wspaniały?
Gdzie balety i epokowe „światło-dzwięki” w Teatrze Narodowym?
Gdzie Schetyna And Psychiatrics z wieńcem na Powązkach?
Gdzie „zależne” (bo te pod Pałacem, to wg. PAPu „niezależne”) obchody?
Zapomnieli o nich, czy tylko były one ..... warte?

czwartek, 7 kwietnia 2011

Występ Thomasa Tomczykiewicza

Pan Poseł Thomas Tomczykiewicz w Schlessońskiej TV odcina się od ogólnie odcinanych tematów i promuje nowy szlagier nawiązujący do patriotycznej roli Ruchu Autonomii Gorzelika. --

niedziela, 3 kwietnia 2011

Wal się ubeku w brudnych dżinsach.

Znany z tego, że jest znany, uczeń pilny Adama Michnika – Meller Marcin obraził się na prezesa Kaczyńskiego, ze ten mówił coś mało popularnego o manupulacji Ślązakami.

Nie bardzo Meller zrozumiał wypowiedź prezesa Kaczyńskiego, a właściwie nic nie zrozumiał z wybranego fragmentu raportu opracowanego przez szefa PiS, ale na wszelki wypadek strzelił focha.

Bo Meller ma żonę. Na dodatek żona ta pochodzi ze Śląska i pewnie chce deklarować w czasie spisu powszechnego narodowość śląską, co według tego, co zrozumiał (a raczej nie zrozumiał) Meller - jest nieładnie.
Teraz aby było ładnie, sam Meller na znak solidarności z małżonką też napisze, ze jest narodowości śląskiej i już dziś kazał na „fejsfuku” czy innym „fejsbuku” – „walić się skinom w garniturach”.

Skini w garniturach pewnie pójdą się „walić”, Meller będzie dowartościowany w ramach własnej mózgowej pustki, żona jego poczuje dotyk ochronnego ramienia odważnego męża Marcina a tradycji stanie się zadość.

Bo Meller już tak ma, że lubi się raz na miesiąc obrazić na kogoś.
Tak się chłopina wylansował na fochach, że tylko spytać kto będzie następną ofiarą.
Ledwo co skończył obrażać się na Tuska z kompanią i publicznie wywalił premierowi, że na niego nie zagłosuje a tu bęć... kolej na Kaczyńskiego!

Jedno jest pewne, nie skończy się to jak w przypadku obecnego premiera, czyli jakimś gastronomicznym mityngiem, gdzie na drugim śniadaniu przy bułce z cienko krojoną krakowską suchą nastąpi publiczne posypanie głowy popiołem i pobratanie.

Człowiek poważny, pokroju Jarosława Kaczyńskiego nie nabiera się na takie tanie „łuckie numery” w wykonaniu głodnych „miszczów” jak „cudotwórca z II Irlandii”.
Jak to mówią, lepiej z mądrym pościć, niż z głupim zapychać się kajzerką z kiełbasą.

Brak umiejętności czytania czy też słuchania ze zrozumieniem, zmusza do otwartego napisania Mellerowi, że gdyby Ślązacy, tacy jak choćby wielki patriota Wojciech Korfanty usłyszeli jego plecione bzdury dali by mu w wielką gębę z wielkimi wargami.
Pewnie dostało by się też Gorzelikowi i jego PeOwskim pomagierom.
Za jawne kpienie z polskości i zatracanie tradycji, o którą setki tysięcy ludzi na Śląsku walczyło.
Meller manipuluje, kłamie i nazywa to „straszeniem Niemcami” i porównuje do stanu wojennego czy teżmarca’68.
Halo, czy jest na sali lekarz....


Dziś informacja o idiotycznej wypowiedzi Mellera trzyma się na topie w największych portalach internetowych.
Niestety, Meller osiągnął już w naszych mediach status „Frytki” czy innego tam Maseraka i żyje z pietruszenia trzy po trzy w ramach samolansu.
Należy liczyć się z tym, że np. kolejną ofiarą Mellera będzie szef PSL Pawlak.
Że niby dolewa wody do mleka.
Przyjdzie mu się „walić - skinowi w gumiakach”!


Prawdę powiedziawszy, niech sobie Meller deklaruje co chce. Nawet, że jest Mandżurem, Arabem czy też Ślązakiem pełnej krwi.
Jego sprawa.
Najwyżej będzie z Polsce jednego „rodowitego ślązaka” więcej,... ale za to jednego Żyda mniej!

P.S.
Na ogół jest tak, że do ludzi prymitywnych, pokroju Mellera docierają tylko zwroty, którymi oni sami operują, stąd tytuł powyższego wpisu.
Gdyby Meller nie zrozumiał – ułatwiam: jako wyznawcę idei „michnikowszczyzny” potocznie można nazwać go „ubekiem”, natomiast brudne dżinsy to fakt bez przenośni i aluzji.
„Walić się” nie będę tłumaczył, bo pewnie już to robi.

piątek, 1 kwietnia 2011

środa, 30 marca 2011

Hieny czują krew - zbliża się 10. kwietnia.

Już za niespełna dwa tygodnie pierwsza rocznica śmierci 96 ofiar tragedii pod Smoleńskiem. W szczególny sposób do obchodów przygotowuje się "Gazeta Wyborcza", szykując cykl materiałów szkalujących dobre imię zmarłych oraz produkując plotki i zgodne z rosyjską racją stanu insynuacje na temat Tragedii. Dziś ukazał się pierwszy odcinek, wywiad z pilotem Pietruczukiem (tym od lotu do Gruzji), w którym insynuuje się jakieś (regularne podczas lotu Prezydenta) naciski na załogę. Wybór momentu publikacji raczej nie przypadkowy. Hieny wybiegły na żer...

wtorek, 29 marca 2011

Wszystkie Ryśki to fajne chłopy?

A ja znam jednego Ryśka, który fajny nie jest.
To nawet nie Rysiek, tylko Rychol, bo masą mógł by równać się trzem a nawet czterem zwykłym, normalnym Ryśkom.

Jest to wielce zasłużony dla „polskiej lewicy” Rychol i mimo (tak na oko) 120-140 kg żywej wagi zwinny i gibki jest niczym tchórzofretka czy inna łasica.
I w piłę charatnie i podbiegnie i figury najróżniejsze przed kamerą odstawi. Słowem skrzyżowanie Leszka Blanika z elektrowozem EU07.

Jak wspomniałem już Rychol posiada nieopisane zasługi dla „polskiej lewicy”. Na czerwonych kartach wielkiej księgi polskiego komunizmu, Rychol pierwszy raz zapisał się już w 1978 roku, gdy w wieku 21 lat wstąpił do PZPR.

Data ukończenie studiów prawniczych, zbiegła się z okresem burzy solidarnościowej, natomiast aplikację sądową Rychol odbywał w latach 1981-83 czyli w czasie licznych procesów i sądów kapturowych na działaczach niepodległościowych.
Pewnie utwardziło to wielkiego Rychola.

Za jakieś bliżej dziś niewiadome zasługi dla „lewicy” z PZPR, bohater nasz w 1985 roku wyjechał „na staż” do Zurichu w Szwajcarii. Tylko, rzecz jasna zbiegiem okoliczności, tamże właśnie od 1983 roku przebywał niejaki Piotr Filipczyński vel. Peter Vogel, zwany „kasjerem lewicy”.

W 1987 roku Rychol „poszedł na swoje” czyli otworzył praktykę adwokacką.
Już za „demokracji” Rychol piastował masę ważnych funkcji państwowych, zawsze z nadania dawnych towarzyszy, łącznie z sekretarzowaniem w kancelarii magistra Kwasniewskiego, pracującego jako Prezydent RP.

Szczyt kariery Rychola przypada na okres od 2 maja 2004 do 31 października 2005, kiedy to zatrudniony został na etacie ministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Marka Belki.
Wprawdzie próbował rejterować już w maju 2005 (na skutek doniesie o powiązaniach oficerów KG Policji z mafią) lecz towarzysze odrzucili jego dymisję.

Trwał więc Rychol na stanowisku i zyskał nawet przydomek „Betonowego Rycha”, a nie potrafiły go poruszyć nawet łzy i prośby rodziny Olewinków, która wielokrotnie zwracała się do Rychola o pomoc w uporządkowaniu śledztwa dotyczącego porwania Krzysztofa Olewnika.
Jak mówią Rychol Olewników olał.
Więcej zasług na eksponowanym stanowisku nie zanotował.
Odszedł wraz z czerwoną hałastrą Marka Belki po przegranych wyborach parlamentarnych w 2005 roku.

W grudniu 2007 roku w Rycholu coś tąpnęło i zmiękł nagle oraz skruszał, gdyż poruszył go los wyrzuconej niegdyś (przez kolegów Rychola) z klubu parlamentarnego SLD posłanki Blidy, która raczyła się zastrzelić, by nie odpowiadać za malwersacje w Polskim Towarzystwie Węglowym.
Tak nagle Rychol pokochał wyrzuconą dawną koleżankę, że żyć bez jej postaci nie mógł, toteż został szefem powołanej uchwałą Sejmu z 19 grudnia 2007 - komisji śledczej do zbadania okoliczności śmierci Barbary Blidy.
Funkcjonująca na zasadzie fajnej i wesołej ferajny komisja jest tłem dla oratorskich popisów Rychola, który wreszcie znalazł swoje miejsce w życiu.

Przez zaprzyjaźnionych nazywany „pornogrubasem” i „kartoflem z omastą” Rychol dziś po latach wiernej służby dla „pezetpeerowskiej lewicy” znajduje się niestety na równi pochyłej.
Nowe kierownictwo SLD pod wodzowską ręką Napieralskiego Grzegorza, jakoś nie doceniło zasług Rychola i pozbawiło go miejsca w Zarządzie Krajowym Sojuszu.
Łaska czerwonych na pstrym koniu jeździ – jak mawiają.

Dziś pozostaje Rycholowi tylko prowadzić umoralniające pogawędki i uczyć przykładnego oraz uczciwego życia innych, co czyni np. w cotygodniowym programie TVN „Kawa na Ławę” .
Tam też Rychol wytyka ludzkie słabości, błędy i braki w moralnym wyedukowaniu.
Sam się już najprawdopodobniej moralnie wyedukował, po słynnej sprawie o pomówienie i skazaniu go w procesie karnym (z powództwa Jacka Żalka).

Rzecz jasna Rychol nie poszedł wtedy siedzieć, ani nie poniósł konsekwencji, bowiem ten stróż moralności (u innych), który tak piał z oburzenia odnośnie ułaskawienia Adama S. przez Prezydenta Kaczyńskiego,... sam został rzutem na taśmę ułaskawiony przez swojego było szefa Aleksandra Kwaśniewskiego w listopadzie 2005 roku.
Nie jest fajny ten Rysiek....