wtorek, 3 czerwca 2008

Odechciało jej się!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Jak się nie chce, to gorzej jakby się nie mogło. Takie powiedzenie funkcjonowało kiedyś i miało ukazywać beznbadzieję lenistwa. Lubimy się lenić i mając do wyboru ciężką pracę oraz opowiadanie o niej, większość wybierze to drugie.

Tak też postępuje niekwestionowany „hiperpracuś” w rządzie Donalda Tuska, pani Julia Pitera. Właściwie to o „palmę pierszeństwa” w pozorwaniu pracy może nawet konkurować z Panem Premierem, ale w medialnym show wokół własnej zaharowanej osoby znacznie Go prześciga.
Pan Tusk raczej nie kryje zamiłowania do wypoczynku. Tu pojedzie – tam pojedzie, przymierzy czapkę, przepchnie pociąg, wąchnie grzyba, kopnie piłkę – napracować się, nie napracuje, za to cały czas się uśmiecha. Znaczy się, wypoczynek sprawia mu przyjemność większą niż praca, przy której Go nie widać, a i efektów jej brak.

Minister Julia Pitera to co innego. Ona wkłada mnóstwo pracy w tworzenie pozorów, że ma tej pracy mnóstwo.
Narobiła się kobicina niemało przy raporcie nt. nieprawidłowości w CBA – noce zarywała, nagroziła się palcem różnym politykom, aż ich pot zimny oblewał. O mało całego Centralnego Biura Śledczego nie rozbiła opowiadaniami, co też w tym raporcie strasznego się znajdzie! Samochód nawet jej spalili źli ludzie, wiedząc zapewne, że w bagażniku gromadzi tajne dokumenty i haki na CBA. Nic jednak nie powstrzymało Julii Pitery przed opublikowaniem.... krótkiej notatki służbowej dla Premiera Tuska! Notatki, z której nic nie wynikało, a którą to zapewne Pani Minister rano, w trakcie drogi do pracy tramwajem (samochód jej spalili) na kolanie napisała.
W każdym razie zamiast dymisji szefa CBA, wielki bąk Pani Mister i pochwała za dobrze wykonywaną pracę dla Mariusza Kamińskiego.

Co przeszkodziło Pani Minister w spełnieniu swoich zapowiedzi, nie trudno zgadnąć. O tym na wstępie. Natomiast sama zainteresowana, po nabraniu sporej dawki wody w usta zamilkła. Dopiero po kilku dniach tę wodę przełknęła i raczej do tematu już nie wracała.

Dziś dowiadujemy się, że kolejny raport tworzony z mozołem przez Panią Piterę nie ujrzy światła dziennego. Nie dowiemy się za co płacili kartami kredytowymi ministrowie w poprzednim rządzie i do jakich to nieprawidłowości finansowych się posuwali.

Nie dowiemy się, bo Pani Minister odechciało się chcieć! Podobno, jak sama twierdzi „raport” jest gotowy, lecz jego obraz jest tak żałosny i straszny, że nieludzkim było by komukolwiek go pokazywać. Może się zdarzyć że ów „raport” (zakładając, że takowy w ogóle istnieje) będzie służył jedynie ścisłemu kierownictwu Platformy, w celu straszenia niegrzecznego potomstwa (w miejsce bicia), lub zamiast sztampowych i nędznych dreszczowców na długie jesienne wieczory.
Istnieje jeszcze cień szansy, że koledzy partyjni przekonają Panią minister aby jednak upubliczniła „raport”. W końcu długie miesiące opowiadania o nim w mediach, znów grożenie palcem, straszenie – i nic!?

Myślę jednak, że i tym razem może skończyć się, na kilku kartkach napisanych w czasie tramwajowej podróży do pracy (no może już w nowym samochodzie).

P.S. Krążył kiedyś (jeszcze w PRL) taki oto dowcip:
Przyjeżdża dziennikarz na budowę i widzi, że robotnicy „zasuwają” z pustymi taczkami od jednej strony placu budowy na drugi, w tempie przeokropnym.
Zatrzymuje, więc jednego i pyta: Dlaczego wozicie puste taczki w tę i z powrotem?
A na to robotnik: Bo jest taki zapierdol, że człowiek nie zdąży załadować!

To tak a propos działań Pani Minister.

PANI MINISTER TOCZY!

sobota, 24 maja 2008

„Apel kanapowy”

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Grupa „najwybitniejszych autorytetów” PRL wystąpiła z orężem w obronie Lecha Wałęsy. Moralnie wspierani przez niedobitki „uwolskie”, niczym ostatni obrońcy berlińskiej kwatery głównej w 1945 roku, przeszli do ostatecznego, rozpaczliwego kontrataku.
Wystosowali list - apel w obronie byłego Pana Prezydenta, ponoć oczernianego w powstającej książce historyków Instytutu Pamięci Narodowej Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.
Z podpisów złożonych pod apelem wynika, że społeczna grupa wielbicieli Pana Wałęsy od lat zachowuje liczebny i gatunkowy constans. Kadrowi halabardnicy i przyboczni – Pinior, Skarga, Wajda, Zachwatowicz, zagrożone kolejną kompromitacją środowiska „uwolsko-pezetpeerowskie” kanapowe niedobitki – Bujak, Celiński, Geremek, Kozłowski, Kułakowski, Mazowiecki, Michnik, Modzelewski, Onyszkiewicz i Wujec oraz dyżurny semita PRL Edelman (dla którego wszyscy myślący inaczej to faszyści) i kochająca podpisywać wszelkie petycja (już od czasów epoki wielbionego niegdyś przez nią stalinizmu) Wisława Szymborska.

Nie bez powodów porównałem desperacki krok garstki najbardziej wiernych „wiarusów” pierwszego elektryka III RP, do nielicznej grupki obrońców kwatery ostatniego fuehrera III Rzeszy. Podobnie jak ci sprzed sześćdziesięciu kilku lat dzisiejsi „wojownicy” bronią przegranej sprawy i wykreowanego mitu. Czujący usuwający się grunt pod nogami, zdolni są posunąć się nawet do działań absurdalnych i mówiąc wprost – głupich! Właśnie takimi nazwać można, bez cienia wątpliwości protest przeciw książce, której jeszcze na rynku nie ma i nikt jej treści nie zna! Cała akcja obrazuje jako żywo, stosunek „kanapowych i kapciowych” Lecha Wałęsy do rzeczywistości. Wiadomo, że większość z sygnatariuszy listy, toczy się wraz z Lechem Wałęsą, na jednym wózku w otchłań politycznego niebytu. Ostatni zryw grupki „przybocznych” miał wywołać ogólnonarodową lawinę oburzenia, a spowodował co najwyżej salwę gromkiego śmiechu.

Pod apelem w obronie Wałęsy podpisali się: pierwszy lotnik cudownie nawróconej III RP - Władysław Bartoszewski (szef Rady Nadzorczej PLL LOT) oraz Zbigniew Bujak, Jerzy Buzek, Andrzej Celiński, Marek Edelman, Bronisław Geremek, Stefan Jurczak, Krzysztof Kozłowski, Jan Kułakowski, Helena Łuczywo, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Karol Modzelewski, Janusz Onyszkiewicz, Józef Pinior, Jan Rulewski, Henryk Samsonowicz, Grażyna Staniszewska, Wisława Szymborska, Barbara Skarga, Andrzej Wajda, Henryk Wujec, Krystyna Zachwatowicz. Już sama lista nazwisk osób deklarujących swoje wsparcie, nie świadczy najlepiej o wziętym w obronę. Osobiście bym się wstydził, gdyby mnie tacy osobnicy popierali.
W społecznym odczuciu poparcie tej grupy przysparza tylko więcej niepewności i wątpliwości niż przypływu bezspornego zaufania do Byłego Prezydenta.
Po przestudiowaniu listu i plejady nazwisk tam zamieszczonych przyznam, że poczułem pewien niedosyt. Czegoś, a właściwie kogoś mi brakuje? Czy nie właściwym byłoby poprosić jeszcze o podpis choćby Wojciecha Jaruzelskiego (niegdyś już publicznie proszonego o „certyfikat moralności” przez Wałęse) i Kiszczaka (określanego mianem „człowieka honoru” przez niektórych wiernych Panu Prezydentowi). Ale jeszcze nic straconego. Kto zatem zaniesie list do podpisu generałom?

P.S. Żałość bierze, gdy kolejni „yntelektualiści” występują w obronie „czci” Wałęsy. Wczoraj w TVN24 popis dał Jacek Żakowski. Powiązany z resztkami komunistycznych oraz uwolskich elit, gorący entuzjasta pederastii, jako kolejny adwokat protestował przeciw czemuś, o czym nie ma pojęcia, czyli przeciw powstającej książce. Zaprezentował też tradycyjnie już, trudną do opisania butę i najzwyklejsze chamstwo. Nie pierwszy zresztą już raz.
Inny znów, znany wrocławski chuligan (nazwiska nie wymienię, bo nie warto) tradycyjnie zachęcał do „dania w mordę” tym którzy piszą coś o Wałęsie i robią to nie po myśli „koncesjonowanych”.
Czyżby teraz, dawna „opozycja” znów przejdzie do podziemia. Tylko kto im wyda i podpisze koncesje?



„Pierwsza Kadrowa Obrońców Czci Lecha Wałesy”
pali książki Cenckiewicza i Gontarczyka.


Stos rozpalono za pomocą Łuczywa, a obraz utrwalił znamienity reżyser Pan Andrzej Wajda.
Na dalszym planie ochotnicy-analfabeci z Mongolii, którzy też nie czytali książki o Lechu Walęsie i zapowiedzieli, że nigdy jej nie przeczytają - a i tak są nią oburzeni!

Ruszamy na Belweder, jak tylko zostaną podstawione taksówki – deklarowali zebrani.

środa, 21 maja 2008

Szczere gratulacje z nutą zazdrości

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Szczerze gratulują, ale też i zazdroszczę Panu Prezydentowi zaszczytu jaki spotkał go w ostatnich dniach. Został On umieszczony w „Hali Wstydu” przez organizację Human Rights Watch. Niewtajemniczonym wspomnę tylko, że HRW to organizacja międzynarodowa skupiająca głównie lewacko i anarchistycznie nastawionych osobników, nierzadko o preferencjach homoseksualnych. Prężna ta grupa, za cel postawiła sobie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy krajów i narzucanie wszystkim swojego urojonego (lewacko-pederasckiego) modelu tolerancji, kultury, moralności itp. Wszystkich, którzy różnią się od nich spojrzeniem na świat i rzeczywistość otaczającą nas, HRW zapisuje do Hali Wstydu.

Nie inaczej stało się z Panem Prezydentem Kaczyńskim. Powodem takiej decyzji stało się użycie w orędziu przeciwko ratyfikacji traktatu o reformie Unii Europejskiej zdjęcia ze „ślubu” pederastów w kontekście niebezpieczeństwa legalizacji małżeństw homoseksualnych. Niby nic strasznego, każdy ma prawo do własnego zdania – Pan Prezydent również, tym bardziej, że przekonany jestem o zupełnie odmiennym światopoglądzie głowy Państwa. Najwyraźniej jednak nie spodobało się to pederastom wraz z ich obrońcami i w ramach własnych „praktyk pedemokratycznych” przyznano zaszczytny tytuł.
Prawdę mówiąc tytuł ten nie oznacza nic. Ot grupa osobników, w ramach trwonienia czasu zajmuje się przyjemnymi zabawami (zamiast monopoly, szchów czy pchełek) i cieszy się, gdy ktoś się tym przejmuje. Tak też należy traktować ich zabawy.

Z ciekawości obejrzałem też stronę Human Rights Watch w internecie. Frazesy, agitacja i wodolejstwo. Jeden wszak szczegół zwrócił moją uwagę. Brak tłumaczenia na język polski! Znaczy, że nie jest tak źle. Jest strona po angielsku, rosyjsku, hiszpańsku, francusku, portugalsku oraz w różnych „robaczkach”. Jest nawet po albańsku, turecku i indonezyjsku – polskiego nie uświadczysz! Widać inne kraje „przodują” w umęczaniu pederastów oraz pozostałych mniejszości seksualnych i współobywatele rządzących powinni się o tym dowiedzieć. Skąd w takim razie nagroda dla Lecha Kaczyńskiego? Czy ten laur będzie równoznaczny z decyzją o przetłumaczeniu teraz strony HRW na język polski?

Doczekaliśmy ciekawych czasów, gdy za mówienie prawdy i propagowanie normalności oraz nazywanie rzeczy po imieniu, mniejszości odstępujące od przyjętych norm „wywracają świat do góry nogami” i piętnują inaczej myślących. Niczym niegdyś bolszewicy próbują wmówić nam, że to większość się myli i że mają patent na rozum oraz model idealnego świata, każąc przy tym i chłostając opornych. Póki co, normą w społecznościach ludzkich jest orientacja heteroseksualna. To dzięki niej mamy zapewnione choćby podtrzymanie gatunku. Żadne krzyki grupek nie klasyfikujących się w tych normach (czyli nienormalnych) nie są w stanie tego zmienić, tak jak wzajemne wkładanie sobie penisa w odbyt nie jest w stanie doprowadzić do zapłodnienia.

Można się spodziewać, że (jeżeli świat będzie podążał w tym kierunku w tak zawrotnym tempie) powstanie wkrótce wypracowany przez pederastów model „nadczłowieka homoseksualnego” (homo homosexualicus) i będzie to dla nich wzorzec obowiązujący. Już dziś dużo mówi się o tzw. „kulturze gejowskiej”, odrębności pederastów, walce o dodatkowe prawa itp. itd. Propaguje się jakieś „elementarze” pro-homoseksualne, w których zachęca małe dzieci do pederastii, a wszystko to wbrew woli rodziców i zdecydowanej większości społeczeństwa (czyli tych normalnych). Homoseksualiści są na dobrej drodze do uzyskania całkowitej odrębności społecznej, oddzielając się murem od wielkiej reszty. Próbując kwestionować wielowiekowe zwyczaje i tradycje sami stawiają się poza nawias przyjętych norm. Jak w takim razie, do tego mają się hasła z ich transparentów, nawołujące do akceptacji ich we wspólnym ogólnoludzkim społeczeństwie? Absurd i sprzeczność, przypominająca trochę słynne komunistyczne hasło „walka o pokój”.

Wszelkie ustępstwa w stosunku do nienormalnej części społeczeństwa, dają im przyzwolenie na kolejne działania przeciw nam. Po zalegalizowaniu „ślubów” homoseksualnych, przyjdzie czas na adopcję przez nich dzieci, na zalegalizowania innych zboczeń oraz nienormalności. Szczególnie temat adopcji jest od jakiegoś czasu silnie nagłaśniany, gdyż w wielu krajach europejskich pederaści mogą już w ten sposób deprawować najmłodszych, a w Polsce jeszcze nie. Aż chciało by się w tym miejscu zacytować powiedzenie: „Jak chcesz żreć - to sobie kup, a jak chcesz mieć - to sobie zrób!”. Cóż, z przyczyn naturalnych nie zrobią sobie dziecka, ale idea walki z rzeczywistością i „homofobią” trwać będzie w nich silna. Oczywiście wszystko w ramach propagowanej szeroko „kultury gejowskiej”. Czekać tylko, aż inne „kultury” rozpoczną walkę o swoje prawa do istnienia w społeczeństwie. Zoofile, podofile i nekrofile już czekają w kolejce. Szczególnie ta ostatnia kultura jest bardzo ciekawa!

Szczerze gratulują, ale też i zazdroszczę Panu Prezydentowi zaszczytu umieszczenia Go w „Hali Wstydu” przez organizację Human Rights Watch. Tak jak umieszczenie przez komunistów na liście wrogów socjalizmu, było wśród zdrowej części społeczeństwa uznawane za zaszczyt, tak obecność w „Hali Wstydu(?)” na skutek przeciwstawienia się „nienormalnym”, świadczy o niezłomności, wierności tradycjom oraz najwyższym ideom.
Dużo bym dał aby też się tam znaleźć...

P.S. I jeszcze notatka a PAPa (w temacie):
„Prezydent Ugandy został skrytykowany przez Human Rights Watch za to, że policja w tym kraju prześladuje homoseksualistów, a jeden z ministrów powiedział, że homoseksualizm "jest nienaturalny". Brytyjski Home Office napiętnowano za odmowę przyznawania azylu imigrantom, którzy twierdzą, że w swych krajach są prześladowani za homoseksualizm.”
Ach gdyby głupota mogła latać! Wtedy zapewne wyleciała by wraz ze swoją starszą i większą siostrą „pedopoprawnością światową” pod niebiosa. Tylko z czego wtedy byśmy się śmiali?

piątek, 16 maja 2008

„Nie leczcie się tam gdzie Niesiołowski” ... a Karpiniuk nie posłuchał!

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Głupich nie sieją.... i tak dalej. Z nieukrywaną satysfakcją obejrzałem „Warto rozmawiać” Pana Jana Popieszalskiego i teraz, na gorąco po programie jestem skołowaciały.

Dwóch na dwóch, czyli Mularczyk i Macierewicz vs. Czuma i Karpiniuk. Dwa różne światopoglądy, spojrzenia na Polskę i politykę. Ale przede wszystkim różne poziomy kultury osobistej, dzielące rozmówców odległością jak stąd do Andów (gdzie nabrawszy dymu w usta, Pan Premier wypoczywa na „wycieczce życia”).

Mam trochę pretensji do autora programu, że wykazał tak wielką stronniczość w doborze rozmówców. Z jednej strony przygotowany do merytorycznej dyskusji Mularczyk i rzeczowy Macierewicz, a z drugiej zasłużony dla polskiej demokracji i walki z komuną Andrzej Czuma niestety, już tylko symbol i ikona, a nie partner w dyskusji (co było aż nadto widoczne w jego wypowiedziach) oraz cwaniaczkowaty, chamski i prymitywny Karpiniuk.

To w Platformie nie było już kogoś na poziomie? Kogoś mogącego wejść w merytoryczną dyskusję? Czyżby mit o zastępach „fachowców” PO okazał się zwykłym oszustwem?
Głupkowate docinki, śmiechy, nonszalancja i pycha w wykonaniu Karpiniuka zdejmują z platformy obywatelskiej maskę „ludzi na poziomie” z takim mozołem dotychczas fasowaną.
Aż chciało by się powtórzyć za „Siarą” (film Kilerów 2-óch) „I w p...du i wylądował. I cały nasz misterny plan też w p..du!”. Tak zapewne powtarza sobie, po występach Karpiniuka w telewizji kierownictwo PO (a Pan Premier zapewne zlecił już przetłumaczenie na hiszpański tego zwrotu). Siano z butów i burak z kieszeni Panu posłowi wyszły.
Natury jak skóry nie zmienisz, kultury nie wyuczysz – jak mówi powiedzenie ludowe.

Intrygujące jest, że elity Platformy łączy aż do bólu pewien ważny szczegół. Paniczna ignorancja i prymitywna agresja w momencie zagrożenia. Niestety podopieczni Pana Tuska nie przywykli do ataków na swoją osobę. Większość mediów obchodzi się z nimi jak z przysłowiowym nieświeżym jajeczkiem i dba aby broń Boże nie stawiać ich w kłopotliwych sytuacjach. Tam zawsze triumfują. Rozbestwili się oraz rozpuścili przeto niemiłosiernie i stali całkowicie bezbronnymi na zadawane razy. Wczorajszy program ukazał to nadzwyczaj jaskrawie. W swojej agresji i zagubieniu, co jest nawet śmieszne postępują podobnie a nawet kalkowo (np. mogło się wydawać, że Karpiniuk, to nieśłubne dziecko Niesiołowskiego, lub w najlepszym wypadku krewny albo pacjent tego samego lekarza), te same uśmieszki, prymitywki i cwaniaczkowate odzywki.

Obrona nawet z góry przegranej sprawy też wymaga jakiegoś minimum godności i zachowania twarzy, a o tym najwyraźniej przysłany przez PO młodzieniec zapomniał. Wiem, że trudno jest bronić grupy gamoniów od Bondaryka, którzy nie są łaskawi wylegitymować się, nie potrafią zabezpieczyć miejsca przeszukania przed ingerencją osób trzecich i w końcu dają upust swoim fantazjom obmacują dziennikarzy.
Szczególnie w kontekście tego ostatniego „wyczynu” ciekawie brzmi dialog między dziennikarzem TVP a agentką ABW (z fragmentów zarejestrowanej „przepychanki” na miejscu zajścia):
Agentka: „-...proszę opuścić!” -
Dziennikarz: „- Co mam opuścić?”
Ponoć chodziło o opuszczenie domu Pana Bączka, ale licho ich wie ...


P.S. Dla wszystkich wielbicieli Platformy Obywatelskiej i uprawianej w kraju polityki miłości, specjalnie z Peru pozdrowienie przesłał Pan Premier!
Treść pozdrowień:
Tu jest super!
Zakochaliśmy się w tutejszych ludziach (w ramach uprawianej polityki miłości)
Dużo zwiedzamy, trochę handlujemy paskami i bibelotami.
Chodzimy też z Małgosią na wycieczki.
Właśnie teraz idziemy na „grzyba”i będziemy mięli fajne sny.
Z partyjnym pozdrowieniem
“Politica Amor” Donek

środa, 14 maja 2008

Akcja: sprzeciw przeciwko zatrzymaniu dziennikarzy

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *


We wtorek ABW dokonała przeszukania w domu Piotra Bączka. Akcja jest próbą zastraszenia oraz inwigilacją osób związanych z Komisją LikwidacyjnąWSI. Przeszukanie, pod byle pozorem domu asystenta Posła na Sejm RP, jest przykładem stosowania nowych standardów pracy tajnych służb, lub też, jak kto woli powrotu „bermanowych” i „kiszczakowych” zwyczajów. W zaistniałej sytuacji najbardziej odpowiedzialnie zachował się Premier, który udał się w celach krajoznawczych i wypoczynkowych w Andy, nabrał dymu w usta i milczy. Zapewne pojechał też po nauki i bacznie obserwował będzie pokrewne jego wizji demokracji, rządy takich krajów jak: Ekwador, Kolumbia czy Peru. Po wczorajszych wydarzeniach, można dojść do wniosku, że „model białoruski” nasza władza już po części opanowała.

... a po tego kto fika
Przyjdą ludzie Bondaryka!

P.S. Wiele osób dziś „na żywo” komentuje wczorajszą dyskusje w studiu TVN, z udziałem Joachima Brudzińskiego, Ryszarda Kalisza oraz Jarosława Gowina. Szczególnie ostre wypowiedzi dotyczą tego ostatniego, który ponoć (jak zwykle zresztą) gadał od rzeczy.Niestety nie oglądałem i nie słuchałem jego wywodów (a może szkoda!) z prostej przyczyny – Gowien nie oglądam (cholera cos mi się z polskimi znakami porobilo.... :) )

poniedziałek, 12 maja 2008

"Sąd sądem, a sprawiedliwość PO naszej stronie musi być..."

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Małe, a cieszy. Nazwany przeze mnie (na własny użytek) „Magdą Mołek” Platformy Obywatelskiej, poseł Zbigniew Chlebowski (bynajmniej nie ze względu na podobieństwo fizyczne, a na zbliżony poziom intelektualny) wezwał byłego Ministra Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę do przeprosin doktora Mirosław G.

Widać, że Platforma zwiera szeregi i całym orszakiem staje za doktorem. Nie dziwi to wcale, tym bardziej, że „ćwiąkalska prokuratura” namęczyła się co niemiara i w końcu umorzyła śledztwo, a więc „nie ma sprawy” w przenośni i dosłownie.
Sprawy już nie ma, natomiast jest „śmiech na sali” ze Zbigniewa Chlebowskiego.

Tak się biedak zacietrzewił i rozpędził w chęci bycia prymusem w „społecznej akcji obrony doktora”, że kompletnie stracił wyczucie realiów.
W Radiu Zet zarzucił Przemysławowi Gosiewskiemu, że ten nie ma prawa mieć zdania czy doktor G. w świetle dotychczasowych zarzutów, powinien wykonywać zawód lekarza czy nie, a później ocenił postępowanie Zbigniewa Ziobry, który odniósł się wcześniej do sprawy umorzenia śledztwa. Niby nic takiego, ale cieszy znakomite samopoczucie Chlebowskiego i wiara we własne ukryte dotąd talenty.
Wpierw odmawia prawnikowi (Gosiewski) prawa do wyrażania własnego zdania na temat, sugerując brak kompetencji, wiedzy prawniczej (?), później sugeruje byłemu ministrowi sprawiedliwości (również prawnikowi) uderzanie się w pierś i przeprosiny, krytykując jego wcześniejsze wypowiedzi nt. doktora G.

Cóż za wielką wiedzę na temat śledztwa, popartą stosownym wykształceniem posiada Pan Chlebowski! Cóż za uczelnie prawnicze ukończył?
Otóż Zbigniew Chlebowski ukończył Akademię Rolniczą we Wrocławiu!
Nie w kij dmuchał. Posiadając stosowny dyplom AR, we własnym mniemaniu jest partnerem w dyskusji z prawnikami. Trochę to zawiłe i trudne do zrozumienia dla logicznie myślącej części społeczeństwa, ale we własnym mniemaniu Chlebowski jest krynicą mądrości i na swój sposób rozumie wszystko. Nie na darmo nosi przydomek „Mołek”...

Ani Ziobro ani Gosiewski nie polemizują z Posłem Chlebowskim na temat co, za przeproszeniem, dodaje się świniom do paszy i czym się tę paszę wzbogaca.
W dobrym tonie jest zabieranie głosu w dyskusji, gdy ma się coś sensownego do powiedzenia oraz gdy się na dany temat posiada wiedzę (jak wiadomo wiedzę, zwłaszcza prawniczą zyskuje się na stosownych uczelniach). W sprawie Doktora G. niech wypowiadają się fachowcy (prawnicy), natomiast Pan Zbigniew Chlebowski może, co najwyżej umilić czas osobom z towarzystwa i opowiedzieć o karmieniu świnek. Też ciekawe. W końcu, jako wytrawny parlamentarzysta, przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO oraz dyplomowany inżynier rolnik ... nie do jednego koryta zaglądał i dobrze wie.

Jak już napisałem, nie ma już sprawy Doktora G. Ku uciesze polityków Platformy i sprzyjających im środowisk. Nieporadna (albo nad wyraz zaradna?) „ćwiąkalska” prokuratura umorzyła sprawę. Pani mecenas Magdalena Bentkowska-Kiczor zrobiła również co mogła (broniła Pana doktora jak lwica), zapewne namaszczona i zagrzewana do boju przez ojca, znanego jako TW „Arnold” oraz TW „Kamil”, byłego Ministra Sprawiedliwości Aleksandra Bentkowskiego. Jako, że Bentkowski należy do koalicyjnego PSL wszystko zostanie w rodzinie, oczywiście wielkiej parlamentarnej rodzinie peeselowo-platformowej. Każdy z koalicjantów wykonał co do niego należało i jest uroczo!
Tylko kto teraz ma wpłynąć na Ziobrę, aby na koniec tej farsy przeprosił Mirosława G., jak sugerował Chlebowski? Tu powiązania się kończą, nie wystarczy pstryknąć i już...

Najciekawsze jednak to, jaka w tym wszystkim jest rola Mirosława G? Skąd u koalicjantów taki przypływ uczuć do lekarza? Czy Pani Kopacz ma się już bać o fotel? A może w kim innym z koalicji Doktor G. budzi strach? W końcu do szpitala MSWiA każdy ze sfer rządowych trafić może...

Prawniczy samorodek z Akademii Rolniczej.

sobota, 10 maja 2008

Jucha z Biedronia i krew z Piroga

*Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K * Y A R R O K *
Wczoraj pisał o tym „Dziennik”, a dziś wypłakał się na ten temat w TVN („Gej Dobry TVN”) sam „Dyżurny pederasta RP” Robert Biedroń.
Oczywiście chodzi o projekt Narodowego Centrum Krwi, który przewiduje wprowadzenie zakazu pobierania krwi od homoseksualistów oraz osób korzystających z usług agencji towarzyskich. Lewicowi pederaści, jako niezwykle prężna grupa i uświadomiona światopoglądowo, ustami swojego Biedronia wyraziła sprzeciw i nazwała całą akcję „dyskryminacją środowisk gejowskich”. Na specjalnie zaaranżowanym przez program „Gej Dobry TVN” uroczym spotkaniu w kawiarence Biedroń z Pirogiem (to taki specjalista od tańca, czy też różnych podskoków horyzontalno-wertykalnych) nie kryli oburzenia i stwierdzili, że to nie jest zgodne z obowiązującą idee panującą w europie.

Nie kryli też oburzenia prowadzący program Mołek i Sołtysik. Jako wybitny Europejczyk Andrzej Sołtysik (wybił się poprzez prowadzenie niegdyś, którejś tam edycji Big Brothera) stwierdził nawet autorytatywnie, że „tutejsi ludzie tak mają”, co oznacza, że On jest człowiekiem „stamtąd” i „tutejsi ludzie” są mu obcy mentalnie i ideowo. Na wszelki wypadek zaniepokojenie wyraziła też Magda Mołek, co akurat u tej Pani jest stanem normalnym, gdyż w jej przypadku okres od przyjęcia informacji do zrozumienia, można porównać do czasu potrzebnego niegdyś na uruchomienie komputera typu Commodore.

Później zapraszano różnych gości, a wszystko po to aby udowodnić, że pederaści powinni gremialnie krew oddawać. Należy przypuszczać, że gdyby „walterowni” na skutek wszystkich tych zabiegów i walk o lepsze jutro pederasty, udało się wpłynąć na odrzucenie tego projektu, ulicami do Stacji Krwiodawstwa popłynie, wartkim nurtem krew Biedroniów, Niemców, Pirogów i innych Jacyków. Krwi było by w bród – a tak homofoby bronią!

Humor, humorem, ale najważniejsze jest, że zakaz pobierania krwi od homoseksualistów oraz osób korzystających z usług agencji towarzyskich ma zdecydowanych zwolenników (i to przede wszystkim) wśród lekarzy, którzy są zdania, że homoseksualiści zapominają o bezpieczeństwie chorych, którym krew może być przetoczona. I którzy takiej transfuzji mogą sobie nie życzyć z powodów obyczajowych oraz podwyższonego ryzyka zakażenia groźnymi chorobami, jak HIV, żółtaczka czy kiła.

Najzabawniejsze, że cała sprawa sprowadza się tylko do prącia i odbytu. Czy ma to coś wspólnego z tzw. kulturą gejowską, o której się tak dużo z tego powodu mówi? Nie wiem nie bywam w tych środowiskach, ale jeżeli tak to należy przyznać rację anonimowemu filozofowi, który jeszcze w zamierzchłej epoce stwierdził, że „wszystko się dookoła dupy kręci”
Ideologizowanie problemu ośmiesza tylko „bojowników o pederastię”. Nikt przecież nie odmówi pobrania krwi od człowieka tylko dlatego, że zachowuje się on zniewieściale. Odmówi natomiast, gdy człowiek ten przyzna się do uprawiania seksu z osobnikiem tej samej płci (co zwiększa zagrożenie zakażenia krwi). Oczywiście jeżeli się przyzna.

A może, w tej sytuacji wyjściem jest stworzenie przez Biedronia, czy też Piroga stacji krwiodastawa dla pederastów. Inicjatywa ze wszech miar szlachetna i pożyteczna. Może TVN podchwyci pomysł i wesprze uciskane środowiska? Skoro organizacje lewacko-homoseksualne na każdym kroku pokazują swoją odrębność kulturowo-społeczno-obyczajową w tym też przypadku winny działać też na własną rękę i we własnych strukturach.

Pamiętajcie też Panie/Panowie o Sołtysiku i Mołek, gdy będą w potrzebie wspomóżcie ich swoją krwią. Przecież oni też są „stamtąd”.


P.S. Przechodziłem dziś przez Plac Bankowy w Warszawie, gdzie trwa festyn ku czci Schumanna (ale nie tego od muzyki, tylko od polityki) Rocznicę wstąpienia do Unii Europejskiej niektórzy świętują. Jest głośno, dużo flag, przebierańców i transparentów. Rzadko uroczo. Niech się ludzie bawią. Mnie natomiast zastanowiła oprawa muzyczna imprezy. Przez całą drogę potrzebną na pokonanie Placu Bankowego, słyszałem rozlegający się z głośników stukot tam-tamów i afrykańskich rytmów. Nawet w pewnym momencie zastanowiłem się, czy przypadkiem nie trafiłem na bliźniaczą imprezę Jakiejś Unii Afrykańskiej? A może po prostu ktoś DJ’owi taśmy podmienił? Zapewne to zrobili eurosceptycy. W każdym razie, ja zostaję w swojej Starej Europie. A kto chce niech mazeruje do nowej, oczywiście w rytm tam-tamów!