wtorek, 15 września 2009

Jak robić "pożyteczne dziennikarstwo"

Po tygodniach luzu i pozornego spokoju znów „Rodzina Agora” w akcji. Wczorajsza „GW” przynosi dwie informacje z gatunku „political fiction”.

Ponieważ czołówka odjeżdża, a „GW” nie ma siły gonić (brak jej medialnego pokarmu), sama tworzy, lub zapożycza fakty dorabiając do nich ideologię.

Cienko być musi, bo „rewelacje” są spod znaku „szmiry z III RP”.
Czas się zatrzymał dla red. Michnika i reszty.
To co mogło być sensacją i prawdą objawioną około 15 lat temu, dziś okazuje się głupim bzdetem, a przedstawiane autorytety ignorowanymi „niktosiami”.
Monopol na wiedzę i prawdę „Agora” utraciła bezpowrotnie i żałosne wydają się zabiegi o odzyskanie tegoż. Szczególnie, gdy zabiegi te są prowadzone w sposób rodem z czasów ubeckich i na modłę peerelowską.
O ile takie numery przechodziły jeszcze 5-6 lat temu, dziś już nie mają poklasku.
Ale próby trwają....

Przykład pierwszy.
Zapewne w związku z agonią „Trybuny” szefostwo „GW” postanowiło wypełnić lukę na lewicy i przejąć „czerwony” elektorat. Co może pomóc?
Deklarowana miłość do polityki Rosyjskiej – ot co.
Autorytetem (chwilowym zapewne) został niejaki Andrzej Sariusz-Skąpski – Prezes Rodzin Katyńskich, ufajdany we współpracę z SB TW „Igor” – kapuśniak i PRONowiec.
Nagła miłość do Stefana Niesiołowskiego i kochający prezenty od UB Skąpski to oręż w walce z PiS i Prezydentem.

„Miłością naszą ich pokonamy” – zdaje się mówić red. Michnik i publikuje listy protestacyjne ubeka w swojej gazecie. „Że Katyń, to nie ludobójstwo, że Gosiewski mówić o Katyniu nie miał prawa...” itp. itd.
Prawo do tego ma Skąpski – syn zamordowanego w Katyniu...

Trudno polemizować ze słowami tak żałosnej postaci jaką jest Andrzej Skąpski, tak samo trudno polemizować z grupą dziennikarzy, którzy taką postać zapraszają do rozmowy i tym samym „latają na pasku” rosyjskiego premiera.
Tak jak Skąpskiemu nie przeszkadzało wysługiwanie się mordercom jego ojca, tak Michnikowi nie przeszkadza obecność na łamach jego gazety konfidenta. W końcu to nie pierwszy taki przypadek.
Drugi przykład trochę z innej beczki.
A świadczy on o tym jak wspaniałych uczniów wypuścił w świat Instytut Dziennikarstwa przy KC PZPR.
Manipulacja godna mistrzów – Goebbelsa, Czernienki i Urbana.
Informacja w Dzienniku: „Kuzyn Prezydenta pod lupą NIK i ZUS” i to samo w „GW”: „Kuzyn prezydenta na trzech etatach. Wypych: Kaczyński nie zatrudnia rodziny”.

Temat ten sam a wymowa zupełnie inna.
Wystarczy popatrzeć na stronę „GW” a już wnioski nasuwają się same. Zdjęcie Prezydenta zamiast Pana T. (kuzyna) sugerują, że to Lech Kaczyński ma coś ze sprawą wspólnego, śródtytuły też nie pozostawiają złudzeń – komuna cieszy się.

Ten sposób uprawiania dziennikarstwa znany jest osobom starszym, tym którzy śledzili niegdyś publikacje „Trybuny Ludu”. Oczywiście proporcje są inne, bo i czasy inne, ale intencje i metody pozostały te same.

--------------------------------------------
Na zakończenie proponuję zabawę.
A może ten sam sposób uprawiania dziennikarstwa zastosować wobec samej „GW”?
W końcu to tylko dla nas będzie manipulacja (którą tym razem sobie wspaniałomyslnie wybaczymy) a dla „Agory” – „nic się nie stało, Agoro – nic się nie stało...” – normalka.

Proszę dla porównania otworzyć stronę: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7035086,Kuzyn_prezydenta_na_trzech_etatach__Wypych__Kaczynski.html

oraz „kliknąć” na obrazek poniżej.

sobota, 12 września 2009

Marszałek Niesiołowski - reaktywacja

Nawiązując do poprzedniej moje notki o Stefanie Niesiołowskim, muszę przyznać że mocno skrzywdziłem tego wrażliwego człowieka, a w każdym razie takie mam odczucie, po tym czego dowiedziałem się dziś.

Jak donosi jedynie słuszna prasa reżimowa, organ KC PO „Dzwonek (Din-Donek) POstępu”, podczas posiedzenia sejmu, Pan Marszałek Niesiołowski pochylił się z trwogą i wyjątkowym wewnętrznym cierpieniem wypisanym na jasnej twarzy, nad losem setek milionów ofiar masowych mordów.

Wszak zbrodniczy proceder trwa od dziesiątków lat i jest powszechnie akceptowany!
Co dzień w okrutny sposób kończą swój żywot miliony istnień. Los ich jednak nie jest obojętny tak wielkiemu człowiekowi jak Stefan Niesiołowoski. Nie jest obojętny, gdyż Pan Marszałek niejako z wykształcenia, zamiłowania oraz naukowego statusu pozostaje w zależnych stosunkach z przedstawicielami eksterminowanych.
Nadchodzą jednak jasne dni dla ciemiężonych i mordowanych!

Pan Wicemarszałek Sejmu osobiście złożył do laski marszałkowskiej (a laska podała to Marszałkowi Sejmu) projekt ustawy o zakazie produkcji i używania LEPU NA MUCHY!
MUCHOBÓJCY STRZEŻCIE SIĘ!
Teraz wasze MUCHOBÓJSTWO nie ujdzie na sucho.

„Los pozbawianych w okrutny sposób życia małych, bezbronnych istot należy, jak powiedział z trybuny sejmowej Pan Marszałek, do największych tragedii współczesnego świata i będę domagał się ustanowienia dnia 4. lutego (dzień urodzin Pana Marszałka) międzynarodowwym dniem MUCHOBÓJSTWA ŚWIATOWEGO.
Wszak chodzi tu o miliony, a nie o jakieś tam 20 tysięcy... zakończył swoje wystąpienie.

Brawom nie było końca. Nawet z miejsc zajmowanych przez plankton PO dało się słyszeć gromkie „bis!”. Szczególnie głośno brawo biła posłana Joanna Mucha.

Jak widać z powyższego, Panu Stefanowi Niesiołowskiemu nie jest obce pojęcie sprawiedliwości dziejowej i rachunku krzywd doznanych.

Brawo Panie Marszałku!

piątek, 11 września 2009

Kim jeszcze zostanie? Prawda o Stefanie.

Mолодец! – zakrzyknął z lubością Premier Władimir Putin, a uśmiechnięty prezydent Miediwiediew kiwając z uznaniem głową dodał: хитрый таракан....

Taka zapewne była dziś reakcja władz rosyjskich na odważną wypowiedź polskiego wicemarszałka sejmu Niesiołowskiego.
Ów dżentelmen raczył autorytatywnie ogłosić, że: „Stwierdzenie, że mord w Katyniu to ludobójstwo jest nieprawdą”.



Wypowiedzą swoją Niesiołowski wprowadził w skrajnie różne nastroje reprezentantów naszego społeczeństwa, a stan nielichego „wkurzenia” samo społeczeństwo.
Nasi posłowie skupieni w klubach parlamentarnych swoich politycznych ugrupowań popadli w nastroje krańcowo różne.

Począwszy od właściwego dla patriotycznej części posłów oburzenia, poprzez obojętność peeselowskich „arbuzów” (na zewnątrz zieloni, w środku czerwoni) oraz peowskich geszefciarzy i niepokoju eseldowskich towarzyszy.
I właśnie to SLD pozostaje w stanie konsternacji do chwili obecnej, bo Niesiołowski wlazł buciorami na czerwone dywany postkomunistów.
Wchodzenie po „paluszku do pupci” sowieckim czy też posowieckim możnowładcom było do tej pory domeną polskiej lewicy, a tu taki numer... Nowa jakość, nowy idol idola Paltformy.

Lud już reagował znacznie goręcej. Fora internetowe grzały się niemiłosiernie, ludzie w „realu” również. Obywatele pokolenia średniego i młodego pukali się znacząco w głowę, starsi chętnie puknęli by w głowę samego Niesiołowskiego.


Właściwie przyzwoity człowiek jest bezradny wobec słów tzw. marszałka sejmu. W słowniku cywilizowanych ludzi nie ma na tyle obraźliwych określeń, którymi można by nazwać Nieiołowskiego, a wyzywanie od trzody chlewnej czy innych obiektów parazytologicznych nie ma najmniejszego sensu.
Dodają tylko radości wicemarszałkowi, a przynoszą wstyd porównywanym z nim obiektom.

Jak głupie gadanie Niesiołowskiego ma się do polskiej racji stanu, działań prokuratury oraz wieloletnich zabiegów „Rodzin Katyńskich” o uznanie sowieckiego ludobójstwa, każdy może sobie sam odpowiedzieć.


Jestem przekonany, że niebawem dojdzie do tego, że ów wicemarszałek sejmu, bez ochrony „goryli” jedynie będzie mógł udać się na obiad do szwagra, ciotki oraz zaprzyjaźnionego sąsiada oraz wyjść w ciemnych okularach po marchew do zieleniaka, gdzie przyjaciel rodziny wprowadzi go tylnimi drzwiami. Każde inne miejsce, a szczególnie już publiczne może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia osobnika. Wtedy tylko w ambasadory. Najlepiej do Moskwy.

Problem Niesiołowskiego tkwi głęboko w jego psychice. Najwyraźniej obcowanie z muchami i motylkami doprowadziły do bezwiednego uwstecznienia własnego poziomu intelektualnego i jak w dowcipie o milicjancie i rybce w akwarium p. Stefan przejął pierwotne zachowania od osobników będących na nieco wyższym od niego poziomie ewolucji.
Przykre, ale prawdziwe.


Dziś „Untermarschall” postępuje według sprawdzonej metody namolnego owada.
Działać wbrew, gryźć, kąsać, uprzykrzać oraz obsrywać (to właśnie ma z muchy) całkowicie bezinteresownie i przekornie.
Jednym słowem, co zaproponuje PiS – należy zwalczać, co powie Kaczyński – należy zakrzyczeć i twierdzić na odwrót.
Może to w dalszym ciągu doprowadzić do ciekawej a nawet śmiesznej sytuacji.
Już popuszczam wodzę wyobraźni i widzę np. taką oto scenę w sejmie:

Kaczyński: ... i mimo wszystko uważam, że poseł Niesiołowski, to człowiek mądry i porządny (to tak dla jaj ;))
Niesiołowski: Kłamstwa i łgarstwo! Niegodziwość Kaczyńskich nie ma granic.
Ja wcale nie jestem mądry, to podłe insynuacje!
Nigdy nie byłem mądry, ani nikt z mojej rodziny nigdy nie był mądry – Kaczyński łże i pomawia mnie...moralne karły!
Jakiś poseł z sali: .. a porządny ?
Niesiołowski: Bzdury pleciecie! Nigdy nie byłem porządny. Szczęście, że na tej sali jest wielu rozsądnych ludzi, którzy wiedzą, ze nie jestem wcale porządny i że to tylko pomówienia. Podłość tak mnie nazywać... haniebna podłość!

Tak właściwie nie chciałem pisać o samym Niesiołowskim i jego „wyplotach” lecz o bardziej ogólnym problemie, tyczącym jedynie słusznej partii rządzącej.


Coraz bardziej przekonuję się, że PO stosuje znaną z PRL metodę „towarów zastępczych”.
Pamiętacie?
Gdy nie było pomarańczy, opowiadano, że któryś gatunek jabłek ma zapach podobny do cytrusa. Gdy nie było cytryn, mówiono, że trzeba rozpuścić kwasek cytrynowy i dodać zapach spożywczy (olejek cytrynowy). Znikła czekolada, na rynek weszły wyroby czekoladopodobne lub jak wtedy pisano „wyroby z masy tłustej”. Itp. itd...


W platformie podobnie. Gdy brakuje polityków o wyraźnym światopoglądzie i godnych charakterach, serwuje się społeczeństwu „towar zastępczy” - Stefcia Niesiołowskiego, Czumę, Borusewicza ...


Gdy brakuje bohatera i niezłomnego bojownika z okresu okupacji – wystawiają dekownika i cudownie ocalonego z obozu koncentracyjnego przez hitlerowców (ze względu na stan zdrowia) - „wyrób z masy chudej”: Bartoszewskiego.
Gdy jest deficyt w partii na chrześcijan (bo PO to ponoć partia chadecka) wypuszcza się w bój Palikota z jego pedalsko-lewackimi mądrościami.... itd...itp... „w koło Macieju”



Nie odmawiam nikomu prawa do posiadania własnych poglądów, nawet gdy są one diametralnie inne od moich.
Lecz by mieć poglądy, należy mieć czym przeprowadzać analizę i rzecz jasna czym dokonywać przemyśleń.
W przypadku Stefana Niesiołowskiego mówienie o posiadaniu „organu analitycznego” a także o poglądach, to spore nadużycie.
Czy człowiek, który w swojej politycznej karierze był już zwolennikiem lustracji, za chwilę jej przeciwnikiem, antykomunistą póżniej prokomunistą, antysowietem następnie prosowietem, chrześcijańskim narodowcem a w następnym wcieleniu kosmopolitycznym liberałem może mieć poglądy polityczne?
Raczej to konformizm i zwykła interesowność z wyrachowaniem.
Obawiam się, że niegdysiejszy „bohater”, który chciał wysadzać muzeum Lenina w Poroninie, dziś raczej położył by kwiaty zamiast bomby w ośrodku kultu wodza rewolucji.

Za to podobno lepiej płacą.

----------------------------------------------------------------

QUIZ – KONKURS


Nawiązując do niezwykle barwnej historii wicemarszałka Sejmu Niesiołowskiego, polecam specyficzny quiz. Biorąc pod uwagę notoryczną niestałość poglądów politycznych oraz zadziwiającą lekkość zmiany kursu ideologicznego, światopoglądowego wicemarszałka sejmu ogłaszam konkurs:

KIM JESZCZE ZOSTANIE? PRAWDA O STEFANIE.

Aby wziąć udział w konkursie należy przy wybranej wersji odpowiedzi ( w białej kratce) postawić krzyżyk i czekać do skutku na transformację intelektualno-ideologiczną Stefana Niesiołowskiego.
Właściwie wszystkie możliwości są prawdopodobne.
Wcześniej czy później....


środa, 9 września 2009

Prosty wierszyk w ramach ogólnoblogerskiej integracji.

Zachęcony ogólną integracją wszystkich z wszystkimi, nieopatrznie wczoraj próbowałem odnaleźć blog „mojej ulubionej blogerki” która jak mi się wydawało „robi u konkurencji”.
Oczywiście, chciałem się zintegrować.

Tam gdzie szukałem nie znalazłem, bo „moja ulubiona blogerka” przeniosła się już na łono wielkiego portalu internetowego i tam „robi” za gwiazdę.

Podążyłem tym tropem, odnalazłem „moją ulubioną blogerkę”, zachwyciłem się najnowszymi wpisami oraz uniosłem pod niebiosa wraz z urzekającą poezją „mojej ulubionej blogerki”!
Tak, owa wspaniała osoba natchniona jak mniemam duchem wielkiej swojej „ziomalki” Szymborskiej poczęła komponować poematy na wzór i podobieństwo czcigodnej noblistki.
Ach cóż za rozkosz i miód na serce...
Nieskromnie, pod wpływem lektury wpisów „mojej ulubionej blogerki” i poruszanych przez nią problemów, wierszoskleciłem taki oto wierszyk ilustrowany.
W hołdzie i pod wrażeniem...
---------------------------------------------------------------------------



-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-

--------------------------------------------

(jeszcze raz jako tekst)


PALIRENIA

Gdy na ratuszowej wieży
Zegar północ już odmierzy
Słychać jęki, widać zmory
Ze snu budzą się upiory
Nie ma mężnych na podwórkach
Gdy na rękach „gęsia skórka”
Nie ma mężnych na ulicach
Gdy nadchodzi strach-dziewica

Wtedy nawet nietoperze
Omijają słynną wieże

A w czeluściach okna wieży
Czas do transformacji mierzy
Pewna straszna dama w bieli,
Która pędem spod pościeli
Bieży wprost ku okna ramie
Ukazując się w pidżamie
Bo gdy idzie północ, Renia
W Palikota się zamienia

Wtedy nawet nietoperze
Omijają słynną wieże

Wzrok się iskrzy Reni sprośnie
I indycze gardło rośnie
Lśni na czole ciemna grzywa
Sprośny wzrok ciemność przeszywa
Nawet szczury maja stracha
Bo penisem sztucznym macha
grozi pistoletem, wyje
Świński ryj wkłada na szyje

Wtedy nawet nietoperze
Omijają słynną wieże

Jakby mało było Reni
Ręką sięga do kieszeni
Bo w przepastnej jej otchłani
Trzyma flaszkę, aby na niej
Hejnał trąbić o północy
(„małpka”, cztery dychy mocy)
Gdy wytrąbi już, to Renia
Znów w dziewicę się zamienia

Wtedy nawet nietoperze
Omijają słynną wieże

A już kwadrans po dwunastej
Znowu spokój jest nad miastem
Tylko jeszcze biała dama
Na poddaszu swoim sama
Klęcząc już na łoża bieli
Modły czyni na pościeli
Umęczona po robocie
„Dzięki Święty Palikocie”

Słysząc wszystko, nietoperze

W jednej chwili, czmych na wieże

piątek, 4 września 2009

Strach ma oczy "Maryli" i "Franka".

Poza głównym nurtem walk na blogerskiej prawicy, pozostawała przez długi czas prywatna walka autora niniejszego bloga o prawo do decydowania o logo Blogmedia24 będącego mojego autorstwa.

Tak się złożyło, że wystąpiłem ze społeczności stowarzyszeniowej Blogmedia24 na skutek pewnych, nie do końca dla mnie zrozumiałych działań szefostwa stowarzyszenia.
Nie pora teraz na opisywanie całej zawiłej historii „wyjścia” z tej społeczności połowy członków-założycieli, przyjdzie na to jeszcze pora.

Jak napisałem, dałem sobie spokój ze stowarzyszeniem Blogmedia24, oficjalnie pożegnałem się stosownym pismem do zarządu i więcej kontaktów nie zamierzałem utrzymywać.
Wyjątki stanowiły dwukrotne prośby o usunięcie moich grafik z portalu, w związku z przeniesieniem ich na nową platformę blogerską - Blogpress.

Aż dwukrotnie prosiłem o to, gdyż za pierwszym razem, mimo zapewnień administratorów BM24 nie zostały usunięte. Nawiasem mówiąc do dziś jeszcze funkcjonują w „reklamówkach” Blogmedia24 (wbrew woli ich autora i wbrew zapewnieniom administratorów o usunięciu wszystkich moich prac).
Z natury jestem człowiekiem spokojnym, więc do faktu, że zostałem okłamany nie przywiązywałem wagi i kwitowałem to tylko uśmiechem, nie chcąc mieć już żadnych kontaktów z szefostwem BM24.
Niestety, wobec mojego spokoju i dobrych chęci została dokonana jawna prowokacja ze strony kierownictwa Blogmedia24.
Pod koniec lipca, po powrocie z urlopu zauważyłem na stronie Blogmedia24, w komentarzu niejakiego Natenczasa, bezpodstawną napaść na kilku moich kolegów z Blogpressu oraz dodatkowo „graficznie” na moją osobę.
Agresja zastosowana na mojej osobie polegała na perfidnym i wyjątkowo chamskim zniekształceniu bannera portalu Blogpress poprzez zamianę nazwy na „Blogbress” i zastąpienie zawartego w nim orła przez małpę (sic!).

Pomijając fakt, że tego typu czyn jest niemoralny, chamski i na dodatek karalny, stanowił on też wyraźny sygnał, o wypowiedzeniu otwartej wojny naszemu portalowi.
Wprawdzie żadna platforma blogerska nie odpowiada za wpisy blogerów, co i Blogmedia24 wyraźnie podkreśla, lecz ta prowokacja Natenczasa została jak najbardziej poparta przez kierownictwo Stowarzyszenie BM24.

Świadczą o tym kolejne wpisy Prezes Maryli pod „dziełem”. Nie jest możliwe, by nie zauważyła tak dużej i kolorowej grafiki. Ubaw zapewne mięli wszyscy po pachy.
Czym prędzej wystosowałem na adres Blogmedia24-kontakt list pocztą elektroniczną, w którym jasno i jednoznacznie zażądałem usunięcia „dzieła” Pana Natenczasa oraz na skutek wypowiedzenia Blogpressowi wojny, usunięcia też logo portalu Blogmedia24, gdyż stanowi ono moją własność – jestem jego autorem.

Po jakimś czasie grafika z małpą znikła. Natomiast logo nie znikło.
Pan „Franek” rozpoczął żmudną procedurę zwodzenia i lawirowania. Zażądał stosownego pisma wysłanego listem poleconym, pisząc, że maile wysyłane na mój adres nie dochodzą itp. itd.
Stosowne pismo, jak zażądał wiceprezes wysłałem, ponawiając w nim moje żądania.
W odpowiedzi przeczytałem argumenty rodem z epoki PRL o tym, że logo jest ich bo tak sobie napisali w statucie Stowarzyszenia itd.
W każdym razie dowodów, dokumentów na poparcie prawa własności Stowarzyszenie nie posiada, bo też nigdy nie przekazywałem oficjalnie loga nikomu.
Dodatkowo otrzymałem dobrą radę, abym poradził się prawników w kwestii prawa do w/w znaku towarowego.

Tak też uczyniłem. Mimo, że nie jestem pieniaczem sprawę potraktowałem ambicjonalnie.
Kancelaria prawna, która zgodziła się mnie reprezentować wystosowała do Zarządu Stowarzyszenia oraz Pana Sieciechowicza – pełnomocnika BM24 przedprocesowe pismo w którym wezwała do usunięcia w terminie trzech dni od daty dostarczenia pisma, bezprawnie używanego przez nich logo.
Pan Mecenas w odpowiedzi poinformował, że Zarząd Stowarzyszenia według niego ma pełne prawo do używania znaku, ale do końca miesiąca (czyli za trzy dni) i tak ma zamiar zmienić znak, więc nie potrzeba żadnego procesu :)

Termin zawarty w piśmie do Zarządu nie został dotrzymany, logo „wisiało” na stronie dzień po terminie ultimatum (mam na to stosowny dokument, poświadczony przez notariusza)
W tej sytuacji pozostało mi złożenie zawiadomienia do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Zarząd Blogmedia24.

Pomijając stronę prawną całej tej historii, pozostaje kwestia moralna i zwykła przyzwoitość.
Tych zarówno p. Frankowi jak i p. Maryli (jako Zarządowi BM24) zwyczajnie zabrakło.
Przynajmniej dla mnie nie jest zrozumiałe, jak można człowieka obrażać, a jednocześnie korzystać trwale z jego pracy.

Wiadomo, że zdarzają się wpadki, ludzie są tylko ludźmi i popełniają błędy.
Pamiętać natomiast należy, że ludzie są też „aż ludźmi” i pewne moralne zasady odróżniają ich od zwierząt.
Wystarczyło skromne słowo: przepraszam.
To słowo jednak przez usta obojga szefów BM24 nie było w stanie przejść, mimo że nie trzeba było go wypowiadać wprost do osoby obrażonej.
Pozostawała forma łatwiejsza – napisana, bez patrzenia w oczy.

Po tej historii, pozostała we mnie duża gorycz, że nierozważnie związałem się z ludźmi, którzy mimo deklarowanych tradycyjnych zasad i wartości, nie potrafią w sposób normalny i przyzwoity przyznać się do błędu i przeprosić.
Jednocześnie mam satysfakcję, że znak mojego autorstwa znikł już ze strony Blogmedia24.
Mam też satysfakcję, że interwencja prawników przyniosła skutek, bo skoro nie zadziałało na p. Marylę i p. Franka poczucie zwykłej ludzkiej przyzwoitości, zadziałał strach przed procesem.

P.S. Na koniec pragnę podziękować wiceprezesowi Blogmedia24 p. „Frankowi” za dobrą radę o konieczności konsultacji moich roszczeń z Kancelarią Prawną.Jak widać bardzo mi to pomogło, za co raz jeszcze składam szczere dzięki.
------------------------------------------------------------------------


"Dzieło", które wisiało na Blogmedia24
















-------------------------------------------------------------------------------
Wpis donokonany przez wieprezesa Blogmedia24, stanowiący niejako dowód na "rozdwojenie jaźni" ciała prezesowskiego.
Raz ja jestem właścicielem loga, raz nie jestem...




















czwartek, 3 września 2009

Wicie Tarzyszko Senyszyn, rozumicie...

Kiedyś ukułem takie powiedzenie, że „komuna nauczyła ludzi czytać i pisać, ale oduczyła myśleć”. Dzisiaj Pani eurodeputowana SLD, Joanna Senyszyn zwaliła w gruzy cała moją teorię, pokazała że jak w większości przypadków uogólnianie jest błędem.

Po analizie najnowszego wpisu „Pani Profesor” jestem już niemal pewien, że komuna nie tylko oduczyła ludzi myśleć, ale i niektórych – czytać.
Cóż to takiego wykoncypowała na swoim blogu aktualna „lwica lewicy”? (tytuł odziedziczyła po zamkniętej w „pierdlu” innej lwicy lewicy)

A wymyśliła sobie, że pójdzie na wojnę z IPN, przy okazji zamieszania związanego z „moskiewskimi fałszywkami” na temat agentuaralności ministra Józefa Becka.
Jako, ze jej zdaniem „IPN to nieodrodne dziecko bolszewii”, a na bolszewii to się Senyszyn zna jak mało kto, bo należała do PZPR od lat 70-tych aż do jej rozwiązania, szybko do Becka jednym pociągnięciem dokleja swoich idoli Jaruzelskiego Oleksego i Kwaśniewskiego jako również poszkodowanych przez bolszewię.

Wprawdzie dziś nie „prima aprylis” ani święto 1-go maja, ale europosłance to wcale nie przeszkadza. Porównuje preparowane na Becka sowieckie dokumenty do archiwalnych dokumentów „esbeckich i wsiowych”, z których wynika jasno, że jej idole kapowali ile wlezie i to nie tylko rodzimym służbom bezpieczeństwa.

„Bezczelne, kłamliwe oskarżenia” – to reakcja „Profesor” na w pełni wiarygodne i potwierdzone dokumenty Instytutu Pamięci Narodowej.
Przypomina to pewnego pijanego gościa, który wróciwszy do domu w stanie „mocno wskazującym na spożycie”, na lamenty żony „ty jesteś w sztok pijany!” odparł: „trzeźwy jestem, i tej wersji będę się trzymał!”
A może trzeba było mieć pretensje do swoich towarzyszy, o to że kapowali i kolaborowali, a nie że ktoś to wreszcie głośno powiedział, napisał?
A może trzeba było przeczytać akta IPN dotyczące TW Wolskiego, TW Alka i Olina i wyciągnąć wnioski?

Niestety, tu zaczynają się schody.
Albo Pani Senyszyn nie czytała, bo nie posiadła tej umiejętności, albo nie zrozumiała bo nie ma daru rozumienia tego co jest łaskawa czytać...

Najprawdopodobniej to żal za minionymi latami ciężkiej komuny - latami młodości przesłonił europosłance trzeźwą ocenę sytuacji, faktów i zdarzeń. Pani Senyszyn, jako wzorowy urzędnik SLD, a także aktywna członkini Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami broni kamratów jak nie przymierzając nioska jajek, mimo że wzbudza to śmiech i wyłącznie gesty politowania.
„Najobrzydliwsza, najbardziej zakłamana instytucja nowoczesnej Europy (to o IPN). (...) Zgodnie z maksymą, że najbardziej nienawidzimy tych, którym coś zawdzięczamy" – pisze „Profesor”.

Nie zgadzam się z Joanną Senyszyn w ocenie, (dotyczy pierwszej części tego demaskatorskiego stwierdzenia) bo zbyt raczy uogólniać i nie precyzować cóż to takiego „nowoczesna Europa”, ale „w ciemnio” mogę podać kilka współczesnych nam, istotnie „zakłamanych instytucji” takich choćby jak: Parlament Europejski, Komisja Praw Kobiet i Równouprawnienia, Polski Związek Piłki Nożnej i jeszcze kilka.

Co do maksymy ujawnionej w drugiej części, trzeba się zgodzić z Panią „Profesor” .
Faktycznie, właśnie na przykładzie ludzi z SLD widać, że nienawiść do tych którym coś zawdzięczają zawsze bierze górę. Gdyby nie ludzie przełomu, odważni i bezkompromisowi, Senyszyn i reszta nadal uprawiali by klakierstwo i bełkot w rodzaju „wicie tarzysze, rozumicie” na akademiach ku czci gen. Jaruzelskiego, czy też innego bolszewika.

I tu wracam do początku mojego wpisu.
Skąd jednak, u licha wytwory komunizmu mają o tym wszystkim wiedzieć?Przecież nie przeczytają....