piątek, 6 sierpnia 2010

„Nonscientia babolus alcoholicus” posłanki Śledzińskiej-Katarasińskiej

Dziś będzie również o „Hrabini z pałacu Agora”.
Jak walić, to po całości i skutecznie.
Pani Śledzińska-Katarasińska, dbająca tak bardzo o etykę posła Giżyńskiego zanotowała jeszcze w swojej bogatej karierze epizod ciekawy i z etyką poselską mało związany.

Lat temu pięć pani poseł miała okoliczność przyłomotać swoim oplem corsą w ciężarówkę na jednej z Łódzkich ulic. Ot, nie zauważyła przy zmianie pasa ruchu dużo większego pojazdu i bum!
Każdemu się zdarza, jak to mówią.

Przyjechała policja i jak zwykle w takich sytuacjach dała pani poseł do dmuchania balonik. Okazało się, że Pani „Etyczna” miała 0,24 promila alkoholu w wydychanym powietrzu, czyli mówiąc wpost drinkowała przed podróżą.

Sąd I instancji skazał miłośniczkę lekkiego rauszu na 3000 zł grzywny oraz zakazał jej prowadzenia pojazdów na okres pół roku.

Ponieważ z prawa do odwołania Katarasińska rzecz jasna skorzystała, a że władza PiSu słabła, toteż posłanka w październiku 2007 z pewnością i poczuciem luzu weszła na salę sądową by wysłuchać wyroku sądu II instancji.

„Spowodowała wypadek, ale nie była pijana - stwierdził sąd i oczyścił posłankę PO Iwonę Śledzińską-Katarasińską z zarzutu prowadzenia auta pod wpływem alkoholu. Według sądu, posłanka nie wiedziała, że lek, który zażyła, zawiera alkohol. Dlatego wyrok jest łagodny: tylko 300 zł grzywny”
Sąd apelacyjny uwierzył, że Śledzińska nie piła alkoholu świadomie, a zawierał go ziołowy lek, który wypiła przed wejściem do samochodu. Biegli uznali też, że skoro badanie wykazało zawartość alkoholu w organizmie na granicy dopuszczalności, mogło dojść do błędu"
– pisała prasa.

Ponoć Katarasińska piła syrop i to ten syrop tak ją sponiewierał.

Oczywiście gdyby taka sytuacja zdarzyła się przysłowiowemu Kowalskiemu albo Pani Irence z supermarketu nie mogło by być mowy o nieświadomym piciu alkoholu w syropie, bo cała ta historia i ten syrop z daleka już pachnie lipą.
Ale gdy sprawa dotyczy Hrabini od Agory i do tego z PO....

Dziwnym trafem sądy posiadają wielką słabość do niektórych przedstawicieli świata polityki, szczególnie określonej opcji. I tak jak niegdyś wymyślono „pomroczność jasną” (dziedziczną?) w przypadku młodego Wałęsy, tak teraz na potrzeby Katarasińskiej stworzono dajmy na to „nonscientia babolus alcoholicus” i wszystko gra!

Cała historia jak widać zakończyła się szczęśliwie i pani posłanka może drinkować lekarstwa legalnie i po całości.

No, to po syropie Panie i Panowie. Za zdrowie „Etykiety”!
(Etykieta – pochodzi od słowa etyka i określa osobę o wybitnej etyce)


czwartek, 5 sierpnia 2010

Czkawka po „pogardzie do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida”

Coraz ciekawiej robi się w naszym kraju. Dzisiejsza awantura sejmowa z udziałem posła Giżyńskiego i Śledzińskiej-Katarasińskiej uświadomiła wielu osobom, jak silne jest zakłamanie i obłuda elit będących obecnie u władzy.
Trzeba mieć niezły tupet oraz całkowity brak poczucia honoru i godności by odstawiać przed zgromadzeniem parlamentarnym komedię i cyrk jaki zrobiła dziś Iwona Śledzińska-Katarasińska.

Ta zasłużona towarzyszka, była członkini nieboszczki PZPR oraz redaktorka gadzinówki - Głosu Robotniczego, autorka kilku piętnujących w imię gomułkowskiej nagonki antysemickiej artykułów poczuła się dotknięta, że Zbigniew Giżyński przypomniał jej właśnie te fakty z życiorysu.

Nie dość, że poczuła się dotknięta, to jeszcze zareagowała żywo i udając prawdziwe oburzenie zażądała skierowania sprawy do Komisji Etyki Poselskiej.
Dlaczego?
Zapewne dlatego, że Śledzińskiej-Katarasińskiej nie podoba się to, że ktoś śmie przypominać jej przeszłość, gdy jako młoda, prężna aktywistka piętnowała wrogów władzy socjalistycznej gdy syjonistyczna klika czyli piąta kolumna podważała i sypała piach w tryby machiny postępu.

„Przejawy żywotności – budowa dróg i cmentarza, koncerty, rewie, konferencje z władzami niemieckimi. A wszystko to w myśl generalnej zasady przywódców syjonistycznych – bądźcie bierni (...). Można w ten sposób nabrać pogardy do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida” – pisała niegdyś o żydowskich przywódcach w getcie.
Dziś Katarasińska (urlopowany pracownik Agory) ma zupełnie programowo inne poglądy. W ramach pokuty za grzechy, zadanej przez wszechmocnego „ojca nadredaktora” odbębniła swoje w jego „Gazecie Wyborczej” i teraz jest cacy.
Cacy i już, bo prawo i wyłączność o decydowaniu, kto jest antysemitą a kto nie, ma właśnie tenże nadredaktor i jego funkcjonariusze. Giżyński takiego prawa nie ma!

Powinno wystarczyć, że sama Iwona Śledzińska-Katarasińska, primo voto „Głos Robotniczy”, osobiście oznajmiła niegdyś (zapewne po konsultacji z rodziną Agora), że te antyżydowskie paszkwile nie pisała ona, a tylko jej nazwisko zostało pod nimi zamieszczone. Kropka. :))

Muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa linia obrony, która obecnie może cieszyć się dużym powodzeniem. Już wyobrażam sobie występ Jaruzelskiego i oświadczenie, że to nie on wprowadził Stan Wojenny, a tylko tak to zostało bez jego wiedzy zmanipulowane...
W każdym razie rola obrażonej „hrabini” wyszła Katarasińskiej wspaniale. Ciekawe jest, że ludzie PO posiadają takie talenty aktorskie (Boni, Katarasińska, Niesiołowski).
Szkoleni są przez Wajdę, czy co...?

A tak całkiem serio. Nie uda się Katarasińskiej wymazać tych „dokonań” z własnego życiorysu. Częściej lub rzadziej, ten smród będzie wracał do niej i dodatkowo unosił się również nad jej partyjnym środowiskiem, bo jak powiedział Pan Prezydent Elekt: „Pokaż mi swoich przyjaciół a powiem Ci kim jesteś...”

Raz już Katarasińskiej ten smród zaszkodził. W 1997 roku miała zostać ministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka. Wtedy to w „Życiu” ukazał się materiał przypominający jej przeszłość.
Ministrem nie została.
Mam nadzieję, że zaszkodzi jej to jeszcze nie raz i bezczelny oraz butny babon zniknie raz na zawsze z życia politycznego.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Telepatia pokoleniowa?

Temat wprawdzie był wczoraj opisany przez Nietoperza, lecz i ja chcę dołożyć swoje "trzy grosze", jako komentarz do wypowiedzi Pana Marka Kondrata na Przystanku Woodstock.

Były już aktor, specjalista od ról zdegenerowanych policjantów, wielbiciel winka i innych szlachetnych alkoholi łaskaw był na "Owsiakospędzie" stwierdzić: "Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska".

Tak uważa pokaźniej wielkości, lecz niskiego wzrostu autorytet organizatorów spędu, specjalnie zaproszony by rzekł do tłumu coś mądrego i nieskomplikowanego.

Długo musiał myśleć Kondrat, czym zaszokować publikę i wymyślił. I głębokie to i "antykaczyńskie" w swojej wymowie - słowem dwa w jednym, a cel osiągnięty.

Bycie autorytetem zobowiązuje. Szczególnie autorytetem otrzymanym w spadku po Unii Wolności. To zobowiązuje podwójnie.
Były gwiazdor najwyraźniej gardzi już tanimi chwytami jak choćby przyjście do studia telewizyjnego "na bani" (program z udziałem najmłodszych "Duże Dzieci") - tym razem zamiast alkoholowo, postanowił szokować pseudointelektualnie.

Zabawne to nawet, gdy "stary pryk" próbuje stać się hippisem i objawia narąbanemu i napalonemu „trawką” tłumowi małolatów, odkryte przez siebie naprędce prawdy.
Nie wykluczone, że z takimi mądrościami na ustach, czterdzieści lat temu z hakiem Kondrat porwał by tłumy zebrane na farmie Yasgura w Bethel i stał się ich guru. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że zebranych tam Polska, jako taka mało obchodziła, a brednie potraktowano by jako efekt odjazdu po LSD.

Niestety, blisko pół wieku później w rodzimym Kostrzyniu Marek Kondrat ośmieszył się i wyszedł na "głupa". Pokazał, że jest małym i niezręcznym człowiekiem, który zamiast korzystać ze wspaniałego przywileju siedzenia cicho, gdy nie ma nic mądrego do powiedzenia, sili się na odkrywcze i rewolucyjne przemówienia.

Zamiast np. wypić sobie winko z innym "szokerem" Palikotem i iść spać do wyrka, Kondrat w przeddzień rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przekonuje zebraną w Kostrzyniu młodzież, że Polska nie jest najważniejsza - najważniejsze jest nasze życie, bo ono jest jedno.

Zaiste „pięknie to i wymownie” brzmi w okresie rocznicowej zadumy nad ofiarą powstańczą, złożoną dla Naszej Ojczyzny.
Aż strach pomyśleć, jak mogło by wyglądać pokolenie "Kolumbów" gdyby posiadało podobne do Kondrata autorytety.

Być może wielu z taplających się w kostrzyńskim błocie humanoidów jest wszystko jedno i czym głupsza gadka, tym większa radość i atawistyczny odjazd.
Być może. Szczególnie, że jak zauważył to (również goszczący tam w roli autorytetu) Jerzy Buzek - te taplające się postaci, to przyszłość Unii Europejskiej, która preferuje przecież podobne do prezentowanych przez Kondrata postawy.

-------------------------------------------
Jako podsumowanie wpisu, nasuwa mi się taki oto epizod z rodzinnej historii Kondratów.
Stryj byłego już aktora, Józef Kondrat (też aktor) łaskaw był w 1941 roku wystąpić w propagandowym hitlerowskim filmie "Heimkehr". Nie będę opisywał historii i scenariusza tego najohydniejszego antypolskiego obrazu, dodam tylko, że film miał przekonać obywateli III Rzeszy do rzekomego okrucieństwa i bestialstwa Polaków wobec Niemców.
W takim to obrazie zaistniał w okresie okupacji Józef Kondrat.

Czy też uznawał prawdę o tym, że "Polska nie jest najważniejsza, najważniejsze jest nasze życie..."?
Jakaś telepatia pokoleniowa?
W każdym razie już po wyzwoleniu, talent aktorski Józefa Kondrata odpowiednio doceniono i za udział w hitlerowskim obrazie skazano go na karę infamii. ...

piątek, 16 lipca 2010

Przecieki

„Płemieze, płemieze”.... głos oberciecia Gawła Prasia dochodził coraz głośniej z otchłani korytarza Urzędu Porady Minimini Strów.
Wraz rozpaczliwymi, skandowanymi okrzykami dało się słyszeć coraz bardziej głośne i rytmiczne kroki biegnącego Niedorzecznika.
Był tuż, tuż...

Płemieł wstał z fotela i zwinnym zwodem Messiego ominął duże dębowe biurko. Niby od niechcenia, lecz z wyraźnym zaciekawieniem podszedł do drzwi gabinetowych. Przystawił do nich prawe ucho i począł wsłuchiwać się w coraz bliższe kroki Prasia.
-„Coś się musiało stać” – pomyślał.
- „Praś nigdy tak nie krzyczy. Ba, Praś nigdy nie biega. Ba, ba Praś o tej godzinie sprząta posesje u Helmuta....”.

Dywagacje płemieła przerwało mocne i natrętne walenie do drzwi gabinetu.
Płemieł Tantal Dupsk z odrazą i bólem na twarzy oderwał ucho od drzwi.
-„A to dureń, bębenki chce mi uszkodzić...- pomyślał.
-„Płemieze... Tantalu najdroższy... otwórz" – głos Prasia brzmiał błagalnie.
Płemieł przekręcił klucz w drzwiach i nacisnąl klamkę.
Praś nie czekając na pozwolenie, z całym impetem wdarł się do gabinetu.
-„Płemierze, Tantalu jedyny sensacja!” – cedził zasapanym i przejętym głosem.
-„Sensacja i rewelacja- są nowe przecieki!!!” – Praś spojrzał na Płemieła wymownie.
Obaj panowie wiedzieli co to znaczy i o co gra idzie.
-„ Gdzie, kiedy, kto i co” – zadał rzeczowe pytanie Płemieł, tłumiąc radość i skrywając podniecenie za surową i zimną maską twarzy.
-„ Ach, dużo by mówić Tantalu najdroższy...., a w skrócie to było tak..” – Praś osunął się na stojące przy drzwiach krzesło i drżącą ręką uchwycił flakon z goździkem stojący na stoliku. Pospiesznie wyciągnął kwiat i całą zawartość flakonu wlał sobie do gardła.
-„uch.... lepiej....ale do rzeczy... jakiś kwadrans temu widziałem Jolkę Panterę, która biegła ile sił w nogach po korytarzu w kierunku toalet....” – Praś otarł pot z czoła.
-„No, no i co?” – Tantal Dupsk nie krył zniecierpliwienia.
-„ No i niby nic, ale z daleka krzyknęła tylko do mnie – Gaweł później pogadamy, teraz nie mogę, bo mam przecieki... i wpadła do kabiny, którą natychmiast zatrzasnęła za sobą...”
-„Ha, mamy ich” – Tantal wyraźnie promieniał.
-„Jak już Jolka Pantera, coś wykombinowała – to jest to mocne i medialne....” – pomyślał.
„Dzwoń Prasiu do Prezesa Woltera, niech no robi audycję, niech zaprasza dyżurne autorytety i dyżurnych błaznów – będziemy dokopywać i ujawniać nasze przecieki" – płemieł promieniał jeszcze bardziej.
-„ Ale może najpierw pogadać z Jolką... ona tam już z pół godziny siedzi w tej kabinie.... może to jakieś wyjątkowe przecieki?" – Praś wyraźnie próbował się asekurować.
-„A gdzie tam, dzwoń do Woltera, niech daje na wizję Pastorałkę-Przedgajną albo jakiegoś Cugogrzesia... mocno przyłożymy, oj mocno..." – Dupsk promieniał jak słońce w zenicie.
Praś tymczasem oczekiwał już na połączenie z prezesem Wolterem.
-„... tak drogi prezesie, będziemy „bierutówkę” robili...tak, tak... no będziemy gryźć..tak kopać – jasne, że będziemy i czy posączymy? No jasne, że posączymy... Dziękuję bardzo, tak będziemy wraz z Płemiełem... do zobaczenia."

Nie minęło dziesięć minut jak z gabinetu płemieła prężnym krokiem wyszli Tantal Dupsk wraz Gawłem Prasiem. Panowie skierowali się do toalety i poczęli nawoływać...
-„Jolka, hop, hop jesteś tu jeszcze? Pantera – wychodź Pan płemieł ma do Ciebie słówko. Co z Tobą Jolka...?"
Po chwili z jednej z kabin dobiegł odgłos spuszczanej wody, stukot zwalnianego zamka oznaczał, ze za chwilę w drzwiach pojawi się osoba do niedawna okupująca toaletę.
-„Jolka!? Jak dobrze, ze jesteś. Szybko,... czekają u Woltera, po drodze opowiesz o przecieku...” – płemieł złapał mocno za rękę Panterę.
-„Jaki przeciek?! Skąd?!” – Pantera była wyraźnie zaskoczona.
-„No jak to, sama mi mówiłaś, że masz przecieki,... robisz z nas Palikotów?” – wypalił Praś!
Jolka Pantera wyraźnie się zarumieniła i skryła twarz w dłoniach.
-„O co chodzi. Jolka?!” – płemieł zniżył głos i wyraźnie żądał wyjaśnień.
Praś stał jak wryty.
-„Tantalu drogi, ach wstyd...wstyd się przyznać... nieporozumienie... i wstyd” – Julka rozszlochała się jak bóbr.
-„Co jest, do stu tysięcy Chlebowskich?!, Żarty sobie robicie...” – na dobre rozsierdził się płemieł.
„Nie, nie Tantalu kochany..." – przez łzy cedziła Joka.
-„Ja tylko w majtki popuściłam i przeciekło nieco... ot cała tajemnica”.
-„To ty nie masz żadnych sensacyjnych przecieków??!” – Dupsk zrobił się cały czerwony ze złości
-„No mam, bo przeciekło.... ale to zwykłe, takie pospolite przecieki...” – próbowała załagodzić sytuację Pantera.
Dotychczas stojący jak wmurowany Gaweł Praś, nieśmiało podszedł do płemieła.
-„Tantalu zostaw. Będzie dobrze. Pojedziemy do Woltera. Tam są tacy fachmani, że coś z tego też da się zrobić”.
Płemieł uśmiechnął się znacząco i odparł tylko – „Przecież wiem!”

Tantal Dupsk wiedział znakomicie, że funkcjonariusze imperium Woltera potrafią z byle gó..na zrobić sensację.
Nawet jeżeli przeciekło go bardzo niewiele.

------------------------------------------
A teraz nastąpi dwutygodniowa przerwa.
Yarrok ma urlop.
Do przeczytania w sierpniu!


czwartek, 15 lipca 2010

Druga rocznica śmierci Bronisława Geremka. "Palikotyzujmy".

Trzynastego lipca br. minęła druga rocznica wypadku pod Lubieniem, w którym śmierć poniósł eurodeputowany Bronisław Geremek.

Z tej okazji na grobie zmarłego delegacje środowisk czczących dokonania i mit III RP złożyły wieńce i kwiaty. Zadumano się i wielokrotnie wspominano "nieśmiertelne dzieło" zmarłego.

Ja zajmę się tym "śmiertelnym" dziełem.

Z okazji tak doniosłego wydarzenia warto trochę "popalikocić".

Przypomnijmy. 13 lipca 2008 roku, Bronisław Geremek - deputowany do Paralmenrtu Europejskiego, udawał się swoim autem marki mercedes do Brukseli. W miejscowości Lubień (pow. Nowotomyski) miała miejsce kolizja z nadjeżdżającym z przeciwka fiatem ducato. Jak ustaliła policja kierujący mercedesem Geremek, tuż przed zderzeniem zjechał na przeciwległy pas ruchu i spowodował śmiertelny wypadek. Do dziś do publicznej wiadomości nie podano bardziej dogłębnych okoliczności wypadku.

Mimo prowadzonego śledztwa, tylko w sferze hipotez pozostają przeciekające do mediów wiadomości o rzekomym zaśnięciu Geremka za kierownicą. Jak było naprawdę?

Może warto zadać jakieś "palikotyczne" pytania i rozwikłać za policję ten problem?!

Geremek ma ludzką krzywdę na sumieniu, a jego środowisko (Michnik, Komorowski, Tusk....) powinno przeprosić Polaków.

W wypadku poszkodowany został kierowca fiata ducato. Ponad rok spędził na rehabilitacji i szpitalnym, leczeniu. W tym czasie firma jego, bez opieki i zarządzania zbankrutowała. Wprawdzie z racji niezawinionego przez kierowcę ducato wypadku, odszkodowanie mu się należało, lecz brak ekspertyz (wykonanych przez policję) co do przyczyn kolizji, firma ubezpieczeniowa nie wypłaciła należności. Ekspertyzy przeciągały się, gdyż prawdopodobnie szukano "złotego środka" by nie obwinić zmarłego "guru" o taki bezsensowny wypadek.

Cierpiał na tym bogu-ducha winien człowiek, w którego wjechał pirat drogowy.

Dlaczego nie upubliczniono wyników sekcji Geremka? Czy wykonano wszystkie stosowne badania? Dlaczego Bronisław Geremek tak gnał po trasie bez opamiętania? Dlaczego jadąca z nim "asystentka" nic nie pamięta? Czy sprawdzono z kim kontaktował się telefonicznie w czasie jazdy?

Co dały by odpowiedzi na te pytania?

Być może okazało by się, że eurodeputowany był pod wpływem alkoholu, był po wyczerpującej nocy, po zakrapianej imprezie.... co spowolniło jego reakcje.
Zaspał, bo "balował" i "zakrapiał" toteż pędził, bo nadrabiał zaspane godziny.

Asystentka nic nie pamięta, bo może pamiętać nie chce. Czynności wykonywane w czasie podróży, być może nie przynoszą godności kobiecie, tym bardziej na etacie w europarlamencie. Czy to w ogóle była prawdziwa "asystentka"?

Nie jest wykluczone, że Geremek rozmawiał przez telefon komórkowy w momencie kolizji i pośrednią przyczyną zjechania na przeciwległy pas jezdni był upadek, upuszczenie aparatu telefonicznego...dekoncentracja kierowcy.

Jeżeli hipoteza z upuszczeniem telefonu i dekoncentracją Geremka potwierdziłaby się, to również współodpowiedzialnym za wypadek można uznać rozmówcę Geremka.

Wśród "ochów i achów" nad nieszczęsnym budowniczym III RP, warto pochylić się nad tragedią niewinnego kierowcy jadącego z przeciwka. Dziś służby III RP budują granitowy pomnik, który ma podstawę z popękanego kamienia. "Bronku tego nie robi się jadącym z przeciwka" - tak powinien powiedzieć Adam Michnik nad grobem.

Geremek ma ludzką krzywdę na sumieniu! Budowlańcy III RP pomagiery Geremka - przeproście!

środa, 14 lipca 2010

Ankieta antywirusowa – wyniki!

Zamieszczona dzisiaj nad ranem (o 0:35) ankieta dotycząca domniemanych niemoralnych i kolaboracyjnych działań w czasie okupacji, ojca znanego posła PO Janusza Palikota przyniosła ciekawe rozwiązania.

Internautom zadano tylko jedno pytanie: Czy hipoteza o szmalcownictwie ojca Janusza Palikota wydaje Ci się wysoce prawdopodobna?”

Na powyższe pytanie internauci wyjątkowo zgodnie odparli – TAK!

Poniżej zrzut ekranowy z wynikami ankiety.





















Co wynika z przeprowadzonej ankiety?

1. Społeczeństwo, mimo braku dowodów na zarzucane ojcu Polityka czyny, na podstawie znajomości zachowań i charakteru jego syna, wyjątkowo zgodnie odparło: Tak, taka hipoteza jest najbardziej prawdopodobna. Zadecydowały tak 302 osoby – 98% ankietowanych. Tylko 5 osób – 1% ankietowanych – uznało, że nie warto wracać do dawnych spraw.

2. Najwięcej, bo aż 40% ankietowanych, to ludzie z doświadczeniem życiowym i działający nie pod wpływem impulsu (przedział wiekowy 41-60 lat). Niewiele mniejszy procent osób (37%) to ludzie w wieku szczytowym – produkcyjnym, czyli rozsądni i odpowiedzialni (przedział wiekowy 21-40 lat). Następne miejsce zajmują osoby w wieku 11-20 lat. Tych 15% wzięło w ankiecie, i wreszcie osoby w wieku powyżej 60 roku życia (5%).

3. Osobny rozdział stanowi najmłodsza grupa badanych. W wieku 0-10 lat tylko 1% wziął udział w ankiecie. Ciekawostką jest to, że ten 1% - 5 osób pokrywa się z taką samą ilością głosów oddanych na odpowiedź drugą (przeciwstawną).

4. W ankiecie wzięło udział 307 osób. Na pytanie twierdząco odpowiedziały 302 – co pozwala na twierdzenie, że społeczeństwo uważa, że ojciec Janusza Palikota prawdopodobnie był szmalcownikiem – tak przynajmniej uważają anonimowi ankietowani.

Ankieta antywirusowa!

Ponieważ „chorych na kocie zapalenie” zrzeszonych w Ruchu Zaparcia Janusza Palikota jest już 7 000, medyczny proces prewencyjny reszty społeczeństwa należy rozpocząć już dziś.

W tym celu rusza ankieta, która ma na celu zdławienia wirusa w samym zarodku.

Wystarczy odpowiedzieć na jedno tylko pytanie:
Czy hipoteza o szmalcownictwie ojca Janusza Palikota wydaje Ci się wysoce prawdopodobna?”

Odpowiedź w zgodzie z własnym sumieniem pomoże w wyeliminowaniu groźnego nowotworu z organizmu naszego społeczeństwa poprzez poznanie jego korzeni (właściwie korzenia) i napiętnowanie oraz wypalenie go.

Skompromitowany wirus – to martwy wirus!









Kliknij w obrazek - zostaniesz przekierowany na stronę z ankietą

Obywatele, jeszcze nie jest „za późno”, przyjmijcie szczepionkę-ankietę. Może nawet wielu uda się jeszcze wyleczyć z „zapalenia kociego”. Nie bądźcie jak robaczywa huba czy inna zmurszała kora... głosujcie.