wtorek, 23 marca 2010

Kultury Polacy! Kultury i nowoczesności!

Nic, a nic nie zmieniliśmy swojego podejścia do ciemiężonego w Polsce pederasty.
Polacy nadal nie akceptują homoseksualizmu i różnego, tego typu wynaturzeń.
Smuci to również pokrewnych pederastom pedofilów, nekrofilów i zoofitów, bo wiadomo, że postępy w akceptacji jednych pomagają w zrozumieniu zainteresowań drugich.
Dała przykład temu Holandia, gdzie pederastia jest tak normalna i zrozumiała, że „nowe” ruchy przy niej się też rozwijają.
Ot choćby „stowarzyszenia” pedofilów (które domagają się obniżenia wieku seksualnego do 12 lat) oraz zoofitów (którzy chcą aby zezwolić na współżycie ze zwierzątkami, byle tylko ich nie krzywdzić).
To się nazywa postęp i nowoczesność!
Niestety, nic na razie nie wiadomo o nekrofilach. Być może ich lobby nie jest tak wpływowe, lecz daję głowę, że już niebawem, ktoś pochyli się nad ciężkim losem tej grupy i będzie postulował o dopuszczalność stosowania tych praktyk np. do dwudziestego dnia po śmierci „kochanka” ...

Póki co, u nas w Polsce nie jest w tych sprawach najlepiej.
Sondaż wykonany przez GfK Polonia, zamieszczony w "Rzeczpospolitej" pokazuje, iż Polacy są niechętni legalizacji małżeństw homoseksualnych.
Zdecydowanych zwolenników jest zaledwie 3 procent. Tylko 13 procent popiera takie rozwiązanie, ale aż 80 procent pytanych uważa, że pary homoseksualne nie powinny mieć prawa wstępowania w związek małżeński.
Jeszcze bardziej „bezwzględni” są Polacy w sprawie adopcji dzieci przez pary pederastów. Zdecydowanie „za" opowiedział się jeden na 100 pytanych, 4 procent ankietowanych uważa, że homoseksualiści „raczej powinni" mieć takie prawo. Natomiast przeciwników jest 93 procent.

W tej sytuacji należy zadać sobie pytanie „czy jesteśmy prawdziwymi europejczykami” i „czy sześć lat po przystąpieniu do UE czegoś się nauczyliśmy, od dobrej nowoczesnej europy”?
Niestety, bardzo mało albo prawie nic!
Nadaj nie lubimy pederastów. Nie chcemy dawać im dzieci na wychowanie, nie chcemy by żyli jak „unia przykazała”, czyli jak mąż z mężem.
Rządzi nami zabobon i kołtun, bo nie jesteśmy otwarci na nowinki „techniczne” jak współżycie z małoletnimi oraz z zwierzakami i nieboszczykami. Co gorsza prekursorów „postępowej europejskiej myśli” w tej dziedzinie skazuje się i zamyka w więzieniach.
Nadal nie zabijamy bezbronnych osób starszych i chorych, a nawet tych którym nie chce się żyć. Domagamy się za to zabijania morderców, co jest ze wszech miar godnym potępienia.

Wracając jeszcze na chwile do wyników badań wykonany przez GfK Polonia, należy postawić pytanie, czy nie będzie dobrym rozwiązaniem wymiana społeczeństwa na inne, bardziej nowoczesne?
Póki co „w sprawie” mogła by zabrać głos jedyna, przewodnia siła narodu – Platforma Obywatelska.
Jak wiemy reprezentuje ona szeroki wachlarz światopoglądowy i na pewno wiele mogła by pomóc. Przecież członek PO jest szefem Parlamentu Europejskiego, który to jest domem nas wszystkich. Jest domem publicznym.
Inny polityk tej frakcji jest marszałkiem sejmu i za kilka miesięcy może zostać też Prezydentem RP...
Ze swojej strony proponuję zamieszczony poniżej plakat promujący akcję społeczną „Bądź tolerancyjny, my się tylko kochamy”. Może wizerunek kochających się wbrew trendom w społeczeństwie, znanych i lubianych polityków poruszy serca Polaków?
Niech będzie to mój wkład w „unowocześnianie” Polski.
Kultury Polacy!
Kultury i nowoczesności!

Debata czyli jak brat do brata

Tak było jeszcze wczoraj...

niedziela, 21 marca 2010

Gównomartyrologia vs niedouctwo

„A to się porobiło” - jak mawiał Jan Pietrzak.
A porobiło się i to całkiem niewąsko. Platformowe VIPy okładają się aż miło, przypinając sobie łatki i robią co mogą aby wkraść w łaski „boskiego” Donalda.
Bronisław Komorowski oraz Radosław Sikorski niczym pawie w ogrodzie tańczą godowo-kandydacki taniec przed Panem Premierem, podstawiając sobie wzajemnie nogi. Ubaw po pachy. A wszystko po to aby stać się tym jednym, jedynym namaszczonym przez króla platformy i ubiegać o najwyższy urząd w państwie.
Gra warta świeczki. Obu kandydatów dopadł taki zapał, że zapomnieli o zwykłym zdrowym rozsądku i poczęli pleść nieopisane bzdury ośmieszając się i kompromitując.
Dzień przed epokową debatą, (czyli pierdu-pierdu o niczym) miało miejsce dość zabawne wydarzenie. Otóż niezwykły poliglota Sikorski zarzucił swojemu kontrkandydatowi, że ten nie posiada umiejętności posługiwania się żadnym obcym językiem. Jednym słowem, stanowiło to podstawę do drwin i uszczypliwości wobec Komorowskiego. Biedny Marszałek, przywołany do tablicy zamiast uciąć, bądź zignorować szarżę Sikorskiego, wdał się w przepychanki i w odwecie również wypalił głupotą. „Podczas gdy Radosław Sikorski uczył się języka i studiował w Wielkiej Brytanii, ja siedziałem w więzieniu w Polsce ...” – skonstatował ze sobie tylko właściwym urokiem Komorowski.

W tym miejscu Pan marszałek sejmu nieopatrznie dotknął dość śmierdzącego tematu, a mianowicie własnej przeszłości kombatanckiej. Delikatnie mówiąc, Komorowski herosem nigdy nie był. Owszem kolportował solidarnościowe ulotki i organizował kilka razy demonstracje , ale głównie pochłonięty był działalnością instruktora harcerskiego, tzn. z lubością zdobywał wraz z podopiecznymi, co raz to nowe sprawności. Najwyraźniej umiejętności kolporterskie oraz konspiracyjne nie były najmocniejszą strona harcerza, bo wpadł i został skazany na miesiąc więzienia. I to tyle martyrologii marszałka. W późniejszym okresie (już po 1989 roku) działał w Unii Demokratycznej i Unii Wolności, czyli dołączył do grupy tzn. „koncesjonowanej opozycji”, dygnitarzował i żył wygodnie.
Najwyraźniej ten miesiąc spędzony w więzieniu spowodował, że Komorowski poczuł się niczym Nelson Mandela albo Ronak Safarzadeh i wszelkie życiowe niepowodzenia z ulgą zrzucił na okrucieństwo tiurmy. Jak mawiano niegdyś, miał chłop pod górkę do szkoły. Oczywiście w odróżnieniu od Sikorskiego.
Pan marszałek nieco przecenił zdolności i geniusz swojego kontrkandydata. Był przekonany, że wystarczy miesiąc by nauczyć się języka i ukończyć studia. Co można zrobić w miesiąc i czego się nauczyć, każdy zdrowo myślący człowiek wie znakomicie. W związku z tym albo Sikorski jest niedouczony, albo Pan Marszałek pieprzy głupoty...
Mam wrażenie, ze jedno i drugie po trochu wchodzi w grę. Przekonało mnie do tego dzisiejsze spotkanie obu kandydatów , nazwane debatą. Z jednej strony intelektualista po Oksfordzie, który myli polskich królów i nie wie, że połowa z prezydentów krajów europejskich nie zna żadnego języka po za ojczystym a z drugiej magister historii, który nie zauważa tej „dynastycznej” pomyłki i na dodatek własną niechęć do nauki języków tłumaczy miesiącem pobytu w więzieniu.
Okropność, ale... mimo wszystko to miło, że się trochę pogryźli :)

czwartek, 18 marca 2010

10 minut czytania = długie lata leczenia!

Biuro Badania Opinii Społecznej przy Wydawnictwie Agora przeprowadziło badania na docelowej grupie potencjalnych czytelników „Gazety Wyborczej”. Celem było wyłonienie procentowej ilości stałych czytelników „GW”, sporadycznych czytelników oraz tych którzy nie czytają gazety w ogóle.

Następnie do działania przystąpili naukowcy oraz lekarze, którzy przebadali wszystkich i sporządzili raport. Niestety wyniki są szokujące. Okazało się, że nawet kilkuminutowe obcowanie z „GW” pozostawia trwałe zmiany w mózgu czytelnika.

W celu zapobieżenia przypadkom zachorowań, sporządzony został stosowny plakat biorący udział w nowej kampanii społecznej „Nie czytaj, bo ześwirujesz!”

Plac Kuronia

Ku uciesze „Rodziny Agora” powstanie w Warszawie Plac Jacka Kuronia. Przepychanki trwały kilka lat, bo trudno było znaleźć złoty środek, czyli właściwie miejsce, które było by godne patrona. Z różnych względów odpadł Plac deGaulle’a (tam gdzie dawne KC PZPR), Plac na Rozdrożu (gdzie Kwatera Główna „czerwonych” z SLD) czy też skwerek przy Czerskiej (tam gdzie „GW”), czyli miejsca ideologicznie kojarzone z autorem słynnej ministerialnej zupy. Ale, jak się dobrze poszuka, to się znajdzie!

Mały placyk na Żoliborzu, u zbiegu ulicy Potockiej i Gdańskiej dostąpi zaszczytu nazwania imieniem wielkiego Kuronia. Miejsce jest piękne, świeżo renaturyzowane po usunięciu stamtąd stacji benzynowej, czyste i zadbane. Moim skromnym zdaniem plac i historia jego zagospodarowania idealnie pasuje do postaci czcigodnego Patrona. Wszak miejsce, gdzie przez ponad 50 lat obywatele dzień w dzień niemal „na okrągło” tankowali, przypominać będzie przechodniom o tym, że Wielki Kuroń również uwielbiał tankować. Wprawdzie nie paliwo, ale też bardzo często i nie rzadko „do pełna”.



P.S> Dla podążających drogą Jacka Kuronia ważna informacja – obok placu jego imienia znajduje się Wyższa Szkoła Pożarnictwa. To tak gdyby po „zatankowaniu do pełna” potrzebna była na drugi dzień jakaś „gaśnica”.

poniedziałek, 15 marca 2010

Bloger Roku 2010!

Zainspirował mnie wpis Ckwadrata. Wpis o epokowym wydarzeniu na platformie blogerskiej Wiadomości24, a mianowicie o nadaniu tytułu „Bloger Roku” w jednej z „dyscyplin” gościowi, który raz popełnił wpis i został doceniony przez zaszczytne jury, zaszczytnym tytułem.

Przyzwyczajeni do przekrętów w wykonaniu „czerwonych piór” czy jak kto woli „indiańskiego” szczepu „Komuszonów piszących”, nie powinniśmy być zdumieni. Wszak to duet największych „niumiałków” dekady (a nawet dwóch) przewodził szacownemu jury. Stefan „Kapciowy M.F.Rakowskiego” Bratkowski oraz Janina „Belfegor” Paradowska tak właśnie zarządzili.

Dodając do tego, że w innych kategoriach zwyciężał właściciel portalu, niejaki „Matka Kurwka”, mamy wyraźny obraz, jakimi kryteriami kierowało się jury. Trudno nie zaryzykować twierdzenia, że choć zmienił się ustrój oraz świat wokoło, to pewien gatunek ludzi, pozostanie jak ten beton – trudny do zarąbania, odporny na wiedzę. Prywata, kumoterstwo i robienie z ludzi idiotów.

Dlatego też moja propozycja jest następująca. Po kiego diabła czekać z wyborem tegorocznego „blogera roku” do końca grudnia? Skoro i tak, co się napisze i ile się napisze i jak się napisze nie ma znaczenia... A załatwić to za jednym zamachem, przy okazji przyznania tytułu „blogera roku 2009”. W końcu będzie działał dopingująco na laureata, taki tytuł przyznany awansem.

Moja wizja wypadków...


Ckadratowi bardzo dziękuje za temat oraz inspirację.

Ostra walka kandydatów w prawyborach.

Kończą się żarty, zaczynają schody. Im bliżej końca prawyborów i wyłonienia jednego kandydata, tym bój między kandydatami staje się bardziej bezwzględny i bezpardonowy. Wczorajsze Fuckty TVN podały...