środa, 18 grudnia 2013

Radziszewska - uczennica Dzierżyńskiego


Mam wrażenie, że na prominentne stanowiska z ramienia PO powoływani są ludzie o ograniczonym światopoglądzie oraz inteligencji.
Ot, w myśl dawnego powiedzenia, że „prawdziwy dobry towarzysz służy partii na każdym odcinku – nie tam gdzie czuje się mocno, ale tam gdzie partia go postawi...“.
A że partia wyjatkowo kaleka i kulawa intelektualnie, to efektem tego są ludzie sadzani  przez nią na politycznych stołkach.
Wczoraj popis dała niejaka Elżbieta Radziszewska, lekarz medycyny o specjalności związanej z chorobami wewnętrznymi, ustwiona w sejmie przez Tuska na stanowisku przewodniczącej Komisji Służb Specjalnych.
Jeszcze chwile o pani Radziszewskiej, gdyż jest to dość ciekawa osoba.
Promowana niegdyś na stanowisko Ministra Zdrowia, nie miała tego szczęścia, gdyż w owym okresie nic nie wyszło z koalicji PO-PiS.  Mówiono wtedy, że może gdy PO wygra wybory, to Radziszewską Tusk doceni.
Nie docenił. Platforma wybory wygrała ale ministrem została ukochana premiera – Ewa Kopacz (znana również jako Ewa Kłamacz). Później przyszły znów wybory i wygrana PO, ale Radziszewskiej ponownie Tusk nie docenił. Wolał zakupionego niedawno z SLD Arłukowicza. Nic w tym dziwnego, nowe zabawki zawsze bardziej cieszą niż stare i wysłużone. W międzyczasie Radziszewska, tak na otarcie łez została Sekretarzem Stanu w kancelarii Premiera (nikt nie wie za co odpowiedzialnym) oraz pełnomocnikiem rządu do spraw równego traktowania.
O ile trudno wymienić jej sukcesy w kancelarii, to na stanowisku PRd/sRT zanotowała sukces niebywałay, - za jej czasów partia rządząca wszystkich nas równo traktowała, czyli jak idiotów i podludzi.
Jednym słowem - robotę Radziszewska miała dobrą i mało stresującą.
Niestety, w obecnej kadencji władzy tuskowej, nie udało się jej utrzymać tej dobrej posady, gdyż w kolejce czekała inna „specjalistka“ taka bardziej od pederastów i dewiacji.
Jedyny chyba vacat pozostawał jeszcze tylko na stanowiskach w strukturach sejmowych. Tam też Radziszewska została ulokowana. Robi teraz to na czym się nie zna (czyli nic się nie zmieniło) – przewodniczy Komisji d/s Służb Specjalnych.

Własnie wczoraj, w związku z prowokacją platformową, dotyczącą rzekomego przekazania do tłumaczenia na język rosyjski raportu o działaniach WSI, jeszcze przed upublicznieniem go - pani Radziszewska zapytana przez dziennikarzy o posiadane dowody w tej sprawie odparła z rozbrajającą szczerością:
- Nie mamy dowodów potwierdzających.... ale zaprzeczających też nie mamy!
O co więc zamieszanie? Po co cała sprawa?

Zastanawia czy sama to Radziszewska wymyśliła czy jakiś inny inteligent z otoczenia premiera. Oczywiście, jak mawiał towarysz Dzierżyński nie ma ludzi niewinnych. Nie ważne czy pobił czy jego pobito – ważne, że brał udzia w pobiciu!  Rozumowanie Radziszewskiej jest dość niebezpiecne, bo idąc tą drogą możemy dojść do gabinetu samego premiera i określić go jako na przykład... pedofila!
A jakby ktoś pytał o dowody, to zacytujemy „klasyczkę“ Radziszewską:
- Nie mamy dowodów potwierdzających.... ale zaprzeczających też nie mamy!

Brak komentarzy: