Przy okazji podanych przez „GW“ rewelacji dotyczących przekazania Andrzejowi Lepperowi przez Jarosława Kaczyńskiego wyników badań DNA dziecka Anety Krawczyk, zrozumiałem co na myśli miał Blumsztajn mówiąc o odmiennych niż w tabloidach normach dziennikarskich oraz normach etycznych panujących w „Gazetce“.
Fakt, „Agora“ publikując jako wiekopomny news, zasłyszane od „bab z magla“ rewelacje, odcięła się od zasad które obowiązują w tabloidach.
Niestety, taki „Superak“ czy „Fakt“ swoje rewelacje sprawdzają, by nie narażać się na śmieszność – „Wyborcza“ nie.
Cała ta informacja zanim trafiła na „jedynkę“ blumsztajnzeitung, plątała się między Kaczmarkiem, Giertchem i Wierzejskim i była uznawana za wiarygodną tylko przez nich trzech, wyłączając nawet ich rodziny.
„Bajdy kaczmarkowe“ uwiarygodniła dopiero „Gazetka“ a koło plotkarskie „maglonewsy KGW“ urosło do rangi centralnej agencji informacyjnej.
Najzabawniejsze, że jest to prawdopodobnie pierwszy przypadek w historii organu krajowej żydokomuny, kiedy za autorytety służą naziole, czy też faszyści (jak zwykli blumsztajmany nazywać chłopców z LPR czy też Młodzieży Wszechpolskiej).
Przyjmijmy, że akurat Panowie G i W, są „dobrymi“ naziolami w przeciwieństwie do całej reszty nazioli, którzy są źli i nie są żadnym przypadku wiarygodni.
W całym tym cyrku jest tylko jeden potężny babol.
Nikt nie jest w stanie potwierdzić tej teorii, gdyż to tylko „jedna pani – drugiej pani...“ a dowodów brak!
Równie dobrze taki Wierzejski mógłby oświadczyć, że wie od Giertcha o tym, kto stał za zabójstwem Kennedy‘ego, a Kaczmarek może to potwierdzić.
Słabo musi być z „Gazetką“, skoro zajmuje się głupotami kreowanymi przez głupków i w sposób pokrewny gadzinówkom, próbuje dodatkowo głupków robić z czytelników.
Faktycznie kadra trudniąca sie plotkarstwem dziennikarskim, to inna (jak mówił Blumsztajn) grupa zawodowa.
Rzecz jasna część wiernych czytelników „GW“ da wiarę „rewelacjom“, ale to osobny gatunek ludzki, ktory uwierzył by nawet w tytuł mistera universum dla Michnika.
P.S.
A skoro już zajmujemy się potwierdzonymi, w sposób niezwykle wiarygodny informacjami, przypomniałem sobie krótką historię, zasłyszana niegdyś we Francji.
Z góry zaznaczam, że jest oczywiście prawdziwa i nie podlegająca wątpliwości, bo usłyszana od osoby prawej i prawdomównej.
A zatem...
W roku 1979, zwany profesorem Bronisław Geremek bawił w Paryżu. Niby związane było to z jakimś wykładem o średniowiecznych prostytutkach (w czym specjalizował się tow. Geremek), lecz w rzeczywistości wyjazd miał na celu spotkanie z przyjaciółmi – rodakami z paryskiej komuno-masonerii (tej od koktaili mołotowa i bandyckich zadym w 1968 roku).
Miła pogawędka w której uczestniczyli Geremek, Daniel Bensaid, Daniel Cohn-Bendit oraz Herve Shulberg trwała do późnych godzin wieczornych.
Dobrze jedzono i dobrze pito.
Około północy całe towarzystwo, nieźle już „zakropione“ postanowiło opuścić restaurację i przenieść się do mieszkania wynajmowanego przez Cohn-Bendita.
W trakcie podróży od grupy odłączył się Bensaid, najmocniej podpity i mało kontaktujący.
Po około godzinie, trójka przyjaciół dotarła do celu, zakupując uprzednio kilka butelek whisky.
Kontynuowano przerwane dyskusje oraz wznoszenie toastów.
Po kilku szklankach „wędrowniczka“ Cohn-Bendit rzucił pomysł, by powiększyć grono towarzyskie o „młodą krew“, która miała by dostarczyć cielesnej rozrywki starym rewolucjonistom.
Shulberg nie był zachwycony pomysłem, gdyż znał aktualne erotyczne preferencje przyjaciela (wiedział o jego pedofilskich ekscesach w przedszkolu we Frankfurcie), natomiast Geremek z radością przystał na propozycję.
Cohn-Bendit wyjął notes i po przewertowaniu kilku kartek wybrał na tarczy telefonu znaleziony numer. Padło krótkie „Les deux petits, instantanément. Dany le Rouge.“
Nie upłynął kwadrans a w mieszkaniu zjawił się potężny mężczyzna o urodzie arabskiej w towarzystwie dwóch blond chłopców, na oko w wieku 9-10 lat.
Mężczyzna zainkasował od Bendita plik banknotów i rzucił na wychodnym „Amusez-vous. Deux heures! “
Dalej wszystko potoczyło się według klasycznego scenariusza.
Panowie zamknęli się z młodocianymi przyjaciółmi w osobnych pokojach, natomiast nieco zniesmaczony Shulberg udał się do domu.
Czy profesor Bronisław Geremek czytał chłopcu swoje opracowania dotyczące francuskiej prostytucji epoki średniowiecza, czy wspólnie wypalali fajkę „pokoju“, czy też narzekali pospołu na paskudną „komunę“ w Polsce...?
Opowiadający tę historię dziesięć lat później Herve Shulberg nie miał wątpliwości.
W każdym razie historia ta zrobiła na nim ogromne wrażenie, do tego stopnia, że nawet po upływie dekady, widząc w telewizji Geremka („okrągły stół“) nie był w stanie powstrzymać się od rzucenia krótkiego „pédophile!“.
Autorem relacji jest Herve Shulberg – uczestnik wydarzeń paryskiego maja’68. Były przyjaciel Daniela Cohn-Bendita. Artysta muzyk i sporadycznie malarz.
Historię opowiedział on w Paryżu, w towarzystwie czwórki polskich emigrantów - w kwietniu 1989 roku.
Herve Shulberg zmarł w lutym 2006 roku.
Pozostali uczestnicy spotkania żyją i potwierdzają, iż Shulberg opowiedział im tę historię.
2 komentarze:
Czcigodny Yarroku
Parafrazując starą śląską pieśń biesiadną, po lekturze pierwszej cęści Twojego tekstu można zanucić:
Agora ciulów frustracje
Sprzedaje za rewelacje.
A Polacy żyją.
I ze śmiechu ryją.
Z góry spoglądają.
Gie Wu w rzyci mają.
Kontynuacja tego songu aby rozrósł sie do rozmiarów rapsodu mile widziana.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeszcze jeden bardzo dobry wpis! Co do Gazety Wybiórczej, masz całkowitą słuszność odnośnie opisywanych "sprawdzonych" rewelacji. Sam mogłem się o tym przekonać na własne oczy!
Już nawet nihilistyczny, urbanowy szmatławiec - tygodnik "NIE"/ Jest bardziej wiarygodny od GieWu.
Dziwię się, że takie jak GW kupują ludzie w Polsce. W dodatku ma największy nakład i czytają je różni ynteligenci, żeby wiedzieć do myśleć o polityce, wydarzeniach i kulturze. I nie skompromitować się w szkole, biurze i na uniwerkach.
ARTON
Prześlij komentarz