środa, 6 lipca 2011

Jeden-dwa-trzy. Zły dzień dla platformy

To nie był dobry dzień dla partii „cudotwórcy z Kaszub”.
Tak im się wszystko pogmatwało i popieprzyło, ze aż miło patrzeć.

Najpierw „Rzeczpospolita” ujawniła przekręty w strukturach partyjnych w lubuskiem, gdzie platformiacy raczyli zapisywać do partii kogo popadnie, nawet nie pytając ludzi o zdanie.
Sprawę bada już prokuratura, bo w jakiś sposób dzielni działacze PO weszli w posiadanie danych osobowych niczego nie świadomych obywateli.
Oczywiście gdy sprawa została nagłośniona, ku radości gawiedzi wywalono na zbity pysk szefa tamtejszej PO oraz rozwiązano lubuskie struktury partii.
I bardzo dobrze.
Teraz należy zbadać „świadome członkostwo w PO” w innych regionach, bo niby czemu lubuskie miało by być wyjątkowe?
Może nawet okazać się, że sam Tusk nie wie, że do PO należy, bo bez jego wiedzy ktoś go do partii zapisał.
Bez śmiechu, to bardzo prawdopodobne, gdyż premier ostatnio udaje Gierka (albo Greka, jak kto woli) i o wszystkich niemiłych dla niego sprawach dowiaduje się „z prasy”.


Trochę później Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie wolno obrażać Prezydenta Polski.
Ten, kto używa w stosunku do Głowy Państwa słów obraźliwych, obelżywych popełnia przestępstwo. W świetle tej decyzji okazuje się, że „ałtorytet” PO - elektryk Wałęsa Lech, to przestępca.
Istnieje też szansa, że „sierżant” sejmu Niesiołowski, dołączy „z paragrafu” do kumpla Wałesy i razem sobie jak „git herbatniki” pod celą pogrypsują.


Sam Premier pojechał poopowiadać bajki do Brukseli.
Nawet zgrabnie mu to szło. Typowy zestaw obietnic i zachcianek, oraz klepanych od czterech lat farmazonów o tym z czego mamy być dumni i jak się mobilizować, by osiągnąć sukces.
Wszystko super i prawidłowo, tylko, że nawet tu w ojczyźnie premiera nikt jeszcze tego sukcesu nawet na rodzimym podwórku nie widział i zapewne już nie zobaczy.
Może oznaczać to, że również tuskowa prezydencja w UE zakończy się tym samym czy w Polsce.
Obietnicami.
Przemówienie bardzo podobało się. Szczególnie lewakom i partyjnym kolegom Tuska zatrudnionym w EuroKołchozie na lepszych i lepiej płatnych stanowiskach.
Spróbowali by powiedzieć, że im się nie podobało...
Niestety byli też tacy, którzy zrównali z ziemią całą szopkę Tuska i wyśmiali opowiadane baje.
Na dokładkę, poseł Zbigniew Ziobro przypomniał premierowi, a uświadomił zagranicznym europarlamentarzystom, że ten który udaje Gierka (albo Greka, jak kto woli) i plecie dyrdymały o standardach demokratycznych, sam wprowadza do życia publicznego zwyczaje białoruskie i prześladuje krytycznych wobec swojej władzy blogerów.

Po tym wystąpieniu zapewne z ulgą odetchnęli europejscy krytycy Tuska. Szczęście, że krytyczne słowa wypowiadali w demokratycznej europie, a nie w Polsce...



Na koniec jeszcze wystąpił jeden komunistyczno-pezetpeerowski działacz, obecnie socjaldemokrata, który w obecności gremium europosłów określił funkcjonariuszy ABW jako „uzbrojoną bandę”.
Biedny zapomniał, że jeszcze do 1989 roku sam zasilał jedną „bandę” nierzadko uzbrojoną i chyba tylko z racji jej samorozwiązania został się później demokratą.
Ten to były „bandyta” swoją wypowiedzią miał wspierać premiera.
To kolejna wtopa.
Numer cztery.

Brak komentarzy: