wtorek, 29 września 2009

"Być jak Roman Polański"

Zamieszanie wokół zatrzymania reżysera Polańskiego daje już swoje owoce. Polański stał się bohaterem grup obyczajowo wyemancypowanych, niechętnych prawu oraz wyjątkowo chętnych wszelkim zboczeniom.

Modnym stało się zawołanie „Być jak Roman Polański” czyli wynalezienie sobie podobnej dewiacji, aby można było troszkę poświntuszyć i być dumnym z osiąganych sukcesów.
Upodobnić się do znanego reżysera zamierzał 36-letni policjant z Nagłowic, który współżył z 14-letnią dziewczyną.

Świętokrzyska policja oraz Sąd Rejonowy w Jędrzejowie nie zrozumiał intencji oskarżonego i rozpoczął proces. Policjantowi grozi 12 lat więzienia.
Właściwie, to dziwi brak jeszcze reakcji ze strony obyczajowo wyrozumiałych polityków, twórców kultury i liberalnych mediów.

Jakiś apel o uwolnienie, jakiś protest, głodówka?
Może Wajda, Bromski albo Cywińska by coś palnęli. Jakąś mowę obrończą?
A może Anne Applebaum wraz z mężem Radosławem Sikorskim zadzwonili by do Prezesa Sądu Najwyższego albo Prezesa Trybunału w Starsburgu?

Szkoda faceta. Cholera, to dobry chłopak. Siedem lat w policji robił. On już swoje odcierpiał, sami wiecie jak nieznośne są nastolatki, z taką to trudno wytrzymać cały dzień, nie mówiąc już o nocy... A poza tym miał swoją traumę z dzieciństwa – ojciec go paskiem z klamerką bił po głowie... a gonili go kiedyś też sodomici... uciekł, ale od tej pory w lewym oku mu się powieka trzęsie... Weźcie to pod uwagę.

























P.S
Teraz z innej beczki. Polecam ostatni wpis nieocenionego pana Eligiusza. Coś tam o „Zegareczkach”...
Jeżeli chce ktoś się rozerwać i niezobowiązująco pośmiać, to polecam.
Takiej ilości „nakręconych dyrdymałów” nie opublikował dawno już nikt na Salonie. Nawet niejaki Dąbrowski i Pani Rudecka-Kalinowska nie dorównują Panu Eligiuszowi do pięt.
Majstersztyk i cymes w jednym.

Otóż Pan Barbur z aresztowania pedofila zrobił problem światowy i temat antysemicki. To już jest niezły dowcip, ale dalej będzie jeszcze zabawniej.
Dowiadujemy się, ze proces Polańskiego będzie drugim „Procesem Dreyfusa” :)
Właściwie światu potrzebna jest druga afera, taka jak Dreyfusa gdyż może znów coś zapoczątkuje, jak ta właściwa (sto i kilka lat temu). Wtedy to na skutek rzekomej niesprawiedliwości i antysemityzmu we francuskiej armii Theodor Herzl wymyślił ruch syjonistyczny.
Co teraz jeszcze można do tego wymyślić? Hipersyjonizm?

A dalej progresja – jeszcze jest śmieszniej, trzymajcie się...
„Polański tak naprawdę dawno już został ukarany, a my razem z nim (...) Od 30 paru lat nie mógł kręcić filmów w USA” – fajne nie prawda?!

Za co w takim razie ukarano tysiące absolwentów PWSFTviT kończących filmówki w Łodzi, Warszawie...? W końcu oni też nie mogą kręcić filmów w USA.

Absurd, ale mogący posłużyć za scenariusz dobrej komedii. Jeżeli doda się do tego element antysemicki i traumę z okresu holocaustu tak pięknie uwypuklaną przez Pana Eligiusza, to ciąg logiczny scenariusza może być zaskakujący.

Wynikałoby z niego, że przeżycia wojenne potęgują chuć oraz pociąg do nieletnich, co jest, rzecz zrozumiała, okolicznością łagodzącą.

I rewelacyjne zakończenie, uwaga sumująca całość: „Co do Szwajcarów - gdyby Polański był synkiem szejka (Kadafiego) dawno by go puścili do domu”.
Cóż, ale nie jest. Poza tym, młody Kadafi nie gwałcił małoletnich.

Jest za to Polański synem Mojżesza Lieblinga – producenta tworzyw z Krakowa i dlatego został mu poświęcony cały wpis Pana Eli Barbura, o tym jak to helweccy antysemici niszczą wielkiego artystę.
To dużo bardziej cenne niż uwolnienie.

A szwajcarskiego sędziego, który wydał nakaz aresztowania, zgodnie z tradycją izraelskiego państwa, najlepiej potraktować rakietą ziemia-powietrze-ziemia. Wraz z całą rodziną i sąsiadami. Nich sobie antysemita nie myśli... już nigdy więcej.

poniedziałek, 28 września 2009

Lobby?

Szczerze wyznam: jestem wstrząśnięty!
Wstrząśnięty i nie mieszany.
To co wyczyniają media wokół Romana Polańskiego, to absurd łączony ze skrajną bezczelnością.

Wczoraj opisywałem list protestacyjny skierowany do władz polskich, przez koleżeństwo Polańskiego. Myślałem sobie, ot grupa kolesi i tych co chcieli by być kolesiami Polańskiego plusuje zarówno u niego jak i w lewako-sado-maso światku.

To, że filmowy świat jest zepsuty do szpiku kości wie każdy, że ludzie filmu (duża ich część) dostają małpiego rozumu osiągając jakikolwiek, nawet najmniejszy sukces też wiadomo.
Dziesiątki tysięcy fanów, autografy, flesze itp.

Stwarza to w nich poczucie, ze są bezkarni, a eksperymenty artystyczne przenoszą do życia codziennego. Stąd wśród nich np.. pederastia, pedofilia oraz wizja własnego bezkarnego postępowania

Uważają się za kogoś lepszego, kogoś ponad innymi, gdy w gruncie rzeczy z ludzkiego punktu widzenia są tylko zwykłymi, spaczonymi ludźmi.
Nie inaczej należy uważać podpisujących się pod listem w sprawie uwolnienia Polańskiego jak za sympatyków i animatorów pedofilii.

Jedno z najohydniejszych przestępstw w imię lojalności zawodowej, staje się w rozumieniu Wajdy, Morgensterna, Bromskiego tylko występkiem. Ich paplanina i zbiory absurdów a nawet głupot (to w przypadku wypowiedzi p. Cywińskiej) jeszcze bardziej pogrążają całe to środowisko.
Do grupy „kolesi” dołączyli też dziennikarz.

Czołowa myśląca inaczej Karolina Korwin-Piotrowska „będzie bronić reżysera zawsze”, a Anne Applebaum (żona min. Sikorskiego) dopatruje się w tym spisku?!
Wszystkiemu wtóruje głośno cały TVN zanosząc się od płaczu nad losem Polańskiego.
Gdyby Hitler miał taką „prasę”..., do Norymbergi by nie doszło.

Na koniec małą chwilę chciałbym poświęcić materiałowi p. Aplebaum z "Washington Post".
Stało się to co przewidywałem :) Tanie „łuckie numery” i chwyty.
Jak już brak argumentów – zawsze pozostaje żydostwo obwinionego. Że dziecko holocaustu i że wtedy na niego polowali i teraz polują....

Applebaum pisze też: - Dlaczego akurat Szwajcaria - kraj który tradycyjnie strzegł tajnych kont bankowych międzynarodowych przestępców i skorumpowanych dyktatorów - postanowiła aresztować Polańskiego? Musi się za tym kryć coś głębszego”.

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, zważywszy, że najwyraźniej osoba pisząca takie dyrdymały nie może (nie lubi, nie jest w stanie) zrozumieć podstawowych zasad funkcjonowania prawa.
Tak jak kontem może dysponować właściciel a reszcie od tego wara, bo tak każe prawo, tak też aresztować pedofila i postawić go przez sądem również każe prawo. I reszcie wara od tego.
A co do głębszych to najwyraźniej kryje się za tym.... jeden głębszy, który Pani ministrowa pociągnęła przed napisaniem swoich przemyśleń „na temat”.

Liczę, że włazom amerykańskim uda się postawić Polańskiego przed sądem.
Wyrok jest sprawą otwartą i rzeczą drugorzędną. Ważne, że jest kraj, w którym istnieje pojęcie nieuchronności przed karą w imię prawa.
Nam natomiast da dużo do myślenia w związku z nie mogącym odbyć się już któryś z rzędu rok, procesem „pedofilów z Dworca Centralnego”.

Jakieś lobby działa...?

niedziela, 27 września 2009

Aresztowali Polańskiego! A gdzie jest Owsiak?!

„Uwolnić słonia” krzyczał Jerzy Owsiak - szef „Towarzystwa Przyjaciół Chińskich Ręczników” na rynku w Jarocinie w sierpniu 1988 roku.

Taki absurdalny humor przeszedł już do historii awangardy niepodległościowej epoki PRL i zyskał status kultowego. Ludzie lubią absurdy, bo nie wiadomo czy to dla śmiechu, czy na poważnie oraz czy z nas się ktoś nabija czy współczuje.

Fajnie było w tamtych latach szydzić z „komuny” wystawiając portret „Jaruzela” z podpisem „Boże chroń Generała” i patrzeć na tępych zomowców, którzy nie wiedzieli co z tym fantem robić. Lać pałą czy bić brawo?

Dziś czasy się zmieniły, wolno mówić wprost, co się ma do powiedzenia.
Nie wszyscy jednak z tego prawa potrafią lub chcą korzystać.
Pozostający mentalnie w PRLu osobnicy-twórcy filmowi, z sentymentu za czasami „towarzyskimi” także dziś fundują nam „pomarańczową alternatywę” czyli absurd awangardowy z przesłaniem.

W godzinach popołudniowych policja szwajcarska aresztowała Romana Polańskiego.
Podobno w najbliższych dniach Szwajcaria dokona jego ekstradycji do USA, gdzie reżysera pragną zobaczyć śledczy, w związku z jego przyjemnościami w 1978 roku.
O co chodzi amerykanom - każdy dobrze wie; Polański zadawał się z małoletnią, którą uprzednio „podrasował” whisky i stosownymi specyfikami halucynogennymi.
Ponoć miał z tego przyjemność.
Małoletnia też.

Przyjemności natomiast nie mięli sędziowie i służby więzienne, gdyż Polański nawiał ze Stanów Zjednoczonych i tyle go tam do dziś widzieli. Listy gończe zostały rozesłane, ale Polański, przebiegły lis, jeździł tylko tam gdzie amerykańskie prawo swoimi mackami nie sięga. Sprawa była o tyle poważne, gdyż w Stanach nie istnieje pojęcie „przedawnienia” i właściwie reżyser skazany był na wieczną banicję w USA.
Niestety, albo nie sprawdził albo zapomniał i w końcu pojechał prosto w paszczę Wuja Sama. Okazuje się, że Szwajcaria ma podpisaną umowę ekstradycyjną z USA i w sposób żelazny jej przestrzega.

Polański siedzi i czekając na wylot do ameryki pluje sobie w brodę, że nie sprawdził, jak tam u Helwetów z ekstradycjami oraz, że nie przystał na niedawną propozycję jankesów dobrowolnego powrotu i poddania się procesowi. Zapewne ułaskawiono by go, gdyż sama zainteresowana już nie żywi do niego żalu. a wielu zapomniało po 30 latach o co tak naprawdę chodzi....

Pierwsi do obrony dobrego imienia naszego wybitnego reżysera ruszyli jego rodzimi koledzy po fachu. Oczywiście „po fachu” reżyserskim, a nie jak się niektórym świntuchom może wydawać... (w każdym razie ja nic o tamtym „po fachu” nie wiem)
Elita polskiego kina wystosowała list pt. „Uwolnić Romana Polańskiego” i przesłała go m.in. do Prezydenta RP i Ministra Spraw Zagranicznych.
Jak nie trudno się domyśleć, apelują o uwolnienie Polańskiego i rewizję procesu, a najlepiej w ogóle o jego kasację.

Cel wzniosły tylko adresat pisma nie jest właściwy, bo to nie Prezydent RP ani Minister Spraw Zagranicznych zamknęli Polańskiego.
Było pisać do Obamy!

W ogóle zakrawa to właśnie na jakąś w/w „pomarańczową alternatywę”, te argumenty, forma i język...

Szczególnie argumenty w rodzaju wydarzenia sprzed 30 lat są co prawda pod względem moralnym negatywne", „sprawa rozgrywana w innej kulturze społecznej i obyczajowej, w europejskim systemie prawnym byłyby już przedawniona”, „Roman Polański jest wybitnym polskim artystą, który wniósł wielki wkład do światowej kultury filmowej (...) Żądamy od władz Polski uniemożliwienia ekstradycji Romana Polańskiego, od władz Szwajcarii jego natychmiastowego uwolnienia, a od Stanów Zjednoczonych rzetelnej rewizji nadużyć śledczych i prokuratorskich w procesie Romana Polańskiego”.

Grupie emerytowanych reżyserów wydaje się, że PRL trwa nadal. Że piękny życiorys twórczy wystarczy by stać ponad prawem i zostać nietykalnym.
Pretensja o model prawa nie uwzględniający przedawnienia, domniemana stronniczość sądów amerykańskich oraz spisek zawarte w wypowiedziach telewizyjnych, mówiąc wprost śmieszą.

Do całości awangardowego „wygłupu” pod tytułem „Uwolnić Romana Polańskiego” brakuje tylko Jerzego Owsiaka i jego silnego, charakterystycznego głosu, a poczulibyśmy się jak za czasów zdychającej komuny.

Póki co, mimo odezw i apeli, w stosunku do osoby pana Polańskiego zanosi się tylko na reanimację „Towarzystwa Przyjaciół Ręczników” oczywiście amerykańskich i to przydziałowych w paski.

Panie z fotografii

Dziś przypadkowo wpadło mi „na ekran” zdjęcie dwóch radosnych Pań.

Uśmiechnięte i szczęśliwe kobiety to Alicja Tysiąc i Wanda Nowicka, zbratane dziś w dziele wielkim, walce o powszechność skrobania, czyli mówiąc wprost zabijania.

Wanda Nowicka nieugięta bojowniczka SLD o prawa aborcyjne, jak widać ochoczo przykleiła się do świecącej obecnie jasnym światłem nieszczęśliwej matki, szczęśliwie niewyskrobanej córki.

Klepanie po plecach, wręczanie kwiatów i całowanie „z dubeltówki” osób takich jak Alicja Tysiąc, ma pokazać jak eselsdowcy kochają te co chcą skrobać, a nie kochają tych, których tamte chcą wyskrobać.

A wracając do zdjęcia, to pomyślałem sobie że we wspólnej fotografii obu pań tkwi pewna przewrotność.

Alicja Tysiąc na szczęście nie dokonała aborcji i urodziła córkę (czego nie chciała i o ten przymus skarżyła Polskę do Strasburga) natomiast Wanda Nowicka mimo, że nie musiała rodzić (takie prawo obowiązywało wtedy) na nieszczęście nie dokonała aborcji i uraczyła nas dwoma potomkami Michałem i Florianem, psychopatycznymi lewakami.

Chcieć to nie musieć i na odwrót!

sobota, 26 września 2009

Konkurs „Czy jestem jak wykapany Donald? Jestem wykapany jak Donald!” rozstrzygnięty!

Platforma Obytawelska bije wszystkich na głowę. Popularność jedynej, najsłuszniejszej partii sięga już (wg. najbardziej optymistycznych źródeł) około 80% .
Zasługa to oczywiście Pana Premiera w mierze największej i jego wspaniałej powierzchowności.
Kto z nas nie kocha Donalda Tuska? Jak można w ogóle nie kochać Donalda Tuska? Donalda Tuska trzeba kochać!
Wśród młodzieży już modne jest upodabnianie się do Premiera.
Chodzić jak Premier, mówić jak Premier, śmieć się jak Premier i czesać się jak Premier – to jest trendy!
Jakiś czas temu rozpisaliśmy konkurs pod hasłem:
„Czy jestem jak wykapany Donald? Jestem wykapany jak Donald!”
Wszyscy wielbiciele Premiera, którym los dał to szczęście być podobnym do Pana Donalda, mogli nadsyłać swoje fotografie wraz z krótkim opisem własnej osoby.
Poczta miała podstawy do narzekań – setki tysięcy obywateli zalało listami Urzędy Pocztowe, a nas dosłownie zasypała lawina przesyłek z fotografiami.
Specjalna komisja pod honorowym przewodnictwem Pana Stefana Niesiołowskiego (który na urodzie i Panu Premierze zna się jak mało kto) wyłoniła piątkę najbardziej „Premierowych z wszystkich”.

Nagrody zdobyli:


1. Florian Mściwuj-Pociotek (Zakrztusy Wlk, powiat Kołęgrzmoty )

Kocham Pana Premiera, za dobroć i urodę. Zwłaszcza, że przypomina mi Leszka Millera, którego kiedyś też kochałem i byłem do niego podobny. Pan Tusk jest też znakomitym piłkarzem. A ja się na piłce znam jak mało kto, bo już trzeci rok pracuję w „żelaznym”.
Ponadto Pan Tusk znakomicie włada językiem angielskim, w czy przypomina moją zmarłą teściową, która także ukończyła trzy lekcje korespondencyjnego kursy językowego i umiała (jak Pan Premier) powiedzieć ze znakomitym angielskim akcentem „hałdujudu bojs, hałarju”.
Niech żyje Premier i w ogóle....


2. Albin Koszalot (Mączniki, powiat Wołki)

Wszyscy w sklepie u nas, mówią, że jestem podobny do Pana Premiera. Szef to nawet raz przepuścił mnie w drzwiach, bo myślał, że to Premier przyjechał do naszego monopolowego na inspekcję. Był ubaw po pachy, bo to przecież Palikot chla w miejscach publicznych a nie Pan Premier. Pan Tusk to chyba nawet w ogóle nie pije, a jeżeli pije to z kieliszka i to czystego. Bardzo chciałbym wygrać ten konkurs, bo narzeczona moja powiedziała kiedyś, że „się rozbierze tylko przy Premierze”. I na to liczę, tak jak na zwycięstwo w konkursie. Niech żyje Tusk!

3. Bombaatu Bumtsyktsyk (Baaje, Republika Dolna Rewolta)


Moja studiowała w Polska. Znam języka po Polska. I mówić tak jak jest dobrze by zrozumieć inni. Kochał zawsze Premier Tusk – bo jest człowiek słodycz i miłość. Jak Tusk mowa dawać to ja tak rozumieć a inni Polacy się dziwić że ja rozumieć bo oni nie znać o czym Tusk mówić.
Jak on kiedyś przyjeździć do Baaje w Dolna Rewolta, to tłumaczyć nie ma po co, bo my znać taki język jak on mowi i takie cudowna opowieści o bajki, my lubić i rozumieć.
Niech jego żyje długo.



4. Kalina Blądas-Rynna (Wawelin, powiat Małe Prytki)

Pomarzyć jest miło, że Kaczyńskiego w ogóle nie było... jak pisał wieszcz! Kocham naszego Pana Premiera i ciągle mam nadzieję, że on kocha i mnie. Jako działaczka partyjna niższego szczebla z naszego regionu codziennie modlę się do portretu „Tuska w stroju niedbałym” autorstwa naszego lokalnego „matejki” pana Saturnina Nieświeża ze wsi Gołożycie, o pomyślność dla całej naszej platformowej rodziny, bo „my platformiacy – to jedna rodzina, czy Graś czy Chlebowski, Tusk czy też Schetyna...”
Sto lat, sto lat, a nawet jeden dzień dłużej – i światełko do nieba!



5. Jan Maria Malaria (Farfałów, powiat Giertychy)

Nigdy nie należałem do osób szczególnie urodziwych. Matkę moją, zaraz po moim narodzeniu zatkało z wrażenia i tak trzymało przez pięćdziesiąt cztery kolejne lata, czyli do zeszłego tygodnia. W tej sytuacji zbawienne okazało się przypadkowe zupełnie okazanie matce mojej zdjęcia Pana Premiera (które noszę zawsze przy sobie). Na skutek wzruszenia po okazaniu fotografii matkę moją na chwilę odetkało i zdążyła tylko powiedzieć: „Matko Boska to ja ich dwóch urodziłam?” poczym zamilkła ponownie.
Słowa matki utwierdziły mnie w przekonaniu, że istnieje podobieństwo między mną a Panem Premierem i ostatecznie przekonały do przesłania fotografii na konkurs.
Żeby Polska rosła w wiosła, a ludzie nie żyli w brudzie!

Zwycięzcom gratulujemy!

piątek, 25 września 2009

Nigdy Więcej Otwartej Rzczpospolitej

Dziś w budynku Sądu przy ul. Marszałkowskiej odbędzie się proces Pana Prof. Bogusława Wolniewicza.
Sprawa banalna, lecz dająca pogląd na poziom dyskusji, bezkarności komunoeuropejskich elit w Polsce oraz stosowanie wolność słowa.

Wolniewicz oskarżony został przez niszowe i antypolskie, żydowskie organizacje o szerzenie nienawiści w programie „Radia Maryja”. Właściwie powiedział to, co wie każdy i jest ogólnie znane. Mówił mi.in, że działania antypolskie i prożydowskie nasiliły się, że przejawiają się w wyrzucaniu z kanonu lektur autorów rodzimych a wstawianiu w ich miejsce wypocin trzeciorzędnych grafomanów pochodzenia żydowskiego, że więcej uwagi przypisuje się celebrowaniu świąt żydowskich niż rodzimych itp. itd.

Logicznie analizując politykę rządów po 1989 roku trudno nie przyznać mu racji.
To, że potomkowie przywiezionych na sowieckich czołgach żydowskich dygnitarzy nagle odnaleźli w sobie „żydostwo” a zgubili „sowietyzm” widać od momentu ustrojowych przekształceń w Polsce.

Nie oszukujmy się, model przedwojennego Żyda – sklepikarza, oberżysty czy właściciela-posiadacza znikł wraz z wojenną zawieruchą. Tamten Żyd wpisany w kulturę Polską, bywał Patriotą, synem Polskiej Ziemi, obrońcą...

Niestety z całej populacji judejskiego narodu, zamieszkującego Rzeczpospolitą, przetrwało jedynie 10 procent. Dzisiejsi „obrońcy honoru żydowskiego” wywodzą się z najpaskudniejszych elementów przyniesionych to do Polski wraz z sowiecką władzą.
Zresztą język nienawiści i model prezentacji własnego światopoglądu nie różni się od tego z okresu sowietyzacji Polski.

Wystarczy zapoznać się z internetowymi stronami tych organizacji.
Jedynie kolor czerwony został zastąpiony przez kolor bardziej znośny a pięcioramienna gwiazda zyskała jego, dodatkowe ramię.
Najbardziej ujadająca w sieci organizacja „Stowarzyszenie Nigdy Więcej” niczym niegdyś NKWD lub rodzime UB nawołuje do ciągłej walki, niszczenia i donoszenia.
Czytając odezwy i manifesty na ich stronie, ma się wrażenie, ze czas zatrzymał się około roku 1948-50. Język identyczny tylko trochę temat inny. Ale pozornie.

„Niszczmy faszyzm i dyskryminację w różnych obszarach życia społecznego,... odradzający się faszyzm,... sensacyjne informacje z życia skrajnej prawicy...”
Nad wszystkim powiewają flagi z portretami Czajkowskiego, Edelmana, Geberta, Bartoszewskiego i Grynberga - ideologów i niczym w komunizmie wodzów współczesnej rewolucji.

Jak niegdyś wódz Włodzimierz Uljanow, (ksywa Lenin) też dzisiejsi bożyszcze żydokomuny posiadają wstydliwe tajemnice i przywary. Nie jest to, jak w przypadku Lenina syfilis, ale również (a może nawet bardziej) brzydka rzecz: kolaboracja i zdeklarowana pokoleniowo antypolskość.
Składa się tak, że wymienieni powyżej życiorysy mają w większości plugawe, co w oczach większości społeczeństwa dyskryminuje ich całkowicie, a w oczach współtowarzyszy stawia na cokole.

Wynika z tego choćby to, że interesy Polski i neożydkomuny są całkowicie rozbieżne.
Wirus zarazy zwanej „Stowarzyszenie Nigdy Więcej” dotarł nawet na stadiony, gdzie z lubością promuje się głupią i beznadziejnie absurdalną akcję „Wykopmy rasizm ze stadionów”.
Życie pokazało, że ideologia prosowiecko-żydowska bierze górę nad elementarnymi przejawami pro-państwowymi. Kilka dni temu klub Lechia Gdańsk został ukarany przez PZPN za wywieszenie transparentu upamiętniającego sowiecką agresję na Polskę, a lewackie (czyli polityczne) akcje propagandowe jak właśnie „Wykopmy rasizm ze stadionów” są propagowane, a piłkarze zmuszani do noszenia różnego rodzaju naklejek, naszywek z lewicową propagandą. Prawo widać nie dla wszystkich równe.

O drugiej skarżącej Profesora Wolniewicza organizacji tylko wspomnę, bo jest ona raczej kontestacyjna i składa się z politycznie-leniwych rewolucjonistów, mentorów.
„Otwarta Rzeczpospolita” to prożydowskie stowarzyszenie, które za cel postawiło sobie pieniactwo polityczne oraz, co zrozumiałe walkę z przejawami Polskiego Patriotyzmu.

Nazwa została skomponowana tak aby zmylić społeczeństwo. Otwarta Rzeczpospolita, kojarzy się z dobrem i przychylnością państwa dla wszystkich obywateli.
Niestety „Otwarta Rzeczpospolita” to stricte antypolska organizacja i z Rzeczpospolitą nie ma nic wspólnego.

Pozostaję w przekonaniu, że Sąd Rzeczpospolitej Polskiej oddali absurdalny pozew garstki nawiedzonych aktywistów i wyda sprawiedliwy wyrok.


czwartek, 24 września 2009

Majewski musi...przegrać.

Niestety sprawy mają się tak, że dwa najbliższe mecze, tymczasowy tzw. trener-selekcjoner Stefan Majewski musi przegrać. Musi, bo w przeciwnym wypadku koledzy, którzy wspaniałomyślnie mianowali Go na stanowisko selekcjonera reprezentacji będą mięli nie lada kłopot.
Ale o tym później.

Stan „na dziś” w naszej rodzimej kopanej piłce jest taki, że iluzoryczne szanse na awans do MŚ 2010 roku nasi dzielni chłopcy ciągle jeszcze posiadają. Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności i ew. wygranych z Czechami i ze Słowacją (przy utracie punktów przez najgroźniejszych konkurentów) to my awansujemy, wprawdzie z drugiego miejsca i do baraży, ale szansa jest.
Znając niebywały fart do narodowych, sportowych nieszczęść i nieprzychylnych okoliczności zgodnie z prawem Murphiego „co się tylko może spiep..yć, wiedz że na pewno się spiep...y” – nie można liczyć na innych tylko trzeba wziąć sprawy we własne ręce.
Trzeba przegrać i już.

A to wszystko dlatego, że włodarze PZPN tak skonstruowali umowę z byłym/obecnym trenerem kadry Beenhakkerem, że w wypadku awansu do MŚ automatycznie umowa między związkiem i holendrem zostaje przedłużona.

W sytuacji gdy Lato & Company na siłę próbują wykolegować Leo i rozwiązać jak najprędzej umowę, taka sytuacja poniosła by znacznie kwotę, którą holender zażyczył by sobie w zamian za rezygnację z prowadzenia polskiej kadry.
Wszak oficjalnie jest nadal trenerem, gdyż umowy jeszcze z nim nie rozwiązano i prawdopodobne, że do zakończenia eliminacji nie rozwiąże się.
Beenhakker głupi nie jest.

Już wyobrażam sobie miny Laty, Engela, Grenia i reszty „leśnej dziadowni” w momencie dwóch wygranych, zajęcia drugiego miejsca w grupie i zwycięskiego barażu.
Zobaczyć twarze PZPNowców – bezcenne!
Okazało by się wtedy, że najbardziej wspaniałomyślnym człowiekiem wobec Beenhakkera był... Majewski, który pomógł zarobić mu dodatkową kasę za awans (jest prawdopodobne, że i tak holender nie poprowadził by naszej reprezentacji, ale za godną kwotę „odstępnego”).

W tej sytuacji Majewski byłby skreślony po wsze czasy i dotychczasowych kolegów, w osobach Laty, Piechniczak i Engela straciłby z pewnością na zawsze.
Nie do pozazdroszczenia, jak widać jest sytuacja nowego-tymczasowego selekcjonera.
Wygra – straci kolegów, przegra – straci znikomą i tak sympatię kibiców.

Na co Ci to było Stefanie Majewski?
Jako realiści mamy świadomość, że kadra nasza, nawet pod wodzą tak wybitnego taktyka i stratega jakim jest Majewski i tak bez specjalnych kalkulacji jednak przegra i cały ten wpis diabli wezmą, ale warto zasygnalizować zagrożenie i dmuchać na zimne