niedziela, 17 maja 2009

Pederaści, Premier ... czy nie za wiele nieszczęść?

Wczoraj pederaści i ich sympatycy paradowali przez Kraków. Wyszli z Kazimierza i udali się Krakowską, Stradom i Grodzką na Rynek Główny. Nazywało się to Marszem Tolerancji.

To jest nawet dobra nazwa na opisanie całego przedsięwzięcia, bo trzeba było nie lada tolerancji w społeczeństwie aby znieść widok grupki chorych na homoseksualizm, manifestujących radość z bycia dotkniętymi chorobą (inaczej mówiąc nienormalnymi).

Przetoczył się zatem przez Kraków kilkudziesięcioosobowy tłum wyposażony w baloniki, tęczowe flagi itp. W ich stronę poleciało kilka jajek, kamieni oraz słów prawdy ze strony uczestników konkurencyjnego Marszu Tradycji i Kultury zorganizowanego przez Młodzież Wszechpolską i NOP oraz zwykłych postronnych obywateli.

Na homoseksualistach wielkiego to wrażenia zapewne nie zrobiło, gdyż wydaje się, że wielu z nich czerpie podniecenie i radość w skutek poniżania i doznawanego nieszczęścia. To też jest taka choroba, czy też inaczej mówiąc zboczenie.

Reasumując, pederaści pokrzyczeli, poklepali się po tyłkach, opatrzyli sobie guzy i wrócili do domów. Radości z udanej imprezy nie było końca.

Myślę sobie, że biedne to miasto Kraków. W przeciągu jednego miesiąca aż dwie imprezy, niczym zaraza przekraczają jego gościnne progi.
Najpierw spacerujący pederaści, a 4. czerwca najazd na Wawel szykuje ekipa Tuska uciekająca przez stoczniowcami z Gdańska.

Tragiczny ten zbieg wydarzeń można przyrównać jedynie do tragedii z XIII wieku, gdy najpierw Kraków najechali i spalili Tatarzy a później po odbudowaniu, zarządzono by zasiedlali go głównie Niemcy i Ślązacy.



P.S. Wprawdzie, jest już po paradzie w Krakowie, ale poniższy plakat przyda się w innych miastach polskich, gdzie światopoglądowo otwarci włodarze miejscy planują organizację podobnych parad.

sobota, 16 maja 2009

Stenogram z nadzwyczajnego posiedzenia komisji ds. nacisków

Sensacja i rewelacja.
Dzięki uprzejmości sejmowych szczurów (które z narażeniem życia wyniosły dokumenty, a nie uciekły z Tuskiem do Krakowa) udało nam się dotrzeć do stenogramu z niezwykle ważnego przesłuchania Pana Janusza Kaczmarka, przez Sejmową komisję ds. nacisków.
Przesłuchanie odbyło się w wielkiej tajemnicy i w niekompletnym składzie komisji.
Zabrakło przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, co było zamierzonym ruchem koalicji PO-PSL-SLD, by nie denerwować świadka trudnymi pytaniami.
Prawda, którą odsłoniło tajne przesłuchanie, przekracza wyobrażenie nawet najbardziej negatywnie nastawionych do PiS i Ziobry obywateli.
Teraz to już kryminał i dożywocie coraz bliżej...

Stenogram

Komisja Śledcza do zbadania sprawy zarzutu nielegalnego wywierania wpływu przez członków Rady Ministrów, Komendanta Głównego Policji, Szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na funkcjonariuszy Policji, Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratorów i osoby pełniące funkcje w organach wymiaru sprawiedliwości w celu wymuszenia przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków w związku z postępowaniami karnymi oraz czynnościami operacyjno-rozpoznawczymi w sprawach z udziałem lub przeciwko członkom Rady Ministrów, posłom na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej i dziennikarzom, w okresie od 31 października 2005 roku do 16 listopada 2007 roku

Data: tajne
Świadek: Kaczmarek Janusz
Przewodniczący: Karpiniuk Sebastian /PO/
Zastępca Przewodniczącego: Łuczak Mieczysław Marcin /PSL/
Poseł: Chmielewski Stanisław /PO/
Poseł: Matyjaszczyk Krzysztof /Lewica/
Poseł: Węgrzyn Robert /PO/
----------------------------------------------------------------------------------

Karpiniuk Sebastian: - Panie Ministrze, bardzo proszę o przestawienie się. Proszę podać imię nazwisko....

Świadek: - Nazywam się Lepper... Roman Lepper...

Karpiniuk Sebastian: - Panie Ministrze proszę się rozluźnić, może Pan odpowiadać bez stresu, specjalnie dla Pańskiego komfortu, zamknęliśmy się tu na klucz przed pisowskimi kaczystami. Oni nie będą Pana denerwowali. Proszę, śmiało... całą prawdę...

Świadek: - To tak, tego nazywam się.... Jak ja do cholery się nazywam? Szanowna komisjo, czy mogę skonsultować się telefonicznie z żoną w ważnej sprawie?

Karpiniuk Sebastian: - Bardzo proszę. Czy podać Panu telefon?

Świadek: - Dziękuję, mam własny marki PhonoKrauze – niezawodny.... z kablem...
Halo, halo Honorata? Przypomnij mi jak ja się właściwie nazywam, nie chcę znów popełnić jakiegoś pier.... kłamstwa... aha, tak już sobie przypominam....
Dziękuję kochanie, .... tak będę na kolacji, tylko nie rób znów pier... ryby. Od ryby puchnie mi nos i ropieją oczy.... Pa!

Karpiniuk Sebastian: - A więc, Panie Ministrze..?

Świadek: - Nazywam się Kaczmarek. Janusz Kaczmarek! (siarczyste brawa od członków komisji)

Karpiniuk Sebastian: - Panie Ministrze, czy chciał by Pan coś dodać do złożonych już zeznań w sprawie nacisków. Może coś uzupełnić...

Świadek: - Tak, chciał bym opowiedzieć o kilku faktach związanych z łamaniem prawa przez Premiera Kaczyńskiego i jego siepaczy od Ziobry. Faktach dotychczas nie znanych.

Karpiniuk Sebastian: - Prosimy bardzo, byle było ostro i hardcorowo! Nie wiem jak Ty (zwraca się do Posła Łuczaka - PSL) ale ja uwielbiam hardcore!
(Łuczak potakujaco kiwa głową)

Świadek: - Będzie. Zatem tak, kiedyś Kaczyński na tajnej naradzie zasugerował, żeby napluć Niesiołowskiemu do kawy. Najbardziej cieszył się z tego Ziobro i naciskał na mnie, abym to ja wykonał tę czynność. Nie dałem się złamać i skłamałem, że naplułem. Pomogło mi w tym to, że Niesiołowskimu plują do kawy też jego koledzy z klubu parlamentarnego oraz on sam, szczególnie podczas dyskusji. W takiej ilości śliny trudno było wyodrębnić moją. No, to tak było....

Karpiniuk Sebastian: - I to wszystko? Eeeee..... a gdzie ten hardcore?

Świadek: - No to może taka historia... Kaczyński na tajnym posiedzeniu Rządu powiedział kiedyś, ze planuje porwanie Walęsy. Oni się wtedy dobrze do tego przygotowali. Wiedzieli, że Wałęsa jedzie do Krakowa. Wcześniej Gosiewski polecił wybudować dworzec kolejowy we Włoszczowej, by tam po zatrzymaniu się pociągu wedrzeć się do wnętrza i uprowadzić byłego prezydenta.

Karpiniuk Sebastian: - ... no i co? Udało się?

Świadek: - Tak. Ten co teraz występuje, to nie Wałęsa! To sobowtór. Zresztą to widać, bo nie kocha Platformy tylko jeździ z Ganleyem i jego libertasami.

Karpiniuk Sebastian: - ..Co Pan powie,... taki numer! Proszę dalej, dalej Panie Ministrze...!

Świadek: - To właściwie wszystko... No może jeszcze taka historia. Kiedyś Ziobro mnie naciskał, abym nacisnął w windzie guzik z rzymską jedynką. Jechaliśmy chyba do mojego gabinetu...

Karpiniuk Sebastian: - Czy uległ Pan naciskowi?

Świadek: - Mnie nie tak prosto nacisnąć. Nie, nie uległem. Staliśmy na parterze jeszcze przez dobre dziesięć minut, aż wsiadł jakiś niższy rangą urzędnik i uległ naciskowi... to znaczy nacisnął pod wpływem nacisku... pojechaliśmy!

Karpiniuk Sebastian: - Ciekawe rzeczy nam tu Pan mówi. Może ktoś z kolegów ma pytania do Pana Ministra?

Węgrzyn Robert: - Szanowny Panie Kaczmarku, jak to było wtedy w Marriocie? Był Pan u Pana Krauzego? A po co Pan był, jeżeli Pan był?

Świadek: - Panie przewodniczący, czy mogę się skontaktować z żoną w bardzo pilnej sprawie osobistej?

Karpiniuk Sebastian: - Bardzo proszę, skontaktuj się Pan!

Świadek: - ....Halo, Honorata, tu ja. No ja, mąż Twój „pier... kłamczuszek” ... he, he, he....!
Czy ja byłem u Pana Krauzego w Marriocie? Tak!....aha, to dziękuję. Halo, Honorata..... a po co ja byłem? Aaaa,..... a ja umiem w to grać? No to spadł mi kamień z serca...umiem.
Pa! Aha, na kolację nie rób ryby, od ryby puchnie mi nos i ropieją oczy.... Pa!

Karpiniuk Sebastian: - Panie Kaczmarku, bardzo proszę o odpowiedź na pytanie członka komisji....

Świadek: - Tak byłem w Mariocie u Pana Krauze. Wiecie Państwo, my często gramy w pchełki. Oczywiście jak tylko Pan Krauze ma czas.... to człowiek bardzo zajęty. Ale i tak mnie ogrywa. Nie trenuje a jest lepszy! Wtedy świeżo byłem po partii z Andrzejem Lepperem, a tu telefon od Krauzego.... no to ja w samochód i do Marriota....

Węgrzyn Robert: - A jakim systemem pan pstryka? Od-się, czy do-się? Bo jak to raczej tradycyjnie...

Świadek: - No ja to tak... normalnie. Pstrykam i leci pchełka.... Ja z chęcią zademonstruję kiedyś....

Matyjaszczyk Krzysztof: - Dobrze, dobrze... Panowie, do rzeczy! Panie Ministrze, czy może Pan nam powiedzieć na ile prokuratura była dyspozycyjna w stosunku do kaczystów?

Świadek: - Oooo, bardzo była dyspozycyjna. Nawet kazała zamykać zwykłych chuliganów i kiboli. Ja byłem prokuratorem wiele lat, ale czegoś podobnego nigdy wcześniej nie widziałem. Zgroza!

Matyjaszczyk Krzysztof: - Ja już dziękuję. Może jeszcze ktoś z kolegów...?

Łuczak Mieczysław Marcin: - Panie Ministrze, deklarował Pan, że będzie harcore’owo, a ja ciągle czekam... No może jeszcze jakieś szokujące historie... proszę!

Świadek: - No to może taka kwestia. Kaczyński z Ziobrą sprowadzili Talibów i szkolili ich w Klewkach. Mięli oni wysadzać w powietrze biura poselskie Platformy Obywatelskiej. Pierwszy odkrył to Andrzej Lepper, ale oczywiście nikt jemu nie chciał wierzyć.
Talibowie zresztą szybko wyjechali, bo wystraszył ich Giertych. Biedacy myśleli, że to żywa mumia.....he, he, he...

Łuczak Mieczysław Marcin: - Eeeee, miało być harcore’owo...

Karpiniuk Sebastian: - Mieciu-Marcinie, daj spokój Panu Kaczmarkowi. Panie Ministrze, a może coś takiego, co mogło by poruszyć serca obywateli. Może ktoś z ekipy rządzącej dopuścił się okrucieństwa wobec dzieci, zwierząt, mniejszości...? Nikt nie naciskał boleśnie na żabę, ślimaka, dżdżownicę?

Świadek: - Ziobro naciskał! Sam widziałem jak w hotelu sejmowym nacisnął palcem komara na ścianie. Trysnęła krew, posłano po Stefana Niesiołowskiego i dyżurnego lekarza. Stefan przez lupę przyglądał się czy to przypadkiem nie jest ciężarna samica. Gdyby jego podejrzenia się potwierdziły, Platforma miała już przygotowany wniosek o odwołanie Ministra Sprawiedliwości. Niestety samica nie była w ciąży, a na dodatek bezpłodna.

Karpiniuk Sebastian: - Ciekawe jak mało brakowało aby upadek tego tyrana mógł dokonać się wcześniej... gdyby nie ułomność owada....

Świadek: - Właśnie, ale jest jeszcze jedna historia. Jeszcze bardziej przerażająca. Chodzi o traktowanie mniejszości seksualnych....

Karpiniuk Sebastian: - A co? Naciskał też mniejszości? Niech Pan opowiada...

Świadek: - To było tak. Mięliśmy jechać do Ministerstwa Sprawiedliwości. Wyszliśmy z URMu i Ziobro zaprosił mnie do swojego samochodu. Wsiadłem z przodu po stronie pasażera i z przerażeniem zobaczyłem, ze ten tyran po przekręceniu kluczyka w stacyjce, bezczelnie naciska pedała! W akcie protestu chciałem wysiąść, ale bym się tym zdemaskował więc zostałem. Oświadczam, że byłem naocznym świadkiem przekrętu z nacikiem! Okropne!

Łuczak Mieczysław Marcin: - Zaraz, zaraz. Kaczyński ma kota. Czy nie był Pan czasem świadkiem jakichś okrucieństw dokonywanych na zwierzęciu? Nie naciskał go?

Świadek: - Tylko w trakcie głaskania. Zresztą ten kot mruczał a nie piszczał. To znaczy, że nie miał krzywdy u Kaczyńskiego. Zresztą tego nie wiem, trzeba przesłuchać kota, to sympatyczny zwierzak.

Łuczak Mieczysław Marcin: - Z tonu Pańskiej wypowiedzi wnioskuję, że lubi Pan zwierzęta...

Świadek: - Tak lubię. Sam mam zwierzątko w domu.

Łuczak Mieczysław Marcin: - Taak? A jakie? Bo my z peeselu to gustujemy raczej w krowach i świniach...

Świadek: - Mam jeża.

Łuczak Mieczysław Marcin: - O, ciekawe. A dlaczego właśnie jeż?

Świadek: - Bo widzi Pan, ja się czeszę na jeża!

Karpiniuk Sebastian: - Ciekawe! A ja to raczej na cukier kleję włosy i dziubek z lakieru robię. Że niby tak zalotnie.... Raz w Sejmie długopis mi pod ławę spadł i schyliłem się aby go podnieść. Jak już unosiłem głowę, to dziubkiem ukułem Julię Piterę. Mogę się poszczycić, że byłem pierwszym i jedynym dotychczas, który ukuł Julkę! Ale do rzeczy.... coś jeszcze?

Świadek: - No to właściwie wszystko.... to znaczy na razie wszystko, póki czegoś nie wymyślę, to znaczy przypomnę sobie....
Zaraz,... a czy na przykład rozwiązanie zagadki zabójstwa Kennedy’ego Panów interesuje? A może wyjaśnienie kwestii trójkąta bermudzkiego lub aktualne miejsce pobytu Elvisa Presleya?

Karpiniuk Sebastian: - Nie, to może jakaś inna komisja. Może Poseł Palikot dostanie jakąś nową komisję, to się Pana tam skieruje... No to my już dziękujemy bardzo.
Mieciu-Marcinie (to do posła Łuczaka- PSL) obudź Stasia (Chmielewskiego Stanisława), bo żona będzie miała znów pretensje, że zaspał do domu.

Świadek: - (wyjmuje telefon i wybiera numer) Halo, Honorata? To ja... jaki ja? Twój „pier... kłamczuszek” he, he, he....!
Ja już jestem wolny, jadę do domu. Jest kolacja? Co, znów ryba?

Stenogram podpisany przez członków komisji oraz świadka.

czwartek, 14 maja 2009

„Rozmowy z kukłą” jako forma wykładów Lecha Wałesy – projekt obywatelski.

Gdy nie wiadomo o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze. Gdy dodatkowo sprawa dotyczy człowieka ubogiego, któremu trudno zabezpieczyć byt swój oraz licznej rodziny, sprawa wydaje się prosta. Tak też jest z byłym Prezydentem Wałęsą.
Ów człowiek będący na krawędzi ubóstwa, człowiek któremu brak na garnitur i parę skarpetek, dał się za parę groszy namówić i wraz z Partią Libertas odbywa tourne po Europie.
Nie ma w tym nic złego, a wręcz uważam, że zabawnym jest, gdy ludzie o różnych profesjach i poziomach łączą się w grupę i tworzą wesoły team, gdzie „dla każdego coś miłego”.

Projekty takie, to nie „novum”.
Niegdyś w zamierzchłych latach peerelu instytucja o nazwie PAGART organizowała takie grupy zwane „timami”, które jeździły na „partaninki” czy jak kto woli „chałturki”.
Starsi zapewne pamiętają zabawny film „Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka”. Tam również prężny i przykładny budowlaniec, inżynier Karwowski, zostawszy „Człowiekiem Miesiąca” przyłącza się (zapewne za pośrednictwem PAGARTU) do artystycznej grupy, gdzie jest i śpiewaczka i tańczące pszczółki i iluzjonista i diabli wiedzą co jeszcze.

Jego numer popisowy, to rozmowa z kukłą Wackiem. Dyskusja dotyczyła wydajności pracy, ilości zużytego betonu na kilometr trasy Łazienkowskiej czy też spraw teoretyczno-naukowych (np., że gdyby wszystkie pręty stalowe z budowy trasy połączyć w jeden pręt to można było by opasać nim kulę ziemską dwanaście razy). Jeździł Karwowski z teamem i odpłatnie gaworzył z kukłą ku uciesze siermiężnej, żądnej rozrywki gawiedzi.
Nie była to rozrywka wysokich lotów, ale też „teren” nie wymagał tego.
Oczywiście wszystkie podawane w skeczu liczby i dane, były uprzednio konsultowane na szczeblu centralnym. To tak aby nie doszło do nieporozumień.

I tym różni się „chałturnik” Karwowski od „chałturnika” Wałesy”.
Mimo pozornego podobieństwa w sprzeczności polegającej na łączeniu zawodu całkowicie technicznego z występami artystycznymi, cała reszta obu tych Panów zasadniczo różni.
Podczas gdy Karwowski, mający za zadanie wtłaczać do głów gawiedzi w sposób dostępny zalety socjalistycznego budownictwa robił to konsekwentnie i programowo, Wałęsa improwizuje i leci na „badziewiu”.

Najzabawniejsze jest to, że opracowany szablon wystąpienia (wyuczony wiele lat temu) jest tak uniwersalnie bezsensowny, że nawet popierająca go Platforma Obywatelska zaczyna drżeć i ogryzać paznokcie ze strachu. Dlaczego, skoro to samo Wałęsa raczy pleść na wiecu PO i to samo na wiecu Libertas? To proste, gdy ktoś plecie try-po-trzy i bez sensu, to słuchacze zaczynają dopatrywać się sensu w tym, co nie zostało powiedziane. A to może każdy interpretować według własnej woli. Tego się Platforma obawia.

Dlatego, mój pomysł jest taki.
Wykonać dla Wałęsy kukłę - pacynkę. Napisać dla nich 20-30 minutowy dialog (może być o dyplomatołkach, zadymiarzach w stoczni, plusach ujemnych u Kaczystów itp.). Zatwierdzić tekst w KC PO. Zapłacić Wałęsie godziwie (kasa od Palikota). Zmusić go, aby się nauczył dialogu na pamięć. Zorganizować tourne z udziałem tańczącego Bartoszewskiego, połykającego ogień Nitrasa, przebranych za pszczłóki Niesiołowskiego z Palikotem.... i w Polskę! Oczywiście występy sprzedawać tylko w pakiecie. To tak dla bezpieczeństwa, gdyby byłemu Prezydentowi zachciało się improwizować. Przy większej liczbie zaufanych artystów, większa pewność, że ktoś niesfornego Wałęsę w odpowiednim momencie wyprowadzi za kotarę lub zagłuszy.


Mając na uwadze wyłącznie dobro kraju, niech pomysł ten będzie moim wkładem w kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej. Żadnych pieniędzy nie chcę. Z wdzięczności po rękach można mnie całować we wtorki i czwartki w godzinach 9.00-11.30.

sobota, 9 maja 2009

Szczur wawelski

Pan Premier, stosujący dobrą i sprawdzoną metodę Bruce’a Lee z filmu „Wejście Smoka” a polegającą na „walce bez walki” – przeniósł uroczystości zwycięstwa nad komunizmem z Gdańska do Krakowa. Konkretnie na Wawel.

Wszystko po to aby nie dać grupie „Solidarności” ze Stoczni Gdańskiej możliwości zademonstrowania swego niezadowolenia z polityki gospodarczej naszych rządzących.
Po cholerę zaproszeni goście, na przykład piąty sekretarz ambasady Kostaryki, czy też artysta estradowy z zespołu Kombi mają oglądać demonstrujących robotników?
Po diabli mają przypadkowo sztachnąć się dymem ze spalonych opon albo zobaczyć, że te wszystkie zenitowe notowania rządu graniczące z absurdem, to jedna wielka kwitnąca lipa i bobińszczyzna.

Naradził się Pan Premier z najtęższymi umysłami w PO i postanowił – damy czadu na Wawelu!
Zaprosimy sobie Wałęsę , Borusewicza i resztę pokornych od koncesjonowanej opozycji. Dopełnimy „zasłużonymi w walce o wolność i demokrację (wersja beta, model platformas)” w rodzaju Nitrasa, Karpiniuka czy też innego Grasia i będzie klawo i z przytupem.
Nad całą imprezą unosił się będzie niczym balon, sam Lech Wałęsa, który po raz kolejny opowie zapewne, jak to sam w pojedynkę obalił cały światowy komunizm i wymyślił demokrację, czym wprowadzi w ekstazę zebranych gości.
Będzie rzadko uroczo. A szkoda, że bez „Solidarności” .

Oficjalnie wybór Krakowa nie ma nic wspólnego z obawami o własną skórę czy też strachem Pana Premiera przed demonstrującymi robotnikami. Na konferencji prasowej Tusk wystrzelił z Grasia, że niczego się nie boi, a Kraków wybrał bo go lubi.
Słuszne to i polityczne tłumaczenie.

Od pamiętnej daty 4.VI.1989 roku minęło już dwadzieścia lat. Dorosło jedno pokolenie, odeszło też jedno. Edukowana dziś młodzież, dzięki konsekwentnej polityce zakłamywania historii gotowa jest uwierzyć, że to sam Wałęsa przy pomocy śrubaka i Tuska obalił komunę a Nitras z Karpiniukiem i Adamowiczem z gołymi torsami wiedli lud na barykady i lali komunę aż furczało. Okrągły stół był porozumieniem postępowych sił niepodległościowych, a Michnik z ferajną na „Gazecie Wyborczej” przynieśli nam wolność.

Zanim więc Pan Premier wyjedzie do Krakowa i zamknie się ze świtą na Wawelu oraz otoczy kordonem policji, warto przypomnieć, że tak też kończył swoje „panowanie” jego wielki poprzednik Edward Gierek. Również nie chciał widzieć, rzeczy niewygodnych, również otaczał się klakierami o prymitywnym rozumku, również widział „warchołów” i „chuliganów” oraz „ekstremistów, którzy biją milicję”.
Jako, że historia lubi zataczać krąg – polityczny łomot tuż, tuż...

P.S> Teraz z innej beczki...
Jak zawsze, nasz wódz Donald pomyślał też o najmłodszych. Specjalnie z okazji imprezy partyjnej w Krakowie, Pan Premier dokonał transkrypcji bajki o smoku wawelskim.
Tym razem w krótkim swoim dziele „Szczur wawelski” zawarł wątek osobisty (odniósł się do zarzutów braku odwagi i ucieczki z imprezą z Gdańska do Krakowa).
Czytajcie milusińcsy baje Pana Premiera. Może Grimm to on nie jest, ale skąd miał, na Boga czerpać wzorce? Całe dnie na podwórku.

czwartek, 7 maja 2009

Pier... kłamstwa służące do latania. Przełom w śledztwie?

Niestrudzony w działaniach dochodzenia do prawdy, poseł i przewodniczący „Komisji ds. nacisków” Karpiniuk, wreszcie znalazł wiarygodnego świadka, którego zeznania mogą pogrążyć ministra Ziobrę.

Świadek jest osobą ze wszech miar prawdomówną, co zdają się potwierdzać zeznania następnych świadków, osób również godnych całkowitego zaufania.
Tak się dobrze składa, że świadkowie zamieszkują pod wspólnym adresem, dlatego nie było problemu z zebraniem wszystkich i przesłuchania w czasie jednego posiedzenia komisji.

Poniżej fotorelacja z przesłuchań:























































wtorek, 5 maja 2009

Seriale, seriale... seriale

Okazuje się, ze wraz z władzą Platformy Obywatelskiej nastały dobre pomysły na ciekawe i wartościowe seriale.
Po, emisji dotąd nie emitowanego odcinka „Stawki większej niż życie”, Telewizja Polska znów zaskoczyła wszystkich, tym razem wznowieniem przygód lubianych pancerniaków oraz sympatycznego psa.
W rolach głównych same znakomitości naszej sceny oraz dobrze ułożony pies.
Odcinek pierwszy już poniżej:


niedziela, 3 maja 2009

Walspeech Sp. z o.o.

Nastały ciężkie czasy dla byłych prezydentów.
Jak powiedział wczoraj Lech Wałesa, musi dorabiać, bo za 3 tys. miesięcznie nie wyżyje.
Bieda popchnęła Go nawet do wygłoszenia na kongresie partii Libertas wykładu o „dupie-maryni”.
Tematyka – nic nowego. Właściwie to zapewne L.W. mówił to samo, co na spotkaniu z Dalaj Lamą czy też Związkiem Hodowców Dżdżownic, ale liczy się oczywiście że to Wałęsa mówi, a nie co mówi.

W tej sytuacji konieczne jest wprowadzenie cennika usług.
Tak, aby zasadom demokracji stało się zadość i aby każdy obywatel mógł mieć Wałęsę na własność – na imieninach, chrzcinach, prywatce czy też wieczorze kawalerskim.
Mając nadzieję, że Instytut im. Lecha Wałęsy pod wodzą zaradnego Piotra Gulczyńskiego lada dzień opracuje stosowny taryfikator i rozpocznie akcję promocyjną, można już dziś zakrzyknąć (po europejsku) „Wałęsa forever!”

-----

Za sprawą jak zawsze dobrze zorientowanych w temacie, uczynnych karaluchów z domu na Polanki w Gdańsku, wszedłem w posiadanie poniższego listu skierowanego do byłego Prezydenta. Jak widać obywatele już wcześniej podchwycili opisywany powyżej temat.
Treść poniżej:


Baje Tuskowe, 30.IV.2009 r.


Szanowny Panie Wałęsa,
bardzo chciała bym aby znalazł Pan dla mnie czas 14. czerwca o godzinie 7.00.
Proszę o zarezerwowanie w w/w terminie 15 minut, za które odpowiednio zapłacę, zgodnie z ustalonym przez Pana cennikiem.

Sprawa dotyczy wesela córki mojej Julity z kawalerem parafii tutejszej Albinem Adamem.
Ceremonia weselna odbędzie się w miejscowości Baje Tuskowe, w restauracji „Smakosz”. Pragnę aby wygłosił Pan piętnastominutowy wykład na zakończenie zabawy weselnej.
Za dojazd zwracam, stempluję również delegację.

Reasumując, zamawiam 15 minut wykładu na dowolnie wybrany przez Pana temat (może być o plusach dodatnich i skarpetkach lub o demokracji i podawaniu nogi).
Początek godzina 7.00 rano, zakończenie 7:15.

Moim celem jest szybkie zorganizowanie ewakuacji gości weselnych i pozbycie się ich z lokalu, gdyż tylko do 7:15 tenże jest przeze mnie wynajęty (później trzeba płacić obsłudze nadgodziny).
Zdaję sobie całkowicie sprawę, że tematyka Pańskich wystąpień, zdolności krasomówcze oraz intelektualne spowodują błyskawiczną ewakuację wszystkich pozostałych do końca uroczystości gości. Jestem przekonana, że już po pięciu minutach powinno być po wszystkim i sala winna świecić pustkami, lecz biorąc pod uwagę gości w stanie mocniejszego upojenia alkoholowego, tych śpiących w toalecie i pod stołami dodaję kolejne 5-7 minut zapasu.
Dłużej, dzięki Pańskim talentom nikt nie wytrzyma.

Bardzo proszę o przesłanie na adres zwrotny aktualnego cennika wystąpień oraz numeru konta do przelewu.

Z poważaniem
Janina Kasza-Jęczmienna

P.S. Jeżeli jest taka możliwość, to bardzo proszę o przyjazd w towarzystwie Pana Gulczyńskiego. To tak na wszelki wypadek, jakby trzeba było komuś przyłożyć.