środa, 29 stycznia 2014

Panie Dębski - jest pan współodpowiedzialny! Jak pan śpi z tą świadomością?


Partia Narkomanów zwana póki co Twój Ruch, robi co może by ratować spadające słupki. A to wali w Millera a to w PSL a dziś jej reprezentant, specjalista od podrabianych metek towarowych pojechał po Macierewiczu.
„Jest pan odpowiedzialny... Jak pan śpi z tą wiadomością...“ – grzmiał Artur Dębski, a chodziło mu o zabitych polskich żołnierzy, którzy to stracili życie niby w skutek likwidacji WSI.
Póki co Macierewicz śpi dobrze, bo za śmerć żołnierzy odpowiada zupelnie kto inny, co Dębski być może w skutek zbyt duzej ilości spożytej marihuany nie jest w stanie pojąć.

Spać natomiast nie mogą  rodziny ofiar narkomanów-marihuanistów, ktorzy pod wpływem propagowanej przez Twój Ruch używki mordowali na drogach z zimną krwią.
22-latek, który w zeszłym roku, prowadząc samochód pod wpływem marihuany, wjechał w trzy dziewczyny, został niedawno skazany przez Sąd Okręgowy w Koszalinie na 15 lat więzienia. Jedna z dziewcząt zginęła, dwie nadal przechodzą rehabilitację. Napalony „ziołem“ Daniel C. pokłócił się ze swoją dziewczyną. Ta, nie chcąc budzić innych osób śpiących w wynajętej kwaterze, zaproponowała rozmowę w samochodzie oskarżonego. Gdy do niego wsiedli, Daniel C. Uruchomił auto i ruszył w kierunku centrum miasta. Na wysokości przystanku autobusowego powiedział do partnerki: "Widzisz te k... na przystanku, rozpie... je", po czym gwałtownie skręcił i uderzył w trzy dziewczyny.
Artur Dębski, za swoim szefem Palikotem wyśpiewuje: „Palić, Sadzić, Zalegalizować“
Pod Wadowicami, Konrad B. (21 l.) śmiertelnie potrącił 60-letniego rowerzystę i uciekł nie udzielając mu pomocy. Portal Wadowice.pl dowiedział się, że kierowca jechał pod wpływem marihuany.
Duet Dębskiego z Palikotem śpiewa: „Palić, Sadzić, Zalegalizować“
W Rożnowie, 10-letni Adrian szedł poboczem do szkoły na lekcje. W tym czasie 19-letni kierowca stracił panowanie nad pojazdem i zjechał na przeciwległy pas ruchu, a potem na pobocze. Rozpędzone auto uderzyło w ucznia. 10-latek w ciężkim stanie trafił do szpitala. Po ośmiu dniach, nie odzyskawszy przytomności, zmarł. 19-latek został zatrzymany przez policję. Po badaniach okazało się, że jechał pod wpływem m.in. marihuany.
Refren - solo Dębskiego: „Palić, Sadzić, Zalegalizować“
Już na koniec.  W Kamieniu Pomorskim samochód marki BMW wjechał w osmioosobową grupę. Zginęło sześć osób - pięć dorosłych i jedno dziecko. To był moment. Jechał jak idiota, według mnie 160 kilometrów na godzinę, po tych dwóch wysepkach - relacjonował jeden ze świadków wypadku. KIerowca przed wypadkiem napalił się marihuany.
Gran finale, wielki finał cały Twój Ruch na czele z Dębskim śpiewa na głosy: „Palić, Sadzić, Zalegalizować“

Panie Dębski,  jako propagandzista i agitator narkomański, jak pan się czuje, będąc współodpowiedzialnym za śmierć tych ludzi?
Jako typ z marihuaną w klapie i frazesami w gębie o legalizacji narkomanii jest pan za to współodpowiedzialny!
Jak pan śpi ze świadomością!

wtorek, 28 stycznia 2014

Dworak się homoseksualizuje


Średnio uzdolniony były korektor tygodnika „Piłka Nożna“ a obecnie fukcjonariusz Platformy Obywatelskiej, czasowo oddelegowany na odcinek walki o słuszną i tolerastyczno-pederastyczną telewizję – Jan Dworak pogroził palcem.
Komu?
A komu może pogrozić palcem prosty partyjny pionek, bez talentu a z pretensjami?
Rzecz jasna komuś, kto występuje przeciw światopoglądowi prezentowanemu przez  jego matkę-partię.
Padło na telewizję „Trwam“.
Jakieś LDSowskie millerki zakapowały TV Trwam do Szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - Dworaka, bo w programie tej stacji uzyto określeń: „chory na homoseksualizm“ oraz człowieka szanuję, ale choremu mówię - jesteś chory i trzeba leczyć, prawda, nie zabijam chorego, ale leczę z choroby...“
Człowiek zdrowy - normalny uśmiałby się z donosu i olał donosy postkomunistycznych nowotworów, ale nie Dworak.
Aktywista, pozostaje aktywistą niezależnie od sytuacji i okoliczności.
Czynu!!!
Zatem Dworak uruchomił mózgownicę, wyjął konstytucję RP oraz nawet ją przeczytał i wydał wyrok.
Potepiam i wzywam TV Trwam do zaniechania postaw dyskryminacyjnych, które godzą w godność innych ludzi“ .
„Określanie osób o orientacji homoseksualnej jako chorych jest nieuprawnione, a słowa są niezgodne z zapisami konstytucji i stanowią emanację nie tylko braku tolerancji dla osób o odmiennej orientacji seksualnej, lecz również są sprzeczne z prawnym zakazem dyskryminacji określonym w art. 32. ust. 2 Konstytucji RP. Zgodnie z nim nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.
Dalej Dworak podkreślił, że "homoseksualizm nie jest chorobą, co zostało potwierdzone przed laty decyzjami Światowej Organizacji Zdrowia". Przywołał również stanowisko Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego z 2006 r., w którym zwrócono uwagę na problem nietolerancji wobec osób o odmiennej orientacji seksualnej.
Amen....
Biedny pionek dołującej w sondażach partii wprawdzie przeczytał konstytucję, ale nic z niej nie zrozumiał. Tak przynajmniej wynika z lektury pisma i komentarzy oraz odwołań do paragrafów.
Wprawdzie artykuł 32, ustęp 2, na który biedny korektor powołuje sie w swojej epistole stanowi, że:
2. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny, jednak punkt ów powiązany jest nierozerwalnie z ustępem 1, który mówi, że:
1. Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.
Z informacji podanych w ostatniej chwili wynika, że TV Trwam nie jest „władzą publiczną“, toteż artykuł 32 zdarzenia nie dotyczy!
Być może całe zajście może wyjaśnić sąd z oskarżenia „millerków“ ale KRRiT to ten adres.
Śmieszne a i zarazem żenujące jest, że przedstawiciel władzy wychodzi na przysłowiowego „durnia“ przed obywatelami.
Całość tego „dworakowego“ pisma jest parodią i właściwie z każdego z argumentu i odwołań można boki zrywać. To totalny brak wiedzy, umiejętności kojarzenia i dedukcji. A przeceż reżimowa TV wydaje grube miliony na prawników...
Już samo powoływanie się na Światową Organizację Zdrowia jako autorytet jest wielce zabawne, gdy jak podaje ona na swojej stronie (i na stronie wielbionej przez pana prezydenta Wikipedii): Światowa Organizacja Zdrowia, WHO (ang. World Health Organization) – JEDNA Z ORGANIZACJI działających w ramach ONZ.
Wynika z tego, że prócz WHO istnieją również inne organizacje zajmujące się zdrowiem. Wiele z nich wstrzymuje się z oceną pederastii (homoseksualizmu).
Również nie wszyscy naukowcy sa takimi entuzjastami pederastii. Choćby Prof. Cameron z Family Research Institute, który zajmował się leczeniem tego zboczenia.
Skąd zatem u Dworaka taki pęd do pouczania w kwestiach o których nie ma zielonego pojęcia nie wiadomo.
Biednemu zabiurkowemu urzędasowi wydaje się, że ostateczną opinię w kwestiach klasyfikacji choroby, w medycynie wydaje sie na podstawie głosowania.
„Hurra, 3:2 wygrała opinia, że to koklusz a nie bronchit!“ – mogłby wykrzyknąć Dworak, gdyby pięcioosobowe konsylium lekarskie WHO w skutek glosowania orzekło, że chory ma własnie taką przypadłość
Czysty idiotyzm.
Panie Dworak, medycyna ma to do siebie, że pogląd na rodzaj i kwalifikację chorób oraz zachowań chorobowych może być więcej niż jeden. Poprzez głosowanie nie ustala się czy ktoś ma koklusz czy czarną ospę. Wprawdzie pedoentuzjaści z WHO własnie w ten sposób przeforsowali „legalizację pederastii“ ale to KOMPLETNIE o niczym nie świadczy.
W komisji zasiadały wtedy własnie takie „Dworaki“ i to tyle...
Skoro okreslenie „nie zabijam chorego, ale leczę z choroby“  uznaje Dworak jako „niezgodne z zapisami konstytucji i stanowiące emanację nie tylko braku tolerancji dla osób o odmiennej orientacji seksualnej, lecz również sprzecznym z prawnym zakazem dyskryminacji określonym w art. 32. ust. 2 Konstytucji RP“ to już wyobrażam sobie więzienia pełne lekarzy próbujących leczyć np. syfilis, rzeżączkę czy kiłę...
Oczywiście w myśl poszanowania prawa i konstytucji.
Panie Dworak, zajmij się pan czymś, na czym pan się znasz. Wiem, że to trudne, ale może pan coś takiego znajdzie.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zakompleksieni pseudo-dziennikarze, żałośni frustraci z Newsweeka


„Grupa zakompleksionych pseudo-dziennikarzy, żałośni frustraci robiący biznes na kłamstwach....“
Takie zdanie na temat twórców materiału z najnowszego Newsweka, dotyczącego rodziny i najbliższych Ryszarda Czarneckiego ma Monika Olejnik.
Ów materiał stworzył „czołowy listrator“ NW – Michał Krzymowski, ale jest wiadome, że na życzenie i pod dyktando Tomasza Lisa (prawdziwe nazwisko Lisenko).
Na temat dziennikarstwa lustracyjnego wypowiedział się też chyba tydzień temu Jacek Żakowski.
Po prostu zabrakło im pracowitości i talentu, odkryli, że pisząc kłamstwa, można bardzo dobrze zarobić. Trzeba patrzeć na tę grupę (dziennikarzy-lustratorów) trochę tak, jak na wszystkich handlarzy fałszywym towarem. Jak na dilerów narkotykowych. Oni muszą z czegoś żyć, w biednych krajach zwłaszcza...“
Tak to w oczach własnych kolegów-funkcjonaruszy resoru prasowego, Michał Krzymowski wyszedł na narkotykowego dealera i frustrata bez talentu.
Dużo w tym prawdy, bo zdaje się u Lisa inteligenci nie pracują, jednak aż taka krytyka ze strony kolegów z „kominformu “ jest szokująca.
Powyższe cytaty, rzecz jasna nie dotyczyły wprost Michała Krzymowskiego i nie były mu dedykowane w oryginale, tylko zostały wypowiedziane w kontekście autorów „Resortowych Dzieci“.
To książka owa, tak rozsierdziła „Kominform“, że na tematu dziennikarzy lustrujących rodzinne koligacje znanych obywateli, padły tak mocne słowa.
Ale czy słowa te, mają być odpowiednie tylko dla niewygodnych dla „kominformu“ dziennikarzy? Skoro to właśnie „kominformowcom“ tak szczególnie zależy na „pozorowanej demokracji w wolnej prasie“, to wyrazy potępienie tak niegodnego uczynku winny dotyczyć każdego. W tym Krzyzmowskiego i Lisa.
Zatem to już ustaliliśmy, - za lustrację Kaczyńskiego i CzarneckiegoKrzymowski z Lisem stali się dla ich kolegów z „kominformu“ – skończonym bydłem.
W sumie dobrze im tak, szczególnie że większość materiałów „dziennikarskich“ pochodzących z Newsweka opiera się na pomówieniach i relacjach wymyślonych informatorów. Stało się regułą, że każda wypowiedź, dotycząca Prawa i Sprawiedliwości podpisywana jest: „jak powiedział nam anonimowy działacz PiS“ bądź „jak stwierdził jeden z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego“, czyli pochodzi z chorych imaginacji  „kominformowców“.
Być może kryterium pozwalajacym na zatrudnienie u Lisa w Newsweeku, jest bujna wyobraźnia i dryg do kłamstwa.
Oj, panowie od Lisa, wychodzi na to, że to o was Monika Olejnik powiedziała, co na wstępie...

A pierwszy „listrator“ Michał Krzymowski?
Cóż, liczę, że już wkrótce na łamach Newsweeka zamiast Hoffmana, czy tam Brudzińskiego, „zlistruje“ na ten przykład trzy donosicielki – panie: KRZYMOWSKĄ HANNĘ - IPN BU 0242/2232, KRZYMOWSKĄ KRYSTYNĘ - IPN BU 645/507 oraz KRZYMOWSKĄ MAGDALENĘ - IPN BU 776/66.
Tu już nie będzie musiał posługiwać się w wypowiedziach „anonimowymi działaczami“.  Napisze wprost: „jak powiedziała ciocia, mamusia czy też kuzynka...“


środa, 22 stycznia 2014

Kochanek kozy

-->
“Wolałbym bzyknąć kozę niż posłankę Pawłowicz” napisał na Facebooku poseł Twojego Ruchu Marek Domaracki. 
Tak  po prostu, w przypływie nieopanowanej chuci, pan poseł zadeklarował jasno własne preferencje seksualane.
Poseł Domaracki, to wyjątkowa osoba, ciekawa i bezpośrednia do bólu.
Zastanówmy się, ile publicznych postaci gotowych było by oficjalnie przyznać się do chęci współżycia ze zwierzętami domowymi?
Nie widzę kandydatów… oczywiście prócz Domarackiego.

Poseł Domaracki jest niepozorny, ale za to ambitny i wytrwały.
Studia wyższe ukończył w 2002 roku i wcale nie była to SGGW - Katedra Szczegółowej Hodowli Zwierząt ze specjalnością - kozy a Akademia Świętokrzyska im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, Wydział Nauk Społecznych - Pedagogika.
Umiejętności pedagogiczne przyswajał szczegółowo, toteż udao mu się ukończyć uczelnie dopiero w wieku 38 lat.
Pewnie dzieki swojemu uporowi i wytrwałości zyskał tak wielkie zaufanie partii, która skierowała go najbardziej newralgiczny odcinek frontu czyli na sejmowe listy wyborcze Twojego Ruchu (wtedy jeszcze Ruchu Palikota)
Zakładam, że nie był to jedyny powód mariażu Domarackiego i Twojego Ruchu.
Może zamiłowanie do współżycia ze zwierzętami zbliżyło również oba byty?
Partia Palikota, jako nowoczesna i europejska foramcja, zapewne dopuszcza takie wyzwolone praktyki seksualne i tylko przez skromność nie mówi o tym głośno.
Co innego Domaracki.
Ten mówi, i to otwarcie.

Ale, nie tylko seksem z kozami pan poseł żyje.
Wiadmo, że jak człowiek już sobie “pod…pcy” to i wypił by coś mocniejszego.
Z tym też pan poseł nie kryje się i otwarcie “wali gołdę” nawet w plenerze.
Własnie tak zdarzyło się w czerwcu ubiegłego roku podczas pikiety “Wolnych Konopii”, gdy wraz z dwójką innych posłów TR, pan Domaracki znietrzeźwił się okrutnie, zbydlęcił oraz zszargał.
W tym przypadku rodzima partia nie poznała sie na awangardowej posatwie posła i zawiesiła go na trzy miesiące w prawach członka klubu parlamentarnego.
No tak, gdyby się najarał konopii, to inna sprawa… zresztą już jest ponownie w klubie i nie ma po co ciągnąć rematu.

Swoją nieprzejednaną postatwą wobec ciemnogrodzkiej rzeczywistości i przyjętym jako powszechne wzorce zachowań zabobonom, dał poseł Domaracki powód do ataków na swoją osobę.
O nie, nie tylko słownych – parlamentarnych.
W maju 2012 roku, próbowano dokonać na osobę Marka Domarackiego zamachu!
Tak przynajmniej stwierdził poseł od Palikota w rozmowie z policją, do której zadzwonił z taką informacją.
Po wizycie funkcjonariuszy i sprawdzeniu samochodu posła (który miał według niego wylecieć w powietrze wraz z nim) stwierdzono, że zamachu próbowały dokonać… wiewiórki. Znaleziono bowiem pod maską pojazdu – orzeszki oraz kupki sympatycznych gryzoni.
Dlaczego akurat wiewiórki czychały na życie posła, nie wiemy.  Może ma to związek z jakąś podobną do dzisiejszej deklaracją? Może pan poseł nieopatrznie wysunął kiedyś jakieś deklaracje seksulne pod adresem wiewiórek?
Istnieje też możliwość, że to zemsta wiewiórek za kozy? Mówią, że fauna mocno trzyma się razem.


W ten oto sposób miernota-prostak, drobny cwaniaczek i cham stał się znaczącą postacią partii degeneratów i trafił dziś czołówki gazet. 
Ma już Palikot pederastę, faceta bez jaj, byłego bandziora-bejsbolistę.... teraz okazało się, że posiada też zoofila. Brawo!
Ciekawe którzy w partii Palikota to pedofil, nekrofil, psychopata? Bo, że tacy tam są nie ulega watpliwości. Ujawnienie się ich, to tylko kwestia czasu...

Źródła:


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rodacy, my jesteśmy cacy!

Organ niepełnosprawnych intelektualnie, skupionych przy jedynej słusznej idei ogólnoeuropejskiego internacjonalizmu czyli Newsweek pod światłym przywództwem Tomasza Lisa, stara się jak może, by zagonieni przez codzienne problemy w ślepy zaułek obywatele, z łatwością odróżnili kto jest “cacy” a kto jest “be”.
W jaki sposób najłatwiej to stwierdzić?
A po wyglądzie!
Tak, gdyż lemingowa społeczność, wartość człowieka ocenia po fizjonomii. 
Im kto piękniejszy, tym (ich zdaniem) mądrzejszy. 
Hołdujący tej idei swojego czasu pragnęli widzieć na urzędzie prezydenckim nawet Tomasza Lisa i nie przeszkadzało im to, że ów ma permanentne problemy z logicznym myśleniem i nawet rozumowaniem na poziomie gimnazjalnym.
Koniec dyskusji - ładny, znaczy mądry i znaczy, że nasz!
Przecież Kaczyński jest brzydki.
To właśnie Newsweek wział na siebie odpowiedzialność za walkę z brzydotą prawicową  i dba, by ci “be” byli szpetni, a ci “cacy” śliczni.
W ramach odkłamywania ohydnej pisowskiej propagandy głoszącej, że mądrość nie zawsze idzie w parze z urodą, redaktor Lis zamieścił u siebie w Newsweeku, na samej okładce - cudną jak letnia stokrotka - redaktor Monikę Olejnik upiększoną odpowiednio w nieocenionym photoshopie.
Wiele uśmiechu wzbudziła u mnie reakcja na owe dzieło, wiekowego, acz ciągle bystrego redaktora Andrzeja Bobera. 
Ów, gdy cud ten ujrzał, zakrzyknął “Rany Boskie” oraz stwierdził, “…jest na niej (okładce) twarz bardzo ładnej, i bardzo młodej dziewczyny, z podpisem „Monika Olejnik”. Monikę widziałem kilka dni temu, (…) ze 100-procentową pewnością mogę zaświadczyć, że na okładce, to jednak nie ona… (cytat za wpisem Andrzeja Bobera na jego własnym blogu).
Zapewne to intelekt pani redaktor, wsparty rozumem redaktora Lisa prowadził rękę artysty upiększającego jej oblicze na fotografii, tak by piękność równoważyła jej mądrość.
Trochę jednak ów intelekt przesadził, gdyż wielu czytelników (jak Andrzej Bober) nie rozpoznało gwiazdy dziennikarstwa na okładce tgodnika. 
Na szczęście czujny redaktor Lis nakazał podpisać fotogram: MONIKA OLEJNIK.
To załatwiło sprawę.
Teraz już wiadomo.

Posiadając wielką potrzebę udania się w słusznym kierunku,  wraz z nurtem njusłykowych trendów, opracowałem poniżej kilka okładek z obliczami pięknych, bo mądrych autorytetów Tomasza Lisa. Może pan nadredaktor użyje…



"Telefony w mojej głowie" - program prezentujący telefoniczne rozmowy cwelebrytów.

Dziś Tomasz Lis w rozmowie z Grzegorzem .......
Dzięki naszym zaprzyjaźnionym wiewiórkom jesteśmy w posiadaniu ich ciekawej rozmowy telefonicznej...
 

piątek, 17 stycznia 2014

Trynkiewiczofobia


Mariusz Trynkiewicz. To temat najbardziej absorbujący najbardziej “opiniotwórcze” media w Polsce. Od ponad trzech tygodni  Mariusz Trynkiewicz dodstarcza pożywki medialnej w sposób kompleksowy wielu stacjom telewizyjnym i prasie.
Niektórym, jak np. TVNowi Trynkiewicz ratuje życie, bo temat dyżurny jakim jest podłość Kaczyńskiego i dobroć Owsiaka stają się już nudne.
Trynkiewicz, można powiedzieć spadł im z nieba.
Dzieki Trynkiewiczowi zarabiają także “specjaliści”, który wysyp w TVN jest obecnie duży.
Nie inaczej w “GW”.
Michnik z Blumsztajnem od tygodnia łamią głowy nad losem paskudnego pedofila, wymyślając co i raz nowe sposoby na powstrzymanie go przed ewentualnymi bandyckimi czynami. W wykonaniu “gazetki” jest to oprawione w ramy dbałości o los człowieka -Trynkiewicza, nurzane w humanitarnym sosie, toteż całość ubitej z tego piany jest nikłej jakości.
Dyskusja i wnioski – jałowe.
Ale temat jest i napędza czytelników-lemingów Agorze.
W nurt “trynkiewiczyzmu” rzuciła się też telewizja “publiczna” zwana “braunwizją”.
Jest i będący zawsze na czasie Polsat.
Wśród postaci polityczno-medialnych również trwa walka na najoryginalniejsze pomysły oraz prymat intelektualny.
Zamknąć go – nie zamknąć.
Wypuścić i śledzić.
Nie śledzić, bo to nieludzikie…
Inwigilować w domu – nie inwigilować.
Oczipować – może ocipieć...?
Ocipieć można od pomysłów.
Tu rej wodzą Ryszard Kalisz i Ryszrd Dziewulski. Pięknie mówią i mądrze Julia Pitera oraz Janusz Palikot, blaskiem wypowiedzi powalają Stefan Niesiołowski wraz z  Romanem Giertychem…
Tak właściwie, to cała ta hałastra medialno-polityczna, za obecny stan rzeczy czyli okres prosperity finansowo-celebryckiej winna podziękować panu Premierowi (oraz oczywiście jego Grasiowi z przyległościami), którzy jakoś dziwnym trafem spóźnili się z wprowadzeniem w życie ustwy o odseparowaniu sprawców wyjątkowo okrutnych przestępstw, dzięki czemu już za tydzień Trynkiewicz będzie sobie hasał po kraju jak nie przymierzając pan Tusk po boisku.
Sprawa Trynkiewicza, już całkiem poważnie - spędza też sen z oczu boleściwie nam panującego pana prezydenta Komorowskiego.
Zazwyczaj dający swój cenny acz ciepły głos w sytuacjach nadzwyczaj ważnych (tsunami, ludobójstwo, Majdan), władca żyrandola w Belwederze wyraził głębokie zaniepokojenie sytuacją w kraju po uwolnieniu Trynkiewicza z zakładu karnego. 
Jak to jest w jego zwyczaju, po ojcowsku acz stanowczo, zganił wszytskich wokoło I pogroził palcem za dotychczasowe zaniechania prawne… Do samego Trynkiewicza nie odniósł się.
Może szkoda, ale istnieje prawdopodobieństwo, że Pani Komorowska odwiedzi wkrótce Mariusza Trynkiewicza z pączkami oraz kawą i porozmawia jak matka narodu z marnotrawnym synem.
W końcu rolą prezydentostwa jest łagodzenie konfliktów społecznych.
W efekcie przytulenia do serca Trynkiewicza przestanie od od zaraz nosić mordercze i pedofilskie zamiary, co zostanie natychmiast odczytane jako sukces władzy.
Póki co, fala wątpliwości - kogo pierwszego zabije i gdzie, zalewa Polskę, choć po mojemu pierwsze co zrobi Trynkiewicz, to uda się do siedziby partii Janusza Palikota i wstąpi w szergi “Twojego Ruchu”.
Tam i poglądy bratnie i zamiłowania wspólne i orientacje podobne… Razem raźniej.
Dopiero później (oby nie) będzie próbował gwałcić i mordować.

Czy istnieje problem Trynkiewicza?
Istnieje.
Czy musiał zaistnieć?
Na to pytanie niech odpowiedzą wielbiciele humanitaryzmu, którzy likwidując w polskim prawie karę śmierci zafundowali nam 25 lat utrzymywania mordercy i obecny strach przed jego powrotem na łono społeczeństwa.

środa, 15 stycznia 2014

Pan Tik - Tak. Platforma Obywatelska - dzieciom!

Znany i lubiany Pan Sławek, skoro już zadbał o przyszłość swoją, swojej żony oraz dziatek, postanowił zadbać o inne dzieci i nagrał specjalnie dla nich lubianą i popularną piosenkę z niegdyś lubianej przez najmłodszych audycji... Uffff.....


niedziela, 12 stycznia 2014

Alkoholowe przypadki pana P.


 
Pierwszy „ruchacz“ III RP – Janusz Palikot czyli „Pan P.“ znalazł sobie nowe poletko do uprawy.  Jest to pozorowana walka z pijanymi kierowcami.
W ostatnim tygodniu sporo można było poczytać i posłuchać o tym, jak to Palikot i jego partia będą walczyli z pijanymi za kierownicą.
Trzeba przyznać, że ogólna wizja sposobu na katowania pijaków-kierowców różniła się dość bardzo od tej prezentowanej przez resztę partii politycnych.
 Tu też Palikot musiał być oryginalny, toteż na przykład nie zaostrzenie kar a leczenie pijanych kierowców stało się propozycją Twojego Ruchu.
W dobie totalnej zapaści publicznej służby zdrowia oraz nawet rocznych terminów zapisów do lekarzy specjalistów, jest to bardzo dobry pomysł, ale... dla zatrzymanych,  pijanych kierowców.
Już tylko formalnym wydaje sie być pytanie dotyczące po co leczyć tych którzy nie są chorzy a tylko „nawalili się“ tak, ot jednorazowo i okolicznościowo.
Ale nie w tym rzecz....
Rzecz w tym, że naczelny medyk III RP, specjalista od leczenia choroby alkoholowej sam nie jest w pełni zdrowy. Na to wskazują fakty.

Otórz, 30 grudnia 2009 roku należący do Janusza Palikota biały Land Rover LUB F 504 uderzył w inne auto w Suwałkach i odjechał z miejsca zdarzenia. Kierowca forda nie rozpoznał kierowcy, ale zapisał numer uciekającego samochodu.
Poczatkowo Palikot zaprzeczył wszystkiemu, ale w końcu przyznał, że samochód należy do niego, lecz nie on kierował nim.
W końcu poseł przedstawił ofiarnego kozła – pracownika jego firmy z Dzierwan, który to przyznał się do kierowania pojazdem i za niewielkie „oznaki wdzięczności“ zgodził się wziąć na siebie odpowiedzialność za stłuczkę.
Co szkodziło Palikotowi przyznać sie do nic nie znaczącej kolizji?
Alkohol! Tego samego dnia, kilka godzin przed zdarzeniem wiele osób widziało go w restauracji na rynku w Suwałkach, gdzie pił brandy. Tam też widziano białego Land Rovera o numerach rejestracyjnych LUB F 504.

Niecały rok później znów zamiłowanie do kielicha pozwoliło Januszowi Palkotowi spowodować małą kolizję, tym razem z budką portierni.
23 grudnia 2010 roku pełen werwy i będąc „na dopigu“ szef „Twojego Ruchu“ brawurowo przydzwonił na Augustówce w portiernię jadąc na spotkanie do TVNu.
Ówczesne oświadczenie stacji, winą za incydent obarczało stan nawierzchni, która to w skutek nadmiernych opadów oraz mrozu nie poprawiała komfortu jazdy.
Dziwnym zbiegiem okolicznosćie tego dnia i w tych godzinach na Augustówkę wjechało wiele osób – bez najmniejszych trudności i poślizgów.
W efekcie wypadku, portier znalazł się na masce samochodu Palikota a sam Palikot próbujący wydostać się z pojazdu, wykonał dwa piruety i ulokował się w pozycji horyzontalnej na ruinach portierni.
Oczywiścei żadnej sprawy nie było. TVN nie wnosił żadnych roszczeń w stosunku do Palikota ani nawet nie powiadomił o całym zajściu policji. Zostało jak w rodzinie....
Jedynym świadkiem wypadku ale także i odbiorcą alkoholowych wyziewów posła był biedny portier, który musiał znosić pijackie połajania nie mogącego utrzmać sie na własnych nogach posła.

Nie pierwszy to już raz będąc „po wódce“ Palikot pokazuje prawdziwą twarz. Dziwnym zbiegiem okolicznosci alkohol najbardziej smakuje mu przed podróżą a najlepiej trawi się w środkach lokomocji.
10.II.2010 roku Janusz Palikot spadł ze schodów na lotnisku w Stambule. Ot, wracał sobie chłopina z wycieczki do Indii i podczas międzylądowania wykopyrtnął się na schodach. Asystent społeczny posła o okolicznościach nie mówił, za to szczegółowo informował o obrażeniach - klatki piersiowej i jamy brzusznej.
W odróżnieniu od asystenta, wiele na temat stanu nietrzeźwości Palikota mięli do powiedzenia współpasażerowie oraz obsługa samolotu.
Najwięcej jednak ubawu obserwatorom dostarczył w sztok pijany Palikot już na płycie lotniska w Stambule, po której to musieli transportować go pod pachy uczynni ludzie.
Niestety opuścili go przed schodami i.... stało się.
Na lotnisku w Polsce z wózkiem inwalidzkim czekał jednak na niego w/w asystent.
Zabrał posła na oddział ratunkowy Szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Lublinie.
Może więc teorię o leczeniu pijanych Palikot opracował właśnie wtedy i na własnym przykładzie.

wtorek, 7 stycznia 2014

4 powody dla których Palikot mógł pomóc matce rozstać sie z życiem.


Po woli, po woli sprawa i okoliczności śmierci Czesławy Palikot odchodzą w niepamięć. Prokuratura jakoś sprytnie zamiotła sprawę pod dywan, nie sprawdzając wszystkich faktów.
Wyszło na to, że biedna Palikotowa z własnej i nie przymuszonej woli wyfrunęła przez okno na piętrze letniskowego domu syna i pozbawiła się życia też z własnej i nie przymuszone woli.
Tak zrobiła, bo nie uważała albo tak też chciała uczynić.
A może jednak było inaczej?
Przecież stosunki między matką i synem nie układały się jak powinny.
Jak mówią sąsiedzi i znajomi Czesławy Palikot,  już od bardzo długiego czasu Janusz nie interesował się matką a ona mając do niego za to wielki żal, przeklinała ponoć syna.
W ostatnich latach choroba Alzheimera u starej matki spowodowała zmiany w zachowaniu, do tego stopnia, że staruszka stała się zagrożeniem dla innych nie mówiąc o jej samej.
W tej sytuacji Janusz, jako dobry syn (na pokaz) musiał reagować. W końcu o braku zainteresowania matką plotkował już cały Biłgoraj a tu słupki wyborcze spadają i poparcie topnieje.
W końcu, w skutek interwencji lokatorów domu, gdzie mieszkała staruszka, Janusz Palikot zgodził się zabrać matkę do własnej posiadłości na wsi.
Miało to wyglądać na synowską troskę a jak się okazało skończyło się dla staruszki wypadnięciem przez okno.
Zastanówmy się czy i dlaczego syn mógł  pomóc Czesławie Palikot rozstać się z życiem?
Są aż cztery powody.
Powód numer 1:  
Matka nienawidziła syna za jego stosunek do ludzi oraz radykalną zmianę w poglądach politycznych na lewacko-antykościelne. Wstyd przed sąsiadami oraz resztą rodziny był tak wielki, że zaczęła publicznie wypominać synowi jego błędy oraz piętnować jego poglądy. Dla Janusza Palikota stało się to nie do przyjęcia wobec i tak topniejącego poparcia politycznego. Na publiczną krytykę ze strony matki nie mógł sobie pozwolić.
Powód numer 2:
Czesława Palikot, po śmierci męża stała się właścicielką sporych oszczędności zgromadzonych przez lata oraz wniesionych przez męża - Mariana Palikota „w posagu“, a pochodzących z niejasnych źródeł (lata 1943-1944).  Jako, że mąż jej był z synem skonfliktowany również – nie przepisał synowi w testamencie ani złotówki.
Tak to cały majątek należał ostatnimi laty do Czesławy Palikot. Tylko w jednym przypadku majątek dziedziczył syn Janusz – w przypadku nagłej śmierci matki Czesławy (zanim spisze ona niekorzystny dla syna testament)!
Powód numer 3:
Pogłębiająca się choroba matki stała się na tyle dokuczliwa dla otoczenia, że dla wszystkich było by lepiej gdyby problem został raz na zawsze rozwiązany. Brak uczuciowego związku między matką i synem ułatwiał decyzję.
Powód numer 4:
Czesława Palikot (zapewne z skutek pogłębiającej się choroby) coraz częściej stała się nadto „wylewna“. Szczególne zagrożenie stanowiły „zwierzenia“ dotyczące najskrytszej tajemnicy rodzinnej z okresu lat 1943-44 – sprawy działalności „biznesowej“ jej męża, biłgorajskich żydów i na szybce zgromadzonego majątku rodziny.


Szokujące? Nie aż tak. Historia zna podobne przypadki. Ot, choćby sprawa gen. Świerczewskiego, którego komunistyczni współtowarysze zgrabnie pozbyli się przy pomocy UPA.
A jak później łkano i rozpaczano! Jaką żałobę oznajmiono, jakie przemówienie odpalono...
Coś jak Janusz Palikot na pogrzebie matki.


piątek, 3 stycznia 2014

Armand „Moralny“ Ryfiński

-->
„Naćpana hołota“ od Janusza z Biłgoraja kolejny już raz dała popis zbydlęcenia i chamstwa.
Otóż dziś, wprost z trybuny sejmowej, drugi po pierwszym szambiarzu sejmowym czyli posiadcz pretensjonalnego i głupkowatego imienia Armand (??!) - niejaki Ryfiński oskarżył wszystkie formacje polityczne (prócz oczywiście  Twojego Ruchu) o bycie „hienami cmentarnymi“ i „bazowanie na niskich pobudkach“.
Chodzi oczywiśćie o tragedię w Kamieniu Pomorskim, gdzie naćpany i pijany kierowca zabił sześć osób.
Taka była reakcja przedstawiciela partii ćpunów na próby podjęcia skutecznej regulacji przepisów prawnych, mogących zaostrzyć kary za przestępstawa pod wpływem narkotyków i alkoholu.
Że partii promującej ćpanie, takie zmiany są nie w smak – wiadomo.
Przecież Janusz Palikot – ojciec duchowy Twojego Ruchu  osobiście robi co może, aby promować narkomanie i alkoholizm.
Jara i wychwala pod niebiosa blanty a w przeszłości produkował tanie pryty czym zasłużył na dozgoną wdzięczność żulii oraz ćpunerii rynsztokowej.
Nie inaczej Ryfińki, zapatrzony w swojego „guru“.
Wprawdzie poseł Armand nie produkuje tanich winek ale zapewne z Palikotem wieczorami jara „marychę“ i walczy bohatersko o świetlaną przyszłość narkomanii.
Wszelkie oceny moralne w ustach takich ludzi są po połowie i śmieszne i straszne.
Może warto przypomnieć kilka faktów z życia tej „antyhieny cmentarnej“ „nie bazującej na niskich pobudkach“.

Armand Ryfiński, to wyjątkowo ciekawy i rodzinny człowiek.
Trzynaście tal temu, poseł Twojego Ruchu, groził śmiercią własnemu ojcu.
„Skurw…, zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam!” – odgrażał się Ryfiński.
Wtedy do Prokuratury Warszawa-Mokotów zgłosił się Zygmunt Ryfiński, ojciec obecnego posła, ze skargą na własnego syna w obawie o swoje życie. Po kilku latach procesu sąd dał wiarę zeznaniom pokrzywdzonego.

Cóż jeszcze ciekawego mówił wtedy ojciec posła?
„W 1988 r. doszedłem do wniosku, że Armand wieczorami w swoim pokoju wykonuje tajną pracę. Kiedy wchodziłem do jego pokoju, natychmiast nakrywał biurko dużym kartonem, gasił światło i wychodził z pokoju. Ponieważ to się powtarzało wiele razy, zmuszony byłem dokonać rewizji podczas jego nieobecności. Wynik rewizji był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. (…) Ujawniłem bowiem, że Armand produkuje opaski hitlerowskie ze swastykami, które zbrodniarze Niemiec nosili na lewych rękawach mundurów. Piętnaście opasek, jak również materiał do produkcji następnych oraz farby, pędzle oraz różne inne drobiazgi zniszczyłem na oczach Armanda. Wyjaśniłem Armandowi, że taką działalnością naraża się on na nienawiść wszystkich ludzi. Mogą go za to aresztować i nie znajdzie się nikt, kto będzie go bronił czy żałował. Armand oznajmił, że wspólnie z Wachowiczem opaski te sprzedawali i mieli na nie zbyt, lecz ze złości nic więcej nie chciał mi powiedzieć. Przed wyborami do parlamentu znalazłem u Armanda w pokoju kilkadziesiąt metrów płótna pochodzącego z transparentów wyborczych, z których litery zostały zniszczone. Otrzymałem wyjaśnienie od Armanda, że nocą wraz z Wachowiczem wchodzili na słupy i zrywali zawieszone transparenty. Podobno materiał z nich był potrzebny Wachowiczowi” – zeznawał przed sądem Zygmunt Ryfiński.

To były dopiero początki. Potem ojciec dostał stos wezwań na policję w sprawie wykroczeń drogowych syna, który miał się stawić na kolegium ds. wykroczeń. Na wszelkie uwagi ojca poseł odpowiadał: „Ty, k…, nie wtrącaj się w moje sprawy”. Język wyostrzył mu się jeszcze bardziej, gdy doszło do otwartego konfliktu z ojcem o mieszkanie.
Jak zeznał ojciec, jego syn chciał mu odebrać mieszkanie. Gdy ten się temu sprzeciwił, Armand Ryfiński próbował go otruć, dosypując trucizny do zupy. Groźby potwierdziła siostra Armanda - Angelika. W aktach są jej zeznania, że wiele razy słyszała jak jej brat zwracał się do ojca, wykrzykiwał: „zobaczysz skurwi.., ja cię załatwię, z mojej ręki w tym domu zginiesz". Ryfiński miał też krzyczeć: „skur...zasłużyłeś na wyrok śmierci i ja go wykonam". 
Za „darowanie ojcu życia" syn chciał od swojej siostry 60 tys. złotych, a gdy tej kwoty nie otrzymał miał, jak zeznała sąsiadka jego ojca, grozić mu publicznie, że przy pomocy kolegów z bojówek anarchistycznych i PPS zrobi porządek z mieszkaniem."  
Tak jak bardzo Armuś nie kocha tatusia, tak wielce w zamian kocha mamusię.

We wrześniu ubiegłego roku Ryfiński wraz z innym parlamentarzystą Ruchu Palikota Maciejem Mroczkiem zjawił się w Urzędzie Dzielnicy Warszawa - Mokotów. Jak wynika z relacji pracowników urzędu, po wejściu posłużyli się legitymacjami poselskimi i zwrócili się z prośbą o wgląd do akt jednej ze spraw lokalowych. "Nazwali to interwencją poselską" – mówi cytowany w materiale Jarosław Jóźwiak, dyrektor gabinetu wiceprezydenta Warszawy.

Sprawa dotyczyła 32-metrowej kawalerki na Mokotowie, której lokatorka, pani Janina, zwróciła się z wnioskiem o wykup mieszkania komunalnego po atrakcyjnej cenie. Wniosek ten został jednak odrzucony, bo kobieta nie spełniała warunków - mieszkanie od lat było zadłużone, bo nie płaciła za czynsz.

Potem okazało się, że pani Janina to… matka Armanda Ryfińskiego, tyle że w czasie interwencji nikt nie poinformował urzędników o rodzinnych powiązaniach parlamentarzysty z osobą, której problemem zdecydował się zająć.


Tak to płynie sobie wesołe i moralnie czyste życie posła Twojego Ruchu. Człowieka, który zarzuca innym bazowanie na niskich pobudkach i postępowanie na wzór hien cmentarnych.
Czysty Armiś z czystym Januszkiem dyktują nowe, postępowe wzorce moralne, a mają w partii na kim się oprzeć.
Ot, choćby były bandyta i  bejsbolowy dresiarz Penkalski (skazany niegdyś prawomocnym wyrokiem za rozboje i groźby karalne), hodowca fretek Andrzej Piątak – dręczący niczym hitlerowcy ludzi – zwierzęta w ciasnych klatkach (sprawa jest w sądzie) czy Adam Rybakowicz, który na warszawskiej starówce chwalił się policantom swoim penisem po czym na ich oczach oddał mocz w akcie uniesienia.

Inną moralność, taką bardziej nowocześnie gospodarczą prezentuje poseł Artur Dębski, który w swoim firmie lansuje nowoczesną odież z podrobionymi metkami znanych marek.

To się nazywa europejska nowoczesność.... i moralność.
Wobec powyższych faktów z życia wiernego współpracownika Janusza Palikota, nawet prawdopodobna wydaje się być teoria zakładająca, iż Czesława Palikot nie zginęła w wypadku. 
Czy przypadkiem kochany syn nie pomógł jej wyskoczyć przez okno? 
W końcu obaj panowie prezentują jedność myśli, poglądów oraz sposobów jakimi dąży się do celu.