czwartek, 5 sierpnia 2010

Czkawka po „pogardzie do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida”

Coraz ciekawiej robi się w naszym kraju. Dzisiejsza awantura sejmowa z udziałem posła Giżyńskiego i Śledzińskiej-Katarasińskiej uświadomiła wielu osobom, jak silne jest zakłamanie i obłuda elit będących obecnie u władzy.
Trzeba mieć niezły tupet oraz całkowity brak poczucia honoru i godności by odstawiać przed zgromadzeniem parlamentarnym komedię i cyrk jaki zrobiła dziś Iwona Śledzińska-Katarasińska.

Ta zasłużona towarzyszka, była członkini nieboszczki PZPR oraz redaktorka gadzinówki - Głosu Robotniczego, autorka kilku piętnujących w imię gomułkowskiej nagonki antysemickiej artykułów poczuła się dotknięta, że Zbigniew Giżyński przypomniał jej właśnie te fakty z życiorysu.

Nie dość, że poczuła się dotknięta, to jeszcze zareagowała żywo i udając prawdziwe oburzenie zażądała skierowania sprawy do Komisji Etyki Poselskiej.
Dlaczego?
Zapewne dlatego, że Śledzińskiej-Katarasińskiej nie podoba się to, że ktoś śmie przypominać jej przeszłość, gdy jako młoda, prężna aktywistka piętnowała wrogów władzy socjalistycznej gdy syjonistyczna klika czyli piąta kolumna podważała i sypała piach w tryby machiny postępu.

„Przejawy żywotności – budowa dróg i cmentarza, koncerty, rewie, konferencje z władzami niemieckimi. A wszystko to w myśl generalnej zasady przywódców syjonistycznych – bądźcie bierni (...). Można w ten sposób nabrać pogardy do naprawiaczy i weryfikatorów historii spod gwiazdy Dawida” – pisała niegdyś o żydowskich przywódcach w getcie.
Dziś Katarasińska (urlopowany pracownik Agory) ma zupełnie programowo inne poglądy. W ramach pokuty za grzechy, zadanej przez wszechmocnego „ojca nadredaktora” odbębniła swoje w jego „Gazecie Wyborczej” i teraz jest cacy.
Cacy i już, bo prawo i wyłączność o decydowaniu, kto jest antysemitą a kto nie, ma właśnie tenże nadredaktor i jego funkcjonariusze. Giżyński takiego prawa nie ma!

Powinno wystarczyć, że sama Iwona Śledzińska-Katarasińska, primo voto „Głos Robotniczy”, osobiście oznajmiła niegdyś (zapewne po konsultacji z rodziną Agora), że te antyżydowskie paszkwile nie pisała ona, a tylko jej nazwisko zostało pod nimi zamieszczone. Kropka. :))

Muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa linia obrony, która obecnie może cieszyć się dużym powodzeniem. Już wyobrażam sobie występ Jaruzelskiego i oświadczenie, że to nie on wprowadził Stan Wojenny, a tylko tak to zostało bez jego wiedzy zmanipulowane...
W każdym razie rola obrażonej „hrabini” wyszła Katarasińskiej wspaniale. Ciekawe jest, że ludzie PO posiadają takie talenty aktorskie (Boni, Katarasińska, Niesiołowski).
Szkoleni są przez Wajdę, czy co...?

A tak całkiem serio. Nie uda się Katarasińskiej wymazać tych „dokonań” z własnego życiorysu. Częściej lub rzadziej, ten smród będzie wracał do niej i dodatkowo unosił się również nad jej partyjnym środowiskiem, bo jak powiedział Pan Prezydent Elekt: „Pokaż mi swoich przyjaciół a powiem Ci kim jesteś...”

Raz już Katarasińskiej ten smród zaszkodził. W 1997 roku miała zostać ministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka. Wtedy to w „Życiu” ukazał się materiał przypominający jej przeszłość.
Ministrem nie została.
Mam nadzieję, że zaszkodzi jej to jeszcze nie raz i bezczelny oraz butny babon zniknie raz na zawsze z życia politycznego.